sobota, 28 marca 2015

Rozdział 43


Zabijcie mnie. Kompletnie straciłam rachubę czasu. Ostatnimi czasy jedynie siedzę nad chemią i fizyką i chyba powoli wariuje. Przepraszam za to jednodniowe opóźnienie.
Bez zbędnego wstępu, bo tak naprawdę nikt i tak go nie czyta. Rozdział jest, pomimo sporych problemów ze sprzętem. I sporych wahań nastroju. Za wszelkie błędy, których nie zauważyłam, przepraszam. A teraz zapraszam was do czytania.

***

-Do… Rady? – wykrztusiła zdziwiona Riddle. Choć ciężko było stwierdzić co było bardziej zaskakujące. Zachowanie Luki, czy to, że to Kin był osobą, która o tym wiedziała.
-Tak, do Rady. – potwierdził spokojnie.
-To czemu nam tego wcześniej nie powiedziałeś co?! – wkurzyła się blondynka, natychmiast znajdując się obok Kina.
-Nie pytałaś.
-Przecież to było oczywiste! Rany człowieku! Ogarnijże się!
-Mistrzyni nie chciała żebyście zbyt wcześnie wiedzieli. Mogłoby wam coś głupiego wpaść do głowy.
-Słucham?! – Hagane wydawała się niedowierzać temu co słyszy – Czyś ty rozum postradał?
-Kin mówi prawdę. – zupełnie z nikąd pojawił się Orion, unoszący się jak zwykle w powietrzu. – Luka-sama nie chciała, żebyście się mieszali. Ale musiała komuś powiedzieć na wypadek gdyby Radzie się coś nie podobało. Uznała też, że jeśli sama do nich przyjdzie i obu stronom zaoszczędzi kłopotów, to będą robić mniej problemów. To tak w skrócie.
-To wcale nie było „w skrócie” Orion. – powiedział Kin, masując sobie kark. Odepchnął się od ściany i włożywszy ręce do kieszeni ruszył w stronę prowizorycznego wyjścia. – A tak nawiasem mówiąc, to poszła tam też po to, żeby wyjaśnić, że Fairy Tail nie miało żadnego wpływu, ani powiązania z Luc’em. – Po tych słowach zniknął im z oczu. Już od jakiegoś czasu można było odnieść wrażenie, że coś jest z nim nie tak. Nikt jednak nie powiedział tego wprost. Uznali, że to wszystko wina ostatniej potyczki oraz tych wszystkich wrażeń, które wliczały również powrót Rena z martwych.

A skoro o starszym Kuroi mowa… zniknął gdzieś po opowieści Ayi i śmiało można było przypuszczać, że szukał Neah. Ayi opadły ręce, ale wiedziała, że teraz nic nie zdziała. Jej brat potrafił być czasami nieludzko uparty.
-Nie wiedziałem, że twój brat należy do mściwych osób. – usłyszała w pewnym momencie za sobą, a po chwili właściciel głosu usiadł obok niej. Dreyar wpatrywał się w nią z zainteresowaniem. – Nie wygląda na takiego.
-Nie jest. Po prostu jest trochę nadopiekuńczy i uparty. – westchnęła,  popijając herbatę.
-Jeśli mam być szczery, to najwyraźniej nie tylko on. Czy u was to rodzinne? Jakiś gen upartości i nadopiekuńczości sobie przekazujecie? – blondyn uśmiechnął się lekko złośliwie, kiedy Aya trąciła go w ramię.
-Bardzo zabawne! Wcale nie jestem ani nadopiekuńcza, ani uparta! No… może tylko czasami.
-Ja nic takiego nie powiedziałem. Pamiętaj, że to twoje słowa. – odparł, nie przestając się uśmiechać.
-Próbujesz ze mną wygrać w grze słów? – Aya zmrużyła śmiesznie oczy.
-Czy to wyzwanie? – błysk w oczach obojga świadczył jasno, że nie skończy się to tak łatwo
-Wyzwanie? Gdzie tam! Z łatwością bym cię pokonała, gdybym tylko chciała. – zanuciła po nosem jakąś krótką melodię, starając się ukryć uśmiech.
-Ależ naturalnie. Nigdy w to nie wątpiłem. Nie dziwię się nadopiekuńczości Rena. Bardzo łatwo pakujesz się w kłopoty.
-Oh, a więc zadawanie się z tobą przyniesie mi kłopoty? – nie mogła już powstrzymać uśmiechu – Hmm… chyba się w takim razie skuszę.
-Znowu planujesz złamać jakieś zasady? Pan „kompleks siostry” nie będzie zadowolony. Co to tym razem będzie? Włamanie do siedziby Rady, czy wrobienie w coś mistrza? – Laxus uniósł śmiesznie brwi, na co Aya parsknęła.
-Bez obaw, pozostawię twojego dziadka w spokoju. Na razie… chociaż przyznam, że perspektywa wkręcenia go wygląda niezwykle obiecująco.
Laxus zaśmiał się wesoło.

-Zmieniła się. – usłyszał zza siebie głos Neah
-Kto? Masz na myśli Aye? – to właściwie było pytanie retoryczne. Ale i tak je zadał. Oboje wiedzieli, że mowa była o Kuroi. A mimo to usłyszał odpowiedź.
-Tak. – oboje przez chwilę milczeli obserwując jak brunetka siedzi z Laxusem, bawiąc się całkiem dobrze. Neah miał rację. Zmieniła się i dobrze o tym wiedział.
-Masz racje... Nie wiem przez kogo, ale odkąd jest w FT wydaje sie inna. Aż ciężko mi uwierzyć że w tak krótkim czasie ta gildia zdobyła jej zaufanie. Nawet opowiedziała im o sobie.
-Otwarła się na nich... Masz zamiar do niej w ogóle podejść? Czemu tutaj stoisz? Kin, po co to wszystko? Twoje zachowanie…
-Nie musisz na razie nic wiedzieć. Ona też. Niech cieszy się życiem. Jest jeszcze dzieckiem, a musiała zachowywać się jak dorosła. Teraz w końcu może odetchnąć prawdziwym powietrzem. Próbować życia…
-Ahh! Zakochałem sie w niej jeszcze bardziej! – jęknął Neah.
-A ty wciąż sobie nie odpuściłeś? Po tym wszystkim?
-Tobie to łatwo mówić! Masz z nią świetny kontakt i jesteś z nią blisko! Jestem zazdrosny…
-O co? Przecież ten "kontakt" o którym mówisz nie ma nic wspólnego ze związkiem chłopak-dziewczyna. Ona jest dla mnie jak młodsza siostra. Zresztą... Gdybym choćby spróbował, to Ren by mnie chyba zabił, wcześniej brutalnie torturując. I to nie tylko on...
-Ahh... No tak... Jeszcze jest przecież twoja dziewczyna...
-To nie jest moja dziewczyna! – syknął ciut za głośno. Rozglądnął się automatycznie czy przypadkiem nie zwrócił na siebie uwagi. Stanie w ukryciu niezbyt mu wychodziło. A przynajmniej odkąd pojawił się Neah. Na szczęście nikt go nie usłyszał przez ten chaos.
-Więc kim jest? – Neah zaśmiał się na zachowanie blondyna
-Znaczy... To jest skomplikowane. To dobra osoba. Ale to nieważne. I tak nic by z tego nie było...
-Naprawdę tak uważasz?
-Tak.
-A jak jej właściwie było? – Neah uśmiechnął się drwiąco – Pozwól, że będę zgadywać. Mata… Mera… Mely?
-Meryl. – Kin poprawił go automatycznie, po czym rzucił szybko – I nie, nie ona. Zresztą nieważne. Zamknij się. Powinieneś pamiętać imiona innych członków gildii, do której należysz.
-Racja, racja. Meryl. – Neah niezbyt przejął się słowami blondyna.
-Nie pasujemy do siebie. – powiedział Kin, po dłużej chwili ciszy.
-I to ci tylko przeszkadza? To do ciebie niepodobne.
-Naprawdę możesz tak mówić? Nic by z tego nie było, powtarzam ci. Wiesz kim jestem. Ta osoba nie jest jak ja. To nie jest życie dla mnie. 
Neah milczał. Bo co miał odpowiedzieć? Kin miał rację. Nie był człowiekiem, tylko smokiem. Dla smoka nie jest normalnie żyć z człowiekiem, kochać człowieka. Jego wzrok powędrował znowu do Ayi. Zastanawiał się czy zdawała sobie sprawę z tego, jakie myśli ma Kin. Ale nie wyglądało na to. Wciąż wesoło rozmawiała z Laxusem. Uśmiechała się – tak rzadka niegdyś u niej mina.
-Nie sądzisz, że zrobiłeś już wystarczająco? – Kin wyrwał go z rozmyślań – Jeśli naprawdę byś coś do niej czuł, chciałbyś jej szczęścia. A takie życie właśnie daje jej szczęście. Szczęście, którego ty jej nie dasz. Zostaw ją w spokoju.
-Dlaczego tak nagle się wtrącasz?
-Bo to nie ma sensu. A kiedyś w końcu musiałem.
-Dlaczego zatem teraz? Tak nagle? Kin, ja nie jestem ani ślepy, ani głupi. Dziwnie się zachowujesz. Wychodzisz. A potem podglądasz z ukrycia, starając się aby nikt cię nie zauważył. Co się dzieje?
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy Neah. I daj spokój Ayi. Ostrzegam cię ostatni raz. Teraz ma Rena, który już wie co się stało. Nie pozwoli ci znowu się mieszać. Będzie ją chronił.
-Mówisz to, tak jakbyś ty już nie miał zamiaru tego robić. Albo jakbyś sam siebie w czymś upewniał.
-Wiesz, że robisz się wkurzający? Mówimy o Ayi, nie o mnie. Zostaw ją w spokoju i żyj swoim życiem.
Po tych słowach zmierzył Neah wzrokiem i odszedł, nie czekając na jego odpowiedź.

-Właściwie to powinnam ci podziękować. Znowu. – powiedziała Aya, kiedy już opuścili budynek gildii i spacerowali z dala od zgiełku i hałasu.
-Znowu? Za co? – zdziwił się Dreyar, uważnie się jej przyglądając.
-Właściwe to za wszystko. Pewnie nawet nie jesteś świadomy, że przez ten krótki czas wielokrotnie mnie uratowałeś.
-Uratowałem? Ja ciebie? Nie wiem czy pamiętasz, ale to ty wyciągałaś mnie spod łap śmierci.
Aya zaśmiała się. Lekko, wesoło i ciepło. Tak, jak od dawna nie była w stanie. Pokręciła głową. Laxus popatrzył na nią w zdziwieniu. To był pierwszy raz, kiedy słyszał jak się tak śmiała.
-Nie. Mówię o czym innym. Zdecydowanie mnie uratowałeś. Ty i Mia.
Popatrzyła na niego, po czym wyprzedziła o kilka kroków. Zatrzymał się. Nawet nie zauważył kiedy weszli do lasu. Kuroi zatrzymała się również i odwróciwszy się, popatrzyła na niego w niezrozumieniu. A on przyglądał się z zaskoczeniem, jak popołudniowe promienie słońca przebijają się przez korony drzew i padają na granatowe włosy dziewczyny, które teraz wyglądały na bardziej niebieskie niż zwykle.
Uśmiechnął się. Patrzyła na niego z zainteresowaniem, które chwilę później przerodziło się zaskoczenie. Ale nie odsunęła się...

***

Zabijcie mnie. Wiem, że trochę mało. Ale czułam, że… pasuje tutaj przerwać. Strasznie mi to pasowało. Chociaż zastanawiam się, czy nie powinnam była dać tego jednak w następnym rozdziale. Mam nadzieję, że dobrze wyszło.
Przyznam się, że taką scenę, jak tą ostatnią, pisałam chyba po raz pierwszy. Więc wybaczcie, jeśli dziwnie wyszło.
(PS. Tam specjalnie jest niedopowiedzenie.)
Następny rozdział już niedługo. Nie wiem ile nam jeszcze zostało dokładnie, ale do 50 na pewno nie dobijemy.
Liczę, że mimo wszystko się podobało. Bo jak obiecałam było mniej smętnie i patetycznie niż ostatnio (choć nie pozbyłam się całkowicie tej atmosfery).
To tyle na dzisiaj. Dzięki i czekam na szczere opinie! A z racji, że było tak krótko, drobny bonus obrazkowy:








Do następnego rozdziału~! A niewiele ich już będzie.

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 42


Jest rozdział! Cieszycie się? I tak wiem, że nie, ale to taki szczegół. Ja się cieszę. Tak, to już 42-i rozdział. Gomen jeśli kogoś nie poinformuje, ale moje "mła" przeżywa depresje i nie ma siły informować. Zapraszam was do czytania, a za wszelkie błędy wielkie gomen.

***

Ku zaskoczeniu wielu osób, Serce Ciemności nie trwało długo w żałobie. Dość szybko pogodzili się z faktem śmierci Many i przeszli nad tym do porządku dziennego. Tak jak mówiła Luka, śmierć jest czymś naturalnym, a oni cieszyli się, że ich przyjaciółka jest w lepszym miejscu, z dala od krzywd świata.
Mimo wszystko było to jednak ciężkie do zaakceptowania. Szczególnie dla FairyTail, którzy wciąż nie pojmowali tego rozumowania. Oni zawsze cenili sobie przyjaźń i życie. To doczesne. Też stracili członków rodziny, chociaż nie każdy był ze nimi bardzo mocno zżyty. A Lisannę stracili po raz drugi. Kiedy Kin to usłyszał od którejś z wróżek… najzwyczajniej w świecie zdzielił tą osobę w głowę.
-My straciliśmy Rena aż trzy razy. Nawet sobie nie wyobrażacie jakie to uczucie. Przestańcie się nad sobą użalać, bo nikogo w ten sposób do życia nie wrócicie. Zajmijcie się żywimy, bo na to macie wpływ. Wasi bliscy zmarli na pewno nie chcieliby waszego smutku. Zasmucacie ich dusze i nie dajecie im spocząć w spokoju.
Po tej jakże poważnej i niezwykle niepodobnej do Kina wypowiedzi, wróżki poczuły się głupio. Ale słowa Złotego Smoka podziałały. Na pewno nie udało się usunąć w pełni smutku, ale Fairy Tail w końcu zebrało się w sobie i otrząsnęło.
Dość szybko udało się uprzątnąć miasto. Odbudowa na pewno miała zająć mnóstwo czasu, ale przynajmniej na ulicach nie było trupów, krwi czy dużych kawałków gruzu uniemożliwiających poruszanie się. Miasto odżyło i zabrało się do naprawy dość szybko i żywiołowo. Wszyscy ranni byli leczeni przez magów i zwykłych ludzi.

Zarówno Aya jak i Kin, Ren oraz pozostali członkowie Serca Ciemności, wiedzieli, że sprawa jednak nie ucichnie tak szybko.
To co zrobił Luc oraz motywy jakie nim kierowały… Wszystko to nie było takie jasne. Niewiadomo też było jak wiele było zbrodni, których dokonał, a o których nie wiedzieli. Co sprawiło, że w ogóle się tego wszystkiego dopuścił? Że posunął się do takich okrutnych rzeczy? I dlaczego wybrał Magnolię? Na te pytania, prawdziwej odpowiedzi mogła udzielić jedynie Luka, która jednak gdzieś zniknęła. Orion stwierdził, że nie ma się czym przejmować, ale chociaż większości wróżkom to wystarczyło… Cóż… Nie znali jej na tyle by w pełni jej zaufać. A to, że była siostrą maga-mordercy, nie pomagało. Naturalnie
Rada też zaczęła się tym interesować. Zostawili sobie sprawę Fairy Tail na później i postanowili przesłuchać Lukę, której położenie nie było znane.

-Myślę, że zasługujecie na wyjaśnienie paru rzeczy. – powiedziała w pewnym momencie Aya do stojącej za barem Miry. – Chciałabym wam opowiedzieć… historię Serca Ciemności. Czy możesz zebrać wszystkich?
Strauss wahała się tylko przez kilka sekund. Uśmiechnęła się i kiwnąwszy głową najpierw ruszyła do mistrza. Wróżki dość szybko się zebrały i o dziwo zachowały jako taki spokój. Ren usiadł obok siostry przy barze. Niewiele mógł zrobić, to była jej potyczka. Pozostawało mu jedynie być przy niej. W końcu Aya wzięła głęboki wdech i odstawiwszy pustą już szklankę, zwróciła się w kierunku reszty magów.
-Właściwie to sama nie wiem od czego zacząć. Przygotowywałam się do tej rozmowy już od dłuższego czasu, ale nieważne ile razy bym próbowała, nie jestem w stanie stwierdzić gdzie dokładnie jest początek.
Mia chciała coś zrobić, jakoś pocieszyć swoją sensei… powiedzieć, że nie musi im tego wszystkiego mówić. Ale wiedziała… czuła, że nie powinna się wtrącać. Bo Kuroi wyglądała jakby myślami i duszą nie była w tym samym miejscu co jej ciało. Lena z lekkim uśmiechem wzięła ją na ręce i bez słowa wpatrywała się w przyjaciółkę. Kin stał z tyłu, oparty o ścianę, zupełnie nie zwracając na siebie uwagi. Wiedział, że to co w najbliższym czasie powie Aya, będzie ciężkim przeżyciem. I to nie tylko dla niej.
-Kiedy miałam 7 lat straciłam rodziców. Ren miał wtedy skończył wtedy 13. Zostali zamordowani na naszych oczach. Od tamtej pory mieliśmy tylko siebie. Ren żeby jakoś nas utrzymać zdecydował się dołączyć do gildii, choć otrzymaliśmy pieniądze ze spadku. Magia nie była dla nas czymś nowym, więc dość łatwo znalazł i dołączył do Serca Ciemności. Równie szybko się tam odnalazł. Widywaliśmy się rzadko, ale mówił, że pracuje i przy okazji uczy się jak być kimś, kto może ochronić innych. Nigdy nie powiedział tego wprost, ale wiem, że świadomość iż nic nie mógł poradzić na śmierć rodziców… była czymś przytłaczającym. Wiem jednak, że głównym powodem jego dezycji o przyłączeniu było to, że chciał się właśnie nauczyć jak mnie chronić. Zawsze to wiedziałam. Mimo to, wszystko się układało. Mieliśmy tylko siebie. Ale dwa lata później… niecałe dwa lata… dowiedziałam się, że zaginął na misji. I chociaż ciała nie odnaleziono, to wszyscy uznali go za martwego. Ja też. Zamknęłam się na świat. Tydzień po tej informacji podjęłam decyzję o dołączeniu do Serca Ciemności. Ci ludzie stali się dla mnie rodziną i zastępowali mi brata oraz rodziców. – Aya przymknęła oczy. Widziała wszystko o czym po kolei mówiła. Wszystkie emocje do niej wracały, wszystkie uczucia z tamtych chwil. Ale wiedziała, że nie powinna teraz przerywać. Bo jeśli to zrobi, nigdy już nie będzie w stanie do tego wrócić. Im dłużej zbierała się w sobie, by ponownie zacząć opowiadać, tym trudniejsze to było. Z zaskoczeniem stwierdziła jednak, że nikt jej nie popędzał. Wszyscy byli cicho, trwając w oczekiwaniu. Nie wiedziała ile dokładnie czasu upłynęło, ale… na pewni znacznie mniej niż jej się wydawało. W takich chwilach… tak jej się zdarzało. Poczuła jak palce Rena splatają się z jej własnymi. Zaczerpnęła ponownie powietrza i wznowiła opowieść. – Mniej więcej też wtedy spotkałam Luc’a po praz pierwszy. Kin, który był już wtedy w gildii, zaopiekował się mną. Od razu wiedział kim jestem. Ren miał lekki kompleks młodszej siostry i podobno cały czas o mnie mówił. Ta świadomość bynajmniej mi nie pomagała. I choć sam zachowywał się jak dziecko i nie nadawał się na opiekuna, to jednak radził sobie lepiej niż ktokolwiek by przypuszczał. Chociaż faktem jest, że różnica wieku między nim, a Renem wynosiła 2 lata. Siedemnastolatek przeżywający śmierć najbliższego przyjaciela, zajmujący się jednocześnie jego dziewięcioletnią siostrą. Śmiechu warte, ale prawdziwe. Minął rok, w czasie którego zdarzyło się wiele rzeczy. Dobrych i złych. Przeżyłam tam wiele przygód. O jednych wolałabym zapomnieć, a inne wyryć głęboko w pamięci. Ale przez ten rok… wciąż nie mogłam pogodzić się ze śmiercią brata. – przerwała, kiedy poczuła jak Ren mocniej ścisnął jej dłoń. Nie dziwiła się mu. Nigdy nie słyszał o jej uczuciach i przeżyciach. Właściwie nigdy nie należała do ludzi otwarcie mówiących o swoich prawdziwych emocjach. Ale słuchanie o tym, co przeżywała kiedy nie było go przy niej… łamało mu serce. Nie powiedział jednak nic. Zacisnął jedynie zęby, rozluźniając jednak uścisk na dłoni siostry. Ale przed przeszłością nie dało się uciec. I oboje o tym wiedzieli. – Nie będę wam opowiadała o misjach, ludziach, o moich uczuciach czy motywach, bo to nie miejsce i nie pora na to. Zresztą nie mają one zbyt dużego znaczenia dla tej opowieści. Choć z całą pewnością wpłynęły na to co zrobiłam. Ale dojdziemy do tego. Kiedy byłam mniej więcej w wieku 11 lat nagle się okazało, że Ren przeżył. Z początku nie mogłam w to uwierzyć i myślałam, że umysł płata mi figle, albo robi to Nemuru. Jednak okazało się to prawdą. Ren żył i miał się dobrze. Wrócił z martwych. W jaki sposób to się stało… to zostawmy na razie. Wszystko powoli wracało na swoje miejsce. Życie toczyło się swoim rytmem. Powoli znowu zaczynałam się otwierać na świat. Mimo to bałam się, że to wszystko okaże się zaraz snem i mój brat jednak wciąż nie żyje. Miałam 13 lat, kiedy w końcu udało mi się zapomnieć o tych kilku latach żałoby i problemów. Wydawać by się mogło, że już nic nie będzie źle.
Mijał kolejny rok i wszystko się układało. Był to też pewien okres mojego życia, kiedy Neah i ja spotykaliśmy się. Jednak teraz wiem, że to co nas łączyło to była tylko forma przyjaźni. Ale wbrew pozorom tamten rok nie był najwspanialszym w moim życiu. Wręcz przeciwnie. Był najgorszym. Kilka miesięcy złudnego szczęścia i spokoju w gronie rodziny. Dość szybko zostały zniszczone, kiedy na jednej z misji… znowu go straciłam, bo poświęcił się dla mnie i reszty uczestników. Zmusił nasze ciała do ruchu i ucieczki. I zginął. Wkrótce potem miasto stanęło w ogniu. To była okropna misja. I nie tylko ze względu na stratę Rena, ale na to co się na niej działo. Ludzie leżeli martwi na ulicach, krew płynęła chodnikami… miasteczko nie było wielkie, a jednak spotkał je okrutny los. Teraz… teraz myślę, że wiem kto za tym stał. Luc od dawna robił rzeczy tak okropne, że nikt normalny nie mógłby ich sobie nawet wyobrazić. Jednak przez długi okres czasu robił to w taki sposób, że nikt by go o to nie posądził. Był doskonałym manipulatorem. Tamten dzień był jednocześnie dniem moich czternastych urodzin. To co tam się wtedy działo… było piekłem. Wielokrotnie większym niż to, które przeżyliście ostatnimi dniami. – jej głos drżał, ale mówiła dalej. Teraz absolutnie nie mogła przerwać. – Ale to jeszcze nie było wszystko. Tego samego roku… zaledwie kilka miesięcy później… chociaż właściwie nie jestem pewna, bo straciłam wtedy poczucie czasu… nasza gildia została zaatakowana. Nie wszyscy byli wtedy siedzibie, choć takich osób było jednak sporo. Serce Ciemności liczyło wtedy znacznie więcej osób, niż teraz. Ale większość… straciła tego dnia życie. Wracałam wtedy z misji, kiedy poczułam, że coś się dzieje w siedzibie. Kiedy tam dotarłam… dla wielu było już za późno. Martwi zamienili się w dziwne, tajemnicze kryształy. Wtedy jeszcze nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, że to Luc odpowiadał za ten atak. A kryształy stanowiły dla niego źródło mocy. To jednak już pewnie wiecie... Wszyscy pozostali przy życiu walczyli ze wszystkich sił, ale pułapka, w którą wpadli… atak z zaskoczenia… nie mieli na tyle sił by wygrać. Ten dzień nazywamy Tragedią Serca. Widok, który zastałam wyprowadził mnie z równowagi i straciłam nad sobą panowanie. Chciałam coś zrobić, pomóc mojej rodzinie, która tyle dla mnie zrobiła. Ale nawet ja nie byłam w stanie wszystkich ochronić. Nie do końca wiedziałam co się dzieje, ale przez przypadek… zamroziłam czas w gildii, wysyłając wszystkich do innego wymiaru. Na siedem lat. Cały budek gildii, razem z ludźmi znajdującymi się w nim, zniknął z powierzchni ziemi. Fala magii zmiotła wrogów co prawda, ale kiedy po tych siedmiu latach czar prysł… sami do końca nie wiemy dlaczego… zobaczyliśmy w pełni ogrom  strat. Odeszłam z gildii obwiniając się o to co się stało i z nikim się nie żegnając. To miała być moja krucjata. Gdybym tylko panowała nad swoimi emocjami… nad swoją mocą… nie tylko nie byłoby tylu ofiar, ale też uratowałabym wielu i nie zamroziła gildii na tyle lat. Obiecałam sobie, że już nigdy nie wstąpię do żadnej gildii. Luka zniknęła, a gildia zawiesiła działalność. Jakiś czas potem spotkałam Mię. I ku ironii losu, był to dokładnie dzień moich 16 urodzin. Dokładnie w rocznicę drugiej śmierci mojego brata. Innymi słowy oficjalnie minęło jakieś 9 lat od Tragedii Serca. I prawie 10 od śmierci Rena. Chociaż w rzeczywistości… te 7 lat dla części z nas zostało po prostu wycięte. – zamilkła. Nie bardzo wiedziała jak powinna tą historię skończyć, co jeszcze powiedzieć, co wyjaśnić. Fairy Tail czekało cierpliwie. Niczym na słowa „The End” na końcu filmu. Albo na „ciąg dalszy nastąpi”. Westchnęła. – myślę, że powinniście jeszcze wiedzieć o mnie jedną rzecz. A mianowicie moja magia. Owszem, używam dwóch rodzajów magii. Pierwszą jest „Magia Cienia”, którą już znacie. Drugą… „Magia Dwóch Biegunów”. Dzięki niej mogę używać dwóch zupełnie przeciwnych sobie natur jakimi są ogień i lód. W czasach kiedy należałam do Serca Ciemności, byłam wśród piątki osób, które uznawane były za najsilniejszych w gildii. Nosiłam wtedy przydomek „Shinigami”, czyli „Bóg Śmierci”. Było ku temu wielu powodów, które nie są jednak aż tak ważne. Może was to trochę dziwić, ale moje zdolności… aż dziwne, że nie zauważyłam wcześniej. Ale Luc miał rację. Wygląda na to, że kiedy „wróciliśmy”, podświadomie zapieczętowałam większą część mojej magii. Ze strachu… chyba. I to… by było chyba tyle jeśli chodzi o historię mojego życia. Pytania? – uśmiechnęła się smutno. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich to nie wróżki odezwały się pierwsze a Ren.
-Ja mam jedno. – jego mina była wyjątkowo poważna, zupełnie nie pasująca. – Skoro już wszystko wszystkim wyjaśniasz i jesteś taka otwarta. Wątpię żebyś potem kiedykolwiek udzieliła mi odpowiedzi. Dlaczego nie jesteś już z Neah.
Tego pytania się nie spodziewała. Szczególnie, że to było pytanie nie do końca na temat. Wróżki jednak też były ciekawe. Fakt, że coś tam usłyszały, ale… czy to było prawda? Też chcieli wiedzieć.
-Po tej misji, kiedy zginąłeś po raz drugi znowu zamknęłam się na ludzi. Neah… powiedzmy, że ze mną zerwał. W sumie to mu się nie dziwię. Nigdy nie byłam zbyt towarzyską osobą. A w tamtych czasach to już na pewno.
-Jakie tam „powiedzmy, że zerwał”! – Riddle musiała się wtrącić. Nie mogła już dłużej słuchać tego bredzenia. – Nie ma sensu tego dłużej ukrywać. Fairy Tail już wie, my też wiemy. Ren jest jedynym który nie wie, a powinien najbardziej z nas wszystkich znać prawdę. Neah cie zdradził i tyle. To jaka byłaś go nie usprawiedliwia. Mógł najpierw skończyć jedno, potem brać się za drugie. Może wtedy nie byłaś osobą ukazującą zbytnio uczucia, ale to się zmieniło. I chociaż nie dziwię mu się, że się stara, to jednocześnie wkurza mnie, że ten idiota łudzi się, że wszystko będzie tak jak kiedyś.  Nawet nie waż się mu wybaczać!
-Już dawno to zrobiłam. Co nie oznacza, że będzie z tego coś więcej niż przyjaźń.
-Kompletnie nie rozumiem twojego sposobu myślenia! – prychnęła Riddle, po czym dodała burkliwie – Ale niech ci będzie.
Aya uśmiechnęła się. Ale ten uśmiech był zmęczony. Potrzebowała odpoczynku, a nie drążenia tematów, które nie są już ważne. Spojrzała na brata, a on… wydawał się być w szoku. Miała przeczucie, że to się może źle skończyć dla Neah. Widziała jak Ren zaciska luźno druga dłoń na swoim kolanie tak mocno, że kostki mu pobielały.
-Jak… Ren zmusił was TEGO dnia do ucieczki? – pytanie do padło ze strony Erzy. Ale nie było to ważne. Ktokolwiek by to nie był, Aya obiecała sobie, że odpowie na każde ich pytanie.
-Ren jest „magiem krwi”. Jego zdolnością jest manipulacja krwią. Również tą w ciele kogoś innego. Może w ten sposób zmusić ciało do zrobienia czegoś.
-Czy tak właśnie zrobił z Maxem?
-Tak. Właśnie na tym to polegało. – zapadła chwila ciszy, której nikt nie ośmielił się przerwać. W końcu Aya ponownie zdecydowała się odezwać. – Chciałabym wam również opowiedzieć o Luc’u jednakże niewiele mi wiadomo w tej sprawie. To co wiem na jego temat, sami już wiecie. Po więcej można się jedynie udać do Luki, jednak wątpię by udzieliła wam odpowiedzi.
-A skoro o niej mowa to zastanawiam się gdzie jest. – mruknęła pod nosem Riddle, jednak faktycznie była to dość intrygująca sprawa. A odpowiedzi na to pytanie udzieliła osoba, po której najmniej się tego spodziewali.
-Poszła do Rady wyjaśnić sprawę Luc’a. – odezwał się Kin, wciąż oparty o ścianę. Wszyscy obrócili gwałtownie głowy w jego stronę, a wróżki, które były do niego ustawione tyłem, o mało sobie przy tym karku nie skręciły.

***

Yay. Rozdział skończyłam w jeden dzień. No… prawie… Trochę się rozpisałam, ale pisało mi się w sumie… nawet łatwo. Chociaż komputer starał się mi w tym przeszkodzić, bo klawisz od klawiatury jakoś tak… odpadł. I teraz jestem wściekła.
W każdym bądź razie mam nadzieję, że się podobało. W następnym rozdziale nie będzie już tak smutno i patetycznie. A przynajmniej planuje, że będzie choć trochę bardziej wesoło.
Będę wdzięczna za szczere opinie i komentarze. Paluszki was nie rozbolą jak napiszecie parę zdań. Zauważcie, że ja pisałam pomimo nie działającej klawiatury! I jakoś żyję. Cóż… do następnego rozdziału!