sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 25

Powoli zbliżamy się ku końcowi. Ostatnie rozdziały i akcje rysują się powoli w moim umyśle, tworząc wbrew pozorom rozległy obraz.
Niedługo pojawi się kilka nowych postaci, które pozornie mogą wprowadzić chaos, ale postaram się by do tego nie doszło.
Szczerze mówiąc mam już napisany epilog do tego opa, ale to jeszcze nie teraz – nie ma się co martwić. Po skończeniu opowiadania, na pewno nie odejdę ze świata blogerra. Wciąż mam wiele pomysłów, więc będę tworzyć. Planuję nawet założyć bloga o AnE, ale to po skończeniu tego. Skoro już mowa o tym, to nie wykluczam, iż później mogą się pojawić jakieś jendopartówki, nawet jeśli historia będzie skończona. I oczywiście nie odrzucę tego bloga. Jeśli będziecie chcieli coś, to śmiało piszcie. Ups. Ale taka mowa to jeszcze nie teraz. Chciałam was po prostu przygotować.
Rozdział jest na czas i mam nadzieję, że i na długość wam się w miarę spodoba.
Ilość komentarzy przemilczę. Co do bonusu - nie udało mi się zrobić jakiegoś one-shot’a, a popijawa w tym rozdziale nie bardzo mi pasowała. Zatem postanowiłam wrzucić kilka świątecznych fotek FT i planuję zabrać się za jakiś one-shot na Nowy Rok, ale nic nie obiecuję.
A teraz zapraszam do czytania!

***

---== Narrator ==---

Kolejne dni mijały magom Fairy Tail bardzo powoli i z uczuciem nieustannego napięcia. Sprawa Erzy wciąż nie została wyjaśniona. Jak się okazało, zeznania świadków były dość rozbieżne, jednak każdy mówił o czerwonowłosej kobiecie. Rada miała jednak momentami wrażenie, że mówią o 2 różnych osobach. Ale byli też tacy, którzy uważali, że właśnie o to chodziło winowajcy. Ci drudzy przypuszczali nawet opcję, jakoby reszta wróżek maczała w tym palce. I tu się okazała przydatna przezorność i czyste myślenie Pani Cienia. Otóż rada nie omieszkała sprawdzić, czy po aresztowaniu Scarlett, ktoś z gildii nie postanowił wpłynąć na zeznania i opinię ludzi. Natsu z Greyem nawet przeprosili. I choć Grey nie miał większego powodu ku temu, tak szokiem było co innego. Otóż o dziwo smok zrobił to pierwszy.
W ogóle Salamander zmienił się od przybycia tajemniczej dziewczyny. Stawał się nieobecny, mniej się palił do walki. Wszystkie te symptomy zaczęły bardzo martwić jego przyjaciół. Naturalnie Wendy i Gajeel również przeżywali ową niezwykłą wizytę, jednak to nie do nich została skierowana dziwna wiadomość. I to od Igneela. Oczywiście również chcieli się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi z nadzieję, że może natrafią na ślad swoich smoczych rodziców. Na próżno jednak.
Kolejną nienaturalną rzeczą jaka miała miejsce w środowisku Fairy Tail, było zniknięcie Kin’a. Aya przypuszczała, że się rozchorował, odkąd Yoru poinformowała ją, że blondyn nie czuł się zbyt dobrze. Dziewczyna zajęła się nieobecnością innej osoby, która z całą pewnością była martwiąca. Riddle wciąż nie dawała znaku życia. A przez to Lena zaczęła trochę panikować. Ostatecznie Yoru, pod sporym naciskiem Kuroi, oznajmiła pannie Azuri, że poszuka Hagane. Wdzięczność zielonowłosej była nie do opisania! I już tego samego wieczoru, przyszykowała kotce cały bagaż na podróż, o rozmiarach jakby kompletnie zapomniała do jakiego gatunku się wlicza. Zwierzę jednak się tym nie przejęło. Chwyciło plecak pyskiem i ruszyło w stronę wyjścia, a później do portu, ciągnąc za sobą bagaż. Czemu Lena nie poszła z nią? Otóż dostała kategoryczny zakaz od obojga znajomych: zarówno Ayi, jak i samej kotki. Argumentami było miedzy innymi zbytnie przejmowanie się i nie panowanie nad emocjami oraz brak spokoju czy opanowania. Należy dodać do tego spojrzenie którejkolwiek i Lena nie potrafiła odmówić. Cóż za siła perswazji!
Nie mniej jednak kłopoty i niedopowiedzenia jakby się namnażały. Elfman i Evergreen śmiertelnie się pokłócili, a Levi zamknęła się u siebie w pokoju i nikogo nie chciała do siebie wpuszczać? Napięcie powstałe w wyniku ostatnich sytuacji działało najwyraźniej na wszystkich. Łatwo nie było i wróżki miały wrażenie, że zamiast się polepszać, robiło się coraz gorzej. Nie mniej jednak ci, którzy jeszcze zachowali spokój i zimną krew, starali się jakoś poprawić nastrój panujący wokół. No bo co to za Fairy Tail, które jest spokojne, przygnębione i nieaktywne?
Do takich nadaktywnych osób zaliczał się Elfman. I z nie wyjaśnionych przyczyn Evergreen również. Ale tylko momentami, gdy zaczynała się kłócić z wyżej wymienionym osobnikiem. Cała sytuacja potrafiła tak rozbawić wróżki, że na moment, pewien malutki, malusieńki, wesoły humor powracał. Cana wołała do Ayi żeby się z nią napiła, Grey ściągał ubrania, Juvia prawie mdlała. Norma. Szkoda tylko, że taka krótkotrwała. Smętna atmosfera powracała równie szybko. Toteż nie ma się co dziwić, że pewna osoba w końcu się tym zirytowała. Przecież nie do takiej gildii dołączała! Kim była ta wspaniała osoba? Cóż… Była to najmłodsza Kuroi. A dokładniej Mia. Nie można przecież zapomnieć, że odkąd Aya się nią zajęła, dziewczynka przyjęła jej nazwisko.
A zatem młoda smocza zabójczyni postanowiła wziąć sprawy w swoje małe, aczkolwiek bardzo sprytne ręce. Zabrała się w pierwszej kolejności za Canę. Jakimś nieznanym nikomu sposobem, po kilku chwilach rozmowy, kobieta śmiała się na całe gardło, zwracając na siebie całą uwagę gildii. Mało brakowało, a spadłaby z krzesła, wywracając swoją beczkę z alkoholem. Na szczęście udało jej się uratować zbawienny napój. Jednak kolejna śmieszna rzecz miała dopiero nadejść.
-No już, już mój skarbie. – mówiła Alberona gładząc boki beczki – Nie martw się. Mamusia nie da ci się rozlać.
Mina, z jaką mówiła brązowowłosa, sprawiła, że Fried zakrztusił się sokiem pomidorowym, który właśnie pił i zawartość jego jamy ustnej wylądowała na Bixlowie siedzącym obok. Ten wściekł się i strącił swój posiłek prosto na przechodzącą Lucy. Obaj mężczyźni oberwali po głowach od wyjątkowo agresywnej blondynki, po czym nagle zjawił się Loki (używając rzecz jasna swojej mocy by przejść do świata ludzi) i z miną seryjnego zabójcy począł gonić winowajców po całej gildii. Po drodze jakimś nieznanym sposobem popchnęli Gajeel’a, który siedział sobie spokojnie z Levi. Tak – już mu wybaczyła. Choć nie było to łatwe, rzecz jasna.
Redfox wylądował z twarzą na blacie, po czym zerwał się z wrzaskiem i staranował dwójkę innych magów, chcąc dorwać winowajcę. Levi starała się go powstrzymać, ale skończyło się na tym, że się przewróciła. Gajeel ucichł i spojrzawszy na dziewczynę, stał się przerażająco spokojny. Najpierw chwycił Mcgarden i posadził ją na krześle, a następnie zrobił jedną wielką demolkę (delikatnie mówiąc). Mia zaśmiała się nerwowo. Nie taki chciała osiągnąć efekt, ale przynajmniej przestali chodzić jak struci. W pewnym momencie zadrżała. Poczuła jakby jakieś mordercze spojrzenie zostało na nią skierowane. Odwróciła się nerwowo w tamtym kierunku i twórcą tego wzroku był nikt inny, jak Aya. Mia nie musiała się zastanawiać nad tym, czy jej nauczycielka odgadła jej zamiary i kto jest winny obecnej sytuacji w gildii. I ewidentnie jasno dawało o zrozumienia, że nie podoba jej się to. I w momencie, gdy brunetka planowała podejść do swojej uczennicy, obok niej pojawiła się nagle wesoła Alberona i podsunęła towarzyszce szklankę z alkoholem. No bo z czymże innym? Jakoś tak się złożyło, że Kuroi nie odmówiła brązowowłosej i już po chwili obie chłonęły alkohol niczym smoki, które przesadziły z siarką. Cóż… wyszło na to, że wesoła atmosfera powróciła do Fairy Tail. Chociażby na tą krótką chwilę. A trzeba zauważyć, że wesołość w tej gildii bez awantur, pijaństwa, czy latających krzeseł, nie jest prawdziwą wesołością. Toteż Mia mogła śmiało być dumna ze swojego dzieła, bo efekt wyszedł lepszy niż planowała.
Bardzo niespodziewanym był nagły wybuch śmiechu u Ayi, która była rozbawiona o tego stopnia, że wręcz leżała z głową na blacie i tłukła dłonią w stół. Z całą pewnością było to dziwne zachowanie. No bo jak inaczej nazwać takie coś ze strony wiecznie poważnej Kuroi? Kilka wróżek zebrało się dookoła i próbowało znaleźć powód, ale pijąca i śmiejąca się na zmianę Cana wraz z prawie duszącą się Panią Cienia, nie pomagały.
-Co tu się u licha dzieje? – rozległo się zza pleców gromadki
-L…laxus? – wyrwało się któremuś z magów, który ewidentnie przestraszył się widokiem Smoka Piorunów
Dreyar uniósł brew w zdziwieniu, na widok który zastał, po czym ponownie wbił uparte spojrzenie w grupkę magów, oczekując wyjaśnienia i odpowiedzi na swoje pytanie.
-Więc? – blondyn nie wyglądał wtedy na cierpliwego
-Coś… Coś im odbiło. Nagle się zaczęły śmiać i w sumie nie wiadomo z czego.
-Ty uważaj, żebym ja ci zaraz nie odbił. – mruknął i rozpędził zgromadzenie. Przez chwilę sam przyglądał się tej dość niezwykłej scenie, po czym najzwyczajniej w świecie poszedł w swoją stronę. Nim jednak dotarł w docelowe miejsce, ktoś uwiesił się na nim. Tym samobójcą okazała się Cana, która uśmiechała się dziwnie. Natomiast Aya rzucała jej wściekłe spojrzenia.
-Ne, Laxus?
-Hm?
-Tak się zastanawiam, które zrobi pierwszy krok… - zanuciła Alberona
Blondyn uniósł brew, dając do zrozumienia, że nie bardzo rozumie co dziewczyna chce mu powiedzieć. Aż nagle Kuroi zaszła Canę od tyłu i podstawiając pod nos butelkę alkoholu, wlała całą jej zawartość w dziewczynę.
-Chyba za mało wypiłaś Cana~! – powiedziała Aya, machając kolejną porcją napoju.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować, pijaczka numer 1 w Fairy Tail złapała alkohol i w mgnieniu oka wypiła, żądając ostentacyjnie kolejnej porcji. Pani Cienia posłała jej dziwny wzrok i zabrała od niej pustą butelkę, po czym z westchnieniem usiadła na swoim poprzednim miejscu. Alberona tupnęła nogą i uwiesiła się na swojej towarzyszce do picia z miną skrzywdzonego dziecka. I w tym momencie obok pojawiła się Mia wołając, że to jej rolą jest wywoływanie matczynych uczuć u Ayi. Brunetka zrobiła zbolałą minę, a Laxus nie mógł powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu.

Zabawa trwała w najlepsze. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że coś może ten porządek zaburzyć. I wtem, jak na ironię losu, coś wybuchło niedaleko, a chwilę później równie nieznana rzecz uderzyła w budynek gildii i posypał się tynk. Magowie natychmiast wybiegli przed siedzibę i zastygli w zdziwieniu. Oto ich miasto – Magnolia – było niszczone, wręcz zrównywane z ziemią. Raz, za razem jakiś budynek padał. Na niebie unosił się gigantycznych rozmiarów, magiczny statek, w kolorze zaschniętej krwi. Jego magiczna moc, była tak wielka i przytłaczająca, że nawet ci, którzy nie potrafili normalnie wyczuwać tego, trzęśli się i starali złapać oddech. Mieli wrażenie, że czują wokół siebie odór śmierci, a jakaś lodowata siła, odbiera im siły. Magowie rozpierzchli się i popędzili na pomoc mieszkańcom miasta. Zapanował chaos i panika. Nikt nie wiedział co się tak naprawdę dzieje. Los jakby się na nich uwziął. A może to nie był sam los, a ktoś zupełnie inny, kto maczał w tym palce i pociągał za sznurki z cienia? W końcu trochę za dużo tych zbiegów okoliczności.
Obecnie było jednak wiele innych ważniejszych rzeczy, niż rozwodzenie się nad tym. Ludzi wyciągano z gruzów ich własnych domów, które miały zapewnić im bezpieczeństwo. Wielu magów próbowało walczyć, ale nie wiedzieli z czym dokładnie mają do czynienia. Gdzie mieli skierować swoje ataki?
-Owaaaaa~! Ale się napaliłem! – Dragneel jak zawsze wydarł się na całe gardło i wskoczył na dach, celując w tajemniczy statek.
-Natsu! – ktoś zawołał
-Hm? O co chodzi – odwrócił się i zamarł – Riddle-san?
-Gdzie Aya?! Prędko! – dziewczyna była wyraźniej zaniepokojona
-Yy… Gdzieś tu powinna być. – odpowiedział mało konkretnie i niezbyt inteligentnie
-Ta… Bardzo mi pomogłeś. – prychnęła i pobiegła szukać Kuroi.
Pani Cienia natomiast szukała Mii. Miała niepokojące wrażenie, że coś złego może stać się jej podopiecznej. A takie przeczucia (niestety) zawsze się sprawdzają. Przynajmniej w jej przypadku. I w tym momencie wpadła na pobladłą Wendy.
-Aya-san… Mia… jest nieprzytomna. – wyszeptała
I choć panował spory hałas, to te 3 słowa „Mia jest nieprzytomna”, uderzyły brunetkę z ogromną siłą i dźwiękiem. Wraz z Marvell znalazły się ponownie w Fairy Tail, w lecznicy. Mia leżała na łóżku białą jak kreda. Podłoga wokół była mokra, jakby dziewczynka podświadomie próbowała uleczyć się swoją magią, jednak bez efektu. Obok stała Polyushka, która starała się coś zrobić, jednak i ona nie mogła nic poradzić. Zobaczywszy przybycie opiekunki, pokręciła głową.
-Nie wiem co jej jest, ani czym zostało spowodowane. Może ty wiesz, co mogło być przyczyną tej nagłej utarty przytomności?
-Nie. Może nadmierna utrata magii? – zaprzeczenie – Trucizna? – też nie – Może efekt działania obcej magii?
-Nigdy się z czymś takim nie spotkałam. To wygląda jak zwykła śpiączka, ale nie widzę żadnej przyczyny. Teoretycznie mogłaby być to czyjąś magia, ale czemu zadziałało tylko na nią? Jest tu wielu smoczych zabójców i wielu potężnych magów.
-Może dlatego, że Mia wciąż nie panuje w pełni nad swoją mocą? – wtrąciła się Wendy
-Tą opcję też bym wykluczyła. – ponownie odpowiedziała Polyushka – Jeszcze jakieś pomysły Aya-san?
-Nie. Już nic mi nie przychodzi do głowy.
-Czy aby na pewno? Mam wrażenie, że…
-Wolałabym nie dopuszczać do siebie tej myśli. Bo jeśli okazała by się prawdą… To Mia mogłaby się nigdy nie obudzić, jeśli nie znaleźlibyśmy winnego.
-Co masz na myśli Aya-san? – spytała cicho wychowanka Grandeen
-Nie pytaj Wendy. Lepiej by to nie było prawdą. Pani Polyushko, czy mogłaby się pani zająć Mią? Może jednak uda się pani coś znaleźć odnośnie jej stanu.
-Dobrze. Ten jeden raz. A teraz idźcie już! Przeszkadzacie mi! Jak ja nie lubię ludzi! – wygoniła obie dziewczyny miotłą, którą wzięła niewiadomo skąd i zamknęła za nimi drzwi. Ciche westchnięcie wydobyło się z dwóch gardeł.
-Cóż… Powinnyśmy wrócić do miasta i pomóc. – odezwał się Marvell
-Idź pierwsza. Ja postaram się dowiedzieć o co chodzi z tym statkiem.
-Może powinnam ci pomóc?
-Nie. Będziesz bardziej potrzebna tutaj. Zresztą Natsu już się tam pewnie wybrał, więc nie będę sama. Ale dobrze by było, gdyby ktoś go pilnował, bo nie należy do osób spokojnych i chłodno myślących. Może zrobić jakieś głupstwo.
-Erzy nie ma, więc może Lucy?
-Tak. Jak ją zobaczysz… no… Wierzę, że będziesz wiedziała co jej powiedzieć Wendy.
-Tak. Uważaj na siebie Aya-san.
-Nawzajem.
Wendy pobiegła i szybko zniknęła z oczu Pani Cienia. I w tym momencie brunetkę ktoś złapał za ramię. Aya automatycznie odwróciła się i podcięła tajemniczą osobą. Jakże się zdziwiła, gdy zobaczyła Riddle. Blondynka pomasowała się po obolałych miejscach i posłała przyjaciółce lekko zirytowane i zaniepokojone zarazem spojrzenie.
-Wybacz. Taki odruch. – wyszeptała Kuroi i podała niższej dłoń
-Nie ma sprawy. – skorzystała z pomocy i spojrzała w ciemne oczy wyższej dziewczyny – Jest źle. Porwali Lenę.
-Co?! Jak to?! Kto?! Kiedy?! Przecież dopiero tu była! Chciała szukać ciebie! I gdzieś ty się w ogóle podziewała? – Aya pierwszy raz od dawna spanikowała. Zbyt wiele się na nią zwaliło jak na jeden dzień.
-Zaniepokoił mnie pewna sprawa. Gdy wracałam, zobaczyłam jak ktoś niesie nieprzytomną Lenę. Starałam się coś zrobić, ale udało mi się jedynie zranić jegomościa.
-Nawet z twoją telekinezą i władzą nad metalem? – szok, niedowierzenie i poszukiwania żartu wykwitły na twarzy granatowookiej
-Niestety. Co gorsza… tym kimś okazał się ojciec Oriona. – wyszeptała Hagane i spuściła głową
-Co? – Aya pobladła – Chwila… Przecież… No i… On nie jest tak potężny. - wykrztusiła
-No właśnie. A jednak nie byłam w stanie odbić Leny. Na dodatek, czułam od niego ogromną potęgę. Jednak z całą pewnością nie należała do niego. To wyglądało tak, jakby otrzymał od kogoś moc, czy coś. W każdym bądź razie musimy coś zrobić!
-Tak… Musimy… Ale… Cholera! Nie na wiele się zdamy, nie wiedząc nawet gdzie szukać! Jedyna możliwość to ten statek, ale wątpię by byli w aż tak oczywistym miejscu.
-Może zatem właśnie dlatego tam są? – spytała Hagane, jakby samą siebie
-Najciemniej pod latarnią? To ma senes. Cóż… i tak wybierałam się na ten statek.
-Mam złe przeczucia co do tego wszystkiego. – burknęła niezadowolona Riddle
-Nie ty jedna.
-A gdzie młoda?
-W sensie, że Mia? – potwierdzenie – Nieprzytomna. Zapadła w jakąś śpiączkę czy coś.
-Yy… Ale wyjdzie z tego, co?
Aya posłała jej jedynie łagodny uśmiech i zniknęła w cieniu, pozwalając by jej magia przeniosła ją na „dach” statku. Miała nieodparte wrażenie, że tajemniczy morderca, którego ona i Laxus ostatnio mieli nieprzyjemność poznać, ma z tym jakiś związek. Tak samo oskarżenie Erzy. Tego wszystkiego było po prostu za wiele. I z całą pewnością nie mogły to być same zbiegi okoliczności. To było niemożliwe.
Stojąc na latającej maszynie, spojrzała w dół, na miasto. Całość wyglądała naprawdę źle. Z doły nie widać było, na jaką skalę były ataki i zniszczenia. Teraz to wszystko stanęło przed nią, zamachało i pokazało się w pełnej krasie. Z każdego miejsca w mieście unosił się dym, bądź pył. Wybrzeże i port wyglądały jak po przejściu tornada. Ludzie biegali zrozpaczeni tam i z powrotem. Dzieci płakały, a matki szukały swoich pociech i bliskich, z którymi rozdzieliły się w tym chaosie. Tak nie powinno być. Co gorsza, cały ten obraz przypominał jej „Tragedię Serca” sprzed lat. A to było bardzo, bardzo niepokojące.

***

Mam nadzieję, że się wam podobało. Rozdział wyszedł nawet nieźle (moim zdaniem). Tym razem liczę na trochę więcej komentarzy ;). Bądźcie hojni na święta co? Paluszki was nie rozbolą od napisania kilku słów opinii.
A skoro o świętach mowa… Wszystkiego najlepszego! Tydzień temu odkryłam, że jeszcze pamiętam jak się gra na flecie prostym (w podstawówce się uczyłam i wciąż pamiętam! Ludzie!) I czy tylko ja zamiast kolęd słucham obecnie innej muzyki? Cóż… Nie wiem czy się śmiać, czy załamywać.







Mam nadzieję, że świąteczny bonus wam się podoba. Jak już mówiłam przed rozdziałem, staram się naskrobać jakiś noworoczny przerywnik, ale nic nie obiecuję. Wena mnie trochę opuszcza, ale większym problemem jest moje zmęczenie. Zamiast w święta odpoczywać, mam w cholerę roboty! No dobsz… Nie narzekam już.
Następny rozdział planowany na: 11/25 stycznia 2014 roku. Pomyłki nie ma. Normalnie byłby 18-ego, ale wtedy mam studniówkę, a na 11 nie wiem czy się wyrobię. Pozdrawiam serdecznie wszystkich! Enjoy~!

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 24

A zatem rozdział jest. Nim się zorientowałam, pojawił się termin. Wybaczcie zatem, że notka nie pojawiła się wczoraj, ale straciłam rachubę czasu (należy jeszcze dodać złośliwość losu, czyli brak internetu cały dzień, przez co nawet nie było sensu siedzieć na kompie). Już pominę to, że myślałam, że jest 4-ty grudnia. Aż wstyd się przyznać. W ogóle z przerażającym szokiem, dociera do mnie, że już grudzień. Wciąż mam ochotę wszędzie pisać listopad jako obecny miesiąc. 
Bardzo dziękuję za cierpliwość. Tym razem rozdział jest trochę dłuższy, akcji również więcej… Mam nadzieję, że spodoba wam się.
Co do ilości komentarzy… Cóż... nie jest tak źle, jak poprzednio, ale to wciąż smutne widzieć tak małą ilość. 
No nic! Zapraszam do czytania!

***

---== Narrator ==---
Gdzieś w ciemnym lesie, na kompletnym odludziu, rozniósł się trzask płomieni. Jego źródło znajdowało się w dziwnej grocie, która została rozjaśniona kolorowym ogniem. A dokładniej ujmując zielonym. Jego lekki blask padał na postać siedzącą po turecku kawałek dalej i zwróconą w jego stronę. Była to młoda kobieta o jasnych włosach, które w tej chwili falowały na wietrze. Przez przymknięte powieki nie można było dostrzec koloru oczu. Dłonie położyła na kolanach, wierzchem do dołu. Na ich wewnętrznej stronie widniały dziwne znaki.
Nagle płomienie zmieniły kolor na czarny. Z nich zaczęły kształtować się litery oraz kształty postaci. Kobieta uchyliła lekko oczy i przyjrzała się temu, co pokazał ogień. Ogień zniknął i pozostało tylko żarzące się drewno. Ona natomiast posiedziała jeszcze przez jakiś czas, po czym wstała i dogasiła ognisko. Opuściwszy jaskinię, skierowała się do najbliższego miasta, okrywając się szczelnie płaszczem.
Silny, zimny wiatr wiał z północy jakby obwieszczając nadchodzące nieszczęście. Zwierzęta jakby się pochowały, przeczuwając co ma nadejść. Głucha cisz rozciągała swe ramionami. Od tej chwili nic już nie było takie same. Kolejny akt w historii został rozpoczęty. Kurtyna, która raz uniosła się w górę, nie może już opaść, aż do końca danej sceny.

Natsu zerwał się z łóżka z dziwnym uczuciem niepokoju. Z nieznanych powodów było mu okropnie zimno, co prawie nigdy mu się nie zdarzało. Był środek nocy, więc nie bardzo miał się czym zająć, a i trening odpadał. Postanowił się przejść. Jednakże pierwszy raz od dawna postanowił ubrać jakiś płaszcz, czy coś w tym rodzaju. Niestety tu pojawił się problem. Ponieważ Salamander najzwyczajniej w świecie nie mógł znaleźć nic takiego. A dokładniej nie posiadała takowego. Zirytowany chwycił koc i okrywszy się nim, opuścił swój marny domek. Lodowaty wiatr smagał go po twarzy i wdzierał się pod każdy zakamarek materiału, którego wcale dużo nie było.
Ulice Magnolii były niezwykle puste. Ani jednego żywego ducha. W żadnym oknie nie paliło się światło. Przerażająca cisza roztaczająca się dookoła i tylko głośne wycie wiatru. Sam Dragneel nawet nie zauważył, kiedy dotarł do portu i wpatrywał się w morze. Owinięty w koc miał wrażenie, że ktoś lub coś go obserwuje. Nie tak zwyczajnie, ale jakby z daleka. Jakby ktoś był przy nim cały czas. Jedyne słowo jakie zawitało mu wtedy w głowie to Igneel. Chłopak poczuł chwilowy przypływ nostalgii, co naprawdę rzadko mu się zdarzało. Wspominać – owszem, ale to uczucie spokoju, smutku i czegoś jeszcze było dla niego obce. Miał ochotę krzyczeć, ale nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zaciskał tylko palce na materiale koc, kiedy chłód coraz bardziej wdzierał się pod ubranie. W pewnym momencie najzwyczajniej w świecie kichnął i jakby odzyskał świadomość. Szybkim krokiem wrócił do domu, zawinął się w jeszcze jeden koc i ponownie położył się spać. Następnego ranka nie było nawet śladu po owej nocnej przygodzie. No… pominąwszy owinięcie się dodatkowym materiał, który po przebudzeniu przestał być potrzebnym.
Wszystko było jak zawsze – nieuporządkowane, chaotyczne i oparte na impulsie oraz chwili. Pod wpływem tylko jednej myśli, Natsu złapał Happiego i pognał do gildii, drąc się w niebogłosy, niczym rozszalały dzikus. Po drodze naturalnie stratował jakiegoś sprzedawcę pchającego swój wózek z owocami, pewną staruszkę oraz prawie potrącił psa. Nawiasem mówiąc, przy tym ostatnim Happy bardzo głośno wyraził swoją aprobatę, wobec pędzącego ognistego pociągu, zwanego potocznie Natsu Dragneel.
Jak tylko to szalone coś wpadło do budynku gildii… oberwało krzesłem. Od kogo? O dziwo od wściekłej Lucy, która z psychopatyczną miną wściekała się na biednego, ogłupiałego Gajeela, który chyba nie do końca wiedział co zrobił źle. Grey schował się za barem i pokazywał Mirze na migi by go nie wydała. Najwyraźniej też miał w tym swój udział.
Natsu, jak to Natsu, chciał się wydrzeć, jednak widząc przerażone spojrzenie paru innych osób, ponownie spojrzał na wściekłą blondynkę i doszedł do wniosku, że lepiej siedzieć cicho. Choć raz jego szare komórki podpowiedziały mu coś mądrego.
Tymczasem Heartphilia znęcała się nad Gajeelem, ponieważ powiedział coś Levy, która wybiegła z płaczem z gildii. Jak się okazało podpuścił go Grey, a sam Redfox nie bardzo wiedział, dlaczego dziewczyna tak zareagowała i o co ta cała farsa. Oczywiście żaden ze sprawców nie chciał wyjawić szczegółów wypowiedzi, jednak Lucy najwyraźniej większą część znała i to jej w zupełności wystarczało.
W pewnym momencie zamilkła i zaczęła przeszukiwać pomieszczenie swoim rozszalałym, ognistym wzrokiem. Natsu aż się spiął, kiedy spojrzenie brązowych tęczówek prześlizgiwało się po nim. Aż sam był zdziwiony swoim zachowaniem, ale nie potrafił się odezwać. Bo prostu nie mógł. A gdy takowa chęć pojawiała się w jego głowie, widok blondynki przed nim, skutecznie mu tą chęć zabijał. W końcu jednak rozległ się trzask, gdy Grey został wyciągnięty zza baru, przez przerażająco uśmiechniętą blond-wróżkę. Brunet pobladł i począł przepraszać Lucy. Ta jednak uśmiechała się tylko przerażająco i mruknęła ciche „Takie słowa to nie do mnie powinieneś kierować”.  I tyle tego wszystkiego było, ponieważ pani mag gwiezdnych duchów, postanowiła oszczędzić przerażających widoków reszcie gildii i najzwyczajniej w świecie, wywlekła swoją ofiarę na zewnątrz. Oczywiście mijając przy tym spiętego Natsu, który jakoś tak nie był w stanie wejść głębiej do budynku. Ciekawe dlaczego…
Po dłuższej chwili, która sprowadziła na Fairy Tail głęboką ciszę, Heartphilia powróciła do środka. Jednakże bez Grey’a. Nikt się jednak tym szczególnie nie przejął widząc, że dziewczynie najwyraźniej poprawił się trochę humor. I już po niedługim czasie zapanowała zwyczajna atmosfera. O ile można ją tak nazwać, zważywszy na to, że areszt domowy dla wróżek wciąż trwał. A przynajmniej oficjalnie. Nie trudno jednak zgadnąć, że Aya i Laxus nie trzymali się tej zasady. I najprawdopodobniej nie byli jedyni. Natomiast mistrz martwił się. Uważnie obserwował otoczenie. Miał wrażenie, że coś się stanie. Coś bardzo niedobrego i ta świadomość przygniatała go ogromnym ciężarem. Stał się mniej wesoły, co jednak mógł zauważyć tylko dobry obserwator, i jakby bardziej zmęczony. Zdawał sobie sprawę, że Fairy Tail to gildia, która zawsze pakuje się w kłopoty, ale tym razem szykowało się coś większego. Po prostu czuł to. Ciężko stwierdzić, czy dzięki wrodzonemu przeczuciu, czy może przez doświadczenie oraz upływ lat, bądź też inną niełatwo zauważalną zmianę. Nie zmieniało to jednak faktu, że martwił się niezmiernie o swoje dzieci. Głupiutkie, odważne i nieświadome niebezpieczeństwa dzieci. A przynajmniej według niego wciąż tacy byli. Chciał by wszystko układało się dobrze, a oni mogli być szczęśliwi. Tylko to. Czy prosił o tak wiele? Najwyraźniej tak, skoro los mu nie pomagał.

Wróżki jakby zapomniały o wszystkich problemach i zdawały się nie zauważać całej sytuacji. A przynajmniej w tej chwili. Skąd ten wniosek? Otóż postanowili odreagować, urządzając sobie mały festiwal w gildii. A jak wiadomo, w tym miejscu, z takich pomysłów, wychodzi i tak huczna, pijacka impreza. Tak – całe Fairy Tail. Pozytywnie nastawione do życia, niezależnie od sytuacji. Niestety owa sielanka nie trwała długo. W drzwiach pojawili się ludzie z rady i wszyscy (a przynajmniej większość) zaprzestali swoich działań. Tymczasem jeden z nowoprzybyłych wyszedł przed resztę i oznajmił szokującą wiadomość.
-Niniejszym członkini Fairy Tail, Erza Scarlett, zostaje aresztowana i zabrana na przesłuchanie. Proszę z nami. – obojętny głos mężczyzny sprawił, że wszyscy zastygli.
-To jakiś żart? – wyszeptał któryś z magów gildii. Nim jednak uzyskał odpowiedź, Dragneel zaczął się wydzierać. Na całe szczęście został jednak skutecznie uciszony, przez główną zainteresowaną.
-O co jestem oskarżona? – spytała
-O morderstwo wielu ludzi. Byłaś widziana na miejscach zbrodni.
-Skąd pewność, że to ją widzieli? Przecież mógł to być ktoś podobny do niej. – wtrąciła odważnie Lucy
-Czerwonowłosa kobieta, zdolna zniszczyć pół wioski nie jest raczej zbyt częstym zjawiskiem. – sparował zimno członek rady i skierował swoje lodowate spojrzenie na młodą Heartphilię
-Erza jest sławna. To oczywiste, że gdyby ktoś widział podobną do niej osobę, mógłby pomyśleć, że to ona. A to, że według nas nie ma wiele osób o takim wyglądzie, nie oznacza, że nie ma ich w ogóle. Poza tym Erza była tutaj praktycznie cały czas z nami.
-Doprawdy? – oskarżyciel wciąż wwiercał spojrzenie w blondynkę – Co nie wyklucza jej z grona podejrzanych, a takich osób mamy mało. A dokładniej ujmując tylko jedną. A także… czy możecie zagwarantować, że była z wami CAŁY czas?
-Była z nami wystarczająco długo by nie móc się nigdzie wybrać.
-A więc jednak nie. – dopowiedział sobie – Zatem aresztujemy panią do czasu wyjaśnienia sprawy. – Tu ponownie zwrócił się do Scarlett. – Proszę z nami. A może będzie pani sprawiała opór? – kpiący uśmiech wkradł się na jego twarz
-Nie. Chodźmy, nie mam nic do ukrycia.
-Chwila! – zawołał obandażowany Grey, który już zdążył wrócić – Może podacie jakieś szczegóły?!
-Dla dobra śledztwa nie możemy niczego ujawniać.
-W ten sposób zawsze można-!
-Grey! – uciszył bruneta mistrz – Uspokój się. Gdzie ją zabieracie?
-Do aresztu w budynku rady. – odpowiedział mężczyzna i razem z pozostałymi wyprowadził Tytanię z budynku.
-Trzeba będzie się dowiedzieć gdzie doszło do tych morderstw i znaleźć prawdziwego winowajcę! – kontynuował niezrażony Fullbaster – Ktoś wrabia Erzę i całkiem nieźle mu to wychodzi. Niech to!
-Racja! Trzeba ją odbić! – wykrzyknął Natsu
-Uspokoić się oboje! – Aya  straciła cierpliwość – Pochopne i impulsywne działania do niczego nas nie zaprowadzą. I nikogo nie będziemy odbijać! To tylko ściągnie na Erzę więcej kłopotów oraz podejrzeń. – skarciła obu magów
-Mówisz tak, bo za nią nie przepadasz! – Dragneel ponownie wykazał się swoją głupotą i brakiem wyczucia sytuacji. Zapadła ciężka cisza.
-Dobrze wiedzieć, za jaką osobę mnie uważasz. – odparła chłodno – Pozwól zatem, że w czymś cię uświadomię. Faktem jest, że nie darzę Erzy jakąś szczególną sympatią, ale nie jest to powód bym chciała dla niej źle. Staram się patrzeć na to wszystko obiektywnie, abyście i wy nie wyszli na tym źle. Jak jej pomożecie, skoro sami będziecie mieli poważne kłopoty? Mimo mojej relacji wobec Erzy, należy ona do Fairy Tail, więc również chcę jej pomóc.
-Ale-!
-Mój znajomy często mawiał, że obiektywnie wypowiedzieć się możesz tylko na temat rzeczy lub osoby, której nie lubisz. – dodała Mira swoim ciepłym głosem – Myślę, że tu Aya-chan ma rację. A nie możemy nikogo zmuszać, by lubił inną osobę. Co nie zmienia faktu, że należymy do jednej gildii i martwimy się o siebie nawzajem jak rodzina. Czyż nie Natsu?
-No w sumie tak… - chłopak sposępniał i przygasł. Dosłownie. – No, ale w takim razie co możemy zrobić?
-Na razie najlepszym rozwiązaniem będzie czekać. Możliwe, że Erza tylko złoży wyjaśnienia, oni to sprawdzą i ją wypuszczą. Bo skoro tego nie zrobiła, a w to nie wątpię, to nie będą mieli żadnych bezpośrednich dowodów, czy coś. Tylko poszlaki, które równie dobrze mogą wskazywać na kogokolwiek innego, o którym po prostu niewielu słyszało. – tu posłała spojrzenie Lucy – Równie dobrze ktoś się może po prostu pod Erzę podszywać. Są osoby, które mogą przyjąć czyjś wygląd. Ale tylko wygląd. Zatem skoro Erza będzie miała wiarygodnych świadków, jak mieszkańcy Magnolii, to niczego jej nie udowodnią.
-A my? Nasze zdanie się nie liczy? – spytała Levi
-Z racji, że jesteśmy z tej samej gildii możemy nie być dla nich wiarygodni. – pospieszył z wyjaśnieniem Makarov i westchnął.
-Zatem co w końcu zrobimy? – spytał Grey
-Czekamy. – odparła najstarsza Strauss i posłała swoje ciepłe spojrzenie w kierunku Ayi – Cieszę się, że do nas dołączyłaś Aya-chan. Jak mało kto, potrafisz zachować zimną krew w ciężkiej chwili. Jakby nie patrzeć wyróżniasz się na tle gildii sowim opanowaniem. – zachichotała
-Raczej skłaniałabym się do opinii, że po prostu tu nie pasuje. – westchnęła Kuroi – A przynajmniej charakterem. Ale jakoś nie uśmiecha mi się opuszczanie tego miejsca. A tym bardziej Mii. – tu zrobiła sztucznie zbolałą minę i niby z załamaniem podparła głowę na dłoni i zamknęła oczy, wzdychając przy tym głęboko. – Doprawdy… To takie upierdliwe.
Gdzieś z boku ktoś zachichotał. Jak się okazało był to Kin, który po prostu nie mógł się uspokoić. Atmosfera jakoś tak na chwile się rozluźniła. Wszyscy starali się zająć sobą i jakoś wrócić do wcześniej wykonywanych czynności. Oczywiście nie było to łatwe, ale jaka atmosfera nie rozluźniłaby się gdyby taki blond-idiota nieustannie chichotał? Raczej ciężko by ktokolwiek zachował powagę, a tym bardziej był pełnym zmartwień. Naturalnie nikt nie miał zamiaru zapomnieć o sytuacji jaka miała miejsce chwilę wcześniej, ale wiedzieli, że nic na razie nie mogą zrobić.

Powoli zaczęło zmierzchać. Część osób postanowiła zbierać się powoli do swoich mieszkań, czy pojedynczych pokoi. Nikt nie przestał myśleć o Scarlett, ale starali się tym nie załamywać. W końcu nic złego się na razie nie działo.
Drzwi wejściowe do gildii otworzyły się powoli z głośnym skrzypnięciem. Jakieś dziwne uczucie kazało jej członkom uciszyć się i zwrócić w tamtą stronę. Nikogo nie ujrzeli. Lecz w pewnym momencie zauważyli ruch gdzieś na ziemi.
-Wąż! – pisnęła któraś z dziewczyn, jednak nikt się nie ruszył z miejsca, jakby wyczuwając, że coś jest nie tak.
W tym momencie powietrze za zwierzęciem jakoś tak dziwnie się skłębiło. Coś w rodzaju chmury zaczęło wirować, a następnie przybrało bardziej pionowy i podłużny kształt. Nagle całe niesamowite zjawisko atmosferyczne rozwiało się gwałtownie, ukazując postać młodej dziewczyny. Było to o tyle niezwykłe, ponieważ na jej policzkach i szyi widniały dziwne symbole. Puste, zielone oczy, kompletnie pozbawione wyrazu, wpatrywały się w przestrzeń. Dziewczyna schyliła się i chwyciła bladą ręką gada, który owinął się wokół jej ramienia, sycząc przy tym groźnie i podnosząc lekko długi rękaw. Niby zwyczajne zachowanie obu istot, ale śmiało można było w nich wyczuć coś nieludzkiego i niepokojącego. Nieznajoma przesuwała swoim obojętnym wzrokiem po twarzach wróżek, sprawiając tym samym, że ich mięśnie napinały się jakby w lęku. Aż w końcu spojrzenie kobiety zatrzymało się. Na kim?
-Natsu Dragneel. – odezwała się wypranym z wszelakich emocji głosem - Mam dla ciebie wiadomość Salamndrze, synu Igneela. „Znajdź żywe złoto i rozwiń swe umiejętności jeszcze bardziej, nim będzie za późno.” Niech te słowa, JEGO słowa, prowadzą się w odpowiednim kierunku ognisty magu. – to powiedziawszy, odwróciła się zamiarem odejścia.
Jednakże Natsu nie miał zamiaru tak tego zostawić. Ona znała Igneela! Przekazywała mu wiadomość o niego. Zatem musiała wiedzieć gdzie jego ojciec jest! Chłopak zerwał się z miejsca i szybko wybiegł tuż przed nią zagradzając jej drogę.
-Stój! Gdzie jest Igneel?! Ty wiesz!
Dziewczyna zatrzymała się, ale milczała. Jasne włosy poderwały się na chwilę do góry pod wpływem wiatru. Obojętne spojrzenie wywiercało dziurę w zdeterminowanych oczach różowowłosego. Wiedziała, że on nie odpuści. Choć miała nadzieję, że się myli. Rzecz w tym, że w takich przypadkach była nieomylna, więc owa nadzieja była tylko przebłyskiem nieistniejącej iluzji oraz chęci szybszego i bezproblemowego powrotu. Ona milczała, Salamander milczał, wszyscy milczeli.
-Kim jesteś? – wyszeptał chłopak.
W gardle miał gulę, która uniemożliwiała mu mówienie. Uniemożliwiała zadanie pytań, na które tak bardzo chciał znać odpowiedzi. Na dodatek nie wiedział od czego zacząć, które pytanie zadań pierwsza, czy chociażby jak je sformułować. Nie wiedział nawet czy na część z nich chciał znać odpowiedź. Ale tak bardzo pragnął spotkać swojego ojca! Tak bardzo chciał się w końcu czegoś dowiedzieć!
-Nie… to teraz nie ważne. – mruknął odnosząc się do swojej ostatniej wypowiedzi - Powiedz… Proszę powiedz mi coś o nim! Cokolwiek!
Jego głos był wręcz błagalny. Prawie się łamał. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się ten sposób. Prawie… Prócz tego dnia, kiedy zniknął Igneel. Wtedy jednak był bardziej… załamany? Możliwe. Dziewczyna wciąż milczała. Natomiast wróżki widziały Natsu w tym stanie na pewno po raz pierwszy. Fakt – zdarzało się im widywać na jego twarzy furię, panikę, czy nawet przerażenie bądź bezsilność. Ale nigdy nie widzieli u niego takiej mimiki. Tyle przeróżnych, skrajnych emocji przepływało przez niego. Tyle dziecięcej bezradności, smutku i tęsknoty, że nie mogli się wtrącić. Widzieli teraz ich przyjaciela innego niż był. Wyglądał trochę jak dziecko, które oddaliło się w tłumie od rodzica i właśnie zorientował się w sytuacji. I gdy Natsu ponownie miał zamiar się odezwać błagalnym tonem, nieznajoma uprzedziła go.
-Drogi ci smok przekazał mi te słowa, które ci powiedziałam. Zapamiętaj je i „wykonaj”, a znajdziesz odpowiedzi na męczące cię pytania.
Wąż zasyczał niespokojnie, gdy Ognisty Mag już otwierał usta, by ponownie zabrać głos. Dziewczyna ponownie rozpoczęła marsz, lecz zrobiła ledwo kilka kroków, gdy Dragneel chwycił ją za ramię. Słońce wyszło zza chmur, rzucając promienie blasku na stojące w drzwiach owe dwie osoby. Mocny wiatr zawiał bawiąc się ich włosami, gdy Natsu nagle zbladł. Chwytając zielonooką/białowłosą za ramię, zsunął trochę luźny materiał bluzki. Nie byłoby to jednak tak szokujące, gdyby chłopak nie ujrzał na obojczykach oraz do tej pory zasłoniętych częściach barków, łusek. Gadzich łusek. Ich spojrzenia się spotkały i pionowe źrenice, zielonych oczu, wbijały się w te należące do smoczego zabójcy. Nagle niezauważalne, do tej pory przez niego, szczegóły uderzyły w jego myśli. Wydłużone paznokcie, dziwny wąż o ślepiach w tym samym kolorze co jego pani. Natsu wciągnął powietrze i do jego nozdrzy dotarł dziwny zapach, z całą pewnością nienależący do człowieka. Chłopak puścił ją i odsunął się o krok z szokiem. Reszta patrzyła na to w niezrozumieniu.
-Ty… CZYM ty jesteś?
-Zapamiętaj jego słowa Salamandrze. – i wyszła.
Tym razem nikt jej już nie zatrzymał. Zapadło męczące milczenie, którego nikt nie odważył się przerwać. Każdy trawił całą tą sytuację na swój własny sposób. A smoczy zabójcy chłonęli posłyszane informacje, nie mogąc wyjść z szoku i starając się coś wywnioskować. Dopiero głośny trzask zbudził wróżki z tego dziwnego letargu. To Gajeel okazał swoje zirytowanie, uderzając w blat baru, pięścią. Mira wbiła długie, jednoznaczne spojrzenie w pęknięcia, które powstały, bezgłośnie informując, że takie zachowanie jej się nie spodobało.
-Najpierw aresztowanie Erzy, a teraz to. Nie za dużo rzeczy jak jeden dzień? – zmęczone warknięcie wydobyło się z ust Redfox’a.
-Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. – westchnęła Carla – Wendy… nie rób takiej miny. – kotka skarciła swoja przyjaciółkę
-Ale to wszystko… Tak naraz… Jakby nagle wszystko przyspieszyło. I ta kobieta. Była jakaś dziwna… Natsu-san? – Wendy zwróciła się do różowowłosego – Co tam się stało?
-Ona… Wyglądała jak… smok. Ale i nie wyglądała. – zszokowany chłopak nie potrafił wyjaśnić, tego co zobaczył.
-Spokojnie Natsu. Powiedz co DOKŁADNIE widziałeś? – wtrąciła spokojnie Kuroi
-Ona… Miała łuski. Na zasłoniętych częściach ciała. Jej oczy też były dziwne. Takie jak te Igneel’a. Jak te… u smoków. I miała pazury. A ten wąż… miał taki sam kolor oczu, co ona. I nie pachniała jak człowiek. W ogóle coś było z nią nie tak. Niech to szlag! – chłopak zionął ogniem z wściekłości i bezradności.
-Zastanawia mnie jednak o co chodziło z tą wiadomością. – dodała Marvell – Te słowa… „Znajdź żywe złoto i rozwiń swe umiejętności jeszcze bardziej, nim będzie za późno”. Natsu-san, wiesz co to znaczy?
-Argh! Jakbym wiedział, to już byłbym w drodze! Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane?!
Nikt mu nie odpowiedział. Reszta wróżek również była tym wszystkim przytłoczona. Za dużo rzeczy na raz. Wiedzieli, że z całą pewnością zbliżające się dni nie będą łatwe. Wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Bardziej lub mniej, ale jednak.

***

Ekhem! Tak – rozdział skończony, kolejny się piszę, a ja zamiast obecnej akcji, mam pomysł na końcówkę. Ehh…
Szczerze powiedziawszy nie jestem w pełni zadowolona z tej notki (jak zawsze), ale niektóre momenty, w mojej opinii, wyszły całkiem dobrze. A wy jak myślicie?
To teraz krótki bonus:












Się podobało, mam nadzieję. Następna notka: 28 grudnia. Mam nadzieję, że do tej pory zobaczę więcej komentarzy przy obecnym rozdziale. A właśnie! Chcecie coś w ramach bonusu z okazji Nowego Roku? Jak tak, to słucham propozycji. 
A właśnie! Jak się podoba nowy szablon? (Sama się z nim męczyłam) A za wsparcie i drobne rady chciałam podziękować w szczególności Desu-chan, która natchnęła mnie i zmotywowała (nie wiem czy świadomie) do "odświeżenia" bloga. No i chyba zauważyliście drobną przebudowę (mam nadzieję). Regulamin jest w osobnej karcie, a informator został zaktualizowany.
To tyle. Enjoy!

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 23

Rozdział miał być 2 dni temu, ale niestety internet mi zastrajkował. Nie zmienia to jednak faktu, że coraz ciężej mi się pisze, gdy widzę taką małą ilość komentarzy. Ja rozumiem, że nie wszyscy muszą to czytać (i być zadowolonym z treści), ale skoro już ktoś tu zagląda, to byłabym wdzięczna za zostawienie po sobie śladu. naturalnie wciąż będę pisać, (bo uważam, że jak ktoś się już za coś zabiera to powinien to dokończyć), ale jest mi dość ciężko. I szczerze mówiąc zastanawiam się nad sensem publikowania notek na blogu... Nie wiem czy piszę coraz gorzej, nudniej, czy co? Ja naprawdę nikogo nie pogryzę, za konstruktywną ocenę. A paluszki nie rozbolą nikogo od złożenia paru zdań.
A teraz zapraszam do czytania:


***

---== Lena ==---
-Hopsa, hopsa, hopsa-sa! Hopsa, hopsa, hopsa-sa!
Podśpiewując tak sobie pod nosem, maszerowałam krawężnikiem, podskakując regularnie w rytm melodii. Miałam wyśmienity humor, choć nie wiedziałam czemu. Razem z Riddle już załatwiłyśmy pewną sprawę w Arkadios. I choć myślałam, że wciąż żywe wspomnienia obudzą się i będą mnie nękać, tak tylko pierwsza część się spełniła. Fakt – wspomnienia obudziły się jeszcze bardziej, ale jakoś tak… ani ja, ani Riddle nie załamywałyśmy się przez to. Trochę mnie to zdziwiło, ale w sumie, należy się przecież cieszyć z tego co się ma, prawda?
A skoro mowa o teraźniejszości… Po powrocie z naszej drobnej wycieczki odniosłam wrażenie, że dość dziwnie się ostatnio dzieje w tej nowej gildii Ayi. Co do niej, to zaraz po wejściu do siedziby wróżek, doszły mnie słuchy, że się na randkę wybrała! Założę się, że Neah aż skręcało z zazdrości! Szkoda, że go nie złapałam! Moje kochane zwierzątka mogłyby go przy okazji trochę pogonić. Tak jak Kina chociażby… Hihi!
-Oja! Czyż to nie Azuri-san? – usłyszałam gdzieś z boku
Głos wydawał mi się znajomy. A to, że ta osoba mnie znała, oznaczało, że również ja ją. Obróciłam się i zamarłam… Osoba przede mną wyglądała jak… Orion. Nie… on był starszy od mojego znajomego. Znacznie starsze. Choć wyglądał prawie identycznie. Białe włosy, te same rysy twarzy, ta sama cera… jakby starsza kopia Oriona. Wyjątkiem były tylko oczy. Mężczyzna przede mną miał je w kolorze zielonym, a młodszy… cóż… nie widziałam jego tęczówek. Praktycznie zawsze ma je zamknięte. Ahh… No i chyba jedynie uśmiecha się częściej niż Orion, więc i pewnie charakter inny mają.
-Kim jesteś?
-Oja? Nie pamiętasz mnie? Ah! No cóż się dziwić. Ostatnio jak cię widziałem byłaś jeszcze dzieckiem. Przyszedłem odwiedzić wtedy mojego syna. Pewnie go znasz. Ma na imię Orion. – zmrużyłam oczy – Pomyślałem sobie… Jak tam się trzymacie? Dawno nic o was nie słyszałem…
-Najwidoczniej nie powinieneś…
-Słucham?
-Gdybyś był prawdziwym ojcem, wiedziałbyś co miało miejsce niecałe 9 lat temu. Teraz pamiętam! Przyszedłeś wtedy po pieniądze! Niezła była awantura… wyrodny ojciec! Po coś przylazł?! Nie wierzę, że to przez przypadek tu jesteś!
Odpowiedział mi chichot. Mężczyzna, uśmiechał się szaleńczo, a jego rozbawiony głos było słychać coraz bardziej. Coś było nie tak. Nie widziałam, żeby używał jakiejś magii, a jednak czułam jej podmuch. Raz, za razem.
-Jesteście słabi! – zawołał i odwrócił się znikając w bocznej uliczce.
Chciałam za nim pobiec, ale coś mi to uniemożliwiło. Nie podobało mi się to wszystko i miałam naprawdę dziwne przeczucie. Chciałam jak najszybciej znaleźć Ayę oraz Riddle, z którą chwilę temu się rozstałam. Miała iść do sklepu czy gdzieś… Ah! Zaczynam się martwić! Ale przecież ona na pewno sobie poradzi! Prawda?
No i nie wytrzymałam… Moja ciekawość i zbytnie przejmowanie się innymi dało o sobie znać i już pędziłam na moim koniu do budynku Fairy Tail. Wpadłam tam jak burza (dosłownie, bo ledwo wyhamowałam i Ian otworzył drzwi z kopyta) i pierwsze co zrobiłam do dopadłam Mirajane, wypytując ją o Riddle i Ayę.
-Coś się stało? – spytała z tym swoim ciepłym uśmiechem
-Mam do nich ważną sprawę! Bardzo ważną!
Podkreśliłam intensywnie ostatnie dwa wyrazy. Strauss zrobiła tylko smutną minkę i nie była w stanie mi pomóc. Zaczęłam panikować (Nie nowość) i szukać chociażby Kin’a! Co nie było normalne dla mojej osoby. No, ale sytuacja niestety  tego wymagała i nic nie mogłam na to poradzić! Znaczy mogłam, ale rzecz w tym, że czasami trzeba się poświęcić! O! Szybko udało mi się znaleźć tą jego złotą czuprynę i dopaść. Starałam się jakoś wytłumaczyć mu zaistniała sytuację, jednak najwyraźniej szło mi to dość marnie, bo miał minę jakby co najmniej ktoś mu kazał rozwiązać zagadkę świata „czy pierwsza była kura, czy jajko”.
-Weź głęboki wdech, policz do 10, zrób wydech i zacznij od początku i po kolei. – przerwano mi, jednak z cała pewnością nie był to Kin – A nawiasem mówiąc, witaj.
Obejrzałam się za siebie i… ujrzałam Ayę! Przynajmniej jedna się znalazła! Ale Riddle wciąż ni widu, ni słychu. Ah! Gdzież ona się znowu włóczy?! Opowiedziałam więc o wszystkim Kuroi, a ta mi nie przerywała. Potakiwała tylko głową co jakiś czas, informując że słucha i rozumie. Kiedy w końcu zamilkłam i wyczekująco  wpatrywałam się w moją przyjaciółkę, ta westchnęła cierpiętniczo.
-Same z wami kłopoty. Doprawdy…

---== Aya ==---
-Same z wami kłopoty. Doprawdy… – westchnęłam
-Nie mogłabyś tak spróbować jej wyczuć? W sensie, że Riddle. – spytała zaniepokojona Lena, chaotycznie wymachując przy tym rękami
-Spróbuję… - mruknęłam
Przymknęłam oczy i skupiłam się. Jednak o dziwo nie mogłam wyczuć energii Hagane. Cóż… W sumie mogła ją ukryć, bo w tym była niezła, ale nie widziałam powodu, dla którego miałaby to robić. Chyba, że musiałaby się ukrywać, będąc w przysłowiowej „jaskini lwa”. Jednak mało kto ma zdolność, tak dokładnego wyczuwania innych, więc jeśli idziemy tym tropem, to przeciwnik byłby naprawdę niebezpieczny. A to niezbyt dobrze. Istniała też opcja, że po prostu jest poza moim zasięgiem, czyli gdzieś naprawdę daleko. W końcu, gdyby była bliżej, to mogłabym chociaż wskazać prawdopodobny kierunek jej pobytu, gdybym wyczuła jakiś impuls. Ale nie! Pozostawała też jeszcze jedna opcja. Opcja, której nawet nie brałam pod uwagę. A mianowicie – śmierć. Westchnęłam zrezygnowana i otworzyłam oczy, kręcąc głową.
-Nie wyczuwam jej. Pewnie jest poza zasięgiem. – podrapałam się nerwowo po karku – Cóż… Hagane nie jest słaba, więc w razie niebezpieczeństwa poradzi sobie sama. Nie ma się o co martwić. Normalnie poszłabym jej szukać, ale nie mam bladego pojęcia gdzie. No i trochę martwiący jest ten mężczyzna, którego spotkałaś. Niewiadomo czego tu szuka. A wątpię, by pojawił się tu tak bez celu, chcąc się tylko „przypadkowo” przywitać.
-Zapomniałaś dodać, że postraszyć. – mruknęła – Jego ton głosu i ten szaleńczy śmiech był przerażający. A raczej budził taki jakiś niepokój. Mam co do niego złe przeczucia.
-Nie ty jedna… - powiedziałam to tak cicho, że nie było mowy aby Azuri mnie usłyszała. Oczywiście stojący obok Laxus był w stanie, szczególnie że miał wyczulony słuch. Dlaczego o nim wspominam? Bo uniósł jedną brew, a później zmrużył oczy, wbijając wzrok w moją osobę.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z trzech rzeczy. Jedna mało ważna w danej chwili: jak wyglądała nasza nieobecność dla reszty gildii. Druga informacja miała już większe znaczenie, jednak wciąż nie była najważniejsza. A mianowicie, że jak na razie nikt nie pomyślał, że byliśmy na misji, bo inaczej zostalibyśmy obskoczeni zaraz po wejściu. No i najważniejsze w obecnej chwili: moje przeczucia zawsze się sprawdzają. W różny sposób, ale jednak. Za przykład można wziąć chociażby sytuację z Neah, którego osoba, przyśniła mi się w dość dziwny sposób. Albo i inne dziwactwa, w większości mające miejsce ładnych parę lat temu. Ale postanowiłam nie wracać zbytnio do tego myślami i nie żyć przeszłością. Oczywiście nigdy nie pozwolę sobie o tym zapomnieć, ale nie ma zamiaru tym żyć. Bo to może przynieść tylko negatywne skutki. Szkoda tylko, że zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy spotkałam Mię. Moją małą Mię, która rozjaśniła to moje smętne życie, pogrążone w ciemnej otchłani głębokiej niczym nieskończona ciemność. Ciemność pełna bólu i rozpaczy. Tak podobna do magii, którą się posługiwałam. I wciąż posługuję. Choć nie zaprzeczę, że wtedy… cóż… można by powiedzieć, że byłam… silniejsza? Pewnie przez to, że nie miałam ograniczeń. Nie tak jak tu, gdzie nie chce pokazać pełni moich zdolności. No i dawniej nie było traumy, która teraz nie pozwala mi zbytnio przesadzać z używaniem mojej magii. Nie było tej krwawej tragedii.
Rozejrzałam się dookoła i dotarło do mnie, że wciąż stałam, wgapiając się w jeden punkt z zamyślonym wyrazem twarzy, a coraz więcej osób zaczyna na mnie dziwnie patrzeć. Ehh… Zaczęłam się robić nostalgiczna. To naprawdę nie w moim stylu. Nigdy nie lubiłam się rozwodzić nad takimi rzeczami, ani wspominać, bo od kiedy pamiętam każde wspomnienie było bolesne. Nawet to szczęśliwe, gdyż prowadziło ono z kolei do tego smutnego i powodującego ukłucie w sercu. W końcu wspomnień nie można przecież oddzielić, czyż nie? Nie można przecież pamiętać tylko tych dobrych rzeczy. Jednak w ten sposób kształtuje się człowiek. Czym by był, bez swojej przeszłości, bez wspomnień? Prawie jak bez życia…
Nie czekając na to, aż zacznę się dalej zagłębiać w te filozoficzne myśli, poprosiłam Mirę o coś mocniejszego do picia i usiadałam przy stole. Po kilku szklankach spojrzałam na Kin’a, który zaczął wzdychać cierpiętniczo. Miał minę jakby miał zaraz zejść z tego świata w cierpieniach. I to bardzo głębokich. Przyznam, że przez myśl mi przeszło, abym mu w tym pomogła, jednak jakoś tak mi się odechciało. W końcu to Kin. Nachyliłam się lekko do przodu, tak by chłopak był na wyciągnięcie ręki i pyknęłam go dwoma palcami w czoło. Blondyn spojrzał na mnie dziwnie i jakby niezrozumiale, a ja tylko wypiłam kolejną szklankę alkoholu, kompletnie ignorując zaniepokojone spojrzenia Miry rzucane to na mnie, to na puste szklanki.

---== Lena ==---
Okropnie martwiłam się o Riddle. Nie należała do osób, które zawsze mówią wszystkim, że się gdzieś wybiera, ale mimo wszystko to wydało mi się niepokojące. Na dodatek Aya nie mogła jej wyczuć! Doskonale wiedziałam co to znaczyło i wcale nie ograniczało się to do bycia poza zasięgiem. Zdawałam sobie sprawę, że Kuroi powiedziała tylko tyle, aby mnie nie martwić, jednak w mojej chorej głowie i tak zaczęły się układać najgorsze możliwe scenariusze. A to wcale nie pomagało mi się opanować. Najchętniej pobiegłam bym jej szukać, ale wiedziałam, że moja przyjaciółka miała rację i byłoby to bez sensu, kiedy nawet nie znałam prawdopodobnego kierunku jej pobytu. Kompletnie nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Postanowiłam więc napić się trochę, aby ukoić nerwy w szklance napoju. Niestety nie od dziś wiadomo, że posiadam dość słabą głowę… szkoda tylko, że w takich sytuacjach nigdy o tym nie myślę. Nie trudno zatem zgadnąć, że już po kilku chwilach, dwoiło i troiło mi się przed oczami. Ale za to wszystko stało się nagle jakieś takie proste… Alkohol działa cuda! Szkoda tylko, że te cuda nie są do końca takie pozytywne. Bo to, że wszystko stało się proste nie oznaczało, że również przejrzyste i oczywiste. A tym bardziej nie łatwiejsze. Nim się spostrzegłam, prawie całe Fairy Tail zaczęło imprezować. Mmm… Jakież to… niebezpieczne? Nie mogłam znaleźć określenia. Do reszty mi alkohol mózg przeżarł! Aczkolwiek musiałam przyznać, że całkiem miło było. Tak jak to w Fairy Tail. Miałam wyśmienity humor. Nagle coś mnie trąciło, chwilowo się na mnie opierając. Powiesiłam się więc na owej osobie, która na mnie nagle wpadła. Tym tajemniczym osobnikiem okazał się być nikt inny jak Fried. Przypatrzyłam się mu uważnie. Miał takie śliczne, świecące się oczka i te rumieńce na twarzy. Wyglądał uroczo! Co tam, że to chłopak! Po prostu z tymi poszarpanymi włosami jakoś tak sprawił, że zrobiło mi się lżej na sercu i jakoś tak cieplej. Na dodatek poczułam dziwną ochotę pocałować go. A że nie do końca trzeźwo myślałam, to zrobiłam to, na co miałam ochotę i już po chwili czułam ciepło jego ust, na swoich. A może na odwrót? Mniejsza o to! Kiedy już chciałam się odsunąć, chłopak objął mnie w pasie i przejął inicjatywę. Może to i lepiej, bo zaczęłam tracić stabilność. Pewnie kontynuowalibyśmy dalej, gdyby Natsu nie uderzył w sufit, dokładnie nad nami. Jakimś cudem uniknęliśmy uszkodzeń i znaleźliśmy się w innym miejscu. Zapewne dzięki refleksowi owego Zielonego z Raijinshuu. Oczywiście chłopakowi oberwało się za szkody i wygłupy, ale ja zastanawiałam się jakim cudem on w sufit trafił?! Może lepiej nie wnikać? Obok nas pojawił się Kin z butelką alkoholu i obojga nas zaciągnął do stolika. Zdecydowanie za dużo alkoholu jak na moją słabą głowę.


Tymczasem daleko, daleko od Magnolii dwójka osób spotkała się w dziwnej dolinie. Dookoła nich było mnóstwo skał i krzewów, nadających temu miejscu jakiś taki niepokojący charakter i umożliwiając ukrycie się. Na dodatek oni znajdowali się na otwartej przestrzeni, całkowicie odsłonięci na jakiekolwiek ataki. Jednakże nie przejmowali się tym. Stali naprzeciw siebie, oboje odziani w dość nietypowe stroje. Przy bliższym spojrzeniu można było śmiało powiedzieć, że były to kobiety, jednak było zbyt ciemno, aby móc dokładnie je opisać. Obie z długimi włosami. Wyższa z nich była ubrana bardzo skąpo, a w ręku trzymała coś na rodzaj długiej, wąskiej fajki, z której wydobywał się szary dym. Jej postawa i wzrok były dość wyzywające. Z kolei druga, niższa nosiła dziwne kimono i emanowała czymś na rodzaj powagi i dostojności. Jej spojrzenie było lekko znudzone. Wyższa przekazała coś swojej towarzyszce, po czym ta odwróciła się i odeszła bez słowa. Po chwili i ona zrobiła to samo, a w miejscu gdzie stały pojawił się dziwny znak, który równie szybko zniknął. Od teraz wszystko miało się zmienić. Wiadomość została przekazana, a pieczęć zerwana. Kurtyna poszła w górę i nie dało się już nic zrobić by to zatrzymać. 

***

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Mam nadzieję, że tym razem zobaczę wiecej komentarzy. Szczerze mówiąc, nie czuję się najlepiej, więc powiem krótko. Następny rozdział jest planowany na 6 grudnia. A teraz drobny bonus:











sobota, 26 października 2013

Rozdział 22

Yo! Jak obiecałam, tak terminu dotrzymuję. Nie chcę przedłużać więc powiem krótko. Jest jedna sprawa, która mnie martwi/męczy. Rozdział 21… 1 komentarz? Czyżbym aż tak źle pisała? Ja naprawdę się nie obrażę, jak ktoś szczerze i z uzasadnieniem powie, że coś się mu niepodobna. Ale… żeby tylko 1 komentarz?

***

---== Narrator ==---
W Magnolii budził się kolejny, piękny dzień. Słoneczko łaskotało swoimi rękami twarze tych, co lubili sobie pospać. Wyjątkowo ciepły poranek nadawał wszystkim wesoły nastrój. No, prawie wszystkim. Do tych nieszczęsnych wyjątków należało Fairy Tail. A raczej większa ich ilość. Sprawa z pogróżkami oraz obecnością na miejscu jakiejś zbrodni, wciąż nie została rozwiązana. Magowie mieli zakazać opuszczania miasta i szwędania się nocą samemu. O misjach nie wspominając. I nie było wyjątków. Nawet Erza, czy Mira nie mogły iść na misję. Jak tej drugiej nie robiło to różnicy, tak Scarlett nie mogła sobie znaleźć miejsca.
-Tak właściwie, to gdzie jest Aya? Nie widziałam jej ostatnio. – odezwała się Tytania
-Oj Erza, pewnie siedzi w domu. Cóż innego miała by robić? – dodała Lucy
-No nie wiem. Może… poszła na misję?
-Oh! Skąd ten pomysł? Mistrz zakazał tego. A Aya raczej nie jest osobą, która w wolnym czasie non stop siedzi z ludźmi, lub nie potrafi sobie znaleźć zajęcia. – blondynka dalej broniła Kuroi – Nie szukaj wszędzie spisków.
Erza jednak nie słuchała. Wstała z miejsca i nim ktokolwiek zareagował, wyszła z gildii. Swoje kroki skierowała do mieszkania Pani Cienia. Na miejscu zastała tylko Mię. Gdy zapytała o Ayę, ta powiedziała, że nic nie wie. I w głowie czerwonowłosej znów zaczęły tworzyć niestworzone rzeczy. Albo i stworzone. Wróciła do gildii i zauważyła, że również Laxus zniknął. Zaczęła zlepiać te swoje dziwne pomysły, z których tworzyły się prawdziwe dziwactwa. Chodziła po całej gildii i dopytywała się raz o jednego, raz o drugiego. Magowie dziwnie na nią patrzyli, ale każda odpowiedź była podobna: nie widzieli obu od ostatnich kilku godzin. A raczej dnia wczorajszego.
Scarlett postanowiła więc poszukać ich w mieście. Nie znalazła ich. Z dziwnym błyskiem w oku chciała iść do mieszkania Laxusa, ale nie miała bladego pojęcia gdzie się ono znajdowało. Szybko ruszyła znowu do budynku Fairy Tail, aby spytać o to Makarova, lub Raijinshuu. Żadne jednak nie wiedziało, bądź po prostu nie chciało powiedzieć. Tytania spytana o co chodzi, uśmiechnęła się dziwnie.
-Jak to co? Nie rozumiecie? Zarówno Ayi, jak i Laxusa nie ma. Innymi słowy: poszli ma randkę!
Wzrok wszystkich spoczął na Erzie. Po chwili szoku i ciszy, zaczęły się szepty, chichoty i inne pomysły. Między innymi to, gdzie się oboje umówili. Wtem ponownie wtrąciła się Scarlett, mówiąc że szukała w całym mieście i nic. I wszystko zaczęło nabierać pędu. Cóż… przynajmniej teraz wiadomo, jak tworzą się plotki.
Niemniej jednak, już nie dało się tego zatrzymać. Nadszedł wieczór i dwójki magów wciąż nie było. Erza już chciała iść na kolejne poszukiwanie, ale wtem wrota otwarły się i oczom wszystkich ukazał się… Kin! Po gildii rozniósł się jęk niezadowolenia oraz dziwne pomruki. Wszyscy ponownie zajęli się swoimi sprawami i nawet nie zauważyli już, że zaraz za Złotem wszedł szef Raijinshuu. Dwaj blondyni usiedli przy jednym ze stolików znajdujących się przy ścianie i zaczęli ze sobą rozmawiać. Dopiero gdy Mira przechodziła obok zauważyła ową nieścisłość.
-Laxus?
-Hm?
-Ojej… Kiedy się pojawiłeś? – dopytywała Mira – Nie zauważyłam.
-Przed chwilą. – odparł najzwyczajniej w świecie Dreyar. I wtem wróżki zauważyły jego obecność i skierowały na niego swe sępie ślepia.
-A… - Strauss zawahała się na ułamek sekundy – wiesz może gdzie jest Aya-chan?
Chłopak wzruszył ramionami. Aż tu nagle z cienia wyłoniła się postać omawianej brunetki. Nic nie robiąc sobie ze spojrzeń innych, usiadła wraz z dwójką blond magów. Kin zaczął nawijać jakby się najadł jakiś dziwnych ziół na pobudzenie, a Kuroi tylko potakiwała lub odpowiadała pół-słówkami. O ile się dostała do głosy. Raz na jakiś czas, delikatnie się uśmiechała. Laxus widząc, że białowłosa najwyraźniej nie powie niczego szybko, włączył się do rozmowy, hamując przy okazji drugiego chłopaka. Tytania już chciała wystartować ze swoim przesłuchaniem, kiedy obok pojawiła się Ever z tajemniczą, czarną kotką należącą do Pani Cienia. Niczego dobrego nie wróżąca parka. Niezbyt korzystne połączenie. A przynajmniej nie dla Smoka Piorunów i nauczycielki Mii.
-No to jak tam gołąbeczki? Opowiecie jak było? – rzuciła prosto z mostu Yoru
-A tobie co znowu na głowę padło irytujący kocie? – mruknęła Aya zerkając na zwierzę, ale usta wygięły się w lekkim uśmiechu
-Oj! No przecież cała gildia już o tym mówi! – zawołała Wiecznie Zielona – W sensie, że o waszej randce. To jak? Powiecie?
Kobieta z dziwnym błyskiem w oku nachyliła się w ich stronę. Ci patrzyli na nią szeroko otwartymi oczami i mrugali jakby chcąc się upewnić czy dobrze słyszeli. Tymczasem Kin wcale nie pomagał. Zagwizdał głośno i znalazłszy się tuż za Ayą, oparł się na jej głowie z wesołym uśmiechem. Ta przewróciła oczami, a Dreyar uniósł jedną brew do góry. Po kilku chwilach ignorowania natrętnych spojrzeń i pytań, Mira, Erza i Kin odrobinę odpuścili. Ta… Szkoda, że tylko odrobinę. Kolejny wieczór zawitał dość szybko. Wiele wróżek nudziło się jak nigdy. I nawet temat „randki” został, przez niektórych zapomniany. A przynajmniej tylko pozornie, bądź chwilowo. Oczywiście znaleźli się i tacy, którzy właśnie plotkowaniem na ten temat zajmowali sobie czas. Nie trudno zgadnąć, że do takich osób wliczała się Tytania, Mira oraz… sam Makarov. Natomiast główni bohaterowie wymyślanych historii nie przejęli się tym jakoś szczególnie. Choć trzeba przyznać, że się trochę nudzili. Zaczęli więc snuć plan wybycia na następną misję. Laxus zmrużył oczy i wbił wzrok w tablicę z zleceniami. Specjalnie usiedli tak, żeby ją dość dobrze widzieć. Po wymienieniu jeszcze paru słów zapadła decyzja. Zdecydowali się na pilną i dobrze płatną misję. I co ważniejsze, bardzo pilną. Kuroi uznała, że tym razem wyobraźnia Scarlett działa im na rękę. Bo jak znowu znikną we dwójkę, to nie wpadnie im do głowy, że poszli na misję, tylko na randkę. Gorzej będzie jeśli Mira zauważy brak zlecenia. Ale takie ryzyko było również wcześniej. Poczekali aż się ściemni i część będzie wracała do siebie. Laxus miał pojawić się tak, by nikt nie miał możliwości go śledzić, czyli wiadomo że przy pomocy magii. Co do Ayi… powiedziała, że całkowicie wyeliminuje możliwość bycia śledzonym. Nie trudno zgadnąć, że użyła do tego swoich cieni. Wróciła do swojego domu, zgasiła światła i po odsunięcia się od okna, pochłonęły ją ciemności jej magii. Pojawiła się na statku, którym mieli płynąć. Tak… statku. Po kilku minutach w łódź uderzył piorun, z którego wyszedł Dreyar. Kuroi uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową. Ten tylko wzruszył ramionami i po chwili ich statek wyruszył. Ich podróż nie miała trwać zbyt długo. 

Jak się okazało w mieście, z którego pochodziło zlecenie, od jakiegoś czasu zdarzały się dziwne morderstwa. Służby porządkowe oczywiście już zajęły się sprawą, jednak efektów brakowało. Dlatego mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i zatrudnić magów. Po krótkim śledztwie, Aya i Laxus dowiedzieli się, że bardzo często widziano na miejscu zbrodni kobietę o długich, czerwonych włosach. Coś jednak było nie tak. Historie nie trzymały się kupy. Z jakiego powodu morderca działał? Musiał mieć jakiś powód, a jednak nic takiego nie można było ustalić. Jeśli to działania psychopaty, to niebyły by takie spokojne, przemyślane i wbrew pozorom miały jakiś związek. Jakieś podobieństwa wśród ofiar. A tu nic. Na dodatek pozbyłby się świadków, a jednak byli. I to wielu. Można było odnieść wrażeni, że mieszkańcy nie współpracowali, albo ukrywali coś. W końcu dowiedzieli się, że tajemnicza kobieta działa zazwyczaj w okolicach zachodu słońca.

---== Aya ==---
Po krótkiej konsultacji, postanowiliśmy się rozdzielić. W razie czego, każde z nas mogło uciec, gdybyśmy nie mogli sobie poradzić w pojedynkę. Tak, braliśmy i to pod uwagę. Takiej sprawy nie należy bagatelizować. Zresztą w żadnej sprawie nie można być ZBYT pewnym siebie. To prowadzi do zguby. Kiedy słońce zaczęło powoli znikać za horyzontem skupiłam się na poszukiwaniach jeszcze bardziej. Jak na razie nie mogłam niczego znaleźć. Miałam tylko nadzieję, że Laxusowi idzie lepiej. W tym momencie coś wybuchło kilkaset metrów ode mnie. Czym prędzej pobiegłam w tamtym kierunku. Jednak miasto nie szło mi na rękę. Nie znałam go, a uliczki były kręte i ciężko się było w nich połapać. O stracie czasu nie wspominając. Wkurzona wskoczyłam na dach. Nastąpiło kilka kolejnych wybuchów, więc przyspieszyłam. Skacząc i biegając po dachach widziałam już latające błyskawice. W końcu zatrzymałam się na krawędzi, z której dobrze wszystko widziałam. Krwistoczerwone włosy unosiły się wokół kucającej na ziemi, tajemniczej osoby. Ubranie jakie nosiła było dość dziwne i w pewien sposób maskowało kształty. Długie, niczym suknia, okrycie, a na to narzucony ciemny płaszcz ze złotymi wstawkami. Ciemne, eleganckie buty i długie rękawy z falbaniastymi zakończeniami. Coś mi nie pasowało. Skąd mamy mieć pewność, że to kobieta? Tak właściwie to nikt nie widział jej na tyle z bliska, by móc to dokładnie stwierdzić. Czy to możliwe, że to przez włosy, oraz ubranie tak pomyśleli? Na dodatek – pomyśleli błędnie? Zaniepokoił mnie jednak widok mocno poturbowanego Laxusa. Jedną rękę miał poparzoną, a drugi rękaw od koszuli prawie cały czarny. Osobnik podniósł się to pozycji stojącej, a twarz Laxusa jakby stężała. I wtedy czerwono włosy morderca zniknął i… znalazł się tuz przy nim, jakby przeszedł te kilkadziesiąt kroków w ciągu sekundy. Albo raczej jakby ta odległość w ogóle nie istniała. Zszokowany blondyn nie miał czasu na reakcje, kiedy dłoń czerwonego zacisnęła się na jego gardle. Szybko zeskoczyłam, odbijając się od krawędzi i z całą siłą rozpędu jaką uzyskałam, uderzyłam kolanem prosto w głowę przeciwnika. Ten odleciał, puszczając Dreyar’a. Chłopak zachwiał się lekko i zaczął kaszleć, ale szybko się jednak uspokoił. Wyciągnęłam swoją katanę, uważnie przyglądając się wrogowi. Twarz miał znajomą, ale byłam pewna, że nigdy wcześniej go nie widziałam. Wydawało mi się, że kogoś mi przypomina. Problem w tym, że nie miałam bladego pojęcia kogo. Skierowałam ostrze w jego kierunku. Po jego ruchach, choć niewielkich, byłam prawie pewna, że to mężczyzna. I co dziwniejsze, na jego ustach gościł przerażający uśmiech. Uniósł dłoń do ust i polizał krew znajdującą się na niej.
-Mmm… Chcę was w mojej kolekcji. – odezwał się dziwnym tonem
Nie czekałam na nic więcej. Moje cienie owinęły się wokół niego i wciągnęły pod ziemię. A raczej chciały, ale… on zniknął. Tuż za mną usłyszałam jakiś brzdęk. Szybko odwróciłam się i… on stał za Laxusem, z ręką przebijającą brzuch blondyna. Szybko znalazłam się za nim i cięłam ostrzem. Uskoczył, ale zraniłam go w ramię. Przy okazji poczułam pieczenie w okolicy dłoni i brzucha. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mnie zranił i co ważniejsze kiedy. Dreyar zachwiał się i w ostatniej chwili złapałam go i podtrzymałam. Nieźle się wkopaliśmy, musiałam to przyznać. Czerwonowłosy ponownie zlizał krew z dłoni. I wtedy zauważyłam na jego nadgarstku coś dziwnego. Błyszczący kryształ, wokół którego wyczuwałam jakby… życie i magię? Zaraz! Czyżby?! Coś takiego było w czasie tamtej tragedii! Zmrużyłam wściekle oczy. Wiedziałam, że nie poradzę sobie sama, ale nie mogłam obciążać mojego towarzysza.
-Laxus… - szepnęłam – poprosiłabym cię, abyś się nie wtrącał, ale sama tego nie wygram. Dasz radę jeszcze walczyć?
-Nie darowałbym sobie, gdybym teraz odpuścił. – odpowiedział i uśmiechnął się złowrogo
-To dobrze. Wiemy już, że lubi atakować od tyły, lub z zaskoczenia. Wątpię by prędko zaatakował od frontu. Chyba, że znowu chce nas zaskoczyć. Musimy być gotowi na wszystko. Nie wiemy jaką mocą dysponuje, ale to na pewno mag. I to silny.
-Niestety muszę się z tym zgodzić. Co proponujesz?
-Może ogień krzyżowy? Proste, aczkolwiek jeśli nie damy mu czasu na kontratak, może się udać. Co z tego, że zna się plan, skoro nie można się mu przeciwstawić?
-A więc dobrze. Zaatakuj pierwsza i odwróć jego uwagę, nie domyśli się że zaatakuję w tym stanie. Kiedy to do niego dotrze, stanę się przynętą i ty wykonasz ostateczny cios.
-Zgoda…
Pobiegłam w stronę czerwonowłosego. Robiła m szybkie cięcia, których unikał. Wykorzystałam moje cienie by go przytrzymać i przebić, jednak ten po prostu się przechylił w bok  i w tym momencie uderzył Laxus. Nieznajomy rzeczywiście był zaskoczony. Jednak jakimś cudem przeżył i prawie nic mu nie było. Przewidzieliśmy to jednak i wykonałam swój ruch robiąc cięcie od dołu i sprawiając, że stracił równowagę. Wtedy postanowiłam wykorzystać kolejny atrybut mojej magii i odbierałam siły przeciwnikowi. Laxus uderzył błyskawicami, dotkliwie go raniąc. Nieznajomy odskoczył spory kawałek dalej, dysząc ciężko. Zmrużył oczy i odsunął się jeszcze kilka kroków w tył.
-Hmm… Naprawdę chcę was w mojej kolekcji. – wbił w nas swoje spojrzenie i dotarło do mnie, że kolor jego oczu jest czerwony. Te same oczy, a jednak tak inne… tak podobne i różnych od TAMTYCH. – Cóż… do następnego razu! – psychopatyczny uśmiech znów zagościł na jego ustach, po czym zniknął tak, jakby go nigdy nie było.
Zerknęłam na mojego towarzysza. Był okropnie blady i ledwo trzymał się na nogach. Potrzeba mu było pilnie lekarza. Nie znałam się na tej sztuce na tyle, by móc mu pomóc, ale zawsze mogłam udzielić pierwszej pomocy. Doprowadziłam go do najbliższego hotelu, a ludzie których mijaliśmy, patrzyli na nas dziwnie. Nie było to jednak ważne. Teraz liczyło się to, by szybko wyciągnąć z tego Laxusa. Chłopak szybko dochodził do siebie. Aż sama byłam zdziwiona. Jednak to wciąż było za wolno. Cóż… na szczęście przygotowałam się na wypadek podobnej sytuacji i wzięłam ze sobą próbkę krwi Neah. W końcu dzięki temu już niejedną osobę uratowano.
Podałam specyfik Dreyarowi i na drugi dzień był jak nowonarodzony. Teraz mogliśmy wracać. No… tylko trzeba było ubrania pozmieniać, bo te wyglądały jak siódme nieszczęście. Nie było z tym jednak problemu. Załatwiliśmy sobie czyste i niezniszczone ciuchy, po czym udaliśmy się do zleceniodawców. Prawdą jest, że wykonaliśmy misję, ale nie do końca. Nie mogliśmy więc przyjąć zapłaty. Ci jednak się upierali. I im się udało… Jakich argumentów użyli? Bardzo prostych! Mówili, że ich celem było pozbycie się mordercy Z MIASTA. A ten na pewno już tam nie wróci. No chyba, że za parę lat. No i sporo się o nim dowiedzieliśmy, co na przyszłość może się przydać. Wiedzieli, że może uciec, a skoro do tego doszło, to znaczy, że są bezpieczni, a taki był ich cel. A skoro ponieśliśmy starty wykonując misję, uparcie wciskali nam zapłatę. Najwyraźniej nie chcieli płacić za dodatkowe rzeczy. Na odchodnym, kiedy spytali o gildię, z której pochodzimy, zapanowało milczenie. Przyłożyłam palec do ust, uśmiechając się tajemniczo w ich stronę.
-Powiedzmy, że to pozostanie na razie tajemnicą. Taka zachcianka bohaterów. – odparłam i zachichotałam. Dawno nie miałam tak dobrego humoru, choć raczej nie pasowało to do sytuacji, w której się niedawno znaleźliśmy. Ale jakby nie patrzeć, mój blond towarzysz wcale nie był w złym humorze. Tak więc zostawiliśmy mieszkańców z tą nierozwiązaną zagadką i ruszyliśmy w drogę powrotną. Oczywiście zastanawiając się czy ktoś przypadkiem nie skojarzył faktów, dotyczących naszej nieobecności.

***
Edit: To teraz taki mały bonus! Niezbyt powiązany z treścią rozdziału, ale jednak. Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu.








Osobiście uważam, że przedostatnie jest przeurocze! Wiem, że 2 obrazki Juvii są bardzo podobne, ale jakoś tak... nie mogłam się zdecydować który lepszy ^^".
Myślę, że jestem dość zadowolona z tej notki. I powiem nieskromnie, że walka wyszła mi chyba dobrze opisana. Choć nie zaprzeczę, że ciężko było tak przelać na papier to wszystko co mi w głowie siedzi. No nic! Następna notka powinna się pojawić… może 9 listopada? Postaram się wyrobić do tego czasu. Pozdrawiam serdecznie i do następnej notki!