niedziela, 1 listopada 2015

One-shot / Bonus

Witajcie! 
Tak, wciąż żyję i wciąż tu jestem. Swoją droga to, co tutaj dzisiaj dodaję było czysto natchnione chwilą... i nie planowałam tego pisać. Szczególnie, że powinnam się uczyć na jutro. I robić "chemiczne wypracowanie". A zamiast tego piszę krótkiego shota, którego powód raczej łatwo zauważycie lub pewnie już się domyślacie. 
Możliwe, że chciałam się trochę oderwać od rzeczywistości i to było powodem mojego "tchnienia". (zmarła bliska mi osoba... dość nagle - niedługo jest pogrzeb i... trochę emocji jest)
Swoją drogą muszę przyznać, że po napisaniu tego wahałam się, czy powinnam to tu wrzucać. Z wielu powodów miałam dużą przerwę w pisaniu i mogło to wyjść trochę... no wiecie. 
Z góry też przepraszam za błędy, ale wciąż nie dostałam laptopa i pisałam to na... fanfary proszę... na telefonie! W notatkach... a tam, nie ma podkreślacza błędów. Wybaczcie mi więc, te których nie zauważyłam poprawiając tekst i kopiując go tutaj.
A tymczasem zapraszam do lektury, jej skomentowania i...
Indżojcie!

***

-Właściwie po co to robimy? - spytała dziewczynka, poprawiając sobie za duży kapelusz, który znowu zsunął się jej na oczy.
-Jak to po co?! - zawołał mężczyzna, kręcąc się po całym pokoju w poszukiwaniu swojej pomarańczowej kurtki - Żeby wystraszyć Kina! Ten maruda zachowuje się ostatnio jak stara, zdziwaczała kobieta z hordą kociąt w mieszkaniu.
-Ale po co? Wciąż nie rozumiem.
-Oh Aya, Aya. - westchnął mężczyzna zatrzymując się przed dziewczynką - Po pierwsze to taka tradycja. Po drugie tradycją jest, żeby nastraszyć zarozumiałych, aroganckich i irytujących gburów. A po trzecie... to zabawne! - zawołała mężczyzna i zaśmiał się gardłowo.
Aya posłała mu obojętne spojrzenie. W ogóle nie widziała w tym wszystkim sensu. Od kilku godzin Van Han wyrabiał dziwne rzeczy. Nawet jak na niego... Z samego rana wpadł do Domu Gildii razem z kilkoma członkiniami Serca Ciemności i chodząc wokół niej przekrzykiwali się nawzajem i robili jeden wielki, bezsensowny chaos. Potem mężczyzna zabrał ją do centrum miasta, gdzie ciągał po sklepach bez większego celu, a potem kupił cały worek pomarańczy ciesząc się z tego jak dziecko. Kiedy wrócili na Ayę zostało wciśnięte... właściwie sama nie wiedziała co to było. Chodziła już w sukienkach, ale to... było dziwne, niewygodne i miało zbyt wiele niepotrzebnych i małotradycyjnych dodatków. Sam krój sukienki jeszcze mogła zrozumieć - nie za bardzo znała się na modzie, ale ludzie miewają różne dziwactwa, więc i moda, którą tworzą lubi być dziwna. Ale po co jej był gigantyczny, zdecydowanie za duży kapelusz do szpica, dzwoneczek na szyję, buty ze zwiniętym szpicem i kawałek patyka z gwiazdką na czubku, którą Lau nazwał różdżka (choć nigdy w życiu takiej różdżki nie spotkała)? Z Renem nigdy nie robili takich rzeczy. A już tym bardziej nie ubierali na siebie gigantycznego, pomarańczowego, kulistego "czegoś", co według Van Hana miało być kostiumem pomarańczy. A właśnie takie coś założył na siebie Van Han. Zaraz po tym jak poszli do niego po "kilka rzeczy". Co oczywiście skończyło się szukaniem ich po całym domu, znalezieniem szczotki do włosów w kuble na pranie, buta w pralce (o dziwo suchego), ulubionego kubka z wygrawerowanym koszem pomarańczy w szafie i w końcu owej nieśmiertelnej, pomarańczowej kurtki pod materacem łóżka. Aya nawet nie chciała wiedzieć skąd kurtka, a właściwie płaszcz, się tam wziął. Ale za to była pod wrażeniem, że na okrągły kostium pomarańczy Van Han założył tę kurtkę... i jakimś cudem się zmieściła.
Van Han niezbyt wiele jej wytłumaczył. Mówił jedynie, że następnego dnia jest 1 listopada... albo, że obecnego dna jest 31 października. Nie rozumiała dlaczego Van Han, chce straszyć Kina... i dlaczego akurat dzisiaj... no i czemu potrzebuje do tego stroju pomarańczy. Nie znała Kina zbyt dobrze, ale raczej wątpiła, żeby przestraszył się gigantycznego cytrusa. No chyba, że ten cytrus miałby pomysły Van Hana albo chciałby go zgnieść. To już nabierało więcej sensu.

Kiedy kierowali się do gildii zauważyła, że mnóstwo ludzi chodzi po ulicach w dziwnych strojach.
-Oni też mają straszyć Kina? - spytała
-Nie. Oni mają w planach inne osoby. - odparł jej tymczasowy opiekun
-To dobrze. To by było zbyt dziwne.
-Nie ma rzeczy zbyt dziwnych, księżniczko! - Van Han zaśmiał się głośno, zwracając na siebie uwagę ludzi dookoła (o ile ktoś jeszcze nie zauważył kroczącej ulicą ogromnej, ludzkiej pomarańczy) i poklepał się w kostium, jakby klepał się w brzuch.

Pod wejściem do siedziby zobaczyli Shiroyashę, ubabraną krwią oraz owiniętego w bandaże Oriona. Van Han zmierzył córkę Luki uważnym spojrzeniem i podrapał się (dość niezdarnie z powodu kostiumu) po brodzie.
-Za kogo się przebrałaś? - spytał
-Nie widać? Za psychopatycznego, seryjnego mordercę. - odparła, unosząc przy tym w górę zakrwawiony tasak.
-To tylko farba. - powiedział spokojnie Orion, unosząc się metr nad ziemią i zupełnie ignorując zwisający i już pobrudzony ziemią kawałek bandażu - I zwierzęca krew. Ale nie było jej wystarczająco, więc potrzebna była farba. - dodał i wręczył  Van Hanowi pustą puszkę po czerwonej farbie - Możesz wyrzucić.
Mężczyzna zaśmiał się ponownie, poklepał chłopca po ramieniu i zawołał wesoło:
-Cóż za zaszczyt mnie kopnął! Toż to misja klasy S!
Potem złapał Ayę i podrzucając puszkę po farbie uznał, że wejdą drugim wejściem. A żeby było jeszcze dziwniej, wejściem o którym mówił było okno od piwnicy, obok którego stał kosz na śmieci.

-BU! - Van Han wyskoczył przed Kina z dziwną miną, która ani trochę nie była straszna. Właściwie to podchodziła raczej pod przekomiczną.
-Ha, ha. Bardzo zabawne. Nie jesteś pierwszy. - odparł chłodno blondyn, odgarniając dłuższe pasma włosów, które zaplątały się miedzy rogi i zasłaniały twarz. Dopiero wtedy Aya zauważyła, że Kin znowu chodzi w tej dziwacznej formie. A było to o tyle dziwne, że ostatnimi czasy praktyczne tego nie robił. Właściwie to odkąd się pojawiła raczej rzadko widywała go takiego - wyjątkiem były stare zdjęcia, na których zawsze tak wyglądał. Z tego co słyszała Kin był przyjacielem Rena. I podobno odkąd ten drugi "zniknął"... Kin zaprzestał notorycznego łażenia w "pół-przeobrażeniu".
Lau z pirackim kapeluszem, opaską na oku i w egzotycznym ubraniu, podszedł od tyłu do Złotego Smoka i... zastosował atak nr 1 - śmiertelna pułapka łaskotek. W wyniku czego Kin najpierw pisnął, jak dziewczyna, a potem śmiał się, ze łzami w oczach, próbując uciec przed nieprzerwanym atakiem Lau, dopóki Van Han nie skoczył na nich obydwu i przygniótł ich swoim... kostiumem.
Nie wiedziała dokładnie czemu, ale od tego dnia - 31 października, pierwszego roku jej pobytu w gildii, Kin znowu przechadzał się po ulicach miasta w swoim dziwnym "przebraniu". dopiero potem Luka wyjaśniła jej, że to ten dzień był określany mianem Haloween, czyli święta które ludzie w niektórych miejscach obchodzą przebierając się za różne RZECZY i bawią się. A potem uśmiechnęła się i dodała jeszcze, że nie sądziła, że stój w jaki wcisną Ayę, będzie strojem czarownicy.


***

Happy Haloween! Tak, wiem że spóźnione...  

sobota, 10 października 2015

„Przeszłość odciska na nas swoje piętno”

One-shot (Spin-off): „Przeszłość odciska na nas swoje piętno”
Ostrzeżenie: +18 - tekst zawiera sceny brutalne bądź nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Główna taka scena została napisana kolorem czerwonym. Czytacie na własną odpowiedzialność. 

***

Znowu przyszli. Jak zawsze. Ale zdążył się już przyzwyczaić. Wszystko powtarzało się dzień za dniem, godzina za godziną. Na początku bolało. I ciało, i duszę, i dumę. Dumę, którą już dawno stracił. Sam nie wiedział ile to wszystko już trwało. Może tydzień, może miesiąc, a może rok lub dłużej. Całkowicie stracił poczucie rzeczywistości. Ale może tak było lepiej. Mniej bolało. Nie łudził się już, że zdoła się z tego wydostać, że uwolni się. Już dawno wszystko straciło sens, a cała nadzieja uciekła.
Kiedyś jeszcze próbował uciekać. Chciał wykorzystać każdą okazję. Ale zawsze bez skutku. A potem tylko bardziej cierpiał. Przestał w końcu próbować. Teraz już nawet nie przykładali aż takiej wagi do pilnowania go.
Ale on już po prostu nie miał sił. Na nic. Kiedy przychodzili, nie wydawał z siebie już nawet żadnych dźwięków. Patrzył beznamiętnie w jeden punkt w czasie gdy oni robili z nim co chcieli.
Torturowali go i upokarzali. Traktowali jak zwykłą dziwkę. Choć przypuszczał, że nawet dziwki były lepiej traktowane od niego. Był cholerną zabawką, której niszczenie sprawiało im radość, satysfakcję i najwyraźniej również podniecało. Był mężczyzną, a mimo to brali go raz, za razem. Coraz brutalniej, w coraz bardziej obrzydliwy sposób. Przyprowadzali mężczyzn, którzy płacili za to, by wejść w niego. Starych, obleśnych, chcących ukryć swoje zainteresowania jak najgłębiej, ale nie mogący się ich pozbyć. Sapali błądząc po jego nagim, poobijanym i wychudzonym ciele. Zapach ich śmierdzących, spoconych ciał zawsze wywoływał w nim obrzydzenie. Kiedy się opierał, pozwalali na wymyślne zabawy z jego ciałem. W ramach „nauczki”. Za każdym takim razem miał ochotę się zabić, ale nie miał sił. Zupełnie. Krwawił, ale nikt nie opatrzył porządnie jego ran. Nawet się nie łudził, że to zrobią. Tylko gdy przychodził ktoś, żeby się z nim zabawić, przecierali trochę jego ciało, albo zwyczajnie oblewali lodowatą wodą. Praktycznie cały czas na jego ciele były jakieś rany. Nie było skrawka skóry, która nie byłaby naznaczona tymi wydarzeniami. Każdy mięsień krzyczał z bólu, ale jego gardło już nie dawało rady.
Ileż to już razy sfrustrowani seksualnie ludzie przychodzili i wyżywali się na nim? Albo zirytowani pracą, czy innymi rzeczami, chcieli się wyładować i poniżali go na najgorsze możliwe sposoby?  Nawet nie liczył ile razy uderzali jego głową o posadzkę. Ile razy łańcuch, czy bat smagał jego ciało. Ile razy śmiali się gdy gasili na nim swoje cygara, papierosy czy zapałki. Ale czas płynął swoim tempie. Albo niemiłosiernie się dłużąc kiedy on chciał by wszystko trwało jak najkrócej, albo skacząc szybko kiedy miał nadzieję na odpoczynek.
Aż pewnego razu wszystko się zmieniło. Nic nie trzymało się schematu. Na zewnątrz zapanował chaos. Krzyki ludzi, panika i wybuchy. Tego dnia nikt nie przyszedł. Do jego stępionych zmysłów dotarł drażniący zapach – krew. Usłyszał kroki i już wiedział, że znowu przyszli żeby zdeptać jego dumę. Zamek zatrzeszczał. Ktoś odsunął wszystkie zasuwki i powoli otworzył skrzypiące drzwi. Nie miał siły się nawet poruszyć. Nie chciał. Ale kiedy żaden cios nie nastąpił, zmusił swoją głowę żeby lekko się uniosła i obróciła. Na początku obraz nie był zbyt wyraźny. W końcu jednak był w stanie rozróżnić trzęsącego się strażnika. Nie minęło zbyt wiele czasu, a jego głowa poturlała się po posadzce, brudząc ją czerwoną posoką. Ciało strażnika upadło z głuchym hukiem.
Wtedy w drzwiach pojawiła się ona.
Jej drobna figura wydawała się złudzeniem. Kolejną iluzją wywołaną przez zszargany umysł. Czerwone włosy zafalowały majestatycznie kiedy podeszła do niego. Oczy w tym samym kolorze patrzyły na niego. Kucnęła obok, otulając go zapachem kwiatowego szamponu oraz krwi. Rozwinęła jakieś małe zawiniątko, które po chwili okazało się kocem. Cienkim, ale wystarczająco szerokim by okryć całe jego ciało.
-Jestem tutaj. Już nic ci nie grozi. Przyszłam po ciebie. Zabieram cię do domu Luc. – jej cichy szept wystarczył żeby poczuł się lepiej. Już wiedział kim jest – nie śmieciem, czy zabawką, ale bratem swojej siostry. I miał imię – Luc. Zamknął oczy i odpłynął. Ze świadomością, że jest teraz bezpieczny.

***

O mój boże… co ja napisałam. Historię Luc’a. A co gorsza… Sadyzm znowu się u mnie pojawia. Dobra, przyznaję, że i tak cudem się powstrzymałam od rozpisania tego bardziej. Faktem jest że w mojej wyobraźni było o wiele więcej bardziej szczegółowych i brutalnych scen. Nie napisałam ich jednak. Dopowiedzcie sobie resztę sami...
(Możecie to traktować jak one-shot o przeszłości, albo spin-off będący po prostu... spin-offem.)


sobota, 26 września 2015

Urodziny

Niedawno, bo 3 dni temu, blog miał swoje czwarte urodziny. I chociaż historia Ayi i Mii została jak na razie zamknięta, to ja wciąż żyję i blog również.
Tak - z okazji urodzin blogowych, mam dla was niespodziankę. Już wkrótce, czyli 10 października, pojawi się krótki OneShot... a właściwie to można go też nazwać spin-offem. Czemu dopiero wtedy? Bo na razie mam słaby dostęp do internetu i do tego co napisałam, a wolałabym najpierw sprawdzić czy w tekście nie ma jakichś błędów. Choć i na normalnym sprzęcie mogę jakichś nie zauważyć i za to z góry przepraszam.
O czym będzie shot? W "aktualnościach" macie już jego tytuł, więc myślę, że możecie się niejako domyślić tematyki. Ale uprzedzam, że nie będzie on o Ayi ani o Mii. Niemniej jednak mam nadzieję, że jednak się wam spodoba i przedstawicie mi o nim swoją opinię.
To tyle na dziś. Dzięki za wysłuchanie mojego ględzenia oraz za to, że jeszcze tu zaglądacie!

A teraz mały bonus na pożegnanie:



sobota, 12 września 2015

Symbol

Pamiętacie jak kiedyś narysowałam wam znak Serca Ciemności? Zdjęcie kiepskiej jakości robione słabym aparatem, odręcznemu rysunkowi nie oddawało jednak wystarczająco tego co chciałam wam przekazać.Dlatego udało mi się zrobić owy symbol raz jeszcze - tym razem w wersji "digital".
Ta dam!
Mógł nie wyjść idealnie, ale jestem z niego w sumie zadowolona.
Swoją drogą, nawet sobie nie wyobrażacie ile miałam z tym zachodu. Z rysowaniem go i oczywiście z samym wyglądem - było kilka opcji, ale ostatecznie do finałów dostały się tylko 3 i decyzją sędziów, obradujących w mojej głowie, wygrał ten powyższy.
Jeśli znajdę gdzieś pozostałych "finalistów" to zrobię je na kompie i wrzucę tutaj, żebyście mogli zobaczyć. A tymczasem do następnego posta!

PS. Mam napisany pewien spin-off (one-shot), ale waham się czy go dodać... również z powodu jego zawartości i... ekhem. No nie bardzo teraz wiem jak to nazwać: mocny język? brutalne sceny? lekkie gore? Jeszcze muszę to przemyśleć, ale i wasza opinia dużo dla mnie znaczy.

[Zarówno symbol jak i rysunek są mojego autorstwa. Nie rozpowszechniać i nie używać bez mojej zgody. Proszę przestrzegać praw autorskich. Dziękuję.]

piątek, 28 sierpnia 2015

Notka z postaciami

A oto obiecany post z postaciami z Serca Ciemności. Obrazki nie są moje - znalazłam je na necie, szukając, odpowiednich do moich wyobrażeń, zdjęć. (Aczkolwiek przyznaję, że nie wszystkie idealnie odpowiadają moim oczekiwaniom.) Jeśli pojawi się tu autor i bardzo nie będzie chciał by tu były, to niech spokojnie napisze i je zmienie lub usunę (lub podam, że jest autorem, jeśli sie zgodzi na taki układ).

LUKA - CHILD

REA (oficjalnie się nie pojawiła)

 KIN (w drugiej serii)

LUKA & BIG YORU

 ETNA

 ORION

LUKA 



 KIN (w epilogu)

(na początku serii)

LUC

REVIS


NEAH


RIDDLE


LENA


YORU


REN


AYAKO


MIA

LAXUS

JUVIA

piątek, 31 lipca 2015

Ogłoszenie

Witam!

Jak sam tytuł wskazuje nie jest to żaden rozdział, shot czy bonus, lecz ogłoszenie. Mam dla was nowinę. Czy dobrą, czy złą, sami musicie zdecydować.
Nie wiem czy pamiętacie, gdy mówiłam o nowym blogu o Ao no Exorcist, którego założenie rozważam. Więc tak - zdecydowałam się na to i już wkrótce pojawi się prolog (jak tylko go sprawdzę i poprawie ewentualne błędy). Wszystkie potrzebne informacje odnośnie historii znajdziecie pod adresem: http://demoniczna-krew.blogspot.com/. Oprócz tego link możecie również znaleźć na moim profilu w "moich blogach" - jak się łatwo domyślić, piszę go pod tym samym nickiem.

Mam nadzieję, że również ta historia przypadnie wam do gustu. Chociaż muszę przyznać, że będzie ona bardziej... skomplikowana i przemyślana... i może pisana w trochę innym stylu. Tym razem to nie żadne OC będzie główną postacią, ale o tym będziecie musieli się sami przekonać. Nie planuję również wątku romansowego. A przynajmniej na razie. Jeśli się jakiś pojawi, to raczej nie będzie zbyt rozbudowany. Rozdziały będą się pojawiały średnio raz w miesiącu, ale na wszelki wypadek również tam jest tablica informacyjna - Aktualności. Żeby było wam łatwiej znajduje się ona w tym samym miejscu co tutaj.

Myślę, że to tyle na dziś. Mam nadzieję, że dalej będziemy kontynuować naszą wspólną przygodę. Jeśli macie jakieś pytania, czy po prostu chcecie pogadać - piszcie. Ja naprawdę nie gryzę. A prznajmniej nie z takiego powodu. Do następnego razu!

A teraz drobny bonusik:
 

niedziela, 26 lipca 2015

EPILOG

Aya przełknęła z ślinę. Z trudem udało jej się odezwać.
-Kin… Co ty robisz? – spytała cicho, choć i tak znała odpowiedź. On drgnął i odwrócił się. Uśmiechnął się szeroko, ale było to sztuczny uśmiech. Kinowi nigdy nie wychodziło ukrywanie smutku, teraz też nie było wyjątku.
-Oh, Aya! Cóż… przyznam, że jestem dość zaskoczony twoją obecnością.
-Co ty robisz? – ponowiła pytanie, wbijając w niego swoje spojrzenie. Chłopak spoważniał i milczał, odwzajemniając przez chwilę swoje spojrzenie. Była to wymowna cisza i wystarczyła, by Aya potwierdziła swoje przypuszczenia.
-Odchodzisz? – spytała, a jej głos brzmiał pewniej niż planowała. Sama była zdziwiona swoim spokojem. Kin westchnął ciężko, uciekając wzrokiem.
-A więc to jest pożegnanie? – Kuroi zasępiła się
-Tak. Nie bądź smutna. – odparł, a na jego usta wdarł się lekki, ale tym razem szczery uśmiech – Zapewne jeszcze kiedyś się spotkamy. Chociaż nie wiem kiedy.
Dziewczyna zacisnęła jedynie usta w cienką linię. Odruchowo złapała się za swój bok, gdzie widniał symbol gildii. Dawniej Serca Ciemności, obecnie Fairy Tail. Nie spuszczała jednak wzroku z postaci przyjaciela.
-Co z Renem? Powiedziałeś mu? – Kin zaśmiał się nerwowo na to stwierdzenie – Czyli nie…
-Aya… Złamałem zasady, wiesz o tym. Ale jeszcze się zobaczymy. Obiecuję ci to. – powiedział twardo, tym razem patrząc jej w oczy.
-A więc dobrze. – westchnęła. I tak nie miała za wiele do powiedzenia. Znała powód takiego wyboru, chociaż go nie popierała i do tej pory skutecznie odsuwała tą myśl – Uważaj na siebie Kin. – odparła, a Drayer objął ją ramieniem.
-Będę. Opiekuj się nią Laxus. Jeśli coś jej się stanie, to choćbym miał przebyć cały świat, znajdę i zamienię w mielonkę.
-Nie musisz się o to martwić. Takiej konieczności nie będzie. Nie pozwolę jej skrzywdzić. – odparł Laxus, kiwając głową na pożegnanie.
-Mam nadzieję.
-Kin… To już pora… - powiedziała cicho Yoru, która zeskoczyła nagle obok znowu pojawiając się jakby z nikąd, kiedy powietrze wokół wiru zaczęło falować.
-Ah! Racja Yoru, racja. – on, w przeciwieństwie do Ayi i Laxusa, nie wydawał się ani trochę zdziwiony obecnością kotki. – Żegnajcie…
To powiedziawszy blondyn odwrócił się i skierował swoje kroki w stronę świecącej wyrwy w przestrzeni. Zbyt dużo narozrabiał i pokazał się ludziom. Złamał zasady, które go obowiązywały. Przez najbliższe lata, będzie w miejscu, gdzie żaden człowiek nie jest w stanie dotrzeć. Zapewne zapadnie w sen, by nie nudzić się przez ten czas.
Ah… Bycie smokiem jest takie kłopotliwe…”

Po bladym policzku pani cienia spłynęła pojedyncza łza. Ostatnia w jej życiu. Postanowiła, że już nigdy nie uroni żadnej. Ostatecznie i definitywnie. A przynajmniej nie ze smutku. Nigdy nie okazywała swoich uczuć publicznie, a tym bardziej nie płakała na oczach innych. A przynajmniej kiedyś tak było. Co prawda teraz była to tylko jedna łza, ale wciąż… tak bardzo się zmieniła przez ten czas. Fairy Tail ją zmieniło… Mia ją zmieniła… Tak bardzo… Czy była szczęśliwa? Tak – w końcu zaznała szczęścia. I już nigdy nie wypuści go z rąk. Nie da sobie odebrać tego co kocha. Nie pozwoli sobie na ponowną „karę”. Nie da komukolwiek zabrać jej tych ludzi sprzed oczu. Może to trochę egoistyczne, ale… po tym co przeszła chyba miała takie prawo, czyż nie? I czy to nie po części egoizm skłania ludzi by coś chronić? Bo nie chcą cierpieć? Nie chcą żeby ktoś cierpiał przez ich głupie zachowanie? Ona też tego nie chciała. Tym razem nie pozwoli by życie przeleciało jej przez palce niczym piasek. Nie pozwoli losowi zmienić swojego życia tak, by zamartwiać ludzi w jej pobliżu i sprawiać by cierpieli. Już nie… koniec z tym wiecznym karaniem siebie… pora sobie w końcu wybaczyć. Bo co z tego, że będzie się odtrącać innych, gdy boi się ponownej straty? I tak w końcu ktoś przełamie taki mur, a ty nie będziesz wiedział którą drogą pójść gdy stanie się coś złego. Aż w końcu pogrążysz się w jeszcze większej rozpaczy i poczuciu winy. Błędne koło…
Jak więc należy odpokutować? Żyjąc i pomagając innym z uśmiechem i jednocześnie mając świadomość całego swojego życia i wyborów. I należy żyć z tymi wyborami… Przeciwstawiać się losowi.
Spuściła głowę, wzdychając ciężko.
-Płacz nie jest niczym złym. – odezwał się Laxus
-Nie płaczę. To tylko… łza pożegnania dla tego idioty i jednocześnie powitania nowego życia.
Drayer spojrzał na nią i niewiele myśląc, przyciągnął do siebie jedną ręką i przytulił, gładząc lekko dziewczynę po plecach. Nie odtrąciła tego gestu. Oparła się o niego i pozwoliła zalewać się przyjemnemu ciepłu. Stali tak przez chwilę, żadne nie odzywając się ani słowem, aż w końcu Aya odsunęła się gwałtownie i mocno poklepała po policzkach.
-No! Koniec tej melancholii! Wracajmy! Trzeba będzie jakoś przekazać tą wiadomość. – mruknęła, krzywiąc się lekko, kiedy w jej myślach pojawiły się reakcje Rena, Riddle i Leny. A przypuszczała, że i Fairy Tail też będzie miało swoje pięć minut.
Dreyar uśmiechnął się o pociągnął ją w stronę gildii.
END

***

Mam nadzieję, że się podobało. Ostatni post tego opowiadania dodany został wcześniej, bo dzisiaj są moje imieniny - tak więc taka mała niespodzianka dla was. Tak, to już oficjalnie koniec. Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną przez cały ten czas, komentowali, zostawiali swoją opinię. Jestem wam za to dozgonnie wdzięczna. Szczególne podziękowania należą się tutaj Fadziulce oraz Basi. Jesteście obie kochane i wytrwałe. 
Czasami bywało ciężko, innym razem zupełnie odwrotnie. Ale jednego jestem pewna – to opowiadania dało mi swego rodzaju pisarskie spełnienie. A to uczucie, gdy widzę, jak mój styl pisania zmienił się przez ten czas, jest naprawdę nie do opisania. Widzę, jak kiedyś pisałam i widzę jak pisze teraz. Ale nigdy tej historii nie usunę.
Drobna ciekawostka: Epilog pojawił się po 3 latach i 308 dniach od założenia bloga (czyli łącznie przeżył 1204 dni).
Czy to już koniec mojej pisarskiej przygody? Nie – wciąż będę prowadzić bloga o Naruto, na którym teraz w pełni się skupię. Planuję też założyć niedługo bloga o AnE (Ao no Exrocist), a oprócz tego wciąż pisze opowiadania do innych fandomów oraz własne opowiadania. Tak – robię coś takiego. Jeśli ktoś będzie zainteresowany, to gdy zacznę coś publikować, bądź pojawi się na Internecie jakaś moja historia, dam wam tutaj znać w poście, lub w Infromacjach po prawej stronie.
Czy będzie kiedyś druga seria? Może. Jest to dość możliwe, ponieważ mam już pewną wizję, ale niczego nie obiecuję. Nie wiem czy kiedykolwiek ten pomysł zostanie przeistoczony w pełni opisaną historię. Może, ale nie na pewno. Możecie tu zaglądać w poszukiwaniu newsów o drugiej serii lub innych opowiadaniach. Mogę też was o czymś takim poinformować, jeśli napiszecie mi o tym w komentarzu pod tym postem.
Mogą też się pojawiać krótkie shoty dotyczące tej historii, bądź notki tematyczne (np. jak kiedyś na haloween). Tutaj też obowiązuje zasada opisana powyżej – informuje o tym osoby, które napiszą mi o tym w komentarzu pod tym postem.
Za jakiś miesiąc pojawi się post z postaciami z Heart of The Darkness (zdjęcie i podpis, nie będzie żadnej historii), zatem ciekawiskich zapraszam. Nie jestem dobra w pożegnaniach, a już tym bardziej w mowach pożegnalnych, więc nie będę tego dłużej przeciągała. Raz jeszcze wszystkim wam dziękuję i żegnam was serdecznie. A na koniec mały bonus:

-A o co właściwie chodziło z tym złamaniem zasad? – Aya zachichotała, na słowa Laxusa, ale odpowiedziała
-Smokom nie wolno mieszać się w sprawy ludzi. – powiedziała i zamilkła, ani myśląc o kontynuowaniu wyjaśnień.
-A ty skąd to wiesz? – dociekał chłopak, lekko zdziwiony
-Wiem dużo rzeczy. – Dziewczyna odsunęła się od niego i uśmiechnęła się tajemniczo
-Ooohhh? – figlarny błysk pojawił się w złotych oczach Smoka Piorunów, kiedy pochylił się lekko nad brunetką – Doprawdy? Na przykład jakich? – uśmiechnął się wyzywająco
-Będziesz musiał sam się tego dowiedzieć. – zachichotała i poklepała go lekko po policzku, po czym wyminęła go i ruszyła w stronę gildii. Czas rozpocząć to nowe życie pozytywnie. Po chwilę dołączył do niej najsilniejszy z Raijinshuu, który uśmiechając się objął ją w talii, jakby oznajmiając, że z całą pewnością nie da jej spokoju w najbliższym czasie. Ale czy to źle?

[A także symbol gildii Heart of The Darkness, który narysowałam sama i również go wymyśliłam. Dlatego proszę o niekopiowanie, niewykorzystywanie, nieudostępnianie i nierozpowszechnianie tego gdziekolwiek bez mojej zgody. Dziękuję.]


[Wnętrze oczywiście jest pokolorowane, ale nie zrobiłam tego tutaj, żeby był bardziej „czytelny”.]


poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 45


Nie wiem jakim cudem, ale rozdział jest. Bardzo was przepraszam za to opóźnienie (tak wiem, że jest ono tygodniowe), ale niestety było to niezależne ode mnie. Nie miałam dostępu do Internetu (router mi nawalał i poszedł do naprawy), a z racji, że rozdział wciąż był na laptopie… nie miałam jak go wrzucić. Tak… nie pomyślałam, żeby i tym razem „zaplanować” publikację. Wybaczcie, ale nie sądziłam, że mój pech (który ostatnio mnie prześladuje) jeszcze bardziej wzmocni swoją działalność. Szczególnie, że zdawał się znikać. Ale cóż… bywa. Mam nadzieję, że ci co to jednak czytają, wybaczą mi to. Tym razem nie informuje o rozdziale - tak trochę nie mam czasu.
Rozdział co prawda trochę krótki, ale mamy całkiem sporo opisów, a dodatkowo kolejna notka pojawi się już naprawdę szybko, ponieważ będzie to epilog. Tak, rozdział 45-y jest ostatnim numerowanym rozdziałem „głównej serii” (że tak powiem) i po nim jedynie czeka was owy epilog. Na tym się nasza przygoda skończy. I tego nie zmienimy.

***

Dziwnie dobry humor, który dopadł Juvie, Lucy, Riddle, Ever oraz Ayę, ani myślał mijać. Co mądrzejsi członkowie gildii starali się trzymać od nich z daleka. Choć wiedzieli, że tak naprawdę nie byłoby gdzie uciec.
-Ej, moment… widział ktoś Elfmana? – Natsu zaczął rozglądać się w poszukiwaniu kolegi, który jeszcze przed chwilą brał udział w walce. Jednak nigdzie nie mógł dostrzec białej, szpiczastej czupryny.
W pewnym momencie rozległ się krzyk i z jakiegoś pomieszczenia wypadł… Elfman z kolorowymi kokardkami na włosach. Z przerażeniem na twarzy rzucił się w stronę baru i schował za kawałkami drewna. Nie minęła chwila, a pojawiły też się dziewczyny, które miały ogromny ubaw.
-Po prostu nie wierzę, że się udało! – zapiała Hagane, a Aya poklepała ją po ramieniu, samej trzymając się za brzuch. Lucy ocierała łzy, chichrając się jak szalona, a Juvia i Ever… starały się powstrzymać śmiech, jednocześnie robiąc zdjęcia.
-Dobra… teraz pora na-
Ever niedane byli do kończy, bo na podłodze pojawił się cień, a z niego został wyciągnięty tak samo „upiększony” Bixlow. Niedługo po tym całym Fairy Tail wstrząsnął śmiech. Wszyscy byli w tak dobrych humorach, że po jakimś czasie dobrowolnie poddawali się tym jakże niezwykle modnym zabiegom. Nawet mistrz skończył z wąsami zaplecionymi w dwa warkoczyki i związanymi różowymi kokardkami. Mirajane nie omieszkała oczywiście upamiętnić tą chwilę. Mia oraz Lena również padły ofiarą kokardkowej plagi, przy czym ta druga wyglądała jakby nie mogła się zdecydować czy się z tego cieszyć czy nie.

-A tak właściwie skąd ten pomysł? – spytała Mira, kiedy już wszystko choć trochę się uspokoiło
-A! Juvia znalazła zdjęcie Gajeel-kuna z kokardką we włosach. Jeszcze z dawnych czasów. – odezwała się Lockser, ani trochę nie przejmując się, że czarnowłosy siedzi kawałek dalej i teraz uderzył czołem o blat. Dziewczyny zaśmiały się.
-No i postanowiłyśmy to powtórzyć. – odparła Riddle – Choć właściwie to zaczęło się od samego gdybania.
-Gdyby wyobraźnia oddziaływała na rzeczywistość, już dawno zniszczyłybyście ich swoimi szalonymi pomysłami. – odparła już spokojna Aya
-Oj nie bądź taka sztywna! – zawołała ponownie Hagane – Sama wybrałaś pierwszą ofiarę i bawiłaś się przy tym doskonale!
Kuroi nie odpowiedziała. Jedynie w milczeniu popijała sobie herbatę. Mira zachichotała na ten widok.
-Nie rób takiej poważnej miny, bo ci tak zostanie. – powiedziała wesoło Lucy.
-Nie robię poważnej miny.
-Ależ oczywiście! Jedynie się naburmuszona, a ta powaga to taka przykrywka! – pokiwała głową Riddle, ani myśląc przestać drażnić przyjaciółkę.
-Jak się tak głębiej zastanowić, to wy też powinniście łazić z kokardkami. – rozległo się za ich plecami. Odwróciły się tylko po to, żeby zobaczyć Laxusa w nowym „kokardkowym wyglądzie”. Lucy i Aya starała się powstrzymać śmiech, ale reszta nie wytrzymała. Odwróciła się ponownie i parsknęła śmiechem. Kiedy ponownie popatrzyły na ten niecodzienny obraz, zmroziło je. I nie, Dreyar nie był wściekły, ale za to uśmiechał się złowieszczo i trzymał śmiercionośne narzędzie zbrodni. Kokardki.
Dziewczyny zerwały się z miejsca, ale szybko zostały wyłapane przez pozostałych członków gildii.

-No! I Teraz wszystko jest na swoim miejscu! – zawołał Bixlow, kiedy oglądał efekt pracy swoich przyjaciół. Dziewczyny może nie wyglądały tak śmiesznie jak chłopacy, ale i tak było zabawnie oglądać te zmagania.
-Dobra dzieciarnia! – zawołała Macao – Wszyscy ustawiamy się do zdjęcia! Nie ma wymówek!
Zapanował jeden wielki chaos. Ale raczej nie było nikogo, kto zaklinałby się pod niebiosa, że nie będzie na zdjęciu. Za to Mia powitała tą informację z okrzykiem radości. Cała w skowronkach podbiegała do Ayi i zaczęła ją ciągnąć na miejsce zbiórki.
-Choć sensei! Trzeba uwiecznić tą chwilę! – zawołała. Kuroi jedynie westchnęła i dała się pociągnąć. Czekając aż i reszta się ustawi, Mia na chwilę odbiegła, a po chwili wróciła z całym Raijinshuu.
-To o co chodzi z tą ważną sprawą, młoda? – zapytał Bixlow. Aya popatrzyła na nich ze zdziwienie, a kiedy dotarło do niej o co chodzi, tylko cudem powstrzymała chichot.
-Jak to o co? O zdjęcie! Macie stać obok! – zawołała, krzyżując ręce na klatce piersiowej i tupiąc nogą. Cóż… Mia wciąż była dzieckiem. Miała prawo zachowywać się w ten sposób, a i jej system priorytetów mógł się różnić. Dla niej coś takiego jak zdjęcie z ważnymi dla niej osobami, jej przyjaciółmi, było bardzo ważne. Szczególnie, że nie miała ich zbyt wiele. Właściwie miała tylko dwa albo trzy zdjęcia, wszystkie zrobione z Ayą, w czasie ich podróży.
Bixlow westchnął cierpiętniczo, za co został trącony łokciem przez Frieda i zmierzony wściekłym spojrzeniem Ever. Laxus jedynie zmierzwił Mii włosy i stanął spokojnie obok, czekając aż wróżki w końcu się ogarną. Dość zaskakujące było natomiast to, że obok Frieda widać było inną zieloną czuprynę, sporo niższej od chłopaka osoby oraz. A kawałek dalej widać było czubek szpiczastej czapki Hagane. Aya rozglądnęła się, zastanawiając się kto będzie robił za fotografa. Bo jakoś wątpiła, żeby mistrz pozwolił się komuś wymigać. Sam też czerpał z tego zbyt wielką frajdę, żeby rezygnować ze zdjęcia. Z zaskoczeniem zauważyła, że Lucy wyciąga swoje magiczne klucze, a po chwili przywołała Gemini. Sobowtór blondynki wysłuchał kilku poleceń od Makarova i już po chwili trzymał w rękach aparat czekając aż wszyscy się dokładnie ustawią. Nie przepadała za zdjęciami, ale raz na jakiś czas nie zaszkodziło.
-No! Szybciutko! – zawołała Mira, klaszcząc przy tym w dłonie i poprawiając kokardki na włosach – Ustawiamy się do zdjęcia!
-Jak tak dalej pójdzie, to już nie będziemy Fairy Tail, ale Wesołe Kokarki. – mruknął ktoś z tłumu, ale dość szybko został uciszony. Po krzykach można było przypuszczać, że przez Erzę. A skoro o niej mowa, to Tytania miała ze swojego nowego wyglądy prawdziwą frajdę i śmiało można było przypuszczać, że kokardki nie opuszczą jej fryzury jeszcze przez spory okres czasy.
-Ne, sensei… A właściwie to gdzie jest Kin? Przecież on mógłby zrobić zdjęcie. – zapytała w pewnym momencie Mia.
-Nie mam pojęcia moja droga. Sama się nad tym zastanawiam. – Aya uśmiechnęła się lekko w stronę swojej uczennicy. Ta pokiwała głową i czekała na zdjęcie. A uśmiech zniknął z twarzy Kuroi. Zarówno to, jak i zmartwione spojrzenie w granatowych oczach dziewczyny, nie umknęło Laxusowi. Widział, że Złoty Smok zachowywał się ostatnio dość dziwnie i wiedział, że Aya również to zauważyła. A znając ją, nie było opcji żeby to zignorowała. A szczególnie, że Kin był dla niej bardzo ważny.
-Uśmiechnij się, albo wyjdziesz okropnie. – szepnął do niej, a brunetka wydała się zaskoczona.
-Patrz lepiej na siebie. Masz minę jakby ktoś zmusił cię to zjedzenia cytryny. – odparła ze złośliwym błyskiem w oczach, a Laxus nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. W pewnym momencie kiedy wszyscy już byli ustawieni, zaczęły się przepychanki. Ostatecznie mistrz się wkurzył, a Mia, jeszcze niedawno tak podekscytowana, stała jakoś tak smętnie. Laxus niewiele myśląc złapał ją i posadził sobie na ramionach. Dziewczynka wydała z siebie wesoły pisk, wciąż mocno trzymając rękę swojej sensei, przez co Aya najzwyczajniej w świecie straciła równowagę i dosłownie poleciała w stronę Dreyara. W tym momencie rozległo się cyknięcie i błysnął flesz. Mia zaśmiała się wesoło, kiedy Kuroi zmroziła ją złym spojrzeniem. Laxus uśmiechnął się i przerzucił rękę przez ramiona Ayi, bo Mia ani myślała puszczać dłoni zirytowanej sensei. Ale Aya, jak to Aya nie potrafiła się długo gniewać na swoją podopieczną. W efekcie całą trójka uśmiechała się głupio. I właściwie wątpili że było to coś nienormalnego czy rzucającego się w oczy, bo Fairy Tail to… Fairy Tail. Więc było pewne, że co najmniej połowa osób będzie miała głupie miny, albo pozy. Gemini w formie Lucy zrobiły jeszcze kilka zdjęć, bo wróżki nie ustały spokojnie w jednym miejscu zbyt długo.

Aya rozglądnęła się z lekkim niepokojem. Miała dziwne przeczucie. W pewnym momencie gdzieś w tłumie zamajaczyła jej rozczochrana blond czupryna, która zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Zobaczyła natomiast Neah, który miał dość nietypową minę – mieszankę złości, zaskoczenia i smutku. Rena wcięło już dawno, ale Aya przypuszczała, że przeczesywał miasto w poszukiwaniu Neah, albo siedział u niej w mieszkaniu, ale wiedziała, że nic mu się nie stało. Zresztą tak było nawet lepiej – ominęło go kokardkowe szaleństwo, z którego niewątpliwe miałby niezwykłą frajdę.
Bardziej niepokoiła ją nieobecność Kina. Jego znikanie, dziwny humor i zachowania. Coś było na rzeczy i zdecydowała się go znaleźć. Zignorowała rozmowę Raijinshuu i Mii, w której i ona sama uczestniczyła jeszcze chwilę wcześniej i ruszyła do wyjścia. Mia wydała z siebie okrzyk zdziwienia, ale było już za późno, żeby podążyła za Ayą – dziewczyna już przecisnęła się przez tłum. Uderzyła błyskawica i Laxus zniknął.

Prawie biegła w kierunku skąd wyczuwała ledwo wyczuwalny impuls energii Kina. Nie był on niczym chaotyczna fala czy gasnący płomień, więc wiedziała że jej przyjaciel nie jest w niebezpieczeństwie. A raczej nie powinien, ale… wciąż miała to dziwne uczucie, które wprawiało ją w niepokój, a energia którą wyczuwała wydawała się być… ukrywana. Zupełnie jakby Kin nie chciał żeby go znaleziono. W pewnym momencie poczuła za sobą falę mocy i okolica rozbłysła lekko. Zatrzymała się, odwróciła się i zobaczyła Laxusa. Mężczyzna patrzył na nią wyczekująco.
-Szukam Kina. Coś jest zdecydowanie nie tak. – wyjaśniła krótko i wznowiła marsz. Dreyar szybko zrównał z nią krok.
-W takim razie potowarzyszę ci. Lepiej żebyś się w nic nie wpakowała.
Aya uśmiechnęła się lekko i jedynie przyspieszyła. Ku jej zaskoczeniu kierowali się w stronę portu. Przyspieszyła, kiedy wyczuwała dziwne zawirowania magiczne. Skręciła gwałtownie, ledwo utrzymując równowagę i zatrzymała się nagle. Przed nią widniał wir, z którego emanowała magia. A obok stał Kin, wyglądający tak, jak kiedyś… w półprzeobrażeniu. Jego włosy były jaśniejsze i znacznie dłuższe, błyszczące w blasku Słońca, niczym prawdziwe złoto. Na czole widniał pojedynczy róg, a policzki pokryte były złotymi, smoczymi łuskami. Na ramionach zarzucone było kolorowe haori, które unosiło się lekko, poruszane wiatrem. Kin… odchodził.

***

Zdaję sobie sprawę, że wyszło raczej krótko, ale… nie niszczmy nastroju. Epilog pojawi się prawdopodobnie za 2 tygodnie.

Do zobaczenia~!

sobota, 30 maja 2015

Rozdział 44


Nie mam siły na pisanie wstępu. Dzięki wszystkim za to, że jeszcze tu zaglądacie. Zapraszam do czytania.

***

-Naprawdę?! – do uszu wszystkich dotarł głośny pisk, będący mieszaniną radości i niedowierzenia. Nie wnikajmy już w to, jak ciężko było się przebić przez hałas panujący w gildii. Lucy uściskała swoją czerwoną, jak burak przyjaciółkę. – Gratulację Levi!
-Co się stało Lucy? – obok pojawiła się Mira – Levi-chan, dobrze się czujesz?
-Dobre wieści Mira! W końcu! – brązowe oczy Lucy błyszczały. Strauss spojrzała najpierw na nią, a potem uważnie przypatrzyła się Levi. Jej zwyczajowy uśmiech poszerzył się, a ona sama klasnęła z radością w ręce.
-To wspaniale! Wszyscy już się zastanawiali, czy ty i Gajeel, zdecydujecie się w końcu na oficjalny związek!
-Jak to wszyscy?! – Teraz nie tylko twarz Levi była czerwona. Nie zdziwiłaby się, gdyby obecnie wyglądała dosłownie jak burak.
-Gratuluję Levi. – Mira zaśmiała się i poszła głosić dobrą nowinę, kompletnie ignorując pytanie Mcgarden.
-Lu-chan?! – ale Lucy tylko się zaśmiała i poklepała ją po plecach.
-Idę poszukać Gajeela. Musze z nim poważnie porozmawiać. – po tych słowach zniknęła wśród ludzi, pozostawiając Levi z niejasnym wrażeniem, że to nie będzie zbyt przyjemna rozmowa dla jej chłopaka. Tak, teraz mogła oficjalnie go tak nazywać. To było tak niesamowite, że aż nierealne. Na samą myśl, uśmiech sam cisnął się jej na usta. Była szczęśliwa. Wojna się skończyła, Fairy Tail odzyskiwało siły, ona i Gajeel oficjalnie zostali parą. Wszystko się układało. Nie mogła być bardziej szczęśliwa! No… może jeszcze gdyby tylko dziewczyny zajęły się swoimi „chłopakami” zamiast wypytywać ją o wszystkie szczegóły…

-Jak najbardziej popieram to, ale pamiętaj… że jeśli robisz to tylko dlatego, że pomyślałeś że w każdej chwili możecie umrzeć, to powinieneś przestać. W ten sposób jeszcze bardziej będziecie cierpieć.
-Nigdy nie pozwoliłbym, żeby-
-Nie. Nie pozwoliłbyś. Ale dopuszczasz do siebie myśl, że możesz kiedyś przegrać życie. A to sprawi, że będzie cierpiała. Nawet bardziej niż gdybyście się nie zdecydowali.
-Chcesz mi powiedzieć, że powinienem…
-Nie staram się ci powiedzieć co powinieneś zrobić. Ty sam musisz podjąć decyzję. Chcę tylko, żebyś miał pełną świadomość. Jeśli jednak robisz to z egoistycznych pobudek… z chęci naprawdę bycia szczęśliwym… To masz o to szczęście walczyć nawet mocniej niż dotychczas. Z myślą w głowie „nie pozwolę jej cierpieć.”
-Co? Chyba nie rozumiem…
-Chcę, żebyś walczył o wasze szczęście, jeśli będzie trzeba. Z całych sił, a nie myślał, że już nie musisz, bo zrobiłeś krok w kierunku szczęścia. Czasami egoizm nie jest zły, jeśli chodzi o bycie z kimś, szukanie szczęścia. A wtedy nigdy nie jest w pełni egoizmem, bo pragnie się szczęścia też tej drugiej osoby.
-Musisz mówić takie pokręcone rzeczy? Rany kobieto!
-Chodzi mi o to, że jeśli chcesz być z nią, tylko dlatego, żeby zdążyć przed śmiercią, a potem się poddać, to tego nie rób. Jeśli jednak będziesz walczyć z całych sił o wasze szczęście, to zasługujesz na to. Nie ważne co zrobiłeś kiedyś. Jeśli twoje egoistyczne myślenie o byciu z nią, sprawi że będzie szczęśliwa, to ten egoizm nie jest zły. Pragnienie szczęścia i miłości nie jest złe. I każdy na nie zasługuje.
-Wiesz… mam wrażenie, jakbyś sama się przy okazji próbowała przekonać do tych słów. 
-Pff! Jak na kretyna kierującego się zwierzęcym instynktem, potrafisz być jednak czasami spostrzegawczy.
-Bardzo zabawne! Normalnie kawał roku! Słuchaj Aya, nie jestem dobry w przemowach… Wiem, że obwiniasz się o wiele rzeczy z przeszłości… ale skoro wszyscy mogą dostać drugą szansę, to ty też.
-Ja już swoją zmarnowałam Gajeel.
-Jak to zmarnowałaś?
-To moje przybycie do Fairy Tail sprowadziło na was wszystkich kłopoty.
-Przestań pieprzyć. Jedyną osobą jaką ktokolwiek może obwiniać, jest ten czerwony dupek. Nawet i bez twojego pojawienia się, mógłby zawitać do Magnolii. A jeśli by cie tu nie było… prawdopodobnie byśmy przegrali. Wraz z tobą pojawił się ten głupi smok, twój brat i wasza mistrzyni.
-Odpowiadamy za niego. Należał kiedyś do Serca Ciemności.
-Jakbyśmy tak na to patrzyli, to sam nie należałbym nawet do Fairy Tail.
-To co innego.
-To samo. I wszyscy tak uważamy.
-Ale nie mówiliśmy o mnie.
-Cóż… wyglądałaś jakby ktoś musiał cie przekonać do twoich własnych racji. I wiesz co? Mam wrażenie, że wyglądasz trochę inaczej. Chociaż w sumie tak samo…
-Naprawdę jesteś kretynem Gajeel. Ale kretynem, z którym Levi będzie szczęśliwa. Cóż… przyszłam tu żeby ci pogratulować i ostrzec abyś nie ważył się sprawić jej cierpienia, a rozmowa jakoś tak nam trochę za bardzo spoważniała.
-Wzięłabyś ty się wreszcie za własne sprawy sercowe! A nie robiła mi z mózgu jeszcze większą papkę!
-Przyznajesz się zatem do własnego upośledzenia? Jak miło! A tak poważnie, to mam wiele do przemyślenia. Ale najpierw muszę znaleźć Kina. Zachowuje się ostatnio naprawdę dziwnie.
-Spytaj swojego byłego. Gadali ostatnio z dziwnie poważnymi minami.
-Tak zrobię. Dzięki Gajeel.
-Chociaż w sumie nie rozumiem za co do końca mi dziękujesz, bo wątpię żeby to było za tą informację, to nie ma sprawy. Ja też jestem ci winny podziękowania.
-Mniejsza o to. Przygotuj się lepiej psychicznie na wielką imprezę w Fairy Tail. Jestem pewna, że nie przepuszczą takiej okazji. Zobaczymy się pewnie tam.
-Na pewno. Chociaż wolałbym nie mieć więcej styczności z „praniem mózgu” w twoim wykonaniu.
-Zastanowię się nad tym!

-Aya-sama! – Mia natychmiast rzuciła się na nią, choć ledwo zdążyła przekroczyć próg już prawie odbudowanej gildii – ledwo zaczęliśmy, a Fried już się upił!
Aya stłumiła parsknięcie. Rozejrzała się i od razu zobaczyła Frieda, który najwyraźniej nie czuł się już zbyt dobrze. Lena siedziała przy nim i poklepywała lekko po plecach. Kawałek dalej siedziała Cana śmiejąc się w niebogłosy. Łatwo było się domyślić co się stało, ale Kuroi w życiu by nie pomyślała, że Fairy Tail jest jeszcze ktoś na tyle naiwny by wierzyć, że wygra z Caną pijacki pojedynek. Zakończenie tego było do przewidzenia. Chociaż Aya nie przypuszczała, że ta trawiasta dwójka tak szybko się do siebie zbliżyła. Podejrzewała co prawda, co może wyniknąć z ich poznania, ale żeby tak z prędkością światła? Chyba, że to ona była zbyt wolna w tych sprawach, a nie inni za szybcy.
-Mia, wiesz może gdzie jest Kin?
-Nigdzie nie widziałam tej przerośniętej gadziny. – odparła naburmuszona
-Ciekawe określenie – zaśmiała się Aya, wiedząc że Mia wcale nie myśli źle o Kinie. Na dodatek słowa te nie odbiegały zbytnio od prawdy. Kin był smokiem, który mógł wyglądać jak człowiek.
-Właściwie to… jakim cudem Kin no Baka potrafi wyglądać jak człowiek? Czy on w ogóle jest prawdziwym smokiem?
-Za dużo by wyjaśniać, ale smoki… to smoki. Potrafią wiele rzeczy.
-A ile on w końcu ma lat? Bo z tego co mówiłaś to on wcale nie jest taki stary.
-To coś w rodzaju reinkarnacji. Potęga Złotego Smoka leży w innym aspekcie niż potęga Igneela, Acnologii czy twojego Mizuiro.
-Hm… dziwny z niego smok.
Rozmawiały dalej o wszystkim i o niczym, dawno nie czując takiego spokoju, jednocześnie idąc w stronę jednego ze stolików, przy którym siedziała Juvia, Lucy, Riddle i Evergreen. Wszystkie wyglądały na rozbawione. Nawet Ever, która rzadko ukazywała swój dobry humor.
-Co was tak rozbawiło? – Aya wyrosła z cienia tuż za nimi, klepiąc Lucy i Riddle w plecy. Dziewczyny podskoczyły z piskiem i odwróciły się w jej stronę lekko rozeźlone. Szybko jednak im przeszło, kiedy dotarło do nich pytanie od strony uśmiechniętej Ayi. Hagane machnęła ręką w stronę Kuroi, zachęcając ją żeby siadła. Pozostałe dziewczyny nie mogły się powstrzymać od chichotu.

Tego wieczoru praktycznie wszyscy bawili się wyśmienicie. Świętowali bowiem nie tylko związek swoich przyjaciół, ale również koniec tej chorej wojny. Mając jednocześnie nadzieję, na trochę dłuższy okres względnego spokoju. Chociaż zdarzały się chwilami momenty, że wszyscy zamierali, z przerażeniem wpatrując się w pewien mało rzucający się w oczy stolik, przy jednej ze ścian. Albo raczej w osoby, które przy nim siedziały. Co jakiś czas bowiem, piątka dziewczyn wybuchała głośnym śmiechem. I choć w przypadku Lucy, Juvii i Riddle nie było to aż tak szokujące i straszne, tak w wykonaniu Ever i Ayi… mroziło to krew w żyłach osobom, które je znały. Nie chodziło jednak o to, że śmiały się niczym rozszalały psychopata, ale o to że one… praktycznie nigdy się nie śmiały. Nie tak otwarcie, głośno i… i to mogło wróżyć jedynie coś niedobrego.

***

Wiem, że rozdział trochę dziwny. Ale… no sama nie wiem czemu, ale tak mi jakoś wyszło. Wena wybredną jest.
W każdym bądź razie te niedopowiedzenia w drugiej części były zaplanowane – specjalnie jest też tak, żeby nie było od razu wiadomo, kim są dwie rozmawiające osoby.
Mam nadzieję, że wyszło dobrze. Rozdział napisany w… właściwie jeden dzień. Wcześniej miałam tylko sam początek, resztę dopisałam na raz. Co jednak nie zmienia faktu, że miał naprawdę duży poślizg. Trochę z mojej winy, trochę z innych powodów. Ale co się stało to się nie odstanie. Najgorsze jest jednak to, że jak miałam wenę na napisanie tego… to akurat wychodziłam z domu na zajęcia… pisać sprawdzian. Ciężko o większego pecha, dla pisarza. 
A teraz mały bonus:




sobota, 28 marca 2015

Rozdział 43


Zabijcie mnie. Kompletnie straciłam rachubę czasu. Ostatnimi czasy jedynie siedzę nad chemią i fizyką i chyba powoli wariuje. Przepraszam za to jednodniowe opóźnienie.
Bez zbędnego wstępu, bo tak naprawdę nikt i tak go nie czyta. Rozdział jest, pomimo sporych problemów ze sprzętem. I sporych wahań nastroju. Za wszelkie błędy, których nie zauważyłam, przepraszam. A teraz zapraszam was do czytania.

***

-Do… Rady? – wykrztusiła zdziwiona Riddle. Choć ciężko było stwierdzić co było bardziej zaskakujące. Zachowanie Luki, czy to, że to Kin był osobą, która o tym wiedziała.
-Tak, do Rady. – potwierdził spokojnie.
-To czemu nam tego wcześniej nie powiedziałeś co?! – wkurzyła się blondynka, natychmiast znajdując się obok Kina.
-Nie pytałaś.
-Przecież to było oczywiste! Rany człowieku! Ogarnijże się!
-Mistrzyni nie chciała żebyście zbyt wcześnie wiedzieli. Mogłoby wam coś głupiego wpaść do głowy.
-Słucham?! – Hagane wydawała się niedowierzać temu co słyszy – Czyś ty rozum postradał?
-Kin mówi prawdę. – zupełnie z nikąd pojawił się Orion, unoszący się jak zwykle w powietrzu. – Luka-sama nie chciała, żebyście się mieszali. Ale musiała komuś powiedzieć na wypadek gdyby Radzie się coś nie podobało. Uznała też, że jeśli sama do nich przyjdzie i obu stronom zaoszczędzi kłopotów, to będą robić mniej problemów. To tak w skrócie.
-To wcale nie było „w skrócie” Orion. – powiedział Kin, masując sobie kark. Odepchnął się od ściany i włożywszy ręce do kieszeni ruszył w stronę prowizorycznego wyjścia. – A tak nawiasem mówiąc, to poszła tam też po to, żeby wyjaśnić, że Fairy Tail nie miało żadnego wpływu, ani powiązania z Luc’em. – Po tych słowach zniknął im z oczu. Już od jakiegoś czasu można było odnieść wrażenie, że coś jest z nim nie tak. Nikt jednak nie powiedział tego wprost. Uznali, że to wszystko wina ostatniej potyczki oraz tych wszystkich wrażeń, które wliczały również powrót Rena z martwych.

A skoro o starszym Kuroi mowa… zniknął gdzieś po opowieści Ayi i śmiało można było przypuszczać, że szukał Neah. Ayi opadły ręce, ale wiedziała, że teraz nic nie zdziała. Jej brat potrafił być czasami nieludzko uparty.
-Nie wiedziałem, że twój brat należy do mściwych osób. – usłyszała w pewnym momencie za sobą, a po chwili właściciel głosu usiadł obok niej. Dreyar wpatrywał się w nią z zainteresowaniem. – Nie wygląda na takiego.
-Nie jest. Po prostu jest trochę nadopiekuńczy i uparty. – westchnęła,  popijając herbatę.
-Jeśli mam być szczery, to najwyraźniej nie tylko on. Czy u was to rodzinne? Jakiś gen upartości i nadopiekuńczości sobie przekazujecie? – blondyn uśmiechnął się lekko złośliwie, kiedy Aya trąciła go w ramię.
-Bardzo zabawne! Wcale nie jestem ani nadopiekuńcza, ani uparta! No… może tylko czasami.
-Ja nic takiego nie powiedziałem. Pamiętaj, że to twoje słowa. – odparł, nie przestając się uśmiechać.
-Próbujesz ze mną wygrać w grze słów? – Aya zmrużyła śmiesznie oczy.
-Czy to wyzwanie? – błysk w oczach obojga świadczył jasno, że nie skończy się to tak łatwo
-Wyzwanie? Gdzie tam! Z łatwością bym cię pokonała, gdybym tylko chciała. – zanuciła po nosem jakąś krótką melodię, starając się ukryć uśmiech.
-Ależ naturalnie. Nigdy w to nie wątpiłem. Nie dziwię się nadopiekuńczości Rena. Bardzo łatwo pakujesz się w kłopoty.
-Oh, a więc zadawanie się z tobą przyniesie mi kłopoty? – nie mogła już powstrzymać uśmiechu – Hmm… chyba się w takim razie skuszę.
-Znowu planujesz złamać jakieś zasady? Pan „kompleks siostry” nie będzie zadowolony. Co to tym razem będzie? Włamanie do siedziby Rady, czy wrobienie w coś mistrza? – Laxus uniósł śmiesznie brwi, na co Aya parsknęła.
-Bez obaw, pozostawię twojego dziadka w spokoju. Na razie… chociaż przyznam, że perspektywa wkręcenia go wygląda niezwykle obiecująco.
Laxus zaśmiał się wesoło.

-Zmieniła się. – usłyszał zza siebie głos Neah
-Kto? Masz na myśli Aye? – to właściwie było pytanie retoryczne. Ale i tak je zadał. Oboje wiedzieli, że mowa była o Kuroi. A mimo to usłyszał odpowiedź.
-Tak. – oboje przez chwilę milczeli obserwując jak brunetka siedzi z Laxusem, bawiąc się całkiem dobrze. Neah miał rację. Zmieniła się i dobrze o tym wiedział.
-Masz racje... Nie wiem przez kogo, ale odkąd jest w FT wydaje sie inna. Aż ciężko mi uwierzyć że w tak krótkim czasie ta gildia zdobyła jej zaufanie. Nawet opowiedziała im o sobie.
-Otwarła się na nich... Masz zamiar do niej w ogóle podejść? Czemu tutaj stoisz? Kin, po co to wszystko? Twoje zachowanie…
-Nie musisz na razie nic wiedzieć. Ona też. Niech cieszy się życiem. Jest jeszcze dzieckiem, a musiała zachowywać się jak dorosła. Teraz w końcu może odetchnąć prawdziwym powietrzem. Próbować życia…
-Ahh! Zakochałem sie w niej jeszcze bardziej! – jęknął Neah.
-A ty wciąż sobie nie odpuściłeś? Po tym wszystkim?
-Tobie to łatwo mówić! Masz z nią świetny kontakt i jesteś z nią blisko! Jestem zazdrosny…
-O co? Przecież ten "kontakt" o którym mówisz nie ma nic wspólnego ze związkiem chłopak-dziewczyna. Ona jest dla mnie jak młodsza siostra. Zresztą... Gdybym choćby spróbował, to Ren by mnie chyba zabił, wcześniej brutalnie torturując. I to nie tylko on...
-Ahh... No tak... Jeszcze jest przecież twoja dziewczyna...
-To nie jest moja dziewczyna! – syknął ciut za głośno. Rozglądnął się automatycznie czy przypadkiem nie zwrócił na siebie uwagi. Stanie w ukryciu niezbyt mu wychodziło. A przynajmniej odkąd pojawił się Neah. Na szczęście nikt go nie usłyszał przez ten chaos.
-Więc kim jest? – Neah zaśmiał się na zachowanie blondyna
-Znaczy... To jest skomplikowane. To dobra osoba. Ale to nieważne. I tak nic by z tego nie było...
-Naprawdę tak uważasz?
-Tak.
-A jak jej właściwie było? – Neah uśmiechnął się drwiąco – Pozwól, że będę zgadywać. Mata… Mera… Mely?
-Meryl. – Kin poprawił go automatycznie, po czym rzucił szybko – I nie, nie ona. Zresztą nieważne. Zamknij się. Powinieneś pamiętać imiona innych członków gildii, do której należysz.
-Racja, racja. Meryl. – Neah niezbyt przejął się słowami blondyna.
-Nie pasujemy do siebie. – powiedział Kin, po dłużej chwili ciszy.
-I to ci tylko przeszkadza? To do ciebie niepodobne.
-Naprawdę możesz tak mówić? Nic by z tego nie było, powtarzam ci. Wiesz kim jestem. Ta osoba nie jest jak ja. To nie jest życie dla mnie. 
Neah milczał. Bo co miał odpowiedzieć? Kin miał rację. Nie był człowiekiem, tylko smokiem. Dla smoka nie jest normalnie żyć z człowiekiem, kochać człowieka. Jego wzrok powędrował znowu do Ayi. Zastanawiał się czy zdawała sobie sprawę z tego, jakie myśli ma Kin. Ale nie wyglądało na to. Wciąż wesoło rozmawiała z Laxusem. Uśmiechała się – tak rzadka niegdyś u niej mina.
-Nie sądzisz, że zrobiłeś już wystarczająco? – Kin wyrwał go z rozmyślań – Jeśli naprawdę byś coś do niej czuł, chciałbyś jej szczęścia. A takie życie właśnie daje jej szczęście. Szczęście, którego ty jej nie dasz. Zostaw ją w spokoju.
-Dlaczego tak nagle się wtrącasz?
-Bo to nie ma sensu. A kiedyś w końcu musiałem.
-Dlaczego zatem teraz? Tak nagle? Kin, ja nie jestem ani ślepy, ani głupi. Dziwnie się zachowujesz. Wychodzisz. A potem podglądasz z ukrycia, starając się aby nikt cię nie zauważył. Co się dzieje?
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy Neah. I daj spokój Ayi. Ostrzegam cię ostatni raz. Teraz ma Rena, który już wie co się stało. Nie pozwoli ci znowu się mieszać. Będzie ją chronił.
-Mówisz to, tak jakbyś ty już nie miał zamiaru tego robić. Albo jakbyś sam siebie w czymś upewniał.
-Wiesz, że robisz się wkurzający? Mówimy o Ayi, nie o mnie. Zostaw ją w spokoju i żyj swoim życiem.
Po tych słowach zmierzył Neah wzrokiem i odszedł, nie czekając na jego odpowiedź.

-Właściwie to powinnam ci podziękować. Znowu. – powiedziała Aya, kiedy już opuścili budynek gildii i spacerowali z dala od zgiełku i hałasu.
-Znowu? Za co? – zdziwił się Dreyar, uważnie się jej przyglądając.
-Właściwe to za wszystko. Pewnie nawet nie jesteś świadomy, że przez ten krótki czas wielokrotnie mnie uratowałeś.
-Uratowałem? Ja ciebie? Nie wiem czy pamiętasz, ale to ty wyciągałaś mnie spod łap śmierci.
Aya zaśmiała się. Lekko, wesoło i ciepło. Tak, jak od dawna nie była w stanie. Pokręciła głową. Laxus popatrzył na nią w zdziwieniu. To był pierwszy raz, kiedy słyszał jak się tak śmiała.
-Nie. Mówię o czym innym. Zdecydowanie mnie uratowałeś. Ty i Mia.
Popatrzyła na niego, po czym wyprzedziła o kilka kroków. Zatrzymał się. Nawet nie zauważył kiedy weszli do lasu. Kuroi zatrzymała się również i odwróciwszy się, popatrzyła na niego w niezrozumieniu. A on przyglądał się z zaskoczeniem, jak popołudniowe promienie słońca przebijają się przez korony drzew i padają na granatowe włosy dziewczyny, które teraz wyglądały na bardziej niebieskie niż zwykle.
Uśmiechnął się. Patrzyła na niego z zainteresowaniem, które chwilę później przerodziło się zaskoczenie. Ale nie odsunęła się...

***

Zabijcie mnie. Wiem, że trochę mało. Ale czułam, że… pasuje tutaj przerwać. Strasznie mi to pasowało. Chociaż zastanawiam się, czy nie powinnam była dać tego jednak w następnym rozdziale. Mam nadzieję, że dobrze wyszło.
Przyznam się, że taką scenę, jak tą ostatnią, pisałam chyba po raz pierwszy. Więc wybaczcie, jeśli dziwnie wyszło.
(PS. Tam specjalnie jest niedopowiedzenie.)
Następny rozdział już niedługo. Nie wiem ile nam jeszcze zostało dokładnie, ale do 50 na pewno nie dobijemy.
Liczę, że mimo wszystko się podobało. Bo jak obiecałam było mniej smętnie i patetycznie niż ostatnio (choć nie pozbyłam się całkowicie tej atmosfery).
To tyle na dzisiaj. Dzięki i czekam na szczere opinie! A z racji, że było tak krótko, drobny bonus obrazkowy:








Do następnego rozdziału~! A niewiele ich już będzie.