sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 27

Ha! Rozdział jest, jaki jest – trochę krótki, ale myślę, że ilość „opisów” trochę to rozciąga. No i oczywiście zagmatwana akcja! A co do niej, to trochę mnie wzięło na poważne sytuacje i drobne przemyślenia, czy… analizy psychologiczne *nerwowy uśmiech*. Ale myślę, że będziecie w miarę zadowoleni. Chciałam wam trochę bardziej przybliżyć bohaterów i ich uczucia.
No dobra, nie zwlekając chciałabym podziękować wszystkim którzy wciąż ze mną są.
A teraz zapraszam do czytania!

***

Kiedy Wendy zaczęła się dopytywać o to w jaki sposób znaleźliśmy się w gildii, w praktycznie zamkniętym pomieszczeniu, z westchnieniem wyjaśniłam jej jedną z moich zdolności. Zdziwiła się dość mocno, ale ostatecznie uznała, że to by wyjaśniało wszystkie te nagłe zniknięcia. Posłała mi ciepły uśmiech i zbiegła na dół, wołając, że musi powiadomić mistrza o naszej obecności bo coś od nas chciał. Przyznaję – było to trochę (dość mocno) zastanawiające, ale cierpliwie czekałam. W między czasie zauważyłem, że Laxus odpłynął. Wyglądał tak spokojnie gdy spał. I pomimo całej tragicznej sytuacji, nie mogłam nic poradzić na cisnący mi się na twarz uśmiech.
W pewnym momencie spojrzałam na Lenę, która mamrotała coś niewyraźnie i kręciła się niespokojnie. Postanowiłam ją obudzić. Wstałam, choć przyznam, że nie było to łatwe z taką ilością bandaży wokół ciała i podeszłam do dziewczyny. Jedyne co zdołałam odszyfrować z jej bełkotu to „potwór”. Teraz nawet się nie wahałam z jej obudzeniem.
-Lena! – potrząsnęłam nią – Obudź się! No już! – starałam się nie mówić zbyt głośno, aby nie obudzić Laxusa – Lena! Trawo cholerna! Twoje zoo ucieka!
Dziewczyna jak na zawołanie się obudziła i gwałtownie podniosła. Oczywiście skutkowało to sykiem z jej stronę i ponownym powrotem na poduszkę. Pokręciłam tylko głową z politowaniem i popukałam ją w czoło.
-Zawsze działa. – mruknęłam – A teraz opowiadaj. Co się stało? – wbiłam w nią uważne spojrzenie, a ta zmarkotniała jeszcze bardziej. Ponownie podniosła się do siadu, jednak znacznie wolniej i spokojniej. Westchnęła głęboko i odwróciła wzrok.
-Spotkałam potwora. Prawdziwego diabła w ludzkiej formie.
-Wyjaśnij, bo nie rozumiem. – kusiło mnie by spytać, czy wciąż śpi, jednak powstrzymałam się
-Dosłownie diabła. Okrutny człowiek o przerażającym uśmiechu. Pokryty w krwi sowich wrogów. Choć może nawet niewinnych. Kto go tam wie. Potężny. Bardzo potężny i… wyglądał… wyglądał jak… jak ONA. Jak ta, która nas wiele razy ratowała. Jak…
-Wystarczy. Rozumiem o kogo ci chodzi. – przerwałam dziewczynie i pogłaskałam delikatnie jej zielone włosy – A co do tego diabła, to muszę ci się przyznać, że możliwe iż też spotkałam kogoś takiego.
-Co masz na myśli? – spojrzała na mnie ze zdumieniem
-Chciałabym ci to opowiedzieć, ale nie teraz i nie tutaj. – zaśmiałam się nerwowo – Lepiej żeby nikt o tym nie wiedział. A szczególnie mistrz.
I w tym momencie jak na zawołanie do pokoju wpadł staruszek Makarov.
-Co ja?! – uśmiechnęłam się tajemniczo, po czym nachyliłam do Leny
-I pamiętaj! Żadnych świadków! Teren ma być czysty. Zapłatę zostaw w walizce w niebieskie paski.
Mistrz miał dziwną minę, ale Lena na szczęście podłapała grę i konspiracyjnie uścisnęła mi dłoń, patrząc z dziwnym niebezpiecznym błyskiem w stronę staruszka. O! I nawet Wendy z Poryushką się pojawiły! One również miały zdziwione miny. No i może trochę przestraszone? Kto ich tam wie! W pewnym momencie usłyszałam chichot i skierowałam wzrok na… Laxusa który usilnie zasłaniał ręką usta, próbując powstrzymać śmiech. No i cała konspiracja poszła do piachu! No i od kiedy on w ogóle nie śpi?!
-No wiesz?! – obruszyła się Lena – Chcesz nas wydać?! – ni to szepnęła, ni krzyknęła w jego stronę
-Wybacz, wybacz. – uniósł ręce w obronnym geście – Po prostu bawi mnie ich nieświadomość. – O! Widać on również się w to wkręcił
-Lepiej żebyś nas nie wydał! – Azuri pogroziła mu palcem.
-O to nie musisz się martwić! Będę milczał jak grób, choćby mnie na tortury wzięli! Więzy rodzinne też im nie pomogą. – uśmiechnął się niebezpiecznie w stronę Makarova, który chyba po raz pierwszy w czasie tej rozmowy pobladł i w końcu wziął nas na poważnie. W duchu podziękowałam mojej grupie spiskowo-aktorskiej. Następnie zwróciłam się z niewinnym uśmiechem w stronę mistrza, jakby nic się nie stało i rozmowy nie było przez co on pobladł jeszcze bardziej.
-Więc co ode mnie chciałeś mistrzu?
-Ah! Niezłą rozróbę zrobiliście na górze! Statek zapłonął.
-Serio? – zdziwiłam się – Ah! To pewnie robota Natsu! W ten sposób zwrócił uwagę wrogów na siebie, więc pozwoliłam mu to kontynuować i szukałam Leny. Przy okazji dowiedziałam się ciekawych rzeczy.
-Oh! Serio? Jakich?! – mistrzowi wyraźnie poprawił się humor i dopiero teraz zauważyłam drobne zadrapania na jego ciele. Pewnie też walczył.
-Po pierwsze: nasz wróg jest bardzo potężny. Przypuszczam, że kieruje nimi mag, który pobiera moc od innych magów. W różny sposób. Wraz z Laxusem trafiliśmy też na pewne miejsce na tym statku. Coś jak podziemne korytarze. Aura w tamtym miejscu była naprawdę dziwna. Przytępia zmysły i przypuszczam, że też wyciąga moc, bo nie przypominam sobie bym aż tak osłabła chodząc po tamtym miejscu. Podobnie Laxus. Pozostali magowie, sługusi, są równie niebezpiecznie. Choć ich pierwotna siła nie jest wielka, to moc, którą ofiarował im ten człowiek, potrafi przygnieść. Dosłownie. A wrogiem może być każdy. Nawet dziecko. Trafiłam na małego chłopczyka, który… ah! Za dużo by opowiadać! W skrócie musimy uważać, bo wiele rzeczy nie jest takie, jakie się wydaje. – posumowałam
-Ale chłopcu nic nie jest, prawda? – spytała zmartwiona Wendy. Zaśmiałam się i pokiwałam głową. Cała Wendy. Martwi się nawet o stan zdrowia wroga i nie chce nikogo krzywdzić bez potrzeby.
-Dzieciak jest bezpieczny. Nie stanowi obecnie zagrożenia i jemu też nic nie grozi. Spokojnie.
-A gdzie jest? – dopytywał mistrz
-Ukryłam go. – uśmiechnęłam się tajemniczo – Czy coś jeszcze?
Wendy posmutniała. Złapała za krawędź swojej koszulki i zaczęła ją miąć w rękach. To było dziwne. I niepokojące. Bardzo niepokojące. Wbiłam w nią oczekujące spojrzenie i zmrużyłam oczy. Dziewczyna podniosła wzrok i zadrżała, po czym znowu patrzyła w podłogę. Tym razem blada na twarzy. Czyżbym ją przestraszyła? Wiem, że potrafię być przerażająca, często nieświadomie, ale to chyba jednak była przesadna reakcja. Prawda? Nie mniej jednak, jej reakcja była naprawdę podejrzana.
-Wendy? – mój głos był zimny, jednak nie przejęłam się tym
-Chodzi o to, że stan Mii się pogorszył. – wyjaśniła Poryushka, przerywając panujące milczenie. Na jej słowa, spanikowałam. Moje oczy z całą pewnością rozszyły się. Zupełnie jakbym chciała upewnić się, że to sen i jakbym właśnie próbowała się obudzić.
-Mia…
-Spokojnie Aya – poczułam dłoń zielonowłosej na swoim ramieniu – Jestem pewna, ze wszystko będzie dobrze. Mia wydobrzeje.
-Nie wydobrzeje. – warknęła, strącając jej rękę – A przynajmniej nie, jeśli będziemy tu tak bezczynnie siedzieć.
Wstałam i nie zważając na nic i na nikogo złapałam płaszcz i użyłam „shadow-travel” by zniknąć w otchłani i ponownie znaleźć się na polu bitwy. Tym razem nie przejmowałam się, że zrobiłam to na oczach innych magów Faairy Tail. Nim znikłam usłyszałam jeszcze jak ktoś woła moje imię, jednak nie przejęłam się tym. Wszystko straciło swoją pozycję. Od początku poznania tej małej wiedziałam, że przewróci moje życie do góry nogami. Stałam się łatwa do manipulowania, jednak nie obchodziło mnie to. Nie teraz. Nie w momencie, gdy marionetkarz doprowadził moją uczennicę do tego stanu. Wzięłam ją pod swoje skrzydła, wiedząc z czym się to wiążę. Zrobiłam to z własnej woli i jestem za nią odpowiedzialna. I z całą pewnością nie daruję temu, kto ośmielił się ją skrzywdzić. Nie zwracałam uwagi na paniczne krzyki mijanych osób, ani na odgłosy walki czy wybuchów. Teraz liczyło się tylko znalezienie oprawcy Mii. Diabła, którego spotkała Lena. Mordercę, z którym walczyliśmy z Laxusem. Drania, który prawdopodobnie był odpowiedzialny za wrobienie Erzy i kłopoty Fairy Tail i wciąż pogarszający się stan Mii. Tego, który zabrał jej część duszy.

Po nagłym zniknięciu Ayi, w pomieszczeniu panowała cisza. W końcu Lena westchnęła smutno i pokręciła głową. Zgięła nogi i przytuliła się do nich, obejmując kolana ramionami. Na chwilę schowała twarz w ramionach, po czym ponownie podniosła ją i oparła brodę na kolanach. Przez chwilę znowu nikt się nie ruszył. Aż pewnym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie i do pomieszczenie, niczym rozszalały nosorożec, wpadła Riddle. Tratując przy tym jednego z 10 świętych magów, ale nikt się tym zbytnio nie przejął, gdy blondynka rzuciła się na Lenę i zaczęła się ściskać. O mało jej przy tym nie dusząc. W końcu jednak zlitowała się i puściła przyjaciółkę, robiąc poważną minę.
-Nigdy więcej mnie tak nie strasz!
-Ta jest! – zielona zasalutowała, po czym przytuliła oburzoną Hagane – A nawiasem mówiąc, nie porwali by mnie, gdybyś nie znikła na tyle i dała znać co i jak. – odburknęła jeszcze, po czym zaśmiała się cicho.
Blondynka prychnęła, po czym rozglądnęła się po pomieszczeniu. Zmarszczyła brwi, gdy nie znalazła tego, czego lub kogo szukała. Obrzuciła Laxusa uważnym spojrzeniem, jakby analizując jego stan, po czym ponownie zwróciła się kierunku Azuri. Odsunęła ją od siebie i podparła ręce pod boki.
-A gdzie jest Aya? – Lena westchnęła
-Przed chwilą znikła. Dowiedziała się, że stan Mii się pogorszył i ogarnęła ją furia. Martwię się. Szczególnie, że mówiła naprawdę pesymistycznie.
-Ale tak znikła-znikła? Że tutaj? Na ich oczach? – Riddle zdziwiła się, ale zielonowłosa tylko jeszcze bardziej to spotęgowała kiwając twierdząco głową – A to ci niespodzianka…
-Naprawdę tylko to jedno wyłapałaś z mojej wypowiedzi? – westchnęła
-Nie no, załapałam że młoda jest w ciężkim stanie i że się martwisz o obie, ale nic tu nie poradzimy tak stojąc i gadając o tym. Mia jest słabym punktem Ayi. Wszyscy którzy ja dobrze znają, wiedzą o tym. Martwi się o nią jak cholera i wpada w furie, gdy coś jej grozi. Delikatnie mówiąc. Ale to Aya i da sobie radę. Chyba… Nie mniej jednak ona po prostu dba o bliskie jej osoby. Wierz mi, na pewno sobie poradzi. Ona nawet w najgorszej sytuacji potrafi trzeźwo myśleć. – Riddle zaśmiała się – Wiem, że przeciwnik nie jest łatwy, ale damy radę! Nie pierwszy zresztą raz!
To powiedziawszy zamiotła swoim płaszczem podłogę, obracając się o 180 stopni i szybkim, pewnym krokiem opuściła pomieszczenie. Laxus uśmiechnął się lekko. Miała rację. Musiał to przyznać. Sam mocno się zaniepokoił reakcją Ayi, ale po dłuższym namyśle, było to całkiem normalne i wytłumaczalne. Teraz wiedział, że z całą pewnością nie pozna jej aż tak bardzo, jak starzy znajomi dziewczyny. Miała wiele sekretów, ale co z tego? Laxus ma przecież całe życie (albo przynajmniej większość), by poznać ich choć cześć. A kto wie? Może nawet wszystkie, jak się dobrze postara? Już od dłuższego czasu uważał, że młoda Kuroi jest bardzo ciekawym obiektem obserwacyjnym. Intrygowała go. Naprawdę ciężko było ją rozgryźć. Ale przy odpowiednim oku, można było i tak sporo się dowiedzieć z jej reakcji, spojrzeń jakimi obdarzała ludzi, czy nawet zwykłych gestów. I choć nie było to łatwe, to Laxus za punkt honoru postawił sobie, odkryć jak najwięcej rzeczy dotyczącej jej osoby.

***

Mam nadzieję, że się podobało. Namieszałam? Ha! Mam nadzieję! Tym razem sporo było Laxusa. Hehe… Gihihihi!
Co do kończenia opowiadania, to nie martwcie się! Jeszcze sporo akcji przed nami! Nie chcę jednak ciągnąć tego na siłę, więc… no opowiadanie kiedyś się skończyć musi, bo zrobi się nudne jak flaki z olejem. Nie wykluczam rzecz jasna drugiej serii, ale na razie mam na głowię maturę i planuję ją zdać.
Wciąż smuci mnie tak mała ilość komentarzy, ale postanowiłam się cieszyć z tego co mam! O!
A teraz z mniej poważnych spraw! Bonus:







Był Natsu i Lucy w "happiowatym" stroju, to teraz GaLe, w "lilowatym".

To jest chyba najbardziej urocze ze wszystkich...
Czy tylko ja ubolewam nad tym, że coś takiego nie pojawiło się w mandze?






Mam nadzieję, że się podobał! Wybaczcie jeśli jakieś się pokryły z tymi co wrzucałam wcześniej. Co do parringów, to sama bardzo lubię GaLevi, a na dodatek właśnie oni przodują w Sondzie (na obecna chwilę). Pozdrawiam i do następnego razu! 

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 26

Witam! Długo mnie nie było. Przepraszam za opóźnienie, jednak nie było ono w pełni zależne ode mnie. Faktem jest, że nie miałam zbytnio weny. Jednak starałam się wtedy ułożyć zbliżającą się akcję. Nie jest ona jeszcze w pełni ułożona, jednak plan na zakończenie już jest. Jeśli miałabym powiedzieć ile rozdziałów zostało do końca… ciężko powiedzieć. Może 5-10? Niewiele w każdym bądź razie.
Chciałabym podziękować tym, którzy zostali ze mną i wciąż czytają to opo, pomimo długich nieobecności. A co do tego, to niestety w tym roku mam maturę i muszę mocno przyłożyć do nauki. Z tego powodu notki mogą się pojawiać jeszcze rzadziej i nie trzymać się terminów, za co bardzo przepraszam. Więcej na ten temat powiem pod notką.
A teraz zapraszam do czytania!

***

Aya, tak jak planowała, znalazła się na tajemniczym latającym statku i zaczęła się po cichu rozglądać. Nie było to łatwe, zważywszy na to, że nie wiedziała nawet czego się po tym miejscu spodziewać. O osobach, które tam się znajdowały (a tak powinno być), tym bardziej nie miała bladego pojęcia. Ze skupionymi wszystkimi zmysłami, ostrożnie skradała się po statku. Czuła energię pulsującą od walczących dole magów. Jednocześnie musiała jednak panować nad swoim lękiem o nich i ukryć swoją moc. Tak by nikt jej nie wyczuł, choćby był najzdolniejszym poszukiwaczem, czy tropicielem.
Aż nagle ściana obok niej wybuchła i przeleciał przez nią poparzony mężczyzna. Aya w ostatniej chwili użyła swojej magii by ukryć się w ciemności. W mężczyźnie rozpoznała ojca Oriona, a to oznaczało, że w pobliżu może być Lena. Natomiast wrzask „ale się napaliłem” śmiało przyporządkowała do Natsu i uznała, że lepiej będzie zostawić wyrodnego ojca młodemu Dragneelowi. Sama postanowiła szukać Leny. Niestety nie mogła jej wyczuć. Coś ewidentnie jej tym przeszkadzało. I błądziła by dalej, gdyby przed nią nie pojawiło się małe dziecko z króliczkiem w ręku. W pierwszej chwili Kuroi chciała zabrać dzieciaka z tamtego miejsca, ale szybko dotarło do niej, że żadne normalne dziecko nie przyszło by tu same, a on nie wyglądał na więźnia. Innymi słowy nie mogła go traktować jak sojusznika. Co nawiasem mówiąc nie bardzo jej się podobało. No bo kto chciałby walczyć z dzieckiem?
Gdy zastanawiała się co powinna zrobić, pluszowy królik zmienił się w gigantyczne monstrum o kłach długich jak ludzkie ramię i z całą pewnością ostrych. Choć lepiej było nie sprawdzać. Oczy potwora świeciły się czerwienią i był przepełnione rządzą krwi. Powietrze jakby zgęstniało, a Aya kątem oka zauważyła, że chłopiec trzyma w rękach flet. Szybko zasłoniła sobie uszy, odskakując jednocześnie by uniknąć ciosu morderczego królika. Aż samo to brzmi komicznie. Tylko brak jednorożca z tęczą na głowie i halabardą w pysku. Nie ma to jak czarny i chory humor w krytycznej sytuacji. Nie mniej jednak Pani Cienia uznała, że nie ma czasu na długą walkę, ale jeśli nie pokona dzieciaka i jego zmutowanego pluszaka, to będą kłopoty i jej ciche dochodzenie zmieni się w śmiertelnego berka. A to się jej nie bardzo podobało. Nie miała wyjścia. Tym razem musiała się wysilić i pokazać trochę więcej swoich zdolności. Wyciągnęła katanę i cięła gigantycznego przeciwnika w nogę. Zamiast pluszu, czy waty z owego miejsca wydostał zielony gaz, który gdy tylko dotknął skóry Kuroi zdziałał jak kwas. Szybko zrozumiała, że aby to wygrać musi zabić dzieciaka. To nie było dobre wyjście, ale najłatwiejsze i najszybsze. A i tak miałaby spory problem z dostaniem się do niego, ponieważ trujący królik skutecznie uniemożliwiał jej to i zmuszał to unikania zabójczych ciosów i wycofywania się. Zatem o wyboru była tez druga opcja. Mogła przynajmniej sprawić, aby młody mag stracił przytomność. Nie wiedziała, czemu chłopak to robi, ale nie było czasu na rozwodzenie się nad tym. Czas uciekał, a ludzie w dole ginęli.
Zniknęła w cieniu i pojawiła się tuż za dzieciakiem. Uderzyła go w potylicę i złapała gdy zaczął się osuwać. Sprawiła, że cienie pocięły stwora na kilkadziesiąt kawałków, a następnie otchłań pochłonęła te resztki wraz z wydzielającą się z nich substancją. Spojrzała na swoją prawą dłoń. Poparzenie wciąż tam było i cholernie bolało. Starała się to zignorować, jednak z każdą chwilą odczuwała to bardziej dotkliwie.
-Muszę się pośpieszyć. Schody… - mruknęła i pobiegła w ich kierunku.
Na dolnym piętrze znalazła kilka zamkniętych pomieszczeń. Jednak żadne nie rzucały się w oczy tak, jak zakratowane okienko w dolnej części ściany, po prawej stronie. Podbiegła tam i zobaczyła korytarze. Ciąg krętych, kamiennych korytarzy, pławiących się w ciemności.
-Mam złe przeczucia co do tego miejsca. – mruknęła
-Nie ty jedna. – czyjś głos dobył się zza pleców dziewczyny, na co ta podskoczyła i odwróciła się chwytając za broń.
-Wha! Laxus? – zdziewanie jakie pojawiło się na twarzy brunetki, było tak komiczne, że Dreyar aż zaśmiał się lekko. – Co ty tutaj… Weź mnie tak nie strasz!
-Wybacz. Myślałem, że bez problemu mnie wyczujesz. – uśmiechnął się niby przepraszająco
-To przez to miejsce. – wskazała na zakratowane okno – Coś tam jest. Coś co jakby zakłóca i tępi moje zmysły. Tak sądzę. Nie umiem tego inaczej wyjaśnić.
-Ta… Też to poczułem. Cóż… Nie sądzisz, że powinniśmy coś z tym zrobić? Sprawdzić to, czy coś?
-Nie wiem. Ale to miejsce wywołuje we mnie dziwne uczucie. Nie chodzi o strach, a bardziej… wewnętrzny niepokój. Tak sądzę…
-To do ciebie niepodobne, żebyś była czegoś niepewna. A tym bardziej tylu rzeczy po sobie.
-Ta… Ty decyduj. – Laxus posłał jej uważne spojrzenie, po czym ruszył w stronę okienka. Oglądnął i postukał lekko w ścianę. Zdecydował i szukał wejścia. A skoro Aya dała mu wybór, do którego miała się dostosować, postanowiła mu pomóc. Przyjrzała się podłodze. Musiało być jakieś przejście. Niekoniecznie w tym miejscu, ale gdzieś obok. I nie myliła się. Kawałek dalej, w rogu, znajdował się ledwo widoczna kwadratowa klapa. Wyglądała identycznie jak podłoga i tylko cieniutka kreska, której normalnie by się nie zauważyło, mówiła że jest tam przejście. Brunetka podeszła tam i włożyła ostrze w ową niewielką szparę. Przeciągnęła nim i tak jak myślała zahaczyła o coś, co wydało ciche pyknięcie. Mechanizm odsunął klapę w bok i pokazały się kamienne, niezbyt równe schody, ciągnące się w dół. Nie było żadnego światła ani pochodni. Aya spojrzała na Laxusa, który zdążył już zauważyć odkrycie towarzyszki i znalazł się obok niej.
-Wchodzimy? – spytał
-Jak już znaleźliśmy wejście to chyba głupio by było zrezygnować, co nie? – odparła po czym zgodnie kiwnęli głowami i chłopak wszedł pierwszy. Pstryknął palcami i mała iskierka rozjaśniła trochę ciemną głębi i śliskie schody. Aya zeszła tuż za nim, a klapa sama się za nimi zasunęła. Od razu uderzył ich odór zatęchłego, mokrego powietrza. Z całą pewnością nie był to przyjemny zapach. Ich kroki niosły się cichym echem po korytarzu, sprawiając że czuli coraz większy niepokój. Wydawało im się jakby byli w zupełnie innym świecie. Ich zmysłu były przytępione, a to nie napawało pozytywnym myśleniem. Z tym miejscem było coś nie tak, ale oboje wiedzieli, że gdy coś jest nie tak, to znaczy że jest warte uwagi i trzeba się tym zająć. I choć instynkt mówił im „działaj”, rozum podpowiadał „uciekaj”. Oba nie raz ratowały im życie, więc ciężko było stwierdzić którego posłuchać. Jednak nie było już odwrotu. Klapa została zamknięta, a oni zaszli już nazbyt daleko, by opłacało im się wracać.
W pewnym momencie usłyszeli dźwięki brzęczących łańcuchów. Jednomyślnie zdecydowali się ruszyć w tamtym kierunku. Po kilku krokach zobaczyli zakratowane pomieszczenie, a tam… uwięzioną Lenę. Jej ręce były przykute łańcuchami do ściany. Była na wpółprzytomna. Niewiele myśląc ścisnęła mocniej moją broń i cięłam kraty. Ostrze przeszło przez nie, jak przez masło, gdy dodatkowo wpuściła w nie trochę swojej magii. Podobnie zrobiła z łańcuchami, które raniły ręce Leny. Ta osunęła się w dół i upadłaby na zimną podłogę, gdyby nie szybka reakcja Ayi. Dziewczyna chciała uleczyć swoją przyjaciółkę, jednak Laxus jej nie pozwolił.
-Myślę, że powinniśmy się najpierw wydostać z tych kanałów. To miejsce przyprawia mnie o dreszcze. Lepiej będzie nie tracić tutaj nadmiernie mocy. Nie wiemy co nas tutaj czeka.
-Masz rację, ale…
-Nic jej nie będzie. Nie jest aż tak poważnie ranna. Po prostu wyczerpała prawie całą swoją moc.
-Albo zrobił to za nią ktoś inny. – mruknęła Pani Cienia, a Laxus spojrzał na nią niezrozumiale – Nieważne. Chodźmy już.
-Tak. Daj, wezmę ją.
Aya pozwoliła Dreyarowi, wziąć młodą Azuri na ręce i całą trójkę skierowali się w stronę, z której przyszli. Zakrętów nie było wiele, więc nie powinni byli się zgubić, jednak o dziwo tak się stało. Albo raczej nie zgubili się, lecz coś uniemożliwiało im powrót.
Usłyszeli świst powietrza i w porę udało im się uniknąć magicznej strzały, wystrzelonej z kryształowego łuku. A osobą, która go trzymała był dziwny nieznajomy o dwukolorowej twarzy. Na jego nadgarstku był tatuaż gildii. I wtedy Ayę oświeciło. Taki sam tatuaż mieli ludzie, którzy porwali i przetrzymywali Mię. Oni jednak nie byli tak potężni. Zbyt dużo zbiegów okoliczności.
-Laxus, znajdź wyjście. Niech Wendy bądź Polyushka prędko zajmą się Leną. Ja się nim zajmę. – to powiedziawszy stanęła naprzeciw wroga, wyciągając ostrze. Laxus zawahał się, ale po chwili kiwnął głową i ruszył przed siebie. Po kilku krokach zatrzymał się. A raczej zrobiła to za niego jakaś niewidzialna ściana.
-Jaka szkoda~! Niestety nie możesz stąd wyjść. Żadne z was nie opuści tego miejsca żywe~! – zaśmiał się mężczyzna. Jego łuk zamigotał i ponownie wypuścił magiczną strzałę. Następnie kolejną i kolejną. Aż w pewnym momencie wypuszczał ich po kilka naraz. Aya niszczyła każdą, która leciała  jej kierunku. Jednak nie pomyślała, że te puszczone poza jej zasięg, były kierowane w Laxusa. Dotarło to do niej, gdy blondyn sapnął za jej plecami.
-Laxus!
-Nic mi nie jest. – odparł, ale jego prawe ramię było poparzone. Magiczna strzała nie tylko raniła, tak jak każda inna, ale też paliła skórę niczym najgorętszy ogień. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Tajemniczy łucznik nie miał jednak zamiaru czekać, aż brunetka ponownie odwróci się w jego stronę i wykorzystując jej nieuwagę, pojawił się obok i z całej siły kopnął, posyłając ją na ścianę. Gruz posypał się, a dym uniósł w powietrze. Gdy opadł, dało się zobaczyć Panią Cienia pokrytą jej własną krwią. Włosy opadały na twarz i sklejały się ze skapującą krwią. Z ust wypływała stroma ilość krwi, brudząc przód jej ubrania. Reszta ciała była mocno pokaleczona. Dreyar szybko otrząsnął się z szoku jakiego doznał i zaatakował mężczyznę. Szybko jednak skończył podobnie jak Aya. Lena leżała kawałek dalej, a on był przyciskany do podłogi przez śmiejącego się dwukolorowego maga. W pewnym momencie coś przypominającego wilczą łapę, odrzuciło wroga do tyłu. Laxus podniósł lekko zamglony wzrok i zobaczył chwiejąco się Lenę, której ręce były pokryte sierścią. Dyszała ciężko ze zmęczenia. Zatoczyła się i upadła. Laxus chciał ją złapać jednak nie miał siły. Przeciwnik miał miażdżącą przewagę.
Gdy mag obcej gildii, podniósł się na nogi i otarł krew spływającą mu z wargi, napiął łuk i wycelował. Prosto w Laxusa. Wypuścił strzałę, jednak ta nie dosięgła celu. Przeleciała przez pustą przestrzeń i wbiła się w podłogę. Laxus zniknął, podobnie jak Lena i Aya.

Dreyar patrzył jak strzała leci w jego stronę. Chciał się ruszy lecz nie mógł. Zamknął oczy, oczekując bólu, jednak zamiast tego poczuł czyjś dotyk na ramieniu, a następnie chłód i zawroty głowy. Otworzył oczy i widział jedynie ciemność. Czarną przestrzeń, która jednak nagle zmieniła się w las na terenie Magnolii. I wydawało mu się, że wyłonił się z nicości. Nie wiedział jak powinien to określić, jednak widok ciężko oddychającej, trzymającej go Ayi, wiele tłumaczył. Uratowała go. Znowu. Nie wiedział jak dokładnie, ale teraz był pewien, że nie pokazał jeszcze wszystkich swoich zdolności.
-Aya… - zaczął, jednak ona mu przerwała
-Tamto miejsce ograniczało nas. Zabierało nam moc i resztę blokowało. Powinniśmy szybko opatrzyć rany.
Unikała tematu ucieczki. Laxus miał wrażenie, że nie powinien o to pytać, więc tego nie zrobił. Nie drążył tego tematu zbyt natarczywie. Ciekawiło go to rzecz jasna, ale umiał się powstrzymać. Podniósł się jednak, ponownie wylądował na ziemi. Miał złamaną nogę. Spojrzał przepraszająco na poturbowaną Ayę. Dziewczyna wzięła kilka oddechów i już nie oddychała tak spazmatycznie. Wstała, chwiejąc się i kucnęła obok blondyna.
-Nie mamy czasu. – mruknęła – Wróg łatwo nas tu znajdzie.
Ledwo to powiedziała, a tuż za nimi rozległ się wybuch. Kuroi niewiele myśląc chwyciła blondyna oraz Lenę i… chłopak miał wrażenie, że zapadają się w ziemię. Zobaczył ciemność, a  następnie wyłonili się z cienia w pokoju leczniczym gildii. Teraz zrozumiał jak Aya znikała tak szybko i dzięki czemu udało jej się tak szybko pokonać dalekie odległości. Tak jak wtedy, gdy nagle pojawiła się z rannym Kinem, w czasie misji ochrony jakiegoś bogatego klienta.
-To się nazywa „Shadow-travel” – wyjaśniła, domyślając się, ze chłopak poznał jeden z jej sekretów. Zaraz po tych słowach, do pomieszczenia wpadła Wendy.
-Wiedziałam, że mam rację! Wyczułam wasz zapach! Jak się tutaj znaleźliście? Oh! Jak wy wyglądacie! Co się stało?!
Zajęła się ich ranami, zadając przy tym mnóstwo pytań naraz. Jednak jedyne wyjaśnienia jakie usłyszała brzmiało, że walczyli na tym latającym statku i ratowali Lenę. Nie mieli siły opowiadać jej więcej. A co do możliwości pojawienia się tu nagle, wnuk Makarova domyślił się od razu, że Aya nie chce by ktokolwiek wiedział o jej zdolności. Jeszcze nie. A to ona powinna im powiedzieć o tym, nie on. Westchnął głęboko i zamknął oczy. Nie sądził, że mógłby tak łatwo zasnąć. Nim się spostrzegł zmorzył go sen. Sen w którym spotkał siebie młodego i symbol gildii, który pokazał kiedyś dziadkowi. Cóż za dziwny sen.

***

Mam nadzieję, że się podobało. Rozdział nie jest zbyt długi, jednak sporo się w nim dzieje, więc uznałam, że tyle powinno wystarczyć.
Chciałabym teraz powiedzieć trochę więcej na temat mojej nieobecności. Tej która miała miejsce, i tej która dopiero się zbliża. Nie nazwałabym tego zawieszeniem bloga, jednak drobną przerwą. Naturalnie w ferie postaram się trochę napisać, tak bym mogła później w zwyczajnym roku szkolnym dodać notkę w miarę szybko, jednak uprzedzam lojalnie, że tym razem termin nie jest jednoznaczny i pewny. Ah ta nauka!
Na pocieszenie powiem, że w mojej głowie rodzą się kolejne pomysłu na różne opowiadania, więc gdyby ktoś chciał poczytać coś po skończeniu przeze mnie tego bloga, to się nie zawiedzie. A szczególnie jak zdam maturę! *mruga*
Co do bonusu:
















Pozdrawiam was bardzo serdecznie! O terminie notki dowiecie się w „Aktualnościach” po prawej stronie.