piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 31

Słowem wstępu:
Obiecałam? Obiecałam. A zatem rozdział jest. Dlaczego akurat ten termin? Ponieważ dzisiaj jestem starsza o kolejny rok.... eh... Mniejsza o to! Po prostu zapraszam do czytania! Mam nadzieję, że się spodoba i zobaczę więcej komów z racji rozpoczętych wakacji!

***

Czemu życie zawsze musi robić nam na przekór? Zawsze na złość. Szczęście obraca w nieszczęście, nieszczęście i zło podsyca, a przeszłości pozwala gnębić człowieka. Bo nie ma ucieczki od przeszłości. Z tą można się tylko pogodzić, ale nie uciec. A życie i los jak na złość nie pomagają w tym, tylko obierają przeciwny los. Życie… które tak krótko trwa.
Aya miała ten sam problem. Pamiętała wszystkie szczęśliwe chwile ze swojej przeszłości. Ale pamiętała też te nieszczęśliwe, te o których chciałaby zapomnieć. Teraz bardziej niż kiedykolwiek indziej rozumiała Revisa. Jednak bez przeszłości nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy. Czy zatem warto być kimś takim? To było pytanie, które zadawała sobie po raz kolejny w ciągu tej krótkiej chwili, zdającej się trwać wieczność.
Mówią, że w chwili śmierci człowiekowi przelatuje przed oczami całe życie. Nie jest to błędem. Ona to widziała. Tak, umierała. Widziała wszystkich swoich przyjaciół, którym nigdy nie mówiła jak wiele dla niej znaczą. Widział Serce i widziała Wróżki. Wszystkie chwile z nimi spędzone, których nie żałowała. W większości. Czy zatem dla tych minionych chwil i tych przyszłych nie warto żyć? Czy nie warto o nie walczyć? Wydawać by się mogło, że to Van Han znowu stoi przed nią i mówi coś, co zmienia wszystko. Cały Van Han. Zawsze miał rację. Zawsze…

-Kiedyś byłaś znacznie silniejsza, moja droga. Byłaś prawdziwą Panią Ciemności, godną nosić nadane jej imię. Miano prawdziwego Boga, niosącego zniszczenie. Miano śmierci. – Śmiał się. Bawił się w najlepsze.
Wróżki nie mogły uwierzyć, że Aya zaraz zginie. Że już umiera. A one nie mogły nic zrobić. Każdy starał się jak mógł, ale nawet siebie nie mogli obronić. Nic. Byli bezbronni. Wobec tak okrutnej siły. A przecież Fairy Tail nigdy nie było słabe. Zawsze jakoś wychodzili z kłopotów. Czy wróg naprawdę był tak potężny? Przecież to nie mogło się tak skończyć!
Coś wybuchło, ktoś krzyknął, nastąpiła potężna eksplozja i chaos. Wśród obu stron. Wszyscy byli zdezorientowani. A wtedy nagłą fala energii, bardzo potężnej magicznej energii, uderzyła ich i wręcz powaliła na kolana. Tak jakby ktoś położył im na barach cały budynek i to na wysokości 2000 metrów nad poziomem morza. Pasy energii wijące się pomiędzy magami, na podłodze, po ścianach, w powietrzu, były praktycznie namacalne.
-Co to do licha ciężkiego jest?! – wrzasnął któryś z magów.
-Nie wierzę… - wyszeptał Kin, który pojawił się na polu wali cały w bandażach. Zdążył się ledwo obudzić, a tu się okazuje, że trwa najprawdopodobniej decydująca walka. I Aya umiera. A raczej umierała. Obecnie nie mógł uwierzyć w to co widział. Znał tą magię, tą moc. Aż za dobrze. Nie spodziewał się tego w takiej chwili. Ba! Nie spodziewał się, że sytuacja aż tak wymknie się spod kontroli!
-Aya! Oprzytomniej! – wrzasnął, ledwo stojąc i zwracając w ten sposób uwagę wszystkich najpierw na siebie, a później na Kuroi. Zrozumieli. To Aya była źródłem tej mocy. Pani Cienia była otoczona przez potężną czarną energię, która buzowała chaotycznie niczym ogień. Temperatura zaczęła gwałtownie spadać, a przy każdym wydechu magów pojawiał się obłoczek. Magia dziewczyny były naprawdę potężna, a do tego najwyraźniej poza kontrolą. Nie wiedzieli jaki był stan brunetki, bo ciężko było cokolwiek zauważyć przez kłębiącą się wokół niej coraz bardziej magię.
I wtedy w jej kierunku poleciał strumień energii. To był czerwonowłosy szaleniec, który nie wyglądał obecnie na zbyt spokojnego. Zupełnie jakby ktoś właśnie zepsuł taktykę, którą układał przez długi czas. A może był przestraszony? Jeśli tak, to czego? Ciężko określić, ale strach jest zawsze największą słabością człowieka. Bowiem to on sprawia, że ludzie nie są w stanie być sobą i używać swoich zdolności tak, jak powinni. Strach paraliżuje i osłabia psychicznie. Zagnieżdża się na dnie podświadomości, gdzie nie ma się często pojęcie o jego istnieniu i pojawia w najmniej pożądanych chwilach, zupełnie niespodziewanie.
Jednak ku zdziwieniu wszystkich jego atak nie przyniósł praktycznie żadnych efektów. Prawie, bo energia tylko bardziej zgęstniała. Teraz nie było kompletnie widać Kuroi. Aż do momentu, gdy czarna magia rozwiała się i potężna fala mocy uderzyła we wszystkich. Kin zamrugał z niedowierzaniem, gdy jego oczy ujrzały Panią Cienia stojącą pewnie, a rany na jej ciele zaczęły znikać. Miała dziwne spojrzenie. Pamiętał je aż za dobrze. Martwe oczy, które błyszczały złowrogo. Wtedy było prawie tak samo. Najpierw było przerażenie i rozpacz, a później… pustka. Przerażająca pustka ziejąca z niebieskich oczu. Coś, czego Kin już nigdy nie chciał ujrzeć.
-Jesteś skończony. – rozległ się złowrogi, zimny głos dziewczyny, która z całą pewnością kierowała te słowa do czerwonego. Tak, to było inne niż kiedyś. Wtedy milczała. Była jak lalka. Kompletnie nie wzruszona na otoczenie, przepełniona jedynie pustką. Tym razem było jednak inaczej! Musiało być inaczej! Chciał aby było inaczej. Ale bał się. O nią. Zaciskała pięści, a powietrze wokół niej jakby drgało. Zrobiła krok, a ziemia pod jej stopami skuła się lodem. To była dawna Aya, której wróżki nie znały i jej prawdziwa, pełna moc. Przeciwnik chciał się automatycznie odsunąć, ale jego nogi nie mogły się ruszyć. Były pokryte lodem i przytwierdzone do podłoża. Jednak szybko się oswobodził. Wtedy musiał ciekać przed ogniem. Nie podobało mu się to. Czuł się, jakby był atakowany ze wszystkich stron. Ziarnko strachu kiełkowało w nim znowu. Nie mógł się przez to w pełni skupić. I pewnie też dlatego, jego udo zostało przeszyte przez ostry cień, który wywołał w nim nieuzasadnione uczucie przejmującego strachu i pozbawiał go powoli sił. Aya bowiem nie miała zamiaru czekać aż mężczyzna odzyska rezon. Jego ciało zaczęło robić się sine, a włosy pokrywały się szronem. Zacisnął mocno oczy, by przy ich otwarciu wyrzucić z ciała falę mocy, dzięki której udało mu się uciec od tego dziwnego ataku. Ale temperatura otoczenia robiła się coraz niższa. Szron pokrywał również inne miejsca, czy przedmioty znajdujące się znacznie dalej od dziewczyny.
Kuroi uniosła dłoń, wokół której zaczęły formować się kształty. Najpierw ostre, czarne przedmioty, które poleciały w stronę przeciwnika niczym samonaprowadzające pociski. Później były to węże, których ciało było z cienia, ale zachowywały się jak żywe, aż w końcu cień zaczął przybierać trochę ludzki kształt. Albo raczej człekopodobny. Ona sama była coraz dokładniej otacza przez swoją magię, która tworzyła coś w rodzaju ubrania, płaszcza. Kin zadrżał, podobnie jak wiele innych osób. Ale tylko on wiedział co ona zamierzała zrobić i nie podobało mu się to. Nie była sobą.
-Aya, nie! – próbował krzyknąć, ale był zbyt słaby – Nie możesz… - mówił bardzo cicho, ale dziewczyna najwyraźniej go usłyszała, bo zwróciła się w jego stronę. Zmrużyła oczy i wbiła w niego spojrzenie.Jakby właśnie wróciła na ziemię. 
-Przymknij się i popatrz na siebie. Nie jestem już dzieckiem, o które trzeba by się martwić.
-Dla mnie wciąż jesteś dzieckiem. Dla nas. I pozostaniesz nim pewnie na zawsze. Jak mam się nie martwić? Nie mam zamiaru pozwolić by moja podopieczna zatraciła się w ciemności. W swojej własnej ciemności. A na pewno nie na moich oczach!
Patrzyli na siebie w milczeniu przez krótką chwilę. On z determinacja w oczach, ona z chłodem i obojętnością. Ale wtedy blondyn zauważył subtelną różnicę. Ona nie zatracała się w tej ciemności. Zwalczyła w sobie strach przed swoją własna mocą. Udało jej się to. Myślał, że straciła panowanie i znowu była niczym pusta w środku lalka, wypruta z wszelkich emocji, wspomnień i życia. Ale mylił się. W jej oczach było jednak coś innego. Ten dziwny błysk zaciętości i siły. Była zdecydowana. I gotowa pokazać wszystkim swoją prawdziwą moc. A skoro ona była gotowa, to przecież on nie mógł stać z boku patrząc jak jego podopieczna odwala całą robotę. Nie mógłby wtedy nosić swojego imienia z godnością. Uśmiechnął się lekko i ściągnął z włosów gruby, srebrny sznurek. Aya posłała mu lekko zdziwione spojrzenie, ale nie trwało ono długo. Jej wargi lekko zadrżały w uśmiechu. Nie było czasu na zdziewania, chwile zastanowienia czy rozmowę. Mieli wroga do pokonania i nie zamierzali tak łatwo się poddać. Nie zamierzali nawet przegrywać. Wszyscy. Fairy Tail na pewno również. Aya i Kin bez słów się porozumieli. Ona nie pozwoli by przeszłość ją opętała. Zmieniła się i o to widział. Postanowili walczyć do samego końca, ze wszystkich sił.
Teraz wokół Kina falowała dziwna energia. Ale ta była złota. Mieszała się z piaskiem, czy czymś podobnym tworząc wokół mężczyzny kokon, który powiększał się z każą chwilą. Zawiał silny wiatr, zmuszając wszystkich do zamknięcia oczu. Gdy je ponownie otwarli prawie padli z szoku, czy innych skrajnych emocji. Ujrzeli złotego smoka. Prawdziwego, złotego smoka o twardych błyszczących łuskach, ostrym rogu na głowie, dużych i silnych skrzydłach i również złotych oczach.
To był Kin. Nie było co do tego wątpliwości. Szczególnie gdy czerwony szaleniec zaczął się śmiać i naigrywać z jego osoby.
-No proszę, proszę! Złoty smok! W końcu raczyłeś pokazać swoje prawdziwe oblicze, ty obrzydliwa gadzino! Haha! Kin no Ryuuji! Złoty Smok Serca Ciemności! Zaraz umrę ze śmiechu… - mruknął niechętnie jakby patrzył na najbardziej obrzydliwą rzecz na świecie – Człowiek, który jest smokiem. Smok, który wygląda jak człowiek. Powinieneś zdechnąć. Zniknąć jak reszta tych żałosnych stworzeń.
W odpowiedzi Kin wywołał potężny wiatr, który wcale nie był taki zwykły. Ledwo widoczne, błyszczące drobinki raniły przy najdelikatniejszym kontakcie. Niczym malutkie, złote ostrza. Ale to jeszcze nie była jego pełna moc. Ba! To nie była nawet 1/100. Ograniczenie, które zdjął uwolniło jego siłę. Kiedyś był w formie naszyjnika, dzięki któremu mógł się przemieniać w pełni lub częściowo. Zależnie o tego ile pojedynczych ograniczeń zrywał. Ale czasy się zmieniły. Ograniczenie mocy musiało mniej rzucać się w oczy. Tak samo jak jego osoba. Nie mógł się już przemieniać tak jak dawniej. Dlatego ograniczenie było jedno, stałe. Tak… czasy się zmieniły. Ale nie miał wyboru. Musiał zareagować, musiał walczyć. I choć do tej pory odniesione rany osłabiły go, nie mógł tylko stać. Jego imię to Kin no Ryuuji i nie będzie patrzył jak jego bliscy zostają ranni walce. Nawet jeśli musiał złamać obowiązującego go zasady. Ludzie nie są gotowi na prawdę.

Wróżki szybko otrząsnęły się z szoku i walka rozgorzała na nowo. Ich wola walki i pewność zwycięstwa wzrosły. I choć magia Kina nie raniła ich, a działała kojąco, wciąż nie byli pewni. Kim był? Dlaczego tak późno się ujawnił? Dlaczego… to wszystko… O co w ogóle chodziło? Skąd ta wojna? Kim dokładnie był przeciwnik? Dlaczego to robił? Dla chorej chęci zdobycia mocy i władzy? Dla siania strachu? Skąd znał Kina i Ayę? Bo zdawał się wiedzieć kim są. Ile wiedział o nich? Jak wiele ta dwójka ukrywała? Czy ty pytań nie było za wiele?
Fakt – tych wszystkich niewiadomych, niedomówień i pytajników było za wiele. Ale na razie nic nie dało się na nie poradzić. Najpierw musieli wygrać, a później będą się dopytywać o wszystko. Teraz wróg. Później wyjaśnienia.
Nawet Natsu tak uważał. Choć ciężko było mu się skupić. Miał tak wiele pytań do Kina. Ale już rozumiał kim był Złoty Smok z wiadomości od Igneel’a. Znalazł go. Ale było już za późno. Bo to o to chodziło, prawda? O cóż innego mogło chodzić? Ale to nie było ważne. Kin znał Igneel’a! Znał jego ojca! Bo jak inaczej to wytłumaczyć?! Igneel go znał. Tego był pewien. I pewnie był też na odwrót. Musiało być. Natsu nie przyjmował innej opcji do wiadomości. Kin… Kin no Ryuuji. Nawet jeśli nie odpowie mu na zbyt dużo pytań, to wciąż… wciąż może coś wiedzieć, co naprowadzi go na ślad ojca. Albo coś innego. Wyrzucał sobie, że wcześniej nie wiedział kim był blondyn. Ale całe Fairy Tail nie wiedziało również, więc to nic dziwnego. Ale Aya wiedziała! Musiała wiedzieć. Zresztą to było widać po jej minie. Ona wiedziała kim jest Kin. I mu nie powiedziała! Czemu mu nie powiedziała? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. I jak tu się skupić na walce?

Wygrywali. A przynajmniej tak im się wydawało. Uwolnienie pełnej mocy przez Ayę i pojawienie się smoka, wzmocniło wiarę i morale członków Fairy Tail. Niestety nawet wiara w własne siły nie potrafi tej siły zastąpić i pozwolić na uzyskanie zwycięstwa. Gdyby tak było każdy kto wierzy najmocniej, wygrywałby igrzyska sportowe pomimo braku zdolności. A tak nie jest.
Walczyli odważnie, nie poddawali się. Robili wszystko by wygrać. Ranni magowie natychmiast po opatrzeni ran wracali do walki. Ci co nie mogli się ruszać wspomagali resztę okrzykami lub magią na odległość. Wszyscy wiedzieli, że od tej bitwy zależą ich życia. Że to prawdopodobnie ostatnia, decydująca bitwa. Drugiej szansy nie będzie. Ale oni są Fairy Tail. Nigdy się nie poddadzą!
Niestety…
Przewaga jaką miał przeciwnik była po prostu zbyt miażdżąca. Dokładniej mówiąc różnica w sile była zbyt duża. I nawet jeśli ta dwójka była potężna i mogła coś zmienić, tak nawet oni nie byli w stanie w pełni pokonać tej przepaści. Fairy Tail przegrywało. Magnolia upadała, ludzie ginęli. A wszystko to nie trwało nawet jednego dnia. Uratować mógł ich jedynie cud. Ale taki prawdziwy cud, który byłby lepszy od tego w postaci złotego smoka i Pani Ciemności.


***

Tak, wiem że trochę krótko i znowu dramatycznie, ale postanowiłam zrobić więcej rozdziałów, odrobinkę krótszych. Cóż… zdaję sobie sprawę, że ta walka toczy się już trochę długo, ale w czasie tej walki ma się zdarzyć wiele ważnych rzeczy i chce je zawrzeć w tych rozdziałach. Dlatego czytajcie wszystko uważnie. Również przemyślenia. (Jestem z nich trochę dumna, uwielbiam analizować psychikę) Poza tym, dzięki temu łatwiej mi jest pokazać wewnętrzną stronę bohatera, emocje, czy dokładniej przedstawić klimat sytuacji, czy coś. A myślę, że to jest ważne. I mam nadzieję, że was to nie nudzi.
Cóż… liczę na trochę więcej komentarzy tym razem. Ah… Kiedyś to były czasy… 10 komów to była prawie norma… Nie wiem czy mój styl pisania się pogorszył, czy może jest mniej ciekawie (choć staram się by tak nie było), ale to naprawdę smutne. Staram się tym nie przejmować i cieszyć się z tego co mam, ale komentarze naprawdę motywują. I czasem nawet wenę i pomysły dają.
Dobra, nie zanudzam już. Co do zakończenia, to zbliżamy się do niego już coraz bardziej. Czy to będzie Happy-End czy raczej tragedia… zobaczycie. Osobiście nie lubię całkowitych Happy Endów, więc nie spodziewajcie się niczego w stylu „I żyli długo i szczęśliwie z gromadką grzecznych dzieci.”
To tyle na dzisiaj. A bonusie… Ja się wysilam, ale i tak nikt na niego uwagi nie zwraca, a tylko miejsce zajmuje… Eh… No, ale dobra… ze 2 obrazki wam wrzucę.




Wybrałam te, bo ostatnio mało Erzy jest. No i raczej mało wrzucam tego parringu, a jednak są osoby, które go lubią. Ja za Erzą jakoś szczególnie nie przepadam, ale Jellala lubię. Więc dałam kilka. Do następnego! 

4 komentarze:

  1. Oj, nie przejmuj się że mało komentarzy! Ludzie nie wiedzą co dobre i tyle! :) Co do notki... boooska! *.* Czy mówiłam już że ubóstwiam Kin'a!? *.* Wiem, ze mówiłam, ale powiem to jeszcze raz! Uwielbiam go! *.* Co do pełnej mocy Ayi... jak ona się wkurzy to nie ma przebacz! Będzie się działo! A ten czerwony dziad powinien zdechnąć w jakimś ciemnym i zimnym zaułku... >.< Niego go robaki zeżrą! I na koniec bonusik... ten ostatni obrazek jest słodki. Lubie ten paring ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Fadziulką. Nie przejmuj się, głowa do góry i na przód!!! Ale wracając do rozdziału...
    Naprawdę świetny, Kin i Aya mogliby naprawdę razem dobrze współgrać, i NA PEWNO pokonaliby tego czerwonego (niech ginie w męczarniach) gościa... Ale co do mocy Ayi... Ciekawe połączenie- ciemność i lód (szron i te sprawy)... Myślałam raczej że będzie to ogień lub coś takiego, ale te połączenie również jest idealne!!!
    Tak apropos zakończenia... Do tego opowiadania nie pasowałoby takie całkowicie Happy zakończenie- byłoby to naciągane. Ale tak jak pisałam wcześniej (lub nie) naprawdę świetnie piszesz, więc głowa do góry ;)
    Miłych wakacji, weny oraz ciepła w lato
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zapomniałam dodać wielkie PRZEPRASZAM za niekomentowanie bonusów- zawsze zapominam... Ale tak ogólnie, to zazwyczaj są bardzo śliczne ;)

      Usuń
  3. Witam,
    Aya i Kin ukazali swoje prawdziwe zdolności, i tym razem Aya panuje nad swoją mocą...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń