Happy New Year!
Ta-dam!
Rozdział jest szybciej napisany, niż się spodziewałam! Nowy rok się zaczął, więc i pojawia się nowy rozdział. Planowałam dodać go wczoraj, ale uznałam, że i tak mało kto wtedy na kompa wchodzi. E… może nie będę na
razie przedłużać. Wszystko, co mam dzisiaj do powiedzenia, jest napisane na
dole.
Zapraszam
do czytania!
***
Jak
wiele można w życiu zmienić? Jak wiele można wytrwać? Ile wytrzymać? Ludzie
mawiają, że los nie rzuca nam pod nogi przeszkód, których nie możemy pokonać.
Niektórzy jednak uważają, że czasami może się wydawać inaczej. Ale prawda jest
taka, że rzeczywiście los wie co, kiedy i komu podsuwa pod nogi. Ponieważ są
dwie opcje: albo przeszkodę pokonasz, albo to nie jest twój problem.
A
to, że przejmujemy się nawet nie swoimi problemami to już inna sprawa. Ale Kin
od dawna przestrzegał takiej zasady. Albo pokonasz przeszkodę, albo nie jest to
twoją rolą. Przez wiele lat żył tą ideą. Ktoś mógłby powiedzieć, że nawet
niszczył życia. Ludziom i niekoniecznie ludziom…
Kin
no Ryuuji, czyli Złoty Smok. Wiele rzeczy złożyło się na jego charakter, myślenie
i pogląd na świat. Ale nie narzekał, bo to mu odpowiadało.
I
wtedy pojawił się Ren Kuroi, który przewrócił całe jego dotychczasowe życie do
góry nogami. Najpierw namieszał swoją gadką, której Kin nawet nie słuchał
uważnie. Ba! Nawet nie zwracał na niego uwagi! Potem Ren oczywiście musiał
pomieszać Kinowi plany, zniweczyć mu robotę i zepsuć zabawę. Co z tego, że była
nielegalna? To było jego życie i miał do niej prawo. A przynajmniej tak Kin
uważał. Ale Ren nie potrafił zrozumieć aluzji i odczepić się. Był irytująco
uparty, wkurzający i według Kina, obrzydliwie miły i uczciwy. Złoty Smok nie
wiedział jednak wtedy wszystkiego o brunecie. Jednak szybko spora część do
niego dotarła, kiedy to Ren go pokonał. Potem stanął nad nim, z lekkim i może
nawet zakłopotanym uśmiechem, tylko po to by przeprosić, że go trochę poniosło.
Kin
miał ochotę wtedy wyć z wściekłości oraz irytacji i jednocześnie zapaść się pod
ziemię. Był smokiem. Przegrał z człowiekiem. Marnym, słabym, wątłym, miłym,
uczciwym i pewnie jeszcze dzieckiem. Był tak pogrążony w swoim wewnętrznym
konflikcie, że nawet nie oponował, kiedy brunet zabrał go do swojej gildii żeby
opatrzyć rany. Kin z zaskoczeniem stwierdził, że Ren najpierw opatrzył JEGO, a
dopiero późnie zajął się sobą.
Wtedy
Ren przedstawił go paru osobom z gildii i ktoś zaproponował żeby z nimi został.
A Kin nie bardzo miał gdzie iść. Zawsze łaził tam, gdzie miał ochotę, więc było
mu to obojętne, ale… cóż… przegrał z Renem, który darował mu życie. Więc według
zasad których blondyn się trzymał, jego życie należało do Kuroi. Można by rzec,
że w pewien sposób należał do Rena, bądź podlegał jego woli. Chociaż ten uważał
inaczej. Wręcz się przestraszył, kiedy Kin pewnego dnia, przedstawił mu swoje
„zdanie”. Wtedy, po dłuższej chwili zastanowienia, Ren powiedział do niego nad
wyraz poważnym głosem:
-Skoro
ja mam decydować o twoim życiu, a ty posłuchasz mojego rozkazu, to niech tak
będzie. Masz żyć. Żyć swoim życiem i nie ryzykować, jeśli nie ma takiej
potrzeby. Takie jest moje życzenie.
A
Kin był zbyt zaskoczony, żeby cokolwiek powiedzieć. Odruchowo chyba tylko
kiwnął głową, a odwrotu już nie było. Ren uśmiechnął się wtedy nagle szeroko i
wyglądał głupio, a cała powaga uleciała.
To
było ich pierwsze spotkanie. Ich początek. I Kin nigdy by nie przypuszczał, że
kiedykolwiek będzie się tak czuł, będzie tak żył i że cokolwiek będzie
wyglądało choć minimalnie podobnie do obecnej chwili. Ren, który przewrócił
jego życie do góry nogami. Ren, którego stracili 3 razy. Teraz żył i siedział
naprzeciw niego przy stole, rozmawiając wesoło z Revisem. Miał wrażenie, że
wszystko zaczęło się układać. Powoli, powolutku. A przynajmniej dla Rena i dla
Ayi. Tak. On nie mógł żyć spokojnie wśród ludzi. Już nie. Wiele się zmieniło.
Ale był szczęśliwy widząc, że Kuroi są szczęśliwi. Że żyją, mają przyjaciół i
siebie. Że każdemu z nich układa się życie.
Z niedowierzaniem wspominał co prawda chwile po bitwie, jakby wydawały mu się
trochę oderwane od rzeczywistości. Albo jakby miały miejsce nie kilkanaście
godzin temu, a kilkanaście lat. A mimo to obraz był bardzo wyraźny. Kiedy
zamykał oczy na powiekach widział te wszystkie sceny. Widział pojawienie się
Rena, który jak zawsze go drażnił. Widział szczęśliwą Ayę, zaskoczone wróżki,
króciutką opowieść Revisa, który streścił łaskawie Fairy Tail relacje między
rodzeństwem. Ale nie powiedział nazbyt wiele. Są bowiem rzeczy, o których tylko
niektórzy powinni mówić. A jeśli wróżki chciałyby się dowiedzieć czegokolwiek
więcej dowiedzieć o Ayi i Renie, mogli to uzyskać jedynie od tej właśnie
dwójki. Cóż… były tego plusy i minusy. Wróżki chciały wiedzieć, były uparte i
wkurzające. A oni byli po bitwie, zmęczeni i wiele przeszli. Na pewno chcieliby
się sobą nacieszyć i porozmawiać. Ale nic nigdy nie idzie po naszej myśli, bo
los lubi być przekorny. I to nie tylko w takiej sytuacji. Już wcześniej wszyscy
się o tym przekonali.
Ale
Kin widział, że Kuroi najchętniej schowaliby się gdzieś przez tydzień i nigdzie
stamtąd nie wychodzili. Ren był zupełnie miły. Dla wszystkich. Uśmiechał się
lekko, niewiele mówił. To nie był ten obecny Ren. Kiedyś owszem Kin uważał go
za naiwnego i niewinnego dzieciaka. Później się okazało, że Ren nie był wcale
taki ułożony i niewinny. Ale nie tylko Ren wpłynął na Kina. Blondyn również
wpłynął na Kuroi. Przebywanie razem sprawiło, że brunet stał się bardziej…
podstępny. Tak, to dobre słowo. Potrafił być czarujący i uprzejmy, ale za tym
krył się często podstęp. A wszystko przez Kina. Ren stał się bardziej
lekkomyślny, chociaż według Kina zawsze taki był. Stał się też bardziej
cyniczny i czasami trochę złośliwy. Nie bardzo, ale jednak. I głupkowaty. Można
by rzec, że po prostu zmieszali ze sobą swoje charaktery.
Ale
nie tylko u Rena było widać nienaturalne zachowanie. Aya również, wyglądała
inaczej. Kin odniósł wrażenie, że patrzy na małą dziewczynkę. Nie na Ayę sprzed
lat, którą znał, ale na tą Ayę, zanim przyszła do Serca. Zanim jej brat zmarł.
Nie, nie chodzi o to, że była rozchichotana (choć Kin nigdy nie wiedział jaka
była Aya, jak małe dziecko, chyba że z przekoloryzowanych opowieści jej brata),
tylko siedziała lekko skulona i spięta niczym nieśmiała dziewczynka w miejscu
pełnym obcych, dorosłych ludzi. Choć i to określenie nie oddawało idealnie tego
co widział Kin. Nie potrafił tego od tak określić. Po prostu… wiedział. Nie
była sobą.
Zresztą
oni wszyscy byli zmęczeni. Kin się dziwił, jakim cudem wróżki mają jeszcze tyle
siły na te pytania. On sam miał ochotę paść natychmiast na twarz i zasnąć. Z
drugiej jednak strony bał się, że jak się obudzi, znajdzie się w rzeczywistości
i okaże się że to wszystko to był tylko słodki, złudny sen. Chciałby się
nacieszyć tą chwilą tak długo, jak tylko się da. Spędzić jak najwięcej czasu,
bez ciężaru śmierci bliskiej osoby. Fakt, parę osób zmarło, ale to nie były
osoby, na których aż tak by mu zależało. Jego „rodzina” była dla niego znacznie
ważniejsza.
W
pewnym momencie Ren pochylił się w jego stronę i puknął go w czoło. Kin aż
odskoczył. Nawet tego nie zauważył. Brunet wstał, ciągnąc za sobą Ayę i obszedł
stół. Tylko po to by złapać go za łokieć i również pociągnąć za sobą. Po co i
gdzie? Dopiero po chwili Kin zobaczył, że do jakiegoś ocalałego pomieszczenia z
łóżkami. I wtedy zarejestrował, że Renowi chwilę wcześniej udało się zbyć
zaintrygowane wróżki. Wolał nawet nie wiedzieć jak. Był zbyt zmęczony, żeby w
ogóle zrozumieć co się do niego powie. Mimo, że Ren był młodszy, to czasami
okazywał się znacznie bardziej odpowiedzialny od starszych od niego osób. W tym
też od Kina.
-Obiecałem
im, że jutro wyjaśnimy im parę spraw. – rzucił lekko Ren, starając się aby jego
głos był cichy – Odpocznijcie teraz.
-A
ty nie odpoczniesz? – spytał Kin
-Już
się należałem.
-Doprawdy?
I myślisz, że uwierzę że te paręnaście godzin walki o twoje życie, sprawiło że
w stu procentach odzyskałeś siły? Myślałem, że masz o mnie trochę wyższe
mniemanie. – Kin był zmęczony, głodny i niewyspany. A do tego cały obolały. Nie
było opcji, żeby jeszcze zachował spokój, kiedy ten
przedkładający-cudze-życie-nad-swoje osobnik tak go irytuje swoją głupotą –
Kładź się. Ani ja, ani Aya nie jesteśmy ślepi. Przypuszczam, że jesteś w
jeszcze gorszym stanie niż poszatkowana kapusta.
-Nawet
w takiej chwili, twój beznadziejny dowcip musi dawać o sobie znać? – Ren
uśmiechnął się lekko. Brakowało mu tych słownych przepychanek – W takim razie
posuń się.
-Ale
w sensie, że co? – Kin nie zrozumiał. Albo jego mózg był zbyt zmęczony, albo…
nawet na „albowanie” nie miał siły.
-No
przesuń się. Łóżka są tylko dwa, a wolę was pilnować.
-Nie
ogarniam twojego toku myślenia, ale czemu nie pójdziesz do siostry? – Kin
machnął ręką w stronę Ayi, która właśnie ułożyła się wygodnie. Ren zrobił
zbolałą minę, zranionego dziecka.
-Bo
ona mnie nie chce. Od kiedy spaliśmy razem w dzieciństwie.
-To
dlatego, że zawsze mnie przyduszałeś. – mruknęła dziewczyna cichym, zmęczonym
głosem.
-Ale
to z miłości! – zawołał Ren
-No
właśnie. I to jest twój problem. – odparła i odwróciła się do nich plecami. Kin
zauważył jednak, że uśmiechnęła się lekko. Musiało jej naprawdę brakować tego
wszystkiego.
-Kiedy
to nie moja wina, że tak kocham moją małą siostrzyczkę i się o nią martwię! –
mruczał pod nosem Ren, nie adresując jednak swojej obronnej wypowiedzi do
nikogo. Wcisnął się tylko Kinowi pod kołdrę i ułożył usta w podkowę.
-Lepiej
żebyś nie próbował mnie podduszać. – ostrzegł Kin, patrząc uważnie na
przyjaciela z dziwną miną.
-Nie
jesteś moją słodką siostrzyczką, więc się nie martw.
-Dlatego
mam nadzieję, że nie zaczniesz nagle we śnie myśleć inaczej. – odburknął Kin i
odsunął się jak najbardziej – Spróbujesz tylko odcinać mi dopływ tlenu, a cię
zjem.
-To
trochę nietypowa groźba jak na ciebie. – Ren popatrzyła na niego z ukosa
przechylając dziwnie głowę.
-Nietypowe
jest też spanie z innym facetem w jednym łóżku. I mówienie o miłości i
przyduszaniu. – odpowiedział urażony Kin. Burknął coś jeszcze pod nosem i
opatulił się kołdrą, spoglądając dziwnie na Rena.
I
na tym się cierpliwość Ayi skończyła. Parsknęła śmiechem i złapała się za
brzuch, trzęsąc się. Z nimi nie dało się normalnie funkcjonować i nie
zwariować. Ich rozmowa po prostu ją powaliła. Z nimi nie da się być poważnym.
Nawet w dzień bitwy. (a może już dzień po)
To
był najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Co z tego, że o mało nie zginęła? Co z
tego, że zmarło tyle osób? Co z tego, że miasto wyglądało jak ruina? Odzyskała
brata! Ren żyje! Jest tuż obok i wygłupia się razem z Kinem! I to było
najważniejsze!
***
Emm…
Tak… Wiem, że rozdział jest raczej krótki… ale to dlatego, że było dużo
ciągłego tekstu, a mało dialogów! O! No i… po prostu musiałam skończyć w tym
momencie – wydawał się idealny!
Cóż…
mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Nie wiem jak wy, ale ja po prostu uwielbiam
Rena (chyba to mnie i Ayę łączy)
Podziękowania
za rozdział i wenę na niego dla Fadziulki. W sumie to parę rzeczy
sprawiło, że to napisałam wciągu… e… praktycznie jednego dnia. Raz: piosenka,
którą mi wysłałaś (mimo, że na początku jakoś tak wydawała mi się zwyczajna i nie
w moim typie, tak pisało mi się przy niej świetnie). Dwa: Tak… myślę że trochę
robię TO specjalnie i ty chyba wiesz o co chodzi. TE fragmenty są całkowicie
dedykowane dla ciebie! Trzy: wiele, wiele innych powodów, na które brakłoby tu
miejsca, gdybym chciała je wypisywać!
E…
Czy tylko mi się zdaję, że piszę teraz jakbym była nad wyraz szczęśliwa?
Mniejsza o to!
Szykujcie
się! Koniec już blisko! Chociaż to może nie dla wszystkich dobra wiadomość… A
może jednak dobra?
W
każdym bądź razie nie przedłużam i życzę wam wszystkich miłego dnia! Do
następnego!
Bye~!
Od czego zacząć? Hm… „Ludzie mawiają, że los nie rzuca nam pod nogi przeszkód, których nie możemy pokonać" Ładne zdanie, podoba mi się."I wtedy pojawił się Ren Kuroi, który przewrócił całe jego dotychczasowe życie do góry nogami" - jak przeczytałam to zdanie zaczęłam się szczerzyć jak głupia! Oh, jakie to słodkie! Albo może nie przewrócił jego życie do góry nogami tylko "zawrócił mu w głowie"? Heheheh ^^ I wszystkie te niemiłe epitety którymi Kin określa Rena... oni są dla siebie stworzeni! ^^ Najpierw opatrzył JEGO... awww! Czy mówiłam że oni są dla siebie stworzeni? ^^ "Można by rzec, że w pewien sposób należał do Rena" - no kurde no! Przyznaj sie że robisz to specjalnie! Robisz to specjalnie mi na złość! Aww...! "-Skoro ja mam decydować o twoim życiu, a ty posłuchasz mojego rozkazu, to niech tak będzie. Masz żyć. Żyć swoim życiem i nie ryzykować, jeśli nie ma takiej potrzeby. Takie jest moje życzenie." No nie wytrzymam no! Ren jest taki uroczy, kochany i miły i...i...i... aww! Kin i Ren są słodcy! Aya i Ren... dobrze że Ren żyje. To bardzo dobrze dla Ayi ( i dla Kina też ^^) Jak sobie wyobrażam takiego super miłego Rena uśmiechającego się do wszystkich - awww! Uwielbiam go! Jest taki słodki i uroczy! No Kocham go no! Chociaż nie... Rena uwielbiam. To Kina kocham! *.* Wpłynęli na siebie - gihihih! "On sam miał ochotę paść natychmiast na twarz i zasnąć." Właśnie sobie wyobraziłam jak uderza głową o blat i po chwili słychać tylko jego chrapanie ^^
OdpowiedzUsuń„Przypuszczam, że jesteś w jeszcze gorszym stanie niż poszatkowana kapusta." ryknęłam śmiechem! Proszę cię! Jakie ty tu porównania wstrzelasz! Umieram! Chwila... Matko moja wyobraźnia mnie dobija! Właśnie sobie wyobraziłam Rena z kapustą zamiast głowy którą ktoś kroi mieczem. Wyobraźnio, why!? "
„Kiedy to nie moja wina, że tak kocham moją małą siostrzyczkę i się o nią martwię!" - Awwwwwwwwwwww! Jejku jakie to kochane! Ren! Jesteś takim kochanym słodkim starszym bratem! Przytul mnie! „Wcisnął się tylko Kinowi pod kołdrę" - No kurde no! Serio!? Robisz to specjalnie! Gihihhi! Nie wytrzymam zaraz! "-Nietypowe jest też spanie z innym facetem w jednym łóżku mówienie o miłości i przyduszaniu." - Czy aby na pewno Kin? Czy aby na pewno? *Znacząca mina i uniesiona jedna brew* Buhahahah! Nie wytrzymam zaraz! " Ich rozmowa po prostu ją powaliła." - Nie tylko ciebie Aya, nie tylko ciebie
Ah...! Jak miło że ci wenę przysporzyłam Chwila... która piosenka? O.o Dalej nie wiem która… -_- "Tak… myślę że trochę robię TO specjalnie i ty chyba wiesz o co chodzi. TE fragmenty są całkowicie dedykowane dla ciebie!" - Wiedziałam! Wiedziałam ze robiłaś to specjalnie! Ty podstępna...!
Witam,
OdpowiedzUsuńRen żyje z czego bardzo się cieszę, a te rozmowy Kina i Rena boskie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia