niedziela, 20 lipca 2014

Bonus z okazji 11 000 wyświetleń!

Jak w tytule: Bonus z okazji 11 000 wyświetleń! Dziękuję, że wciąż jesteście ze mną! I choć smutno mi troszkę, że tak mało komentarzy jest pod notkami (i nie wiem z jakiego powodu), to nie zamierzam przestać pisać. Dokończę tą historię - tego możecie być pewni. Już wszystko zaplanowane (no większość). Pozostaje tylko zrobić z tego planu rozdziały.
Co do tego posta... jest to bonus, który nie ma nic wspólnego z fabułą. Taki one-shot można by rzec. A zatem zapraszam do czytania i mam nadzieję, że się wam spodoba!

***

Tego dnia było wyjątkowo spokojnie. Natsu nie kłócił się z Greyem, Gajeel nie śpiewał, nikt się nie bił i nawet Erza nie posyłała morderczych spojrzeń w kierunku innych. Właściwie to nie miała nawet powodu, ale przeważnie akurat to nigdy jej nie przeszkadzało w owej czynności. W końcu zawsze można znaleźć coś, do czego można by się przyczepić. A przynajmniej według Erzy. Choć raczej powinno się powiedzieć według innych magów, sądzących, że tak właśnie myśli Scarlett. Zagmatwane, ale cóż poradzić? To Fairy Tail!
Jakiż był powód tej oto cudownej atmosfery? Oh! Powód jest jakże prosty i błahy. Otóż tego dnia wnuk mistrza – Laxus Dreyar – obchodził swoje urodziny. Czemu zatem Fairy Tail nie plątało się właśnie w balonach i innych ozdobach? Otóż gdy tylko informacja o „święcie” wypłynęła wróżki planowały urządzić ową imprezę, jednak sam solenizant skutecznie wybił im to z głowy. W dość ciekawy i niezwykle skuteczny sposób…
Nie mniej jednak magowie postanowili uczcić ten dzień w jakiś sposób. A skoro imprezy nie mogło być, to postanowili zachowywać się… no… inaczej. I tak oto zagadka została rozwikłana!
Ta… Dobrze by było. W momencie gdy solenizant cieszył się tym spokojnym dniem, do budynku gildii wparował nieproszony gość. A raczej kilka nieproszonych gości. W tej grupce znajdował się jakiś staruszek z brodą, na którego widok Makarov zaczął machać ręką oraz 3 młodzieńców. W tym tylko jeden wyglądający w miarę normalnie. Pozostali mieli w rękach aparat bądź notatnik.
-To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. – mruknął młody Dreyar, patrząc krzywo na zaburzających jego spokój gości. Przez pewien czas miał nadzieję, że jednak uda mu się mieć choć chwilę spokoju, a teraz… najchętniej wybył na jakąkolwiek misję. Byle z dala od tej… dziczy, która zaczęła się coraz bardziej rozszerzać.
-Laxus! – zawołał wesoło staruszek Makarov – Poznaj proszę Diexa Vallou. Jest moim dobrym przyjacielem.
-I redaktorem tygodnika „Prawda”. – wtrącił się z błyskiem w oku staruszek z brodą, a dwójka dziwaków zaczęła coś skrzętnie notować.
-Tak. To też. Jest też byłym członkiem gildii magicznej. – wyjaśnił mistrz, a Laxus kiwnął niechętnie głową.
-Ah! Emerytura! Nawet magów kiedyś dopada! Na szczęście mam teraz nowe zajęcie.
-Panie Diex. – odezwał się cicho ten jedyny w miarę normalny osobnik z tej grupy cudaków – Jeśli już nie jestem potrzebny to…
-Ależ jesteś! – zawołał Vallou – Ale o tym później. To jak? Czy moi chłopcy mogą się tu troszkę rozglądnąć? – spytał uprzejmie, a Laxus w duchu liczył, że na jego dziadka spadnie teraz jakiś przedmiot, rzucony chociażby przez Natsu (pierwszy raz na niego liczył), który uniemożliwi padnięcie odpowiedzi twierdzącej. Niestety Natsu, jak to Natsu… nigdy nie robi tego, czego się od niego oczekuje. A szkoda… Chociaż raz by się przydał.
-Ależ naturalnie! A my za ten czas powspominamy stare czasy! Cieszę się, że mnie odwiedziłeś. To w twoim stylu robić takie niespodziewane odwiedziny.
-Tak, tak. A powiedz… - reszta rozmowy zginęła w szumie jaki powstał gdy dwójka pseudo-reporterów postanowiła się trochę „rozglądnąć’.
Nikt jednak nie przypuszczał, że już następnego dnia będzie im dane oglądać efekty tego dziwnego widowiska. A o przekazie i sensie już lepiej nie wspominać. Tego się z całą pewnością nie spodziewali. A tym bardziej wywiadu, którego nikt z Fairy Tail nie udzielił. Co było pewne zważywszy na pilnujące wszystkiego, czujne oko Erzy, która za punkt honoru wzięła sobie, by owo święto, choć trochę odbiegało od zwyczajnych dni w gildii.
Jak zatem brzmiało to komiczne przedstawienie?
W tym numerze przedstawimy wam wszystkim życie jednej z najsławniejszych gildii we Fiore – Fairy Tail. Jeden z naszych redaktorów odwiedził niedawno ich posiadłość i kilkoro osób zgodziło się udzielić mu odpowiedzi na pytania, które z całą pewnością nurtują wielu z nas.
W sekrecie redaktor ten powiedział nam również, że nie wszyscy byli zachwyceni tym pomysłem. Dlatego też w obawie o swoje zdrowie i bezpieczeństwo poprosił nas, byśmy nie ujawniali jego pełnego imienia i nazwiska. Mimo wszystko Fairy Tail są najbardziej nieprzewidywalną gildią wszechczasów.
Re: Czy gdy dowiedziałaś się o pokrewieństwie mistrza gildii oraz jego wnuka z mistrzem jednej z mrocznych gildii, nie próbowałaś odejść? – spytał jednej z kobiet nasz redaktor
W: Oh… przeszło mi coś takiego przez głowę, ale ostatecznie wynikły by z tego same problemy. [chodzi o to, że nie chciała narażać FT, a problemy czyli że szukali by jej i mogliby stać się celem czy coś]
Re: To znaczy? Czy czegoś się obawiasz?
W: W Fairy Tail? Tu się nawet krzesła powinieneś bać! Nigdy nie wiadomo kiedy ci takie na głowie wyląduje. [czysta prawda]
Zaskakujące? Osobiście uważamy, że akurat tego można się było spodziewać. Chwilę później nasz posłaniec dotarł do kolejnych smakowitych kąsków.
Re: Krąży plotka, że podobno chciałbyś sklonować kogoś. Czy to prawda?
M: Nie wiem skąd to wiesz, ale przestań drążyć. – ta odpowiedź, wysycona jadem i irytacją mówi sama za siebie. Gdy spytaliśmy i to klonowanie, osobnik ten zmienił swoje dotychczasowe nastawienie. Myślę, że więcej dopowiadać nie trzeba.
Ale to nie wszystko! Jest to dopiero wierzchołek góry lodowej, jaką są tajemnice Fairy Tail oraz życie jej członków.
Re: Jaka była twoja najdziwniejsza fantazja? – spytałem w pewnym momencie jednego z mężczyzn
M: Zjeść cały dom zbudowany z mięsa! – odparł i zabrał się za konsumpcję swojego posiłku składającego się z steku, ryby, kurczaka i… znowu steku.
Re: To by było raczej niezdrowe. Jaka jest największa ilość jedzenia jaką zjadłeś na raz?
M: E… A myśmy, że liczyłem? Przy takiej ilości kurczaków i soczystej wołowinki można się zgubić!
Re: Czy nie myślałeś kiedyś o tym, by przejść na wegetarianizm?
M: Żartujesz?! Prędzej smoczy zabójcy przestaną mieć chorobę lokomocyjną! Mięso to moje życie!
Tak… myślę, że wszyscy się zgodzimy, że to nie była zbyt normalna i zdrowa reakcja. Nasz redaktor, choć starał się zachować obiektywizm, w sekrecie zdradził nam, że pomyślał wówczas podobnie. A chwilę później, gdy oberwał surowym kawałkiem mięsa, był już pewien.
„Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to zmasowany atak mięsny na wszystkich fanów warzyw. Wiem, śmieszne… ale po tej gildii można się wszystkiego spodziewać. Nawet tego, że w najbliższym czasie zrobią broń masowej zgłady napędzaną mięsem.” – mówił nasz informator.
Re: Wyobraź sobie swój nagrobek. Co byłoby na nim napisane?
W: „Zabiorę ze sobą wszystkich naszych wrogów, choćbym miała powstać z martwych.” – coraz bardziej pogrążałem się w świadomości, że znajduję się w niebezpiecznym dla mnie miejscu.
Re: Wyobraź sobie, że widzisz swoje życie za pięć lat. Co widzisz?
W: Co to za głupie pytanie?
Re: Standardowe. Co ci szkodzi odpowiedzieć?
W: Dobra, już dobra. Co widzę? Erzę, która związuje Natsu i Greya. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić nic innego. – po tym wyznaniu przez chwile zastanawiałem się, czy aby dobrze usłyszałem, ale nic nie zapowiadało tego, by było inaczej.
Re: W jakiej temperaturze się najlepiej czujesz?
M: W każdej! Nie straszne mi zimno, ani ogień!
Re: Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w swoim życiu, co by to było?
W: Nie dopuszczenie by… - zapadła chwila dziwnego milczenia, aż w końcu stało się coś dziwnego – Erza! O! Pan ma do ciebie jakieś pytanie! – i zniknął. Gdy zadałem to samo pytanie pannie Scarlett, odpowiedziała, że choć żałuje niektórych rzeczy, to niczego by nie zmieniła, bo dzięki temu, może być tam gdzie jest i z tymi ludźmi. Jakże mądre słowa! Szkoda tylko, że przy ich wypowiadaniu przyduszała jednego ze swoich towarzyszów.
I tym oto wspaniałym akcentem zakończymy nasz artykuł. A wszelkie podane tu informacje pozostawiamy waszemu osądowi.
-Co to w ogóle za chore brednie? – oburzył się Laxus – Czy ja nie mogę mieć choć chwili spokoju nawet we własne urodziny?! Won mi z oczu hieny przeklęte! – ostatnie zdanie wykrzyknął w zirytowaniu w kierunku tłumu reporterów czatujących pod bramą wejściową do gildii.


niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 32

Słowem wstępu: Jesteśmy już coraz bliżej końca. Zastanawiam się ile jeszcze notek zostało, ale ciężko mi to dokładnie powiedzieć. Wiem, że ta walka może się wydać trochę przeciągana, ale… cóż… Riddle chyba myśli podobnie! Jak chcecie wiedzieć o co mi chodzi, to przeczytajcie uważnie rozdział!
I tak - wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale nie było mnie w domu cały dzień, więc wybaczcie...
Notkę dedykuję tym, co skomentowali poprzedni rozdział i wciąż są ze mną.

***

Cuda się zdarzają, to fakt. Jednak nie należy nadmiernie w nie wierzyć i polegać na nich. Chociaż kiedy nic już nie pozostaje, to są jedynym, czego możemy oczekiwać. W takiej właśnie sytuacji bez wyjścia była cała Magnolia i członkowie Fairy Tail. Jedynym na co mogli liczyć, to cud. Cud, który mógłby się pospieszyć skoro miałby się pojawić. Szczególnie, że źle się działo...
Echem rozniósł się wrzask bólu Droya, któremu na pomoc natychmiast pobiegł Jet. Ci to się zawsze trzymali razem. Niestety i on mocno oberwał od jakiegoś niskiego mężczyzny. Coś w jego ręce chrupnęło, a sama kończyna wygięła się pod dziwnym, nienaturalnym kątem. Ale to była wojna. Każdy miał swój problem i swojego przeciwnika. Albo kilku. I bynajmniej nie wygrywali.
-Lisanna! Uważaj! – Elfman krzyknął na widok lecącego w stronę jego młodszej siostry ataku. Która najwyraźniej nie widziała wcześniej ataku, bo była odwrócona tyłem. Ale było już za późno. Białowłosy rzucił się w jej stronę w chwili, gdy atak osiągnął swój cel. Oboje wylądowali na ziemi, pod górą gruzu.
-Elfman! Lisanna! – spanikowana Mira odrzuciła od siebie wrogów i torując sobie drogę próbowała dotrzeć do swojego młodszego rodzeństwa. Podobnie zareagowała Evergreen, która również pozbyła się swoich przeciwników. Niestety obojgu nie dane było dotrzeć do celu, bowiem na ich drodze pojawili się kolejni wrodzy magowie. Nie było czasu by zadbać o siebie, a co dopiero o innych.

W tym momencie ziemią zatrzęsło. Spod nóg walczących zaczęły wyrastać ostre kolce, które choć wydawały się zbudowane z gleby, były niezwykle twarde. Twarde i niebezpieczne. A przekonało się o tym dość sporo magów, którzy zostali nimi zranieni bądź zamknięci w klatce z takowych kolców ułożonych tuż obok siebie. Zawiał silny wiatr. Wszyscy jak na zawołanie poczuli jakiś słodki zapach. Szczególnie mocno odczuli to smoczy zabójcy. Powietrze zadrżało. Zupełnie jakby się niewidocznie poruszało lub zmieniało swoją gęstość czy temperaturę. Gdy któryś z magów zanadto zbliżał się ku miejscu umożliwiającym ucieczkę i oddalał się od centrum bitwy biało-niebieskie błyskawice raziły go. Już po chwili można było zauważyć, że wokół walczących na ziemi rysował się krąg ze skaczących błyskawic. Zupełnie jakby podłoga była pod prądem. Niebiesko-białym prądem. Wśród magów połyskiwał złoty pył Kina, który widać było nawet mimo plątającej się pod nogami szarej mgły.
Nie minęła minuta, a wśród kłębów dymu pojawiła się niska postać. To była Riddle. I w momencie, gdy któryś z popleczników czerwonego szaleńca chciał ja zaatakować, został powalony krzesłem, które przyfrunęło nie wiadomo skąd. Tak, to na pewno była Riddle. Tylko ona potrafi tak dobrze i szybko używać telekinezy. Ale jedno było pewne – Hagane nie używała magii ziemi i nie znała się zbytnio na rzucaniu iluzji.
Blondynka miała zabandażowaną Prawą rękę, a rękaw od lewej był rozszarpany i widać było tatuaż znajdujący się na jej nadgarstku – jej nazwisko.
-Riddle? – zawołał zdziwiony Neah – Co się…
-Mógłbyś chociaż raz wykazać trochę więcej taktu Neah. – rozległ się donośny i cyniczny kobiecy głos, który na pewno nie należał do Stalowej Damy.
Zza jakiegoś sporego kawałka jeszcze stojącego muru wyłoniła się kolejna postać, której nikt z wróżek nie kojarzył. Była to wysoka, około 30-letnie kobieta i śniadej cerze i marchewkowych włosach. Zielone oczy błyszczały dziwnie.
-Etna. – wyszeptał chłopak
Kilkoro osób drgnęło. Do nich można było zaliczyć tych magów, którzy wylądowali we wspomnieniach Ayi. I choć osoba przed nimi wyglądała trochę inaczej niż ta, którą widzieli, to nie można się było temu dziwić. Minęło sporo lat. Nawet Ayi nie poznali. I najwyraźniej Kina również, bo teraz śmiało przypuszczali, że osobnikiem z rogiem był właśnie on. I poprawnie. Taka bowiem była prawda.
-Dla ciebie Pani Etna. – prychnęła – przypominam, że jesteś ode mnie młodszy, dzieciaku.
-Niewiele. – Neah uśmiechnął się złośliwie, na co w jego stronę poleciał pocisk z ziemi przecinając mu policzek. Ale rana praktycznie od razu się zagoiła. – Chyba nie myślisz, że próżnowałem przez te lata.
-Nie, właściwie to uważam, że użalałeś się nad sobą przez cały ten czas. – odparła obojętnie, ale można było wyczuć w jej głosie nutkę jadu. Sporą nutkę. – Ciekawa jestem jak wypadłby teraz ranking. – To mówiąc posłała chłopakowi wyzywające spojrzenie i zerknęła przelotnie na tłum walczących chwilę temu magów.
-To nie jest czas i miejsce na wasze słowne przepychanki. – obok kobiety pojawił się kolejny nieznajomy. Mężczyzna o potężnej budowie ciała wyglądający prawie identycznie jak Siergiej – mężczyzna ze wspomnień Kuroi.
-Akurat ty nie powinieneś tego mówić Siergiej. – prychnęła Etna. Mężczyzna jednak nie przejął się tym. Wychodziło na to, że był bardziej spokojny niż mogło się wydawać. Tak… pierwsze wrażenie może być drastycznie różne od rzeczywistości. Jednak mimo to ludzie i tak oceniają ludzi przy pierwszym spotkaniu zakładając kto jest kim i jakim.
Wtedy jednak czerwony mężczyzna zaśmiał się szaleńczo i jednym machnięciem ręki sprawił, że jego podwładni zniknęli. Razem z nim.
-Ah! Tak się cieszę, że zdążyliśmy na czas! Rany! Nie łatwo było zebrać ich i dostać się tu w jednym kawałku! – Riddle zaczęła nawijać kompletnie nie przejmując się tym, że magowie Fairy Tail wciąż nie byli pewni swojej sytuacji. No, a przynajmniej większość.
-Hagane! – zawołała Aya i uśmiechnęła się lekko. W momencie jednak gdy chciała podejść do blondynki, zachwiała się i upadła na jedno kolano. Kin wrócił do swojej postaci i natychmiast znalazł się przy Kuroi. No… z tą postacią to lekka przesada. Włosy miał odrobinę jaśniejsze, które połyskiwały jakby były obsypane jakims brokatem, a na rękach i policzkach widoczne były jeszcze resztki smoczych łusek.
-Przesadziłaś. Użyłaś zbyt wiele mocy na raz. Nie jesteś do tego przyzwyczajona. A raczej twoje ciało nie jest. Nie używałaś takiej ilości magii na raz od naprawdę długiego czasu. I jeszcze ta blokada mocy… - westchnął smoczy mag, po czym skierował wzrok na nowoprzybyłych – Etna, cofnij zaklęcie. Jakbyś nie zauważyła wróg zniknął.
-Marudzisz Kin no Baka. – prychnęła, ale ziemiste kolce zniknęły i wróżki mogły odetchnąć.
-A ona dalej swoje… - mruczał pod nosem Kin.
Hagane uśmiechnęła się lekko i podparła pod boki. Walka ustała. Na razie. Ale przynajmniej mieli chwilę by odpocząć. Było pewne, że to jeszcze nie koniec i w pewne sposób odwlekają ostateczną walkę. Ale tym razem nie będzie już elementu zaskoczenia oraz paniki i może szanse się choć trochę wyrównają. W momencie gdy chciała coś powiedzieć, rozbłysło czerwone światło, z którego wyłoniła się kolejna osoba. Czerwonowłosa kobieta, o dumnym i pewnym siebie spojrzeniu, która… wyglądała jak czerwony szaleniec. Była do niego tak łudząco podobna. Wróżki spięły się i przygotowały do ataku, ale ten nie nastąpił. Ani on, ani ten mrożący krew w żyłach śmiech. I choć wiedzieli, że osoba która przed nimi stoi nie jest tą samą, która jeszcze chwilę temu próbowała ich zabić, to wciąż nie wiedzieli co mają robić. On był mężczyzną, a ona kobietą. I choć twarze mieli te same, tak spojrzenia różne. Jego błyszczące chorą fascynacją oczy, choć straszne, nie zbijały na kolana jak te jej poważne, emanujące potęgą. Tak, ona cała emanowała potęgą. Ale nie sztuczną, nie fałszywą. To była prawdziwa siła, która nie została zdobyta siłą. Nie zamrażała ze strachu, ale przytłaczała.

---== Aya ==---
Kiedy dotarło do mnie, kto tak naprawdę stoi przed nami, miałam ochotę zalać się łzami i pękać jednocześnie z dumy. Nigdy nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek ujrzę tą osobę. Ciężko dokładnie stwierdzić dlaczego. Kobieta przede mną miała długie, czerwone włosy spięte w dwa kuce. Jej skąpe kimono podkreślało i tak już wspaniałą figurę. Czerwone oczy lustrowały wszystkich poważnym i jakby niechętnym spojrzeniem. Oczy, w których prawie zawsze widziałam czerwone niebo. Wyglądała bardzo, bardzo młodo. Na jakieś 20 lat. Nic się nie zmieniła… ani odrobinkę. Katana w jej dłoni połyskiwała groźnie. W końcu prychnęła niezadowolona i schowała ostrze do pochwy.
-Doprawdy! Fairy Tail? Miałam was za mądrzejszych. A tu proszę! Głupcy jakich mało! Marne robale nie warte mojej uwagi! – Tak… zdecydowanie się nie zmieniła…
-Ty! Jak śmiesz, ty-
-Zamilcz. – władczy ton skutecznie uciszył Natsu. Szczególnie, że ten władczy ton potrafił być również niezwykle przerażający.
-Nie sądzisz, że to trochę za ostre słowa, Luka? – za kobietą pojawił się wir powietrza, z którego wyłonił się białowłosy chłopiec z zamkniętymi oczami. Unosił się w powietrzu, jakby siedząc po turecku na niewidzialnej powierzchnie. W lewym uchu miał wiszący, czerwono-niebieski kolczyk, a ubranie stanowił ciemny płaszcz.
Jednak słowom chłopaka odpowiedziało tylko prychnięcie. Z tłumu wyłonił się mistrz Makarov, a zaraz za nim stanęła Mira i Laxus.
-Kim jesteście? – powiedział ostro staruszek
-A dziękuję to gdzie? Zero wychowania! – kolejne prychnięcie
-Jesteśmy oczywiście bardzo wdzięczni za ratunek, jednak wolelibyśmy, abyście nie obrażali naszej gildii. – Makarov był wyraźnie zły
Luka chciała powiedzieć znowu jakieś niemiłe słowa, kiedy zmrużyła dziwnie oczy. I wtedy ni z tego, ni z owego, prosto na nią poleciał jakiś ciemny kształt. Zrobiła krok w tył, gdy trafił ją w głowę. Jak się okazało chwilę później, była to Yoru. Kotka zeskoczyła na ziemię, obróciła się 2 razy i w końcu utkwiła spojrzenie swoich złotych ślepi w osobie czerwonookiej.
-Czy mi się zdaje, czy ty przez te parę lat stałaś się znacznie bardziej zrzędliwa? Zachowujesz się jak stare babsko. – oj… temat wieku od zawsze był tematem tabu, dla Luki. Nie trzeba się więc dziwić, że brew jej zaczęła drgać.
-I mówi to ta, która jest starsza od niejednej gildii? Czyżbyś w końcu zaczęła linieć, że zazdrościsz innym wieku, głupi kocie?
-O mnie się nie musisz martwić, ale chyba niegrzecznie z twojej strony obrażać gildię, do której należy-
-Nie musisz kończyć. – odparła tym samym dostojnym głosem.
Pomimo wszelkich niemiłych słów, Luki nie dało się nie szanować. Zawsze pewna siebie i zdecydowana. Nie wahała się gdy bliskim groziło niebezpieczeństwo. Zawsze brała na siebie odpowiedzialność za czyny swoje oraz osób jej podległych. Szanowała tych, którzy zasłużyli na to. Nie należała do osób, które od razu bezgranicznie ufały ludziom. U niej, na zaufanie trzeba było sobie zapracować. Na zaufanie, szacunek i inne rzeczy. Chociażby przyjaźń. Mówiła, że takie więzi buduje się przez całe życie, ale można je złamać bardzo łatwo. A czy później naprawić w ogóle się da? To już inna sprawa. I bardzo trudna.
Spojrzałam na kotkę, a później wbiłam wzrok w oczy Luki. W tym momencie ona jakby to wyczuła i odwzajemniła gest. Kącik ust drgnął lekko, gdy tak trwałyśmy kilka sekund, po czym ponownie obrzuciła spojrzeniem magów przed nią. W większości poturbowanych.
-Jestem Luka Brand. – oznajmiła tym swoim władczym tonem – A wy przypadkiem macie w swoich szeregach osobę, przez którą jeszcze nie straciliście w moich oczach resztek waszej godności. Jestem… – tu zawiesiła lekko głos i wyprostowała się dumnie – ostatnim mistrzem gildii Serce Ciemności.


***

Wiem, że znowu przerwałam w złym momencie, ale tak musi być. I wiem, że notka nie jest super długa, ale za to jest w terminie wcześniejszym niż byłaby przy większej długości. Za wszelkie niezauważone przeze mnie błędy przepraszam. 
A teraz kilka słów, które mogą znudzić i zaciekawić jednocześnie.
Szczerze mówiąc zacząłem się zastanawiać czy Aya nie zaczyna się robi taką Mary Sue. I czy to może dlatego ta historia nie jest już tak chętnie czytana jak kiedyś. Doszłam jednak do wniosku, że to nie to. Staram się pisać i tworzyć ją tak, by nie powstała z niej taka postać. Czasami przemyka mi gdzieś przez myśl, że Aya nie jest taka, jaka powinna być (że mogłaby być inna), ale wtedy dochodzę do wniosku że to nie byłaby wtedy ona. Fakt – planując to opowiadanie miałam dwa rodzaje postaci jakimi mogłaby być Aya (mam na myśli charakter) i wybrałam ten, więc tego będę się trzymać. I chociaż momentami ciężko się piszę, to jednak lubię wyzwania. I jestem zadowolona. Naturalnie teraz jak czytam starsze rozdziały to załamuje ręce i myślę, że mogłam stworzyć wszystko inaczej, ale… właśnie na tym polega rozwijanie się. I nie, nie będę pisać od nowa jak to większość osób robi. To nie byłoby to samo.
E… To na tym się zatrzymam jeśli o tworzenie postaci chodzi, historię tworzenia tego opka i tym podobne. 
A teraz drobny bonusik:








Mam nadzieję, że się podobało! Zarówno notka, jak i bonus. Do następnego razu~!