sobota, 30 maja 2015

Rozdział 44


Nie mam siły na pisanie wstępu. Dzięki wszystkim za to, że jeszcze tu zaglądacie. Zapraszam do czytania.

***

-Naprawdę?! – do uszu wszystkich dotarł głośny pisk, będący mieszaniną radości i niedowierzenia. Nie wnikajmy już w to, jak ciężko było się przebić przez hałas panujący w gildii. Lucy uściskała swoją czerwoną, jak burak przyjaciółkę. – Gratulację Levi!
-Co się stało Lucy? – obok pojawiła się Mira – Levi-chan, dobrze się czujesz?
-Dobre wieści Mira! W końcu! – brązowe oczy Lucy błyszczały. Strauss spojrzała najpierw na nią, a potem uważnie przypatrzyła się Levi. Jej zwyczajowy uśmiech poszerzył się, a ona sama klasnęła z radością w ręce.
-To wspaniale! Wszyscy już się zastanawiali, czy ty i Gajeel, zdecydujecie się w końcu na oficjalny związek!
-Jak to wszyscy?! – Teraz nie tylko twarz Levi była czerwona. Nie zdziwiłaby się, gdyby obecnie wyglądała dosłownie jak burak.
-Gratuluję Levi. – Mira zaśmiała się i poszła głosić dobrą nowinę, kompletnie ignorując pytanie Mcgarden.
-Lu-chan?! – ale Lucy tylko się zaśmiała i poklepała ją po plecach.
-Idę poszukać Gajeela. Musze z nim poważnie porozmawiać. – po tych słowach zniknęła wśród ludzi, pozostawiając Levi z niejasnym wrażeniem, że to nie będzie zbyt przyjemna rozmowa dla jej chłopaka. Tak, teraz mogła oficjalnie go tak nazywać. To było tak niesamowite, że aż nierealne. Na samą myśl, uśmiech sam cisnął się jej na usta. Była szczęśliwa. Wojna się skończyła, Fairy Tail odzyskiwało siły, ona i Gajeel oficjalnie zostali parą. Wszystko się układało. Nie mogła być bardziej szczęśliwa! No… może jeszcze gdyby tylko dziewczyny zajęły się swoimi „chłopakami” zamiast wypytywać ją o wszystkie szczegóły…

-Jak najbardziej popieram to, ale pamiętaj… że jeśli robisz to tylko dlatego, że pomyślałeś że w każdej chwili możecie umrzeć, to powinieneś przestać. W ten sposób jeszcze bardziej będziecie cierpieć.
-Nigdy nie pozwoliłbym, żeby-
-Nie. Nie pozwoliłbyś. Ale dopuszczasz do siebie myśl, że możesz kiedyś przegrać życie. A to sprawi, że będzie cierpiała. Nawet bardziej niż gdybyście się nie zdecydowali.
-Chcesz mi powiedzieć, że powinienem…
-Nie staram się ci powiedzieć co powinieneś zrobić. Ty sam musisz podjąć decyzję. Chcę tylko, żebyś miał pełną świadomość. Jeśli jednak robisz to z egoistycznych pobudek… z chęci naprawdę bycia szczęśliwym… To masz o to szczęście walczyć nawet mocniej niż dotychczas. Z myślą w głowie „nie pozwolę jej cierpieć.”
-Co? Chyba nie rozumiem…
-Chcę, żebyś walczył o wasze szczęście, jeśli będzie trzeba. Z całych sił, a nie myślał, że już nie musisz, bo zrobiłeś krok w kierunku szczęścia. Czasami egoizm nie jest zły, jeśli chodzi o bycie z kimś, szukanie szczęścia. A wtedy nigdy nie jest w pełni egoizmem, bo pragnie się szczęścia też tej drugiej osoby.
-Musisz mówić takie pokręcone rzeczy? Rany kobieto!
-Chodzi mi o to, że jeśli chcesz być z nią, tylko dlatego, żeby zdążyć przed śmiercią, a potem się poddać, to tego nie rób. Jeśli jednak będziesz walczyć z całych sił o wasze szczęście, to zasługujesz na to. Nie ważne co zrobiłeś kiedyś. Jeśli twoje egoistyczne myślenie o byciu z nią, sprawi że będzie szczęśliwa, to ten egoizm nie jest zły. Pragnienie szczęścia i miłości nie jest złe. I każdy na nie zasługuje.
-Wiesz… mam wrażenie, jakbyś sama się przy okazji próbowała przekonać do tych słów. 
-Pff! Jak na kretyna kierującego się zwierzęcym instynktem, potrafisz być jednak czasami spostrzegawczy.
-Bardzo zabawne! Normalnie kawał roku! Słuchaj Aya, nie jestem dobry w przemowach… Wiem, że obwiniasz się o wiele rzeczy z przeszłości… ale skoro wszyscy mogą dostać drugą szansę, to ty też.
-Ja już swoją zmarnowałam Gajeel.
-Jak to zmarnowałaś?
-To moje przybycie do Fairy Tail sprowadziło na was wszystkich kłopoty.
-Przestań pieprzyć. Jedyną osobą jaką ktokolwiek może obwiniać, jest ten czerwony dupek. Nawet i bez twojego pojawienia się, mógłby zawitać do Magnolii. A jeśli by cie tu nie było… prawdopodobnie byśmy przegrali. Wraz z tobą pojawił się ten głupi smok, twój brat i wasza mistrzyni.
-Odpowiadamy za niego. Należał kiedyś do Serca Ciemności.
-Jakbyśmy tak na to patrzyli, to sam nie należałbym nawet do Fairy Tail.
-To co innego.
-To samo. I wszyscy tak uważamy.
-Ale nie mówiliśmy o mnie.
-Cóż… wyglądałaś jakby ktoś musiał cie przekonać do twoich własnych racji. I wiesz co? Mam wrażenie, że wyglądasz trochę inaczej. Chociaż w sumie tak samo…
-Naprawdę jesteś kretynem Gajeel. Ale kretynem, z którym Levi będzie szczęśliwa. Cóż… przyszłam tu żeby ci pogratulować i ostrzec abyś nie ważył się sprawić jej cierpienia, a rozmowa jakoś tak nam trochę za bardzo spoważniała.
-Wzięłabyś ty się wreszcie za własne sprawy sercowe! A nie robiła mi z mózgu jeszcze większą papkę!
-Przyznajesz się zatem do własnego upośledzenia? Jak miło! A tak poważnie, to mam wiele do przemyślenia. Ale najpierw muszę znaleźć Kina. Zachowuje się ostatnio naprawdę dziwnie.
-Spytaj swojego byłego. Gadali ostatnio z dziwnie poważnymi minami.
-Tak zrobię. Dzięki Gajeel.
-Chociaż w sumie nie rozumiem za co do końca mi dziękujesz, bo wątpię żeby to było za tą informację, to nie ma sprawy. Ja też jestem ci winny podziękowania.
-Mniejsza o to. Przygotuj się lepiej psychicznie na wielką imprezę w Fairy Tail. Jestem pewna, że nie przepuszczą takiej okazji. Zobaczymy się pewnie tam.
-Na pewno. Chociaż wolałbym nie mieć więcej styczności z „praniem mózgu” w twoim wykonaniu.
-Zastanowię się nad tym!

-Aya-sama! – Mia natychmiast rzuciła się na nią, choć ledwo zdążyła przekroczyć próg już prawie odbudowanej gildii – ledwo zaczęliśmy, a Fried już się upił!
Aya stłumiła parsknięcie. Rozejrzała się i od razu zobaczyła Frieda, który najwyraźniej nie czuł się już zbyt dobrze. Lena siedziała przy nim i poklepywała lekko po plecach. Kawałek dalej siedziała Cana śmiejąc się w niebogłosy. Łatwo było się domyślić co się stało, ale Kuroi w życiu by nie pomyślała, że Fairy Tail jest jeszcze ktoś na tyle naiwny by wierzyć, że wygra z Caną pijacki pojedynek. Zakończenie tego było do przewidzenia. Chociaż Aya nie przypuszczała, że ta trawiasta dwójka tak szybko się do siebie zbliżyła. Podejrzewała co prawda, co może wyniknąć z ich poznania, ale żeby tak z prędkością światła? Chyba, że to ona była zbyt wolna w tych sprawach, a nie inni za szybcy.
-Mia, wiesz może gdzie jest Kin?
-Nigdzie nie widziałam tej przerośniętej gadziny. – odparła naburmuszona
-Ciekawe określenie – zaśmiała się Aya, wiedząc że Mia wcale nie myśli źle o Kinie. Na dodatek słowa te nie odbiegały zbytnio od prawdy. Kin był smokiem, który mógł wyglądać jak człowiek.
-Właściwie to… jakim cudem Kin no Baka potrafi wyglądać jak człowiek? Czy on w ogóle jest prawdziwym smokiem?
-Za dużo by wyjaśniać, ale smoki… to smoki. Potrafią wiele rzeczy.
-A ile on w końcu ma lat? Bo z tego co mówiłaś to on wcale nie jest taki stary.
-To coś w rodzaju reinkarnacji. Potęga Złotego Smoka leży w innym aspekcie niż potęga Igneela, Acnologii czy twojego Mizuiro.
-Hm… dziwny z niego smok.
Rozmawiały dalej o wszystkim i o niczym, dawno nie czując takiego spokoju, jednocześnie idąc w stronę jednego ze stolików, przy którym siedziała Juvia, Lucy, Riddle i Evergreen. Wszystkie wyglądały na rozbawione. Nawet Ever, która rzadko ukazywała swój dobry humor.
-Co was tak rozbawiło? – Aya wyrosła z cienia tuż za nimi, klepiąc Lucy i Riddle w plecy. Dziewczyny podskoczyły z piskiem i odwróciły się w jej stronę lekko rozeźlone. Szybko jednak im przeszło, kiedy dotarło do nich pytanie od strony uśmiechniętej Ayi. Hagane machnęła ręką w stronę Kuroi, zachęcając ją żeby siadła. Pozostałe dziewczyny nie mogły się powstrzymać od chichotu.

Tego wieczoru praktycznie wszyscy bawili się wyśmienicie. Świętowali bowiem nie tylko związek swoich przyjaciół, ale również koniec tej chorej wojny. Mając jednocześnie nadzieję, na trochę dłuższy okres względnego spokoju. Chociaż zdarzały się chwilami momenty, że wszyscy zamierali, z przerażeniem wpatrując się w pewien mało rzucający się w oczy stolik, przy jednej ze ścian. Albo raczej w osoby, które przy nim siedziały. Co jakiś czas bowiem, piątka dziewczyn wybuchała głośnym śmiechem. I choć w przypadku Lucy, Juvii i Riddle nie było to aż tak szokujące i straszne, tak w wykonaniu Ever i Ayi… mroziło to krew w żyłach osobom, które je znały. Nie chodziło jednak o to, że śmiały się niczym rozszalały psychopata, ale o to że one… praktycznie nigdy się nie śmiały. Nie tak otwarcie, głośno i… i to mogło wróżyć jedynie coś niedobrego.

***

Wiem, że rozdział trochę dziwny. Ale… no sama nie wiem czemu, ale tak mi jakoś wyszło. Wena wybredną jest.
W każdym bądź razie te niedopowiedzenia w drugiej części były zaplanowane – specjalnie jest też tak, żeby nie było od razu wiadomo, kim są dwie rozmawiające osoby.
Mam nadzieję, że wyszło dobrze. Rozdział napisany w… właściwie jeden dzień. Wcześniej miałam tylko sam początek, resztę dopisałam na raz. Co jednak nie zmienia faktu, że miał naprawdę duży poślizg. Trochę z mojej winy, trochę z innych powodów. Ale co się stało to się nie odstanie. Najgorsze jest jednak to, że jak miałam wenę na napisanie tego… to akurat wychodziłam z domu na zajęcia… pisać sprawdzian. Ciężko o większego pecha, dla pisarza. 
A teraz mały bonus: