Nie
mam siły na pisanie wstępu. Dzięki wszystkim za to, że jeszcze tu zaglądacie.
Zapraszam do czytania.
***
-Naprawdę?!
– do uszu wszystkich dotarł głośny pisk, będący mieszaniną radości i
niedowierzenia. Nie wnikajmy już w to, jak ciężko było się przebić przez hałas
panujący w gildii. Lucy uściskała swoją czerwoną, jak burak przyjaciółkę. –
Gratulację Levi!
-Co
się stało Lucy? – obok pojawiła się Mira – Levi-chan, dobrze się czujesz?
-Dobre
wieści Mira! W końcu! – brązowe oczy Lucy błyszczały. Strauss spojrzała
najpierw na nią, a potem uważnie przypatrzyła się Levi. Jej zwyczajowy uśmiech
poszerzył się, a ona sama klasnęła z radością w ręce.
-To
wspaniale! Wszyscy już się zastanawiali, czy ty i Gajeel, zdecydujecie się w
końcu na oficjalny związek!
-Jak
to wszyscy?! – Teraz nie tylko twarz Levi była czerwona. Nie zdziwiłaby się,
gdyby obecnie wyglądała dosłownie jak burak.
-Gratuluję
Levi. – Mira zaśmiała się i poszła głosić dobrą nowinę, kompletnie ignorując
pytanie Mcgarden.
-Lu-chan?!
– ale Lucy tylko się zaśmiała i poklepała ją po plecach.
-Idę
poszukać Gajeela. Musze z nim poważnie porozmawiać. – po tych słowach zniknęła
wśród ludzi, pozostawiając Levi z niejasnym wrażeniem, że to nie będzie zbyt
przyjemna rozmowa dla jej chłopaka. Tak, teraz mogła oficjalnie go tak nazywać.
To było tak niesamowite, że aż nierealne. Na samą myśl, uśmiech sam cisnął się
jej na usta. Była szczęśliwa. Wojna się skończyła, Fairy Tail odzyskiwało siły,
ona i Gajeel oficjalnie zostali parą. Wszystko się układało. Nie mogła być
bardziej szczęśliwa! No… może jeszcze gdyby tylko dziewczyny zajęły się swoimi
„chłopakami” zamiast wypytywać ją o wszystkie szczegóły…
-Jak
najbardziej popieram to, ale pamiętaj… że jeśli robisz to tylko dlatego, że
pomyślałeś że w każdej chwili możecie umrzeć, to powinieneś przestać. W ten
sposób jeszcze bardziej będziecie cierpieć.
-Nigdy
nie pozwoliłbym, żeby-
-Nie.
Nie pozwoliłbyś. Ale dopuszczasz do siebie myśl, że możesz kiedyś przegrać
życie. A to sprawi, że będzie cierpiała. Nawet bardziej niż gdybyście się nie
zdecydowali.
-Chcesz
mi powiedzieć, że powinienem…
-Nie
staram się ci powiedzieć co powinieneś zrobić. Ty sam musisz podjąć decyzję.
Chcę tylko, żebyś miał pełną świadomość. Jeśli jednak robisz to z egoistycznych
pobudek… z chęci naprawdę bycia szczęśliwym… To masz o to szczęście walczyć
nawet mocniej niż dotychczas. Z myślą w głowie „nie pozwolę jej cierpieć.”
-Co?
Chyba nie rozumiem…
-Chcę,
żebyś walczył o wasze szczęście, jeśli będzie trzeba. Z całych sił, a nie
myślał, że już nie musisz, bo zrobiłeś krok w kierunku szczęścia. Czasami
egoizm nie jest zły, jeśli chodzi o bycie z kimś, szukanie szczęścia. A wtedy
nigdy nie jest w pełni egoizmem, bo pragnie się szczęścia też tej drugiej osoby.
-Musisz
mówić takie pokręcone rzeczy? Rany kobieto!
-Chodzi
mi o to, że jeśli chcesz być z nią, tylko dlatego, żeby zdążyć przed śmiercią,
a potem się poddać, to tego nie rób. Jeśli jednak będziesz walczyć z całych sił
o wasze szczęście, to zasługujesz na to. Nie ważne co zrobiłeś kiedyś. Jeśli
twoje egoistyczne myślenie o byciu z nią, sprawi że będzie szczęśliwa, to ten
egoizm nie jest zły. Pragnienie szczęścia i miłości nie jest złe. I każdy na
nie zasługuje.
-Wiesz…
mam wrażenie, jakbyś sama się przy okazji próbowała przekonać do tych
słów.
-Pff!
Jak na kretyna kierującego się zwierzęcym instynktem, potrafisz być jednak
czasami spostrzegawczy.
-Bardzo
zabawne! Normalnie kawał roku! Słuchaj Aya, nie jestem dobry w przemowach…
Wiem, że obwiniasz się o wiele rzeczy z przeszłości… ale skoro wszyscy mogą
dostać drugą szansę, to ty też.
-Ja
już swoją zmarnowałam Gajeel.
-Jak
to zmarnowałaś?
-To
moje przybycie do Fairy Tail sprowadziło na was wszystkich kłopoty.
-Przestań
pieprzyć. Jedyną osobą jaką ktokolwiek może obwiniać, jest ten czerwony dupek.
Nawet i bez twojego pojawienia się, mógłby zawitać do Magnolii. A jeśli by cie
tu nie było… prawdopodobnie byśmy przegrali. Wraz z tobą pojawił się ten głupi
smok, twój brat i wasza mistrzyni.
-Odpowiadamy
za niego. Należał kiedyś do Serca Ciemności.
-Jakbyśmy
tak na to patrzyli, to sam nie należałbym nawet do Fairy Tail.
-To
co innego.
-To
samo. I wszyscy tak uważamy.
-Ale
nie mówiliśmy o mnie.
-Cóż…
wyglądałaś jakby ktoś musiał cie przekonać do twoich własnych racji. I wiesz
co? Mam wrażenie, że wyglądasz trochę inaczej. Chociaż w sumie tak samo…
-Naprawdę
jesteś kretynem Gajeel. Ale kretynem, z którym Levi będzie szczęśliwa. Cóż…
przyszłam tu żeby ci pogratulować i ostrzec abyś nie ważył się sprawić jej
cierpienia, a rozmowa jakoś tak nam trochę za bardzo spoważniała.
-Wzięłabyś
ty się wreszcie za własne sprawy sercowe! A nie robiła mi z mózgu jeszcze
większą papkę!
-Przyznajesz
się zatem do własnego upośledzenia? Jak miło! A tak poważnie, to mam wiele do
przemyślenia. Ale najpierw muszę znaleźć Kina. Zachowuje się ostatnio naprawdę
dziwnie.
-Spytaj
swojego byłego. Gadali ostatnio z dziwnie poważnymi minami.
-Tak
zrobię. Dzięki Gajeel.
-Chociaż
w sumie nie rozumiem za co do końca mi dziękujesz, bo wątpię żeby to było za tą
informację, to nie ma sprawy. Ja też jestem ci winny podziękowania.
-Mniejsza
o to. Przygotuj się lepiej psychicznie na wielką imprezę w Fairy Tail. Jestem
pewna, że nie przepuszczą takiej okazji. Zobaczymy się pewnie tam.
-Na
pewno. Chociaż wolałbym nie mieć więcej styczności z „praniem mózgu” w twoim
wykonaniu.
-Zastanowię
się nad tym!
-Aya-sama!
– Mia natychmiast rzuciła się na nią, choć ledwo zdążyła przekroczyć próg już
prawie odbudowanej gildii – ledwo zaczęliśmy, a Fried już się upił!
Aya
stłumiła parsknięcie. Rozejrzała się i od razu zobaczyła Frieda, który
najwyraźniej nie czuł się już zbyt dobrze. Lena siedziała przy nim i
poklepywała lekko po plecach. Kawałek dalej siedziała Cana śmiejąc się w
niebogłosy. Łatwo było się domyślić co się stało, ale Kuroi w życiu by nie
pomyślała, że Fairy Tail jest jeszcze ktoś na tyle naiwny by wierzyć, że wygra
z Caną pijacki pojedynek. Zakończenie tego było do przewidzenia. Chociaż Aya
nie przypuszczała, że ta trawiasta dwójka tak szybko się do siebie zbliżyła.
Podejrzewała co prawda, co może wyniknąć z ich poznania, ale żeby tak z
prędkością światła? Chyba, że to ona była zbyt wolna w tych sprawach, a nie
inni za szybcy.
-Mia,
wiesz może gdzie jest Kin?
-Nigdzie
nie widziałam tej przerośniętej gadziny. – odparła naburmuszona
-Ciekawe
określenie – zaśmiała się Aya, wiedząc że Mia wcale nie myśli źle o Kinie. Na
dodatek słowa te nie odbiegały zbytnio od prawdy. Kin był smokiem, który mógł
wyglądać jak człowiek.
-Właściwie
to… jakim cudem Kin no Baka potrafi wyglądać jak człowiek? Czy on w ogóle jest
prawdziwym smokiem?
-Za
dużo by wyjaśniać, ale smoki… to smoki. Potrafią wiele rzeczy.
-A
ile on w końcu ma lat? Bo z tego co mówiłaś to on wcale nie jest taki stary.
-To
coś w rodzaju reinkarnacji. Potęga Złotego Smoka leży w innym aspekcie niż
potęga Igneela, Acnologii czy twojego Mizuiro.
-Hm…
dziwny z niego smok.
Rozmawiały
dalej o wszystkim i o niczym, dawno nie czując takiego spokoju, jednocześnie
idąc w stronę jednego ze stolików, przy którym siedziała Juvia, Lucy, Riddle i
Evergreen. Wszystkie wyglądały na rozbawione. Nawet Ever, która rzadko
ukazywała swój dobry humor.
-Co
was tak rozbawiło? – Aya wyrosła z cienia tuż za nimi, klepiąc Lucy i Riddle w
plecy. Dziewczyny podskoczyły z piskiem i odwróciły się w jej stronę lekko
rozeźlone. Szybko jednak im przeszło, kiedy dotarło do nich pytanie od strony uśmiechniętej
Ayi. Hagane machnęła ręką w stronę Kuroi, zachęcając ją żeby siadła. Pozostałe
dziewczyny nie mogły się powstrzymać od chichotu.
Tego
wieczoru praktycznie wszyscy bawili się wyśmienicie. Świętowali bowiem nie
tylko związek swoich przyjaciół, ale również koniec tej chorej wojny. Mając
jednocześnie nadzieję, na trochę dłuższy okres względnego spokoju. Chociaż
zdarzały się chwilami momenty, że wszyscy zamierali, z przerażeniem wpatrując się
w pewien mało rzucający się w oczy stolik, przy jednej ze ścian. Albo raczej w
osoby, które przy nim siedziały. Co jakiś czas bowiem, piątka dziewczyn
wybuchała głośnym śmiechem. I choć w przypadku Lucy, Juvii i Riddle nie było to
aż tak szokujące i straszne, tak w wykonaniu Ever i Ayi… mroziło to krew w
żyłach osobom, które je znały. Nie chodziło jednak o to, że śmiały się niczym
rozszalały psychopata, ale o to że one… praktycznie nigdy się nie śmiały. Nie
tak otwarcie, głośno i… i to mogło wróżyć jedynie coś niedobrego.
***
Wiem,
że rozdział trochę dziwny. Ale… no sama nie wiem czemu, ale tak mi jakoś
wyszło. Wena wybredną jest.
W
każdym bądź razie te niedopowiedzenia w drugiej części były zaplanowane –
specjalnie jest też tak, żeby nie było od razu wiadomo, kim są dwie
rozmawiające osoby.
Mam
nadzieję, że wyszło dobrze. Rozdział napisany w… właściwie jeden dzień.
Wcześniej miałam tylko sam początek, resztę dopisałam na raz. Co jednak nie
zmienia faktu, że miał naprawdę duży poślizg. Trochę z mojej winy, trochę z
innych powodów. Ale co się stało to się nie odstanie. Najgorsze jest jednak to,
że jak miałam wenę na napisanie tego… to akurat wychodziłam z domu na zajęcia…
pisać sprawdzian. Ciężko o większego pecha, dla pisarza.
A teraz mały bonus:
Jaki dziwny, rozdział! Boski a nie dziwny! Levy i Gajeel... hehehe, kto by pomyślał. Doprawdy nikt się nie spodziewał ;D *sarkam* No i ta rozmowa żelaznego z Ayą była boska! Genialna wręcz! Określenie "trawiasta dwójka" mnie powaliło kompletnie! No i ta końcówka! Z czego one się tak śmiały? Nawet Ever i Aya! To naprawdę nie wróży nic dobrego. Napisałabym coś jeszcze, ale nie mam dzisiaj sił, sama rozumiesz. Powiem tylko że czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdroga autorko stwierdziłam, że coś napiszę, ostatnio udało mi się nadrobić dość znacznie zaległości, ale niestety od dłuższego czasu nic nowego się nie pojawiało z mojej strony (chodzi mi o komentarz), żebyś nie myślała, że zrezygnowałam, to stwierdziłam o napisaniu tego... kompletny brak czasu, że jeszcze nie chodzę jak zombie to cud...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia