Powoli
zbliżamy się ku końcowi. Ostatnie rozdziały i akcje rysują się powoli w moim
umyśle, tworząc wbrew pozorom rozległy obraz.
Niedługo
pojawi się kilka nowych postaci, które pozornie mogą wprowadzić chaos, ale
postaram się by do tego nie doszło.
Szczerze
mówiąc mam już napisany epilog do tego opa, ale to jeszcze nie teraz – nie ma
się co martwić. Po skończeniu opowiadania, na pewno nie odejdę ze świata
blogerra. Wciąż mam wiele pomysłów, więc będę tworzyć. Planuję nawet założyć
bloga o AnE, ale to po skończeniu tego. Skoro już mowa o tym, to nie wykluczam,
iż później mogą się pojawić jakieś jendopartówki, nawet jeśli historia będzie
skończona. I oczywiście nie odrzucę tego bloga. Jeśli będziecie chcieli coś, to
śmiało piszcie. Ups. Ale taka mowa to jeszcze nie teraz. Chciałam was po prostu
przygotować.
Rozdział
jest na czas i mam nadzieję, że i na długość wam się w miarę spodoba.
Ilość
komentarzy przemilczę. Co do bonusu - nie udało mi się zrobić jakiegoś
one-shot’a, a popijawa w tym rozdziale nie bardzo mi pasowała. Zatem
postanowiłam wrzucić kilka świątecznych fotek FT i planuję zabrać się za jakiś
one-shot na Nowy Rok, ale nic nie obiecuję.
A
teraz zapraszam do czytania!
***
---==
Narrator ==---
Kolejne
dni mijały magom Fairy Tail bardzo powoli i z uczuciem nieustannego napięcia.
Sprawa Erzy wciąż nie została wyjaśniona. Jak się okazało, zeznania świadków
były dość rozbieżne, jednak każdy mówił o czerwonowłosej kobiecie. Rada miała
jednak momentami wrażenie, że mówią o 2 różnych osobach. Ale byli też tacy,
którzy uważali, że właśnie o to chodziło winowajcy. Ci drudzy przypuszczali
nawet opcję, jakoby reszta wróżek maczała w tym palce. I tu się okazała
przydatna przezorność i czyste myślenie Pani Cienia. Otóż rada nie omieszkała
sprawdzić, czy po aresztowaniu Scarlett, ktoś z gildii nie postanowił wpłynąć
na zeznania i opinię ludzi. Natsu z Greyem nawet przeprosili. I choć Grey nie
miał większego powodu ku temu, tak szokiem było co innego. Otóż o dziwo smok
zrobił to pierwszy.
W
ogóle Salamander zmienił się od przybycia tajemniczej dziewczyny. Stawał się
nieobecny, mniej się palił do walki. Wszystkie te symptomy zaczęły bardzo
martwić jego przyjaciół. Naturalnie Wendy i Gajeel również przeżywali ową
niezwykłą wizytę, jednak to nie do nich została skierowana dziwna wiadomość. I
to od Igneela. Oczywiście również chcieli się dowiedzieć o co w tym wszystkim
chodzi z nadzieję, że może natrafią na ślad swoich smoczych rodziców. Na próżno
jednak.
Kolejną
nienaturalną rzeczą jaka miała miejsce w środowisku Fairy Tail, było zniknięcie
Kin’a. Aya przypuszczała, że się rozchorował, odkąd Yoru poinformowała ją, że
blondyn nie czuł się zbyt dobrze. Dziewczyna zajęła się nieobecnością innej
osoby, która z całą pewnością była martwiąca. Riddle wciąż nie dawała znaku
życia. A przez to Lena zaczęła trochę panikować. Ostatecznie Yoru, pod sporym
naciskiem Kuroi, oznajmiła pannie Azuri, że poszuka Hagane. Wdzięczność
zielonowłosej była nie do opisania! I już tego samego wieczoru, przyszykowała
kotce cały bagaż na podróż, o rozmiarach jakby kompletnie zapomniała do jakiego
gatunku się wlicza. Zwierzę jednak się tym nie przejęło. Chwyciło plecak
pyskiem i ruszyło w stronę wyjścia, a później do portu, ciągnąc za sobą bagaż.
Czemu Lena nie poszła z nią? Otóż dostała kategoryczny zakaz od obojga
znajomych: zarówno Ayi, jak i samej kotki. Argumentami było miedzy innymi
zbytnie przejmowanie się i nie panowanie nad emocjami oraz brak spokoju czy
opanowania. Należy dodać do tego spojrzenie którejkolwiek i Lena nie potrafiła
odmówić. Cóż za siła perswazji!
Nie
mniej jednak kłopoty i niedopowiedzenia jakby się namnażały. Elfman i Evergreen
śmiertelnie się pokłócili, a Levi zamknęła się u siebie w pokoju i nikogo nie
chciała do siebie wpuszczać? Napięcie powstałe w wyniku ostatnich sytuacji
działało najwyraźniej na wszystkich. Łatwo nie było i wróżki miały wrażenie, że
zamiast się polepszać, robiło się coraz gorzej. Nie mniej jednak ci, którzy
jeszcze zachowali spokój i zimną krew, starali się jakoś poprawić nastrój panujący
wokół. No bo co to za Fairy Tail, które jest spokojne, przygnębione i
nieaktywne?
Do
takich nadaktywnych osób zaliczał się Elfman. I z nie wyjaśnionych przyczyn
Evergreen również. Ale tylko momentami, gdy zaczynała się kłócić z wyżej
wymienionym osobnikiem. Cała sytuacja potrafiła tak rozbawić wróżki, że na
moment, pewien malutki, malusieńki, wesoły humor powracał. Cana wołała do Ayi
żeby się z nią napiła, Grey ściągał ubrania, Juvia prawie mdlała. Norma.
Szkoda tylko, że taka krótkotrwała. Smętna atmosfera powracała równie szybko.
Toteż nie ma się co dziwić, że pewna osoba w końcu się tym zirytowała. Przecież
nie do takiej gildii dołączała! Kim była ta wspaniała osoba? Cóż… Była to
najmłodsza Kuroi. A dokładniej Mia. Nie można przecież zapomnieć, że odkąd Aya
się nią zajęła, dziewczynka przyjęła jej nazwisko.
A
zatem młoda smocza zabójczyni postanowiła wziąć sprawy w swoje małe, aczkolwiek
bardzo sprytne ręce. Zabrała się w pierwszej kolejności za Canę. Jakimś
nieznanym nikomu sposobem, po kilku chwilach rozmowy, kobieta śmiała się na
całe gardło, zwracając na siebie całą uwagę gildii. Mało brakowało, a spadłaby
z krzesła, wywracając swoją beczkę z alkoholem. Na szczęście udało jej się
uratować zbawienny napój. Jednak kolejna śmieszna rzecz miała dopiero nadejść.
-No
już, już mój skarbie. – mówiła Alberona gładząc boki beczki – Nie martw się.
Mamusia nie da ci się rozlać.
Mina,
z jaką mówiła brązowowłosa, sprawiła, że Fried zakrztusił się sokiem
pomidorowym, który właśnie pił i zawartość jego jamy ustnej wylądowała na
Bixlowie siedzącym obok. Ten wściekł się i strącił swój posiłek prosto na
przechodzącą Lucy. Obaj mężczyźni oberwali po głowach od wyjątkowo agresywnej
blondynki, po czym nagle zjawił się Loki (używając rzecz jasna swojej mocy by
przejść do świata ludzi) i z miną seryjnego zabójcy począł gonić winowajców po
całej gildii. Po drodze jakimś nieznanym sposobem popchnęli Gajeel’a, który
siedział sobie spokojnie z Levi. Tak – już mu wybaczyła. Choć nie było to
łatwe, rzecz jasna.
Redfox
wylądował z twarzą na blacie, po czym zerwał się z wrzaskiem i staranował
dwójkę innych magów, chcąc dorwać winowajcę. Levi starała się go powstrzymać,
ale skończyło się na tym, że się przewróciła. Gajeel ucichł i spojrzawszy na
dziewczynę, stał się przerażająco spokojny. Najpierw chwycił Mcgarden i
posadził ją na krześle, a następnie zrobił jedną wielką demolkę (delikatnie
mówiąc). Mia zaśmiała się nerwowo. Nie taki chciała osiągnąć efekt, ale
przynajmniej przestali chodzić jak struci. W pewnym momencie zadrżała. Poczuła
jakby jakieś mordercze spojrzenie zostało na nią skierowane. Odwróciła się
nerwowo w tamtym kierunku i twórcą tego wzroku był nikt inny, jak Aya. Mia nie
musiała się zastanawiać nad tym, czy jej nauczycielka odgadła jej zamiary i kto
jest winny obecnej sytuacji w gildii. I ewidentnie jasno dawało o zrozumienia,
że nie podoba jej się to. I w momencie, gdy brunetka planowała podejść do
swojej uczennicy, obok niej pojawiła się nagle wesoła Alberona i podsunęła
towarzyszce szklankę z alkoholem. No bo z czymże innym? Jakoś tak się złożyło,
że Kuroi nie odmówiła brązowowłosej i już po chwili obie chłonęły alkohol
niczym smoki, które przesadziły z siarką. Cóż… wyszło na to, że wesoła
atmosfera powróciła do Fairy Tail. Chociażby na tą krótką chwilę. A trzeba zauważyć,
że wesołość w tej gildii bez awantur, pijaństwa, czy latających krzeseł, nie
jest prawdziwą wesołością. Toteż Mia mogła śmiało być dumna ze swojego dzieła,
bo efekt wyszedł lepszy niż planowała.
Bardzo
niespodziewanym był nagły wybuch śmiechu u Ayi, która była rozbawiona o tego
stopnia, że wręcz leżała z głową na blacie i tłukła dłonią w stół. Z całą
pewnością było to dziwne zachowanie. No bo jak inaczej nazwać takie coś ze
strony wiecznie poważnej Kuroi? Kilka wróżek zebrało się dookoła i próbowało
znaleźć powód, ale pijąca i śmiejąca się na zmianę Cana wraz z prawie duszącą
się Panią Cienia, nie pomagały.
-Co
tu się u licha dzieje? – rozległo się zza pleców gromadki
-L…laxus?
– wyrwało się któremuś z magów, który ewidentnie przestraszył się widokiem
Smoka Piorunów
Dreyar
uniósł brew w zdziwieniu, na widok który zastał, po czym ponownie wbił uparte
spojrzenie w grupkę magów, oczekując wyjaśnienia i odpowiedzi na swoje pytanie.
-Więc?
– blondyn nie wyglądał wtedy na cierpliwego
-Coś…
Coś im odbiło. Nagle się zaczęły śmiać i w sumie nie wiadomo z czego.
-Ty
uważaj, żebym ja ci zaraz nie odbił. – mruknął i rozpędził zgromadzenie. Przez
chwilę sam przyglądał się tej dość niezwykłej scenie, po czym najzwyczajniej w
świecie poszedł w swoją stronę. Nim jednak dotarł w docelowe miejsce, ktoś
uwiesił się na nim. Tym samobójcą okazała się Cana, która uśmiechała się
dziwnie. Natomiast Aya rzucała jej wściekłe spojrzenia.
-Ne, Laxus?
-Hm?
-Tak
się zastanawiam, które zrobi pierwszy krok… - zanuciła Alberona
Blondyn
uniósł brew, dając do zrozumienia, że nie bardzo rozumie co dziewczyna chce mu
powiedzieć. Aż nagle Kuroi zaszła Canę od tyłu i podstawiając pod nos butelkę
alkoholu, wlała całą jej zawartość w dziewczynę.
-Chyba
za mało wypiłaś Cana~! – powiedziała Aya, machając kolejną porcją napoju.
Nim
ktokolwiek zdążył zareagować, pijaczka numer 1 w Fairy Tail złapała alkohol i w
mgnieniu oka wypiła, żądając ostentacyjnie kolejnej porcji. Pani Cienia posłała
jej dziwny wzrok i zabrała od niej pustą butelkę, po czym z westchnieniem
usiadła na swoim poprzednim miejscu. Alberona tupnęła nogą i uwiesiła się na
swojej towarzyszce do picia z miną skrzywdzonego dziecka. I w tym momencie obok
pojawiła się Mia wołając, że to jej rolą jest wywoływanie matczynych uczuć u Ayi.
Brunetka zrobiła zbolałą minę, a Laxus nie mógł powstrzymać cisnącego mu się na
usta uśmiechu.
Zabawa
trwała w najlepsze. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że coś może ten
porządek zaburzyć. I wtem, jak na ironię losu, coś wybuchło niedaleko, a chwilę
później równie nieznana rzecz uderzyła w budynek gildii i posypał się tynk.
Magowie natychmiast wybiegli przed siedzibę i zastygli w zdziwieniu. Oto ich
miasto – Magnolia – było niszczone, wręcz zrównywane z ziemią. Raz, za razem
jakiś budynek padał. Na niebie unosił się gigantycznych rozmiarów, magiczny
statek, w kolorze zaschniętej krwi. Jego magiczna moc, była tak wielka i
przytłaczająca, że nawet ci, którzy nie potrafili normalnie wyczuwać tego,
trzęśli się i starali złapać oddech. Mieli wrażenie, że czują wokół siebie odór
śmierci, a jakaś lodowata siła, odbiera im siły. Magowie rozpierzchli się i
popędzili na pomoc mieszkańcom miasta. Zapanował chaos i panika. Nikt nie
wiedział co się tak naprawdę dzieje. Los jakby się na nich uwziął. A może to nie
był sam los, a ktoś zupełnie inny, kto maczał w tym palce i pociągał za sznurki
z cienia? W końcu trochę za dużo tych zbiegów okoliczności.
Obecnie
było jednak wiele innych ważniejszych rzeczy, niż rozwodzenie się nad tym.
Ludzi wyciągano z gruzów ich własnych domów, które miały zapewnić im
bezpieczeństwo. Wielu magów próbowało walczyć, ale nie wiedzieli z czym
dokładnie mają do czynienia. Gdzie mieli skierować swoje ataki?
-Owaaaaa~!
Ale się napaliłem! – Dragneel jak zawsze wydarł się na całe gardło i wskoczył
na dach, celując w tajemniczy statek.
-Natsu!
– ktoś zawołał
-Hm?
O co chodzi – odwrócił się i zamarł – Riddle-san?
-Gdzie
Aya?! Prędko! – dziewczyna była wyraźniej zaniepokojona
-Yy…
Gdzieś tu powinna być. – odpowiedział mało konkretnie i niezbyt inteligentnie
-Ta…
Bardzo mi pomogłeś. – prychnęła i pobiegła szukać Kuroi.
Pani
Cienia natomiast szukała Mii. Miała niepokojące wrażenie, że coś złego może
stać się jej podopiecznej. A takie przeczucia (niestety) zawsze się sprawdzają.
Przynajmniej w jej przypadku. I w tym momencie wpadła na pobladłą Wendy.
-Aya-san…
Mia… jest nieprzytomna. – wyszeptała
I
choć panował spory hałas, to te 3 słowa „Mia jest nieprzytomna”, uderzyły
brunetkę z ogromną siłą i dźwiękiem. Wraz z Marvell znalazły się ponownie w
Fairy Tail, w lecznicy. Mia leżała na łóżku białą jak kreda. Podłoga wokół była
mokra, jakby dziewczynka podświadomie próbowała uleczyć się swoją magią, jednak
bez efektu. Obok stała Polyushka, która starała się coś zrobić, jednak i ona
nie mogła nic poradzić. Zobaczywszy przybycie opiekunki, pokręciła głową.
-Nie
wiem co jej jest, ani czym zostało spowodowane. Może ty wiesz, co mogło być
przyczyną tej nagłej utarty przytomności?
-Nie.
Może nadmierna utrata magii? – zaprzeczenie – Trucizna? – też nie – Może efekt
działania obcej magii?
-Nigdy
się z czymś takim nie spotkałam. To wygląda jak zwykła śpiączka, ale nie widzę
żadnej przyczyny. Teoretycznie mogłaby być to czyjąś magia, ale czemu
zadziałało tylko na nią? Jest tu wielu smoczych zabójców i wielu potężnych
magów.
-Może
dlatego, że Mia wciąż nie panuje w pełni nad swoją mocą? – wtrąciła się Wendy
-Tą
opcję też bym wykluczyła. – ponownie odpowiedziała Polyushka – Jeszcze jakieś
pomysły Aya-san?
-Nie.
Już nic mi nie przychodzi do głowy.
-Czy
aby na pewno? Mam wrażenie, że…
-Wolałabym
nie dopuszczać do siebie tej myśli. Bo jeśli okazała by się prawdą… To Mia
mogłaby się nigdy nie obudzić, jeśli nie znaleźlibyśmy winnego.
-Co
masz na myśli Aya-san? – spytała cicho wychowanka Grandeen
-Nie
pytaj Wendy. Lepiej by to nie było prawdą. Pani Polyushko, czy mogłaby się pani
zająć Mią? Może jednak uda się pani coś znaleźć odnośnie jej stanu.
-Dobrze.
Ten jeden raz. A teraz idźcie już! Przeszkadzacie mi! Jak ja nie lubię ludzi! –
wygoniła obie dziewczyny miotłą, którą wzięła niewiadomo skąd i zamknęła za
nimi drzwi. Ciche westchnięcie wydobyło się z dwóch gardeł.
-Cóż…
Powinnyśmy wrócić do miasta i pomóc. – odezwał się Marvell
-Idź
pierwsza. Ja postaram się dowiedzieć o co chodzi z tym statkiem.
-Może
powinnam ci pomóc?
-Nie.
Będziesz bardziej potrzebna tutaj. Zresztą Natsu już się tam pewnie wybrał,
więc nie będę sama. Ale dobrze by było, gdyby ktoś go pilnował, bo nie należy
do osób spokojnych i chłodno myślących. Może zrobić jakieś głupstwo.
-Erzy
nie ma, więc może Lucy?
-Tak.
Jak ją zobaczysz… no… Wierzę, że będziesz wiedziała co jej powiedzieć Wendy.
-Tak.
Uważaj na siebie Aya-san.
-Nawzajem.
Wendy
pobiegła i szybko zniknęła z oczu Pani Cienia. I w tym momencie brunetkę ktoś
złapał za ramię. Aya automatycznie odwróciła się i podcięła tajemniczą osobą.
Jakże się zdziwiła, gdy zobaczyła Riddle. Blondynka pomasowała się po obolałych
miejscach i posłała przyjaciółce lekko zirytowane i zaniepokojone zarazem
spojrzenie.
-Wybacz.
Taki odruch. – wyszeptała Kuroi i podała niższej dłoń
-Nie
ma sprawy. – skorzystała z pomocy i spojrzała w ciemne oczy wyższej dziewczyny
– Jest źle. Porwali Lenę.
-Co?!
Jak to?! Kto?! Kiedy?! Przecież dopiero tu była! Chciała szukać ciebie! I
gdzieś ty się w ogóle podziewała? – Aya pierwszy raz od dawna spanikowała. Zbyt
wiele się na nią zwaliło jak na jeden dzień.
-Zaniepokoił
mnie pewna sprawa. Gdy wracałam, zobaczyłam jak ktoś niesie nieprzytomną Lenę.
Starałam się coś zrobić, ale udało mi się jedynie zranić jegomościa.
-Nawet
z twoją telekinezą i władzą nad metalem? – szok, niedowierzenie i poszukiwania
żartu wykwitły na twarzy granatowookiej
-Niestety.
Co gorsza… tym kimś okazał się ojciec Oriona. – wyszeptała Hagane i spuściła
głową
-Co?
– Aya pobladła – Chwila… Przecież… No i… On nie jest tak potężny. - wykrztusiła
-No
właśnie. A jednak nie byłam w stanie odbić Leny. Na dodatek, czułam od niego
ogromną potęgę. Jednak z całą pewnością nie należała do niego. To wyglądało
tak, jakby otrzymał od kogoś moc, czy coś. W każdym bądź razie musimy coś zrobić!
-Tak…
Musimy… Ale… Cholera! Nie na wiele się zdamy, nie wiedząc nawet gdzie szukać!
Jedyna możliwość to ten statek, ale wątpię by byli w aż tak oczywistym miejscu.
-Może
zatem właśnie dlatego tam są? – spytała Hagane, jakby samą siebie
-Najciemniej
pod latarnią? To ma senes. Cóż… i tak wybierałam się na ten statek.
-Mam
złe przeczucia co do tego wszystkiego. – burknęła niezadowolona Riddle
-Nie
ty jedna.
-A
gdzie młoda?
-W
sensie, że Mia? – potwierdzenie – Nieprzytomna. Zapadła w jakąś śpiączkę czy coś.
-Yy…
Ale wyjdzie z tego, co?
Aya
posłała jej jedynie łagodny uśmiech i zniknęła w cieniu, pozwalając by jej
magia przeniosła ją na „dach” statku. Miała nieodparte wrażenie, że tajemniczy
morderca, którego ona i Laxus ostatnio mieli nieprzyjemność poznać, ma z tym
jakiś związek. Tak samo oskarżenie Erzy. Tego wszystkiego było po prostu za
wiele. I z całą pewnością nie mogły to być same zbiegi okoliczności. To było
niemożliwe.
Stojąc
na latającej maszynie, spojrzała w dół, na miasto. Całość wyglądała naprawdę
źle. Z doły nie widać było, na jaką skalę były ataki i zniszczenia. Teraz to
wszystko stanęło przed nią, zamachało i pokazało się w pełnej krasie. Z każdego
miejsca w mieście unosił się dym, bądź pył. Wybrzeże i port wyglądały jak po
przejściu tornada. Ludzie biegali zrozpaczeni tam i z powrotem. Dzieci płakały,
a matki szukały swoich pociech i bliskich, z którymi rozdzieliły się w tym
chaosie. Tak nie powinno być. Co gorsza, cały ten obraz przypominał jej
„Tragedię Serca” sprzed lat. A to było bardzo, bardzo niepokojące.
***
Mam
nadzieję, że się wam podobało. Rozdział wyszedł nawet nieźle (moim zdaniem).
Tym razem liczę na trochę więcej komentarzy ;). Bądźcie hojni na święta co?
Paluszki was nie rozbolą od napisania kilku słów opinii.
A
skoro o świętach mowa… Wszystkiego najlepszego! Tydzień temu odkryłam, że
jeszcze pamiętam jak się gra na flecie prostym (w podstawówce się uczyłam i
wciąż pamiętam! Ludzie!) I czy tylko ja zamiast kolęd słucham obecnie innej
muzyki? Cóż… Nie wiem czy się śmiać, czy załamywać.
Mam
nadzieję, że świąteczny bonus wam się podoba. Jak już mówiłam przed rozdziałem,
staram się naskrobać jakiś noworoczny przerywnik, ale nic nie obiecuję. Wena
mnie trochę opuszcza, ale większym problemem jest moje zmęczenie. Zamiast w
święta odpoczywać, mam w cholerę roboty! No dobsz… Nie narzekam już.
Następny rozdział planowany
na: 11/25 stycznia 2014 roku. Pomyłki nie ma. Normalnie byłby 18-ego, ale wtedy
mam studniówkę, a na 11 nie wiem czy się wyrobię. Pozdrawiam serdecznie
wszystkich! Enjoy~!