Na
wstępie chciałabym zauważyć, że rozdział jest w tym późniejszym terminie,
ponieważ pojawił się bonus. Chociaż przyznam, że spodziewałam się troszkę
większej ilości komentarzy pod tym one-shotem. Szczególnie, że nie trzeba znać
fabuły głównego opowiadania, aby go przeczytać i rozumieć, a długi nie był. No
cóż… widocznie już nie piszę tak, jak wcześniej.
Ale
skończę już takie tematy, bo zaczyna się robi zbyt poważnie i smutno już we
wstępach.
Z
góry uprzedzam, że dzisiejszy dodatek na dole będzie niewielki.
Dedyk
dla Fadziulki, bo chyba nie opuściła jeszcze żadnego posta, jeśli chodzi o
komentowanie.
Udało
mi się poznać jedną z technicznych możliwości blogosfery i wiem już jak dodawać
notki, by były na daną datę, nawet jeśli się wtedy nie ma dostępu do komputera.
Wiecie… „automatyczna publikacja”. Tak więc, dzięki temu będę mogła dodawać
notki na czas. O ile będą gotowe na tyle wcześniej.
E…
Na dole będzie jeszcze kilka słów, więc proszę do nich zaglądnąć. A tymczasem
zapraszam do czytania!
***
Po
słowach Luki zapadło milczenie. Wszyscy kontemplowali otrzymane informacje i
łączyli fakty. Lub tylko starali się to robić z marnym skutkiem. Chociażby taki
Natsu. W pewnym momencie poczułam na sobie wzrok kilku osób. Otóż była to Lucy,
Mia oraz Levy, której blondynka zapewne powiedziała o swoich wcześniejszych
odkryciach, aby ta jej pomogła. Zaraz za tą trójką, powędrował wzrok Laxusa.
Nigdy nie sądziłam, że też mógł przypuszczać cos takiego. Moje rozmyślania
jednak ponownie przerwała Luka.
-Doprawdy…
nigdy nie sądziłam, że ta gildia upadnie tak nisko. Aż mnie coś boli, kiedy
patrzę, co wyrosło ze starań Mavis.
-Nie
mów tak Luka-sama. Nie jest AŻ TAK źle. – odezwał się białowłosy spokojnym
tonem – No i jakby nie patrzeć wciąż mają niewykorzystany potencjał.
-Phi!
Gildia pełna głupców!
-Zaraz!
Skąd wiesz o pierwszej?! – zawołał Makarov
-W
przeciwieństwie do was nie jestem głupia. – odparła wymijającą – Ne… Orion
skontaktuj się z „klonami”.
-Tak
jest, Luka-sama…
Białowłosy
nie zmieniając swojej pozycji użył magii. Bardzo słabo wyczuwalnej, ale jednak.
I wtedy znowu coś, a raczej ktoś przerwał moje myśli. I to bardzo głośno,
kalecząc przy tym moje uszy.
-Powiedziałaś
„Orion”?! Aya, czy ty znasz tych ludzi?! – wykrzyknął Natsu, błyszcząc nagłym
przypływem spostrzegawczości
Ups…
Luka… Czy ty choć raz nie mogłabyś siedzieć cicho?! O wszelkie smoki… Wzrok
wszystkich wróżek spoczął na mnie. Brand uniosła jedną brew do góry, jakby
dziwiąc się, smok wie czemu. Nim ktokolwiek zdążył ponownie się odezwać ona
ruszyła przed siebie pewnym, szybkim krokiem i już po kilku sekundach przeszła
przez „barykadę” ustawioną przez mistrza i pozostałą dwójkę. A mówiąc
„przeszła”, zrobiła to tak jakby nie istnieli. Tuż prze nimi zniknęła i
pojawiła się za nimi. Zupełnie jakby byli wycięci z rzeczywistości czy w innym
wymiarze, a ona najzwyczajniej płynnym ruchem przez mnich przeszłą. Kin nazwał
to kiedyś magią czasu i przestrzeni, a jej się spodobało.
-Nie
przywitasz się ze mną, Aya? – spytała stojąc przede mną i patrząc na kucającą
mnie z góry. Lewą ręką oparła na biodrze, a drugą podała mi. Skorzystałam z
pomocy i już po chwili patrzyłyśmy sobie w oczy.
-Dawnośmy
się nie widziały Luka-san.
-Heh…
Dalej to samo, co? Choć już lepsze „-san” niż „-sama”. Powiedz – pochyliła się
lekko – jesteś tu szczęśliwa? W tej gildii?
Uśmiechnęłam
się lekko i rozglądnęłam dookoła. Wszyscy patrzyli na nas. Bez wyjątków.
Napięcie, niepokój, zdziwienie czy smok jeden wie co jeszcze malowało się na
ich twarzach. Przymknęłam lekko oczy, po czym ponownie utkwiłam spojrzenie na
czerwonej.
-Owszem.
I dlatego cieszyłabym się, gdybyś nie obrażała ich, Luka-san.
-Niech
więc tak będzie, jednak nie rozumiem twoich działań. Wróć do nas Aya.
-Nie
mogę. Teraz tu jest moje miejsce. – powiedziałam pewnie – Oczywiście nie znaczy
to, że skoro już nie należę do GILDII Heart of the Darkness, to o was zapomnę.
Wciąż jesteście i będziecie moją rodziną. – to powiedziawszy przechyliłam
śmiesznie głową w bok i uśmiechnęłam się ciepło. Zapadła chwilowa cisza, aż
Brand westchnęła i wyprostowała się.
-Heh…
Cóż… Nie zmienię twojej decyzji, ale wiedz, że u nas zawsze znajdzie się do
ciebie miejsce. Możesz w każdej chwili wrócić.
-Wiem,
ale wątpię bym opuściła tych ludzi.
-Uśmiechaj
się częściej moja droga. – powiedziała ni z tego, ni z owego, czym delikatnie
mówiąc, zaskoczyła mnie.
-Orion!
Poinformuj resztę! Czas wrócić na swoje stanowisko!
Na
ustach chłopaka zagościł lekki uśmiech. Wciąż miał zamknięte oczy, ale uniósł
głowę do góry, jakby patrzyła na coś nad nim. Wziął głęboki oddech, po czym
odezwał się niezwykłym, jakby zwielokrotnionym głosem.
-Nasza
mistrzyni Luka Brand wraca na swoje miejsce w Sercu Ciemności. Niech ta
informacja dotrze do wszystkich naszych braci.
Zawiał
silny wiatr i zapanowała cisza. A ja nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Ne,
Luka-san… dlaczego zniknęłaś?
-A
ty? Dlaczego odeszłaś?
-To
zupełnie co innego… - pokręciła głową
-Nie
powiedziała bym. No nic! Szczerze mówiąc jestem trochę spragniona. Może
napijesz się ze mną, Aya-chan? – uśmiechnęła się w ten swój specyficzny sposób
-Może
najpierw pozwól doprowadzić się mi i reszcie Fairy Tail do porządku, co? – nic
nie mogłam poradzić na cisnący mi się na usta uśmiech.
Wróżki
zaczęły się jakoś opatrywać i doprowadzać do stanu używalności, co chwila dziwnie
zerkając na Lukę i chyba na mnie również? Czyżby przez mój uśmiech? Yy… Nie
bardzo rozumiałam czemu, ale miałam ważniejsze sprawy na głowie. Jak choćby
opatrzenie sobie porządnie dziury w brzuchu I zmienienie ubrań. Kiedy już się z
tym uporałam zastanawiałam się gdzie są Lena i Riddle. Ta pierwsza z całą
pewnością włączyła się do walki nie zważając n swoje rany, a Hagane… martwiło
mnie odrobinę, że razem z Etną, Neah i Siergiejem zniknęli. Taka mieszanka nie
wróżyła niczego dobrego.
W
pewnym momencie usłyszałam jak mistrz (cały w bandażach nawiasem mówiąc)
rozmawiał z Mirą na temat Erzy. Teraz powinni móc ją wypuścić, czy coś. A
przynajmniej tak im się wydawało. Mi zresztą również, ale mówimy o radzie.
Nigdy nie wiadomo co im do łbów wpadnie. Smok jeden wie, co oni teraz robią.
Jednak białowłosa Strauss wydawała się myśleć o czymś innym. Wtedy zauważyłam,
jak ranny Elfman pochyla się nad czymś lub kimś, a Ever poklepuje go lekko po
plecach. On, razem z Lisanną mocno oberwali. Zaraz! Gdzie Lisanna? Czyżby…
czyżby ona… nie… jeśli tak się stanie to Mira i Elf się załamią. Już raz ja
stracili. Drugi raz może ich do reszty załamać.
Wstałam
i skierowałam się w stronę „mężczyzny”.
-Elfman…
- zaczęłam, ale nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Nigdy nie byłam dobra w
pocieszaniu ludzi i czasami zdarzało mi się, że nie potrafiłam odczytać
atmosfery. Zauważyłam, że chłopak Ever trzyma w rękach ciało Lisanny. Nie
wiedziałam, czy żyła, ale… nie miałam złudnej nadziei. Gdyby tylko Neah tu był!
Choć raz mógłby zrobić coś pożytecznego! Przecież była wciąż szansa!
-Lisanna…
- wyszeptał
-Czy
ona… nie żyje? – odważyłam się spytać, ale odpowiedziało mi milczenie –
Wyczuwasz jej puls? – on tylko pokręcił przecząco głową. Sprawdziłam, ale też
nic nie wyczułam. Nie chciałam robić mu nadziei, więc nic nie powiedziałam.
Szczególnie, że nie wiedziałam gdzie jest Neah, a nie miałam fiolki z jego
krwią. Niech to szlag! Nie żebym jakoś szczególnie lubiła tą dziewczynę, ale
dla nich była ważna. A Fairy Tail było ważne dla mnie. Mirze nie pasuje smutek,
a Elfmanowi łzy. Fairy Tail nie powinno nigdy być smutne. Powinno zostać takie,
jak było gdy je poznałam.
Nie
bardzo wiedziałam, co jeszcze mogę zrobić, więc po prostu poklepałam go po
ramieniu. Naprawdę nigdy nie byłam dobra w tych rzeczach. Ale wszyscy byli
ranni. I nie miałam pewności czy ktoś jeszcze nie stracił życia. Rozejrzałam
się dookoła. Natsu wyglądał na przybitego. I to dość mocno. Ale nie wyglądało
na to, by powodem tego była czyjaś śmierć. Przypuszcza, że jeszcze nawet nie
dotarła do niego ta wiadomość. On i Lisanna byli przyjaciółmi od dziecka. Na
pewno byłoby mu ciężko gdyby się dowiedział. Cóż… ukrywać się tego nie da, ale
to nie była odpowiednia pora na informowanie go o tym. Walka jeszcze nie
dobiegła końca. Niestety… Przypuszczałam, że powodem takiego zachowania u
Dragneel’a była wiadomość, że Kin jest smokiem. Myślę, że potrzebował czasu by
przetrawić tą informację. Bo to Kin prawdopodobnie był tym smokiem, którego
kazał mu spotkać Igneel. Ba! Na pewno! Jest tylko jeden złoty smok. Tylko jeden
Kin no Ryuuji. Tylko jeden… i jego straty bym chyba nie przeżyła. Co się z nim
teraz stanie? Ludzie go widzieli. Złamał zakaz. Pokazał w pełni swoją prawdziwą
postać. Dawniej chodził w postaci pomiędzy. Ludzie nigdy nie powiedzieliby, że
jest smokiem. Ale teraz miał inny rodzaj „ograniczenia” niż wtedy i… stało się
to, co się stało. Prawda o nim wyszła na jaw. A raczej prawda o tym, kim jest
naprawdę. Jest źle… bardzo źle… takiej opcji nie brałam pod uwagę. Dlaczego
tego nie przewidziałam? Dlaczego?! I jeszcze Mia… wciąż nie udało mi się jej
pomóc. Ten drań wciąż żyje… A skoro o tym mowa…
-Luka-san!
Racja! – podbiegłam do kobiety, która ostentacyjnie ignorowała zadawane jej
przez wróżki pytania – Kim był ten człowiek? Wiesz może? Wyglądał jak ty… I
nawet jego moc… jego zdolności…
-To
Luc. – odparła po chwili milczenia, w czasie której patrzyła mi się w oczy. Tak
jak kiedyś – Mój brat.
Lekka
wrzawa i ruch jaki panował na miejscu walki, całkowicie ustał. Wszyscy jak
jeden mąż wpatrywali się w Lukę.
-Jak
już pewnie zauważyłaś wyglądamy prawie identycznie. Jesteśmy bliźniakami. Ale
Luc zawsze był słabszy i pożądał mocy. Ale nie starał się zdobyć jej tak jak
inni. Zdobywał ją sztucznie. To też już pewnie wiesz. Ale taka moc się nie regeneruje.
Jak tylko użył ją, tracił jej. Nie chciał trenować tak, jak ja. Wolał iść inną
drogą. Ale do tej pory nigdy jeszcze nie posunął się do zabicia kogoś. Cóż…
może nie do TEJ PORY, ale do niedawna. Oszalał. Cóż… W pewien sposób jestem
odpowiedzialna za to, co się stało, ale nikomu życia nie wrócę. To nie jest
możliwe. Nawet dla mnie, choć jestem potężnym magiem. – powiedziała to wszystko
bez zająknięcie, jakiegokolwiek grymasu na twarzy czy smutku w oczach. Patrzyła
się cały czas na mnie, tak jakby mówiła, że słońce świeci w dzień. To było
trochę przerażające, ale… to była Luka. Taka już była
-Luka…
to…
-Myślę,
że to co się stało 9 lat temu też po części było moją winą. Ale choć nie uda mi
się cofnąć czasu, mogę choć trochę naprawić to, co miało miejsce. Nawet mimo
moich zdolności.
-Co
masz na myśli mówiąc, że nawet mimo twoich zdolności? – zapytał Fried – Czy
masz na myśli tą sztuczkę, którą użyłaś wcześniej by podejść do Ayi?
-Sztuczkę?
To nie sztuczka. – dopiero teraz spojrzała w jego stronę, zupełnie jakby
wcześniej uważała go za nie wartego jej uwagi – Drogi chłopcze… istnieję poza
czasem i przestrzenią. Tak mniej więcej. Nie da się tego określić.
-Czy
to ma jakiś związek z tym, że znałaś Pierwszą? – zauważył tym razem Laxus,
którego najwyraźniej zainteresowała konwersacja
-Dobre
spostrzeżenie młodzieńcze. Aczkolwiek raczej moja magia nie ma z tym nic
wspólnego. Nie zmienia to jednak faktu, że można to podciągnąć pod „życie poza
czasem i przestrzenią”.
-Zatem…
żyłaś wtedy kiedy ona, ale nie było to zasługą żadnego czaru? To bez sensu. –
prychnął Bixlow, najwyraźniej kompletnie się już gubiąc.
-Luka
próbuje powiedzieć, że żyje już tak długo, że najwyraźniej sama już nie wie co
mówi. – odezwała się Yoru, która pojawiła się kompletnie z nikąd i ostentacyjnie
wpatrywała się w Lukę, złośliwie mrużąc ślepia.
-Nie
sądzisz, że po tylu latach powinnaś w końcu udać się do weterynarza? Te pchły
szkodzą ci na głowę Yoru. – odparła obojętnie Luka, aczkolwiek oko jej
zadrżało. Oj Yoru za bardzo lubi ją drażnić. Zawsze porusza ten temat.
Niestety…
-A
o co właściwie chodzi z tym wiekiem? Ile ty masz właściwie lat? – do rozmowy
wtrącił się mistrz, co było lekkim zaskoczeniem. Ale większym szokiem była
reakcja Luki. Spojrzała na niego pogardliwie, niczym na robaka i prychnęła
-Nie
przypominam sobie abyśmy przechodzili na „ty” dzieciaku.
-Dzieciaku?
– zdziwił się mistrz zupełnie nie wyłapując reszty wypowiedzi
-Owszem.
Dzieciaku. Jestem starsza od ciebie. A ile mam lat? Tego nie musisz wiedzieć.
-Bo
sama nie wiesz Luka no Baka. – prychnęła Yoru. Ponownie – Masz już tyle lat, że
nawet nie pamiętasz ile.
-Skoro
znałaś Pierwszą – ponownie odezwał się Laxus, kompletnie ignorując cześć
rozmowy i łagodząc w ten sposób konflikt – to oznacza, że musisz mieć ponad 100
lat.
-Słusznie.
Spotkałam Mavis, gdy jeszcze nie było tej waszej marnej gildii. Niedługo potem
sama zostałam mistrzem Serca. Jednak już wtedy nie pamiętałam mojego dokładnego
wieku.
-Ale
tak kompletnie? Nic, a nic? Nawet w przybliżeniu? – dociekał Bixlow
-Straciłam
rachubę przy 208 latach. – odparła najnormalniej w świecie
-Co?!
– rozległo się po prawie wszystkich wróżkach
-Innymi
słowy masz ponad 300 lat. – stwierdził trzeźwo Laxus. Za co najwyraźniej
zarobił plusa u mojej byłej mistrzyni. Skąd wiem? Znam ją dość dobrze. Ją i ten
jej błysk w oku.
-Brawo
chłopcze.
-Ale
skąd mamy mieć pewność, że mówisz prawdę? – nie sądziłam, że mistrz może być
taki podejrzliwy. Ale to raczej nie to. Chyba nadepnęła mu na odcisk, kiedy
nazwała go dzieciakiem. Ubodła jego dumę.
-Nikt
ci nie każe. Mi to różnicy nie robi. Ale moglibyście okazać choć trochę
wdzięczności za uratowanie was. – Luka może i jest spokojna, ale raczej niezbyt
cierpliwa. I ta cierpliwość powoli zbliżała się do swoich granic.
-Ma
rację. Powinniście jej podziękować. – zupełnie znikąd pojawiła się tym razem…
Mavis! Pierwsza mistrzyni gildii osobiście zjawiła się tutaj!
-Pierwsza!
– zawołał Makarov, a Luka zmarszczyła brwi. Machnęła ręką, a wtedy… Kin pisnął
jak mała dziewczynka
-Duch!
– i pierwsze co zrobił to potknął się o własne nogi
-Co?!
Zaraz! On ją widzi?! – wykrzyknął Bixlow
-On
mnie widzi? – zainteresowała się Mavis, a jej wzrok powędrował na czerwonowłosą
– To twoja robota, czyż nie Luka?
-Nie
da się zaprzeczyć. – odparła – Dawno się nie widziałyśmy, Mavis.
-W
rzeczy samej. Nie spodziewałam się spotkać cię tutaj. Nic się nie zmieniłaś. A
przynajmniej nie jeśli chodzi o wiek.
-Nie
zmieniam się już od dawien, dawna.
-Ale
zaraz, czy to znaczy, że ten Luc, też ma tyle lat? – podłapał Fried
-Tak.
Dlatego wie więcej niż nie jeden człowiek. I Umie więcej niż nie jeden mag.
Jednak jego oryginalna moc jest niewielka i nie mógłby wykorzystać tego
potencjału, nie rozwijając się lub… nie uzyskując mocy z innego źródła. Jest to
zakazane, ale możliwe. Ale kiedyś miał inne imię. Ale tylko przez pewien czas.
-Jakie?
-Zess.
Nazywał się Zess. Ale wrócił do swojego oryginalnego imienia, tylko
nadał mu inne znaczenie. Jego obecne imię „Luc” pochodzi od słowa „Lucyfer”.
Tak mi się przynajmniej zdaje. – wyjaśniła cierpliwie
-Ty
też miałaś inne imię? – dopytywał zielonowłosy
-Nie
za dużo chcesz wiedzieć dziecko? Najpierw powinieneś się zająć wojną, rannymi i
swoim stanem. Dopiero później zastanawiaj się nad błahostkami.
-Był
pewien okres, kiedy nazywaną ją Kier, lub Szkarłatną Wiedźmą. – wtrąciła się
Yoru, ponownie. Czasami zastanawiam się, czy ją to bawi.
-A
może idź zapchaj sobie pysk jakimiś myszami, co? Jestem pewna, że tylko czekają
aż zjesz je przy butelce sake. – Luka złapała Yoru za kark, nim ta zdążyła
uciec i rzuciła nią. Lekko. Ale nawet gdyby było mocno Yoru i tak wylądowała by
na 4 łapach. Jak zawsze. Teraz było tak samo.
-Za
szybko tracisz cierpliwość głupia. – to powiedziawszy poszła w swoją stronę,
zostawiając Luke bez ofiary. I choć głos czerwonej był cały czas prawie bez
zmian, to nauczyłam się odczytywać część jej intencji po oczach i drobnych
gestach. Jak np. zamiast normalnego trzymania szklanki, trzymanie jej znacznie
niżej. Ciężko to opisać i opowiedzieć, ale możliwe jest, że dobry obserwator
zauważy czasem różnicę.
-Zaczynam
się już w tym wszystkim gubić. – jęknął Bixlow – Za dużo informacji na raz!
-Uprzedzałam.
– odparła Luka, a Mavis zachichotała. Właściwie to widziałam ją pierwszy raz.
Tak w sensie, że na własne oczy i na… na żywo. No może nie do końca na żywo…
Zresztą Kin najwyraźniej miał z tym „nie na żywo” problem, bo dygotał jak
galaretka. I choć odrobinę bawił mnie tak paniczna strach Kina przed duchami,
to jednak zdecydowałam się doprowadzić go do stanu… e… używalności psychicznej.
A wróżki były już kompletnie zdezorientowane, kiedy zaczęłam mu tłumaczyć jak
małemu dziecku, że duchy nie są złe. A przynajmniej nie duchy dziewczynek,
które należały do Fairy Tail, bo to tak naprawdę takie „dobre wróżki”. I że
jakby ta „dobra wróżka” miała złe zamiary, to go obronię przed duchem, który
zrobił się be. I jakoś udało mi się sprawić, że przynajmniej mógł się odezwać i
chodzić. Choć wciąż się bał. Takie coś nie zniknie szybko. Przypuszczam, że ten
lęk będzie go nękał do końca życia. A Luka… Luka wyjaśniła wróżkom, że Kin
panicznie boi się duchów. Oczywiście urozmaicając tą wypowiedź w swoją opinię
na ten temat i różne epitety.
***
Ha!
Dzisiaj trochę dłużej! Rozpisałam się, przyznaję. I jestem z tego powodu
niezwykle rada!
A
teraz tak:
·
W tej notce
pojawiło się więcej humoru niż w ostatnich, więc mam nadzieję, że trochę
rozluźniło atmosferę
·
Nowe
postacie, które się właśnie pojawiły, choć ważne, raczej nie pojawią się w
karcie postaci. Zrobiłam coś a’la filmiko-albumo-podobne coś, które dodam na
końcu. Będą tam też mniej znane postacie, które tylko przewinęły się przez
historię. Głównie będą tam same nowe postacie (wyjątek będzie na końcu, który
można nazwać i nową, i starą-oryginalną postacią)
·
Historia
zmierza powoli ku końcowi. Mam już w większości zaplanowaną całą fabułę i
epilog, więc nie miejcie złudzeń. Ale możliwe, że w przyszłości będę pisać
drugą serię. Tylko możliwe.
·
Nie chcę
robić nikomu złudnej nadziei. Na razie mam zamiar skończyć to i pisać AnE, na
który mam już chyba z 9 rozdziałów
To tyle na dziś. Mam nadzieję, że się wam podobało. Do
następnego~!
Ah chyba nie muszę mówić, że notka boska jak zwykle! ^^ I dlaczego parsknęłam śmiechem jak Luka powiedziała do Frieda "Drogi chłopcze" a później do Laxusa "Dobre spostrzeżenie młodzieńcze." Po prostu nie wiem czemu ale zaczęłam się śmiać ^^ I reakcja Kina na Mavis... mistrzowska! Czy mówiłam że kocham Kina!? On jest taki boski! ^^ I ten Bixlow gubiący się gdzieś w potoku tych wypowiedzi! Haha! Oh, nie mogę się doczekać następnej notki ^^
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńświetny, więc oni są rodzeństwem... hahah mistrz urażony jak Luca nazwała go dzieciakiem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia