Rozdział miał być 2 dni temu, ale niestety
internet mi zastrajkował. Nie zmienia to jednak faktu, że coraz ciężej mi się
pisze, gdy widzę taką małą ilość komentarzy. Ja rozumiem, że nie wszyscy muszą
to czytać (i być zadowolonym z treści), ale skoro już ktoś tu zagląda, to
byłabym wdzięczna za zostawienie po sobie śladu. naturalnie wciąż będę pisać,
(bo uważam, że jak ktoś się już za coś zabiera to powinien to dokończyć), ale
jest mi dość ciężko. I szczerze mówiąc zastanawiam się nad sensem publikowania
notek na blogu... Nie wiem czy piszę coraz gorzej, nudniej, czy co? Ja naprawdę
nikogo nie pogryzę, za konstruktywną ocenę. A paluszki nie rozbolą nikogo od
złożenia paru zdań.
A teraz zapraszam do
czytania:
***
---== Lena ==---
-Hopsa, hopsa,
hopsa-sa! Hopsa, hopsa, hopsa-sa!
Podśpiewując
tak sobie pod nosem, maszerowałam krawężnikiem, podskakując regularnie w rytm
melodii. Miałam wyśmienity humor, choć nie wiedziałam czemu. Razem z Riddle już
załatwiłyśmy pewną sprawę w Arkadios. I choć myślałam, że wciąż żywe
wspomnienia obudzą się i będą mnie nękać, tak tylko pierwsza część się
spełniła. Fakt – wspomnienia obudziły się jeszcze bardziej, ale jakoś tak… ani
ja, ani Riddle nie załamywałyśmy się przez to. Trochę mnie to zdziwiło, ale w
sumie, należy się przecież cieszyć z tego co się ma, prawda?
A
skoro mowa o teraźniejszości… Po powrocie z naszej drobnej wycieczki odniosłam
wrażenie, że dość dziwnie się ostatnio dzieje w tej nowej gildii Ayi. Co do niej,
to zaraz po wejściu do siedziby wróżek, doszły mnie słuchy, że się na randkę
wybrała! Założę się, że Neah aż skręcało z zazdrości! Szkoda, że go nie
złapałam! Moje kochane zwierzątka mogłyby go przy okazji trochę pogonić. Tak
jak Kina chociażby… Hihi!
-Oja!
Czyż to nie Azuri-san? – usłyszałam gdzieś z boku
Głos
wydawał mi się znajomy. A to, że ta osoba mnie znała, oznaczało, że również ja
ją. Obróciłam się i zamarłam… Osoba przede mną wyglądała jak… Orion. Nie… on
był starszy od mojego znajomego. Znacznie starsze. Choć wyglądał prawie
identycznie. Białe włosy, te same rysy twarzy, ta sama cera… jakby starsza
kopia Oriona. Wyjątkiem były tylko oczy. Mężczyzna przede mną miał je w kolorze
zielonym, a młodszy… cóż… nie widziałam jego tęczówek. Praktycznie zawsze ma je
zamknięte. Ahh… No i chyba jedynie uśmiecha się częściej niż Orion, więc i
pewnie charakter inny mają.
-Kim
jesteś?
-Oja?
Nie pamiętasz mnie? Ah! No cóż się dziwić. Ostatnio jak cię widziałem byłaś
jeszcze dzieckiem. Przyszedłem odwiedzić wtedy mojego syna. Pewnie go znasz. Ma
na imię Orion. – zmrużyłam oczy – Pomyślałem sobie… Jak tam się trzymacie?
Dawno nic o was nie słyszałem…
-Najwidoczniej
nie powinieneś…
-Słucham?
-Gdybyś
był prawdziwym ojcem, wiedziałbyś co miało miejsce niecałe 9 lat temu. Teraz
pamiętam! Przyszedłeś wtedy po pieniądze! Niezła była awantura… wyrodny ojciec!
Po coś przylazł?! Nie wierzę, że to przez przypadek tu jesteś!
Odpowiedział
mi chichot. Mężczyzna, uśmiechał się szaleńczo, a jego rozbawiony głos było
słychać coraz bardziej. Coś było nie tak. Nie widziałam, żeby używał jakiejś
magii, a jednak czułam jej podmuch. Raz, za razem.
-Jesteście
słabi! – zawołał i odwrócił się znikając w bocznej uliczce.
Chciałam
za nim pobiec, ale coś mi to uniemożliwiło. Nie podobało mi się to wszystko i
miałam naprawdę dziwne przeczucie. Chciałam jak najszybciej znaleźć Ayę oraz
Riddle, z którą chwilę temu się rozstałam. Miała iść do sklepu czy gdzieś… Ah!
Zaczynam się martwić! Ale przecież ona na pewno sobie poradzi! Prawda?
No
i nie wytrzymałam… Moja ciekawość i zbytnie przejmowanie się innymi dało o
sobie znać i już pędziłam na moim koniu do budynku Fairy Tail. Wpadłam tam jak
burza (dosłownie, bo ledwo wyhamowałam i Ian otworzył drzwi z kopyta) i
pierwsze co zrobiłam do dopadłam Mirajane, wypytując ją o Riddle i Ayę.
-Coś
się stało? – spytała z tym swoim ciepłym uśmiechem
-Mam
do nich ważną sprawę! Bardzo ważną!
Podkreśliłam
intensywnie ostatnie dwa wyrazy. Strauss zrobiła tylko smutną minkę i nie była
w stanie mi pomóc. Zaczęłam panikować (Nie nowość) i szukać chociażby Kin’a! Co
nie było normalne dla mojej osoby. No, ale sytuacja niestety tego wymagała i nic nie mogłam na to
poradzić! Znaczy mogłam, ale rzecz w tym, że czasami trzeba się poświęcić! O!
Szybko udało mi się znaleźć tą jego złotą czuprynę i dopaść. Starałam się jakoś
wytłumaczyć mu zaistniała sytuację, jednak najwyraźniej szło mi to dość marnie,
bo miał minę jakby co najmniej ktoś mu kazał rozwiązać zagadkę świata „czy
pierwsza była kura, czy jajko”.
-Weź
głęboki wdech, policz do 10, zrób wydech i zacznij od początku i po kolei. –
przerwano mi, jednak z cała pewnością nie był to Kin – A nawiasem mówiąc,
witaj.
Obejrzałam
się za siebie i… ujrzałam Ayę! Przynajmniej jedna się znalazła! Ale Riddle
wciąż ni widu, ni słychu. Ah! Gdzież ona się znowu włóczy?! Opowiedziałam więc
o wszystkim Kuroi, a ta mi nie przerywała. Potakiwała tylko głową co jakiś
czas, informując że słucha i rozumie. Kiedy w końcu zamilkłam i
wyczekująco wpatrywałam się w moją
przyjaciółkę, ta westchnęła cierpiętniczo.
-Same
z wami kłopoty. Doprawdy…
---==
Aya ==---
-Same
z wami kłopoty. Doprawdy… – westchnęłam
-Nie
mogłabyś tak spróbować jej wyczuć? W sensie, że Riddle. – spytała zaniepokojona
Lena, chaotycznie wymachując przy tym rękami
-Spróbuję…
- mruknęłam
Przymknęłam
oczy i skupiłam się. Jednak o dziwo nie mogłam wyczuć energii Hagane. Cóż… W
sumie mogła ją ukryć, bo w tym była niezła, ale nie widziałam powodu, dla
którego miałaby to robić. Chyba, że musiałaby się ukrywać, będąc w
przysłowiowej „jaskini lwa”. Jednak mało kto ma zdolność, tak dokładnego
wyczuwania innych, więc jeśli idziemy tym tropem, to przeciwnik byłby naprawdę
niebezpieczny. A to niezbyt dobrze. Istniała też opcja, że po prostu jest poza
moim zasięgiem, czyli gdzieś naprawdę daleko. W końcu, gdyby była bliżej, to
mogłabym chociaż wskazać prawdopodobny kierunek jej pobytu, gdybym wyczuła
jakiś impuls. Ale nie! Pozostawała też jeszcze jedna opcja. Opcja, której nawet
nie brałam pod uwagę. A mianowicie – śmierć. Westchnęłam zrezygnowana i
otworzyłam oczy, kręcąc głową.
-Nie
wyczuwam jej. Pewnie jest poza zasięgiem. – podrapałam się nerwowo po karku –
Cóż… Hagane nie jest słaba, więc w razie niebezpieczeństwa poradzi sobie sama.
Nie ma się o co martwić. Normalnie poszłabym jej szukać, ale nie mam bladego
pojęcia gdzie. No i trochę martwiący jest ten mężczyzna, którego spotkałaś.
Niewiadomo czego tu szuka. A wątpię, by pojawił się tu tak bez celu, chcąc się
tylko „przypadkowo” przywitać.
-Zapomniałaś
dodać, że postraszyć. – mruknęła – Jego ton głosu i ten szaleńczy śmiech był
przerażający. A raczej budził taki jakiś niepokój. Mam co do niego złe
przeczucia.
-Nie
ty jedna… - powiedziałam to tak cicho, że nie było mowy aby Azuri mnie
usłyszała. Oczywiście stojący obok Laxus był w stanie, szczególnie że miał
wyczulony słuch. Dlaczego o nim wspominam? Bo uniósł jedną brew, a później
zmrużył oczy, wbijając wzrok w moją osobę.
Doskonale
zdawałam sobie sprawę z trzech rzeczy. Jedna mało ważna w danej chwili: jak
wyglądała nasza nieobecność dla reszty gildii. Druga informacja miała już
większe znaczenie, jednak wciąż nie była najważniejsza. A mianowicie, że jak na
razie nikt nie pomyślał, że byliśmy na misji, bo inaczej zostalibyśmy
obskoczeni zaraz po wejściu. No i najważniejsze w obecnej chwili: moje
przeczucia zawsze się sprawdzają. W różny sposób, ale jednak. Za przykład można
wziąć chociażby sytuację z Neah, którego osoba, przyśniła mi się w dość dziwny
sposób. Albo i inne dziwactwa, w większości mające miejsce ładnych parę lat
temu. Ale postanowiłam nie wracać zbytnio do tego myślami i nie żyć
przeszłością. Oczywiście nigdy nie pozwolę sobie o tym zapomnieć, ale nie ma
zamiaru tym żyć. Bo to może przynieść tylko negatywne skutki. Szkoda tylko, że
zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy spotkałam Mię. Moją małą Mię, która
rozjaśniła to moje smętne życie, pogrążone w ciemnej otchłani głębokiej niczym
nieskończona ciemność. Ciemność pełna bólu i rozpaczy. Tak podobna do magii,
którą się posługiwałam. I wciąż posługuję. Choć nie zaprzeczę, że wtedy… cóż…
można by powiedzieć, że byłam… silniejsza? Pewnie przez to, że nie miałam
ograniczeń. Nie tak jak tu, gdzie nie chce pokazać pełni moich zdolności. No i
dawniej nie było traumy, która teraz nie pozwala mi zbytnio przesadzać z
używaniem mojej magii. Nie było tej krwawej tragedii.
Rozejrzałam
się dookoła i dotarło do mnie, że wciąż stałam, wgapiając się w jeden punkt z
zamyślonym wyrazem twarzy, a coraz więcej osób zaczyna na mnie dziwnie patrzeć.
Ehh… Zaczęłam się robić nostalgiczna. To naprawdę nie w moim stylu. Nigdy nie
lubiłam się rozwodzić nad takimi rzeczami, ani wspominać, bo od kiedy pamiętam
każde wspomnienie było bolesne. Nawet to szczęśliwe, gdyż prowadziło ono z
kolei do tego smutnego i powodującego ukłucie w sercu. W końcu wspomnień nie można
przecież oddzielić, czyż nie? Nie można przecież pamiętać tylko tych dobrych
rzeczy. Jednak w ten sposób kształtuje się człowiek. Czym by był, bez swojej
przeszłości, bez wspomnień? Prawie jak bez życia…
Nie
czekając na to, aż zacznę się dalej zagłębiać w te filozoficzne myśli,
poprosiłam Mirę o coś mocniejszego do picia i usiadałam przy stole. Po kilku
szklankach spojrzałam na Kin’a, który zaczął wzdychać cierpiętniczo. Miał minę
jakby miał zaraz zejść z tego świata w cierpieniach. I to bardzo głębokich.
Przyznam, że przez myśl mi przeszło, abym mu w tym pomogła, jednak jakoś tak mi
się odechciało. W końcu to Kin. Nachyliłam się lekko do przodu, tak by chłopak
był na wyciągnięcie ręki i pyknęłam go dwoma palcami w czoło. Blondyn spojrzał
na mnie dziwnie i jakby niezrozumiale, a ja tylko wypiłam kolejną szklankę
alkoholu, kompletnie ignorując zaniepokojone spojrzenia Miry rzucane to na
mnie, to na puste szklanki.
---==
Lena ==---
Okropnie
martwiłam się o Riddle. Nie należała do osób, które zawsze mówią wszystkim, że
się gdzieś wybiera, ale mimo wszystko to wydało mi się niepokojące. Na dodatek
Aya nie mogła jej wyczuć! Doskonale wiedziałam co to znaczyło i wcale nie
ograniczało się to do bycia poza zasięgiem. Zdawałam sobie sprawę, że Kuroi
powiedziała tylko tyle, aby mnie nie martwić, jednak w mojej chorej głowie i
tak zaczęły się układać najgorsze możliwe scenariusze. A to wcale nie pomagało
mi się opanować. Najchętniej pobiegłam bym jej szukać, ale wiedziałam, że moja
przyjaciółka miała rację i byłoby to bez sensu, kiedy nawet nie znałam
prawdopodobnego kierunku jej pobytu. Kompletnie nie mogłam sobie znaleźć
miejsca. Postanowiłam więc napić się trochę, aby ukoić nerwy w szklance napoju.
Niestety nie od dziś wiadomo, że posiadam dość słabą głowę… szkoda tylko, że w
takich sytuacjach nigdy o tym nie myślę. Nie trudno zatem zgadnąć, że już po
kilku chwilach, dwoiło i troiło mi się przed oczami. Ale za to wszystko stało
się nagle jakieś takie proste… Alkohol działa cuda! Szkoda tylko, że te cuda
nie są do końca takie pozytywne. Bo to, że wszystko stało się proste nie
oznaczało, że również przejrzyste i oczywiste. A tym bardziej nie łatwiejsze.
Nim się spostrzegłam, prawie całe Fairy Tail zaczęło imprezować. Mmm… Jakież
to… niebezpieczne? Nie mogłam znaleźć określenia. Do reszty mi alkohol mózg
przeżarł! Aczkolwiek musiałam przyznać, że całkiem miło było. Tak jak to w
Fairy Tail. Miałam wyśmienity humor. Nagle coś mnie trąciło, chwilowo się na
mnie opierając. Powiesiłam się więc na owej osobie, która na mnie nagle wpadła.
Tym tajemniczym osobnikiem okazał się być nikt inny jak Fried. Przypatrzyłam
się mu uważnie. Miał takie śliczne, świecące się oczka i te rumieńce na twarzy.
Wyglądał uroczo! Co tam, że to chłopak! Po prostu z tymi poszarpanymi włosami
jakoś tak sprawił, że zrobiło mi się lżej na sercu i jakoś tak cieplej. Na
dodatek poczułam dziwną ochotę pocałować go. A że nie do końca trzeźwo
myślałam, to zrobiłam to, na co miałam ochotę i już po chwili czułam ciepło
jego ust, na swoich. A może na odwrót? Mniejsza o to! Kiedy już chciałam się
odsunąć, chłopak objął mnie w pasie i przejął inicjatywę. Może to i lepiej, bo
zaczęłam tracić stabilność. Pewnie kontynuowalibyśmy dalej, gdyby Natsu nie
uderzył w sufit, dokładnie nad nami. Jakimś cudem uniknęliśmy uszkodzeń i
znaleźliśmy się w innym miejscu. Zapewne dzięki refleksowi owego Zielonego z
Raijinshuu. Oczywiście chłopakowi oberwało się za szkody i wygłupy, ale ja
zastanawiałam się jakim cudem on w sufit trafił?! Może lepiej nie wnikać? Obok
nas pojawił się Kin z butelką alkoholu i obojga nas zaciągnął do stolika.
Zdecydowanie za dużo alkoholu jak na moją słabą głowę.
Tymczasem
daleko, daleko od Magnolii dwójka osób spotkała się w dziwnej dolinie. Dookoła
nich było mnóstwo skał i krzewów, nadających temu miejscu jakiś taki
niepokojący charakter i umożliwiając ukrycie się. Na dodatek oni znajdowali się
na otwartej przestrzeni, całkowicie odsłonięci na jakiekolwiek ataki. Jednakże
nie przejmowali się tym. Stali naprzeciw siebie, oboje odziani w dość nietypowe
stroje. Przy bliższym spojrzeniu można było śmiało powiedzieć, że były to
kobiety, jednak było zbyt ciemno, aby móc dokładnie je opisać. Obie z długimi
włosami. Wyższa z nich była ubrana bardzo skąpo, a w ręku trzymała coś na
rodzaj długiej, wąskiej fajki, z której wydobywał się szary dym. Jej postawa i
wzrok były dość wyzywające. Z kolei druga, niższa nosiła dziwne kimono i
emanowała czymś na rodzaj powagi i dostojności. Jej spojrzenie było lekko
znudzone. Wyższa przekazała coś swojej towarzyszce, po czym ta odwróciła się i
odeszła bez słowa. Po chwili i ona zrobiła to samo, a w miejscu gdzie stały
pojawił się dziwny znak, który równie szybko zniknął. Od teraz wszystko miało
się zmienić. Wiadomość została przekazana, a pieczęć zerwana. Kurtyna poszła w górę i nie dało się już nic
zrobić by to zatrzymać.
***
Mam nadzieję, że rozdział
się podobał. Mam nadzieję, że tym razem zobaczę wiecej komentarzy. Szczerze mówiąc, nie czuję się najlepiej, więc powiem krótko.
Następny rozdział jest planowany na 6
grudnia. A teraz drobny bonus:
Genialny rozdział, już nie mogę doczekać się następnego ^^. Bonus jest super, życzę weny i chęci do pisania. :D ;*
OdpowiedzUsuńCzy muszę mówić że zarówno sam rozdział jak i bonus do niego dołączony był boski!? *.* Co tu dużo gadać? Kocham ten rozdział! A co najbardziej? Gihihi... moment z Leną i Friedem! Noź cholera jasna! To było tak epicko słodkie! Ja chcę więcej! *.* Co do bonusu nie będę się nawet wypowiadać, bo dobrze wiesz że kocham i jeszcze raz kocham Raijinshuu *.* Już nie mogę się doczekać następnej notki ^^
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały w ciągu 4 h ;]. Jedno słowo : Zajedwabiste. Laxus to moja ulubiona postać z Fairy Tail, więc prosiłabym o więcej go :> Również było by miło, gdyby zabarwić trochę jakaś niezręczną sytuacją między Ayą i Laxus'em. Chyba wiesz co mam na myśli ^^. Wystarczy jakiś pocałunek przypadkowy lub jakie tuuuulenie ;> Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały. I dołączam do witryny ,,Obserwatorów"
OdpowiedzUsuńMiło mi, miło mi! A wiesz, że właśnie poddałaś mi ciekawy pomysł na scenę? ^^ No kto by pomyślał, że na wenę można się natknąć przez przypadek? Oczywiście postaram się dać więcej Laxusa (też go lubię), bo rzeczywiście mało go ostatnio.
UsuńI jeszcze raz dziękuję za natchnienie!
Pozdrawiam A-chan
Czekam, czekam i się nie doczekam xD
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńciekawe co tak naprawdę chciał ten facet, mam podejrzenia, ze może to być ten sam typ z którym walczyła nasza dwójka...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia