Słowem
wstępu: Jesteśmy już coraz bliżej końca. Zastanawiam się ile jeszcze notek
zostało, ale ciężko mi to dokładnie powiedzieć. Wiem, że ta walka może się
wydać trochę przeciągana, ale… cóż… Riddle chyba myśli podobnie! Jak chcecie
wiedzieć o co mi chodzi, to przeczytajcie uważnie rozdział!
I tak - wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale nie było mnie w domu cały dzień, więc wybaczcie...
I tak - wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale nie było mnie w domu cały dzień, więc wybaczcie...
Notkę
dedykuję tym, co skomentowali poprzedni rozdział i wciąż są ze mną.
***
Cuda
się zdarzają, to fakt. Jednak nie należy nadmiernie w nie wierzyć i polegać na
nich. Chociaż kiedy nic już nie pozostaje, to są jedynym, czego możemy
oczekiwać. W takiej właśnie sytuacji bez wyjścia była cała Magnolia i
członkowie Fairy Tail. Jedynym na co mogli liczyć, to cud. Cud, który mógłby
się pospieszyć skoro miałby się pojawić. Szczególnie, że źle się działo...
Echem
rozniósł się wrzask bólu Droya, któremu na pomoc natychmiast pobiegł Jet. Ci to
się zawsze trzymali razem. Niestety i on mocno oberwał od jakiegoś niskiego
mężczyzny. Coś w jego ręce chrupnęło, a sama kończyna wygięła się pod dziwnym,
nienaturalnym kątem. Ale to była wojna. Każdy miał swój problem i swojego
przeciwnika. Albo kilku. I bynajmniej nie wygrywali.
-Lisanna!
Uważaj! – Elfman krzyknął na widok lecącego w stronę jego młodszej siostry
ataku. Która najwyraźniej nie widziała wcześniej ataku, bo była odwrócona
tyłem. Ale było już za późno. Białowłosy rzucił się w jej stronę w chwili, gdy
atak osiągnął swój cel. Oboje wylądowali na ziemi, pod górą gruzu.
-Elfman!
Lisanna! – spanikowana Mira odrzuciła od siebie wrogów i torując sobie drogę
próbowała dotrzeć do swojego młodszego rodzeństwa. Podobnie zareagowała
Evergreen, która również pozbyła się swoich przeciwników. Niestety obojgu nie
dane było dotrzeć do celu, bowiem na ich drodze pojawili się kolejni wrodzy
magowie. Nie było czasu by zadbać o siebie, a co dopiero o innych.
W
tym momencie ziemią zatrzęsło. Spod nóg walczących zaczęły wyrastać ostre
kolce, które choć wydawały się zbudowane z gleby, były niezwykle twarde. Twarde
i niebezpieczne. A przekonało się o tym dość sporo magów, którzy zostali nimi
zranieni bądź zamknięci w klatce z takowych kolców ułożonych tuż obok siebie.
Zawiał silny wiatr. Wszyscy jak na zawołanie poczuli jakiś słodki zapach.
Szczególnie mocno odczuli to smoczy zabójcy. Powietrze zadrżało. Zupełnie jakby
się niewidocznie poruszało lub zmieniało swoją gęstość czy temperaturę. Gdy
któryś z magów zanadto zbliżał się ku miejscu umożliwiającym ucieczkę i oddalał
się od centrum bitwy biało-niebieskie błyskawice raziły go. Już po chwili można
było zauważyć, że wokół walczących na ziemi rysował się krąg ze skaczących
błyskawic. Zupełnie jakby podłoga była pod prądem. Niebiesko-białym prądem.
Wśród magów połyskiwał złoty pył Kina, który widać było nawet mimo plątającej
się pod nogami szarej mgły.
Nie
minęła minuta, a wśród kłębów dymu pojawiła się niska postać. To była Riddle. I
w momencie, gdy któryś z popleczników czerwonego szaleńca chciał ja zaatakować,
został powalony krzesłem, które przyfrunęło nie wiadomo skąd. Tak, to na pewno
była Riddle. Tylko ona potrafi tak dobrze i szybko używać telekinezy. Ale jedno
było pewne – Hagane nie używała magii ziemi i nie znała się zbytnio na rzucaniu
iluzji.
Blondynka
miała zabandażowaną Prawą rękę, a rękaw od lewej był rozszarpany i widać było
tatuaż znajdujący się na jej nadgarstku – jej nazwisko.
-Riddle?
– zawołał zdziwiony Neah – Co się…
-Mógłbyś
chociaż raz wykazać trochę więcej taktu Neah. – rozległ się donośny i cyniczny
kobiecy głos, który na pewno nie należał do Stalowej Damy.
Zza
jakiegoś sporego kawałka jeszcze stojącego muru wyłoniła się kolejna postać,
której nikt z wróżek nie kojarzył. Była to wysoka, około 30-letnie kobieta i
śniadej cerze i marchewkowych włosach. Zielone oczy błyszczały dziwnie.
-Etna.
– wyszeptał chłopak
Kilkoro
osób drgnęło. Do nich można było zaliczyć tych magów, którzy wylądowali we
wspomnieniach Ayi. I choć osoba przed nimi wyglądała trochę inaczej niż ta,
którą widzieli, to nie można się było temu dziwić. Minęło sporo lat. Nawet Ayi
nie poznali. I najwyraźniej Kina również, bo teraz śmiało przypuszczali, że
osobnikiem z rogiem był właśnie on. I poprawnie. Taka bowiem była prawda.
-Dla
ciebie Pani Etna. – prychnęła – przypominam, że jesteś ode mnie młodszy,
dzieciaku.
-Niewiele.
– Neah uśmiechnął się złośliwie, na co w jego stronę poleciał pocisk z ziemi
przecinając mu policzek. Ale rana praktycznie od razu się zagoiła. – Chyba nie
myślisz, że próżnowałem przez te lata.
-Nie,
właściwie to uważam, że użalałeś się nad sobą przez cały ten czas. – odparła
obojętnie, ale można było wyczuć w jej głosie nutkę jadu. Sporą nutkę. –
Ciekawa jestem jak wypadłby teraz ranking. – To mówiąc posłała chłopakowi
wyzywające spojrzenie i zerknęła przelotnie na tłum walczących chwilę temu
magów.
-To
nie jest czas i miejsce na wasze słowne przepychanki. – obok kobiety pojawił
się kolejny nieznajomy. Mężczyzna o potężnej budowie ciała wyglądający prawie
identycznie jak Siergiej – mężczyzna ze wspomnień Kuroi.
-Akurat
ty nie powinieneś tego mówić Siergiej. – prychnęła Etna. Mężczyzna jednak nie
przejął się tym. Wychodziło na to, że był bardziej spokojny niż mogło się
wydawać. Tak… pierwsze wrażenie może być drastycznie różne od rzeczywistości.
Jednak mimo to ludzie i tak oceniają ludzi przy pierwszym spotkaniu zakładając
kto jest kim i jakim.
Wtedy
jednak czerwony mężczyzna zaśmiał się szaleńczo i jednym machnięciem ręki
sprawił, że jego podwładni zniknęli. Razem z nim.
-Ah!
Tak się cieszę, że zdążyliśmy na czas! Rany! Nie łatwo było zebrać ich i dostać
się tu w jednym kawałku! – Riddle zaczęła nawijać kompletnie nie przejmując się
tym, że magowie Fairy Tail wciąż nie byli pewni swojej sytuacji. No, a
przynajmniej większość.
-Hagane!
– zawołała Aya i uśmiechnęła się lekko. W momencie jednak gdy chciała podejść
do blondynki, zachwiała się i upadła na jedno kolano. Kin wrócił do swojej
postaci i natychmiast znalazł się przy Kuroi. No… z tą postacią to lekka
przesada. Włosy miał odrobinę jaśniejsze, które połyskiwały jakby były obsypane
jakims brokatem, a na rękach i policzkach widoczne były jeszcze resztki
smoczych łusek.
-Przesadziłaś.
Użyłaś zbyt wiele mocy na raz. Nie jesteś do tego przyzwyczajona. A raczej
twoje ciało nie jest. Nie używałaś takiej ilości magii na raz od naprawdę długiego
czasu. I jeszcze ta blokada mocy… - westchnął smoczy mag, po czym skierował
wzrok na nowoprzybyłych – Etna, cofnij zaklęcie. Jakbyś nie zauważyła wróg
zniknął.
-Marudzisz
Kin no Baka. – prychnęła, ale ziemiste kolce zniknęły i wróżki mogły odetchnąć.
-A
ona dalej swoje… - mruczał pod nosem Kin.
Hagane uśmiechnęła się
lekko i podparła pod boki. Walka ustała. Na razie. Ale przynajmniej mieli
chwilę by odpocząć. Było pewne, że to jeszcze nie koniec i w pewne sposób
odwlekają ostateczną walkę. Ale tym razem nie będzie już elementu zaskoczenia
oraz paniki i może szanse się choć trochę wyrównają. W momencie gdy chciała coś
powiedzieć, rozbłysło czerwone światło, z którego wyłoniła się kolejna osoba.
Czerwonowłosa kobieta, o dumnym i pewnym siebie spojrzeniu, która… wyglądała
jak czerwony szaleniec. Była do niego tak łudząco podobna. Wróżki spięły się i przygotowały
do ataku, ale ten nie nastąpił. Ani on, ani ten mrożący krew w żyłach śmiech. I
choć wiedzieli, że osoba która przed nimi stoi nie jest tą samą, która jeszcze
chwilę temu próbowała ich zabić, to wciąż nie wiedzieli co mają robić. On był
mężczyzną, a ona kobietą. I choć twarze mieli te same, tak spojrzenia różne.
Jego błyszczące chorą fascynacją oczy, choć straszne, nie zbijały na kolana jak
te jej poważne, emanujące potęgą. Tak, ona cała emanowała potęgą. Ale nie
sztuczną, nie fałszywą. To była prawdziwa siła, która nie została zdobyta siłą.
Nie zamrażała ze strachu, ale przytłaczała.
---==
Aya ==---
Kiedy
dotarło do mnie, kto tak naprawdę stoi przed nami, miałam ochotę zalać się
łzami i pękać jednocześnie z dumy. Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek
ujrzę tą osobę. Ciężko dokładnie stwierdzić dlaczego. Kobieta przede mną miała
długie, czerwone włosy spięte w dwa kuce. Jej skąpe kimono podkreślało i tak
już wspaniałą figurę. Czerwone oczy lustrowały wszystkich poważnym i jakby
niechętnym spojrzeniem. Oczy, w których prawie zawsze widziałam czerwone niebo.
Wyglądała bardzo, bardzo młodo. Na jakieś 20 lat. Nic się nie zmieniła… ani
odrobinkę. Katana w jej dłoni połyskiwała groźnie. W końcu prychnęła
niezadowolona i schowała ostrze do pochwy.
-Doprawdy!
Fairy Tail? Miałam was za mądrzejszych. A tu proszę! Głupcy jakich mało! Marne
robale nie warte mojej uwagi! – Tak… zdecydowanie się nie zmieniła…
-Ty!
Jak śmiesz, ty-
-Zamilcz.
– władczy ton skutecznie uciszył Natsu. Szczególnie, że ten władczy ton
potrafił być również niezwykle przerażający.
-Nie
sądzisz, że to trochę za ostre słowa, Luka? – za kobietą pojawił się wir
powietrza, z którego wyłonił się białowłosy chłopiec z zamkniętymi oczami.
Unosił się w powietrzu, jakby siedząc po turecku na niewidzialnej powierzchnie.
W lewym uchu miał wiszący, czerwono-niebieski kolczyk, a ubranie stanowił
ciemny płaszcz.
Jednak
słowom chłopaka odpowiedziało tylko prychnięcie. Z tłumu wyłonił się mistrz
Makarov, a zaraz za nim stanęła Mira i Laxus.
-Kim
jesteście? – powiedział ostro staruszek
-A
dziękuję to gdzie? Zero wychowania! – kolejne prychnięcie
-Jesteśmy
oczywiście bardzo wdzięczni za ratunek, jednak wolelibyśmy, abyście nie
obrażali naszej gildii. – Makarov był wyraźnie zły
Luka
chciała powiedzieć znowu jakieś niemiłe słowa, kiedy zmrużyła dziwnie oczy. I
wtedy ni z tego, ni z owego, prosto na nią poleciał jakiś ciemny kształt.
Zrobiła krok w tył, gdy trafił ją w głowę. Jak się okazało chwilę później, była
to Yoru. Kotka zeskoczyła na ziemię, obróciła się 2 razy i w końcu utkwiła
spojrzenie swoich złotych ślepi w osobie czerwonookiej.
-Czy
mi się zdaje, czy ty przez te parę lat stałaś się znacznie bardziej zrzędliwa?
Zachowujesz się jak stare babsko. – oj… temat wieku od zawsze był tematem tabu,
dla Luki. Nie trzeba się więc dziwić, że brew jej zaczęła drgać.
-I
mówi to ta, która jest starsza od niejednej gildii? Czyżbyś w końcu zaczęła
linieć, że zazdrościsz innym wieku, głupi kocie?
-O
mnie się nie musisz martwić, ale chyba niegrzecznie z twojej strony obrażać
gildię, do której należy-
-Nie
musisz kończyć. – odparła tym samym dostojnym głosem.
Pomimo
wszelkich niemiłych słów, Luki nie dało się nie szanować. Zawsze pewna siebie i
zdecydowana. Nie wahała się gdy bliskim groziło niebezpieczeństwo. Zawsze brała
na siebie odpowiedzialność za czyny swoje oraz osób jej podległych. Szanowała tych, którzy zasłużyli na to. Nie należała do osób, które od razu bezgranicznie
ufały ludziom. U niej, na zaufanie trzeba było sobie zapracować. Na zaufanie,
szacunek i inne rzeczy. Chociażby przyjaźń. Mówiła, że takie więzi buduje się
przez całe życie, ale można je złamać bardzo łatwo. A czy później naprawić w
ogóle się da? To już inna sprawa. I bardzo trudna.
Spojrzałam
na kotkę, a później wbiłam wzrok w oczy Luki. W tym momencie ona jakby to
wyczuła i odwzajemniła gest. Kącik ust drgnął lekko, gdy tak trwałyśmy kilka
sekund, po czym ponownie obrzuciła spojrzeniem magów przed nią. W większości
poturbowanych.
-Jestem
Luka Brand. – oznajmiła tym swoim władczym tonem – A wy przypadkiem macie w
swoich szeregach osobę, przez którą jeszcze nie straciliście w moich oczach
resztek waszej godności. Jestem… – tu zawiesiła lekko głos i wyprostowała się
dumnie – ostatnim mistrzem gildii Serce Ciemności.
***
Wiem,
że znowu przerwałam w złym momencie, ale tak musi być. I wiem, że notka nie
jest super długa, ale za to jest w terminie wcześniejszym niż byłaby przy
większej długości. Za wszelkie niezauważone przeze mnie błędy przepraszam.
A
teraz kilka słów, które mogą znudzić i zaciekawić jednocześnie.
Szczerze
mówiąc zacząłem się zastanawiać czy Aya nie zaczyna się robi taką Mary Sue. I
czy to może dlatego ta historia nie jest już tak chętnie czytana jak kiedyś. Doszłam
jednak do wniosku, że to nie to. Staram się pisać i tworzyć ją tak, by nie
powstała z niej taka postać. Czasami przemyka mi gdzieś przez myśl, że Aya nie
jest taka, jaka powinna być (że mogłaby być inna), ale wtedy dochodzę do
wniosku że to nie byłaby wtedy ona. Fakt – planując to opowiadanie miałam dwa rodzaje postaci jakimi
mogłaby być Aya (mam na myśli charakter) i wybrałam ten, więc tego będę się
trzymać. I chociaż momentami ciężko się piszę, to jednak lubię wyzwania. I
jestem zadowolona. Naturalnie teraz jak czytam starsze rozdziały to załamuje
ręce i myślę, że mogłam stworzyć wszystko inaczej, ale… właśnie na tym polega
rozwijanie się. I nie, nie będę pisać od nowa jak to większość osób robi. To nie byłoby to samo.
E… To na
tym się zatrzymam jeśli o tworzenie postaci chodzi, historię tworzenia tego opka i tym podobne. A teraz drobny bonusik:
Mam nadzieję, że się podobało! Zarówno notka, jak i bonus. Do następnego razu~!
Ah! W końcu! Nawet nie wiem ile próbowałam dodać ten komentarz, ale mój cholerny net nie chciał współpracować... =_= Notka boska! Jak zwykle! Ale... przyznaj się... ty chcesz mnie zabić! Jak to czytałam to w pewnym momencie aż oddech wstrzymałam! Takie to było epickie! I Kin był! *.* Wiem że się powtarzam, ale go uwielbiam! I Etna też jest boska! ^^ I Luka też... chociaż mnie trochę przeraża Jest taka mroczna, opanowana i poważna... ten opis mi się z kimś skojarzył...=_= Nie ważne... I bonusik też boski! Zwłaszcza pierwszy obrazek mi się podoba! *.*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale mam alibi- do tej pory nie miałam dostępu do komputera, ponieważ byłam w Hiszpanii.
OdpowiedzUsuńAle co do rozdziału...
Przyznaję, znowu przerywasz w złym momencie, ale jak widać, taki jest twój urok pisania...
Sama nie wiem, dlaczego ilość komentarzy spadła, ponieważ ciągle rozwijasz historię....
Swoją drogą, bardzo dobrze, że nie przerywasz pisania- naprawdę, bardzo Ci dziękuję...
Postać Luki, wydaje się być intrygująca, a chyba najbardziej podczas rozmowy z Yoru:
"-O mnie się nie musisz martwić, ale chyba niegrzecznie z twojej strony obrażać gildię, do której należy-
-Nie musisz kończyć."- Naprawdę jestem ciekawa, co będzie dalej, jednak moje przypuszczenia zostawiam dla siebie.
Bonus też był fajny- szczególnie 2 obrazek
Weny, szczęścia i wesołych wakacji,
Marta
Witam,
OdpowiedzUsuńo przybyły posiłki, mam nadzieję, że teraz to uda im się pokonać wroga...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia