sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 25

Powoli zbliżamy się ku końcowi. Ostatnie rozdziały i akcje rysują się powoli w moim umyśle, tworząc wbrew pozorom rozległy obraz.
Niedługo pojawi się kilka nowych postaci, które pozornie mogą wprowadzić chaos, ale postaram się by do tego nie doszło.
Szczerze mówiąc mam już napisany epilog do tego opa, ale to jeszcze nie teraz – nie ma się co martwić. Po skończeniu opowiadania, na pewno nie odejdę ze świata blogerra. Wciąż mam wiele pomysłów, więc będę tworzyć. Planuję nawet założyć bloga o AnE, ale to po skończeniu tego. Skoro już mowa o tym, to nie wykluczam, iż później mogą się pojawić jakieś jendopartówki, nawet jeśli historia będzie skończona. I oczywiście nie odrzucę tego bloga. Jeśli będziecie chcieli coś, to śmiało piszcie. Ups. Ale taka mowa to jeszcze nie teraz. Chciałam was po prostu przygotować.
Rozdział jest na czas i mam nadzieję, że i na długość wam się w miarę spodoba.
Ilość komentarzy przemilczę. Co do bonusu - nie udało mi się zrobić jakiegoś one-shot’a, a popijawa w tym rozdziale nie bardzo mi pasowała. Zatem postanowiłam wrzucić kilka świątecznych fotek FT i planuję zabrać się za jakiś one-shot na Nowy Rok, ale nic nie obiecuję.
A teraz zapraszam do czytania!

***

---== Narrator ==---

Kolejne dni mijały magom Fairy Tail bardzo powoli i z uczuciem nieustannego napięcia. Sprawa Erzy wciąż nie została wyjaśniona. Jak się okazało, zeznania świadków były dość rozbieżne, jednak każdy mówił o czerwonowłosej kobiecie. Rada miała jednak momentami wrażenie, że mówią o 2 różnych osobach. Ale byli też tacy, którzy uważali, że właśnie o to chodziło winowajcy. Ci drudzy przypuszczali nawet opcję, jakoby reszta wróżek maczała w tym palce. I tu się okazała przydatna przezorność i czyste myślenie Pani Cienia. Otóż rada nie omieszkała sprawdzić, czy po aresztowaniu Scarlett, ktoś z gildii nie postanowił wpłynąć na zeznania i opinię ludzi. Natsu z Greyem nawet przeprosili. I choć Grey nie miał większego powodu ku temu, tak szokiem było co innego. Otóż o dziwo smok zrobił to pierwszy.
W ogóle Salamander zmienił się od przybycia tajemniczej dziewczyny. Stawał się nieobecny, mniej się palił do walki. Wszystkie te symptomy zaczęły bardzo martwić jego przyjaciół. Naturalnie Wendy i Gajeel również przeżywali ową niezwykłą wizytę, jednak to nie do nich została skierowana dziwna wiadomość. I to od Igneela. Oczywiście również chcieli się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi z nadzieję, że może natrafią na ślad swoich smoczych rodziców. Na próżno jednak.
Kolejną nienaturalną rzeczą jaka miała miejsce w środowisku Fairy Tail, było zniknięcie Kin’a. Aya przypuszczała, że się rozchorował, odkąd Yoru poinformowała ją, że blondyn nie czuł się zbyt dobrze. Dziewczyna zajęła się nieobecnością innej osoby, która z całą pewnością była martwiąca. Riddle wciąż nie dawała znaku życia. A przez to Lena zaczęła trochę panikować. Ostatecznie Yoru, pod sporym naciskiem Kuroi, oznajmiła pannie Azuri, że poszuka Hagane. Wdzięczność zielonowłosej była nie do opisania! I już tego samego wieczoru, przyszykowała kotce cały bagaż na podróż, o rozmiarach jakby kompletnie zapomniała do jakiego gatunku się wlicza. Zwierzę jednak się tym nie przejęło. Chwyciło plecak pyskiem i ruszyło w stronę wyjścia, a później do portu, ciągnąc za sobą bagaż. Czemu Lena nie poszła z nią? Otóż dostała kategoryczny zakaz od obojga znajomych: zarówno Ayi, jak i samej kotki. Argumentami było miedzy innymi zbytnie przejmowanie się i nie panowanie nad emocjami oraz brak spokoju czy opanowania. Należy dodać do tego spojrzenie którejkolwiek i Lena nie potrafiła odmówić. Cóż za siła perswazji!
Nie mniej jednak kłopoty i niedopowiedzenia jakby się namnażały. Elfman i Evergreen śmiertelnie się pokłócili, a Levi zamknęła się u siebie w pokoju i nikogo nie chciała do siebie wpuszczać? Napięcie powstałe w wyniku ostatnich sytuacji działało najwyraźniej na wszystkich. Łatwo nie było i wróżki miały wrażenie, że zamiast się polepszać, robiło się coraz gorzej. Nie mniej jednak ci, którzy jeszcze zachowali spokój i zimną krew, starali się jakoś poprawić nastrój panujący wokół. No bo co to za Fairy Tail, które jest spokojne, przygnębione i nieaktywne?
Do takich nadaktywnych osób zaliczał się Elfman. I z nie wyjaśnionych przyczyn Evergreen również. Ale tylko momentami, gdy zaczynała się kłócić z wyżej wymienionym osobnikiem. Cała sytuacja potrafiła tak rozbawić wróżki, że na moment, pewien malutki, malusieńki, wesoły humor powracał. Cana wołała do Ayi żeby się z nią napiła, Grey ściągał ubrania, Juvia prawie mdlała. Norma. Szkoda tylko, że taka krótkotrwała. Smętna atmosfera powracała równie szybko. Toteż nie ma się co dziwić, że pewna osoba w końcu się tym zirytowała. Przecież nie do takiej gildii dołączała! Kim była ta wspaniała osoba? Cóż… Była to najmłodsza Kuroi. A dokładniej Mia. Nie można przecież zapomnieć, że odkąd Aya się nią zajęła, dziewczynka przyjęła jej nazwisko.
A zatem młoda smocza zabójczyni postanowiła wziąć sprawy w swoje małe, aczkolwiek bardzo sprytne ręce. Zabrała się w pierwszej kolejności za Canę. Jakimś nieznanym nikomu sposobem, po kilku chwilach rozmowy, kobieta śmiała się na całe gardło, zwracając na siebie całą uwagę gildii. Mało brakowało, a spadłaby z krzesła, wywracając swoją beczkę z alkoholem. Na szczęście udało jej się uratować zbawienny napój. Jednak kolejna śmieszna rzecz miała dopiero nadejść.
-No już, już mój skarbie. – mówiła Alberona gładząc boki beczki – Nie martw się. Mamusia nie da ci się rozlać.
Mina, z jaką mówiła brązowowłosa, sprawiła, że Fried zakrztusił się sokiem pomidorowym, który właśnie pił i zawartość jego jamy ustnej wylądowała na Bixlowie siedzącym obok. Ten wściekł się i strącił swój posiłek prosto na przechodzącą Lucy. Obaj mężczyźni oberwali po głowach od wyjątkowo agresywnej blondynki, po czym nagle zjawił się Loki (używając rzecz jasna swojej mocy by przejść do świata ludzi) i z miną seryjnego zabójcy począł gonić winowajców po całej gildii. Po drodze jakimś nieznanym sposobem popchnęli Gajeel’a, który siedział sobie spokojnie z Levi. Tak – już mu wybaczyła. Choć nie było to łatwe, rzecz jasna.
Redfox wylądował z twarzą na blacie, po czym zerwał się z wrzaskiem i staranował dwójkę innych magów, chcąc dorwać winowajcę. Levi starała się go powstrzymać, ale skończyło się na tym, że się przewróciła. Gajeel ucichł i spojrzawszy na dziewczynę, stał się przerażająco spokojny. Najpierw chwycił Mcgarden i posadził ją na krześle, a następnie zrobił jedną wielką demolkę (delikatnie mówiąc). Mia zaśmiała się nerwowo. Nie taki chciała osiągnąć efekt, ale przynajmniej przestali chodzić jak struci. W pewnym momencie zadrżała. Poczuła jakby jakieś mordercze spojrzenie zostało na nią skierowane. Odwróciła się nerwowo w tamtym kierunku i twórcą tego wzroku był nikt inny, jak Aya. Mia nie musiała się zastanawiać nad tym, czy jej nauczycielka odgadła jej zamiary i kto jest winny obecnej sytuacji w gildii. I ewidentnie jasno dawało o zrozumienia, że nie podoba jej się to. I w momencie, gdy brunetka planowała podejść do swojej uczennicy, obok niej pojawiła się nagle wesoła Alberona i podsunęła towarzyszce szklankę z alkoholem. No bo z czymże innym? Jakoś tak się złożyło, że Kuroi nie odmówiła brązowowłosej i już po chwili obie chłonęły alkohol niczym smoki, które przesadziły z siarką. Cóż… wyszło na to, że wesoła atmosfera powróciła do Fairy Tail. Chociażby na tą krótką chwilę. A trzeba zauważyć, że wesołość w tej gildii bez awantur, pijaństwa, czy latających krzeseł, nie jest prawdziwą wesołością. Toteż Mia mogła śmiało być dumna ze swojego dzieła, bo efekt wyszedł lepszy niż planowała.
Bardzo niespodziewanym był nagły wybuch śmiechu u Ayi, która była rozbawiona o tego stopnia, że wręcz leżała z głową na blacie i tłukła dłonią w stół. Z całą pewnością było to dziwne zachowanie. No bo jak inaczej nazwać takie coś ze strony wiecznie poważnej Kuroi? Kilka wróżek zebrało się dookoła i próbowało znaleźć powód, ale pijąca i śmiejąca się na zmianę Cana wraz z prawie duszącą się Panią Cienia, nie pomagały.
-Co tu się u licha dzieje? – rozległo się zza pleców gromadki
-L…laxus? – wyrwało się któremuś z magów, który ewidentnie przestraszył się widokiem Smoka Piorunów
Dreyar uniósł brew w zdziwieniu, na widok który zastał, po czym ponownie wbił uparte spojrzenie w grupkę magów, oczekując wyjaśnienia i odpowiedzi na swoje pytanie.
-Więc? – blondyn nie wyglądał wtedy na cierpliwego
-Coś… Coś im odbiło. Nagle się zaczęły śmiać i w sumie nie wiadomo z czego.
-Ty uważaj, żebym ja ci zaraz nie odbił. – mruknął i rozpędził zgromadzenie. Przez chwilę sam przyglądał się tej dość niezwykłej scenie, po czym najzwyczajniej w świecie poszedł w swoją stronę. Nim jednak dotarł w docelowe miejsce, ktoś uwiesił się na nim. Tym samobójcą okazała się Cana, która uśmiechała się dziwnie. Natomiast Aya rzucała jej wściekłe spojrzenia.
-Ne, Laxus?
-Hm?
-Tak się zastanawiam, które zrobi pierwszy krok… - zanuciła Alberona
Blondyn uniósł brew, dając do zrozumienia, że nie bardzo rozumie co dziewczyna chce mu powiedzieć. Aż nagle Kuroi zaszła Canę od tyłu i podstawiając pod nos butelkę alkoholu, wlała całą jej zawartość w dziewczynę.
-Chyba za mało wypiłaś Cana~! – powiedziała Aya, machając kolejną porcją napoju.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować, pijaczka numer 1 w Fairy Tail złapała alkohol i w mgnieniu oka wypiła, żądając ostentacyjnie kolejnej porcji. Pani Cienia posłała jej dziwny wzrok i zabrała od niej pustą butelkę, po czym z westchnieniem usiadła na swoim poprzednim miejscu. Alberona tupnęła nogą i uwiesiła się na swojej towarzyszce do picia z miną skrzywdzonego dziecka. I w tym momencie obok pojawiła się Mia wołając, że to jej rolą jest wywoływanie matczynych uczuć u Ayi. Brunetka zrobiła zbolałą minę, a Laxus nie mógł powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu.

Zabawa trwała w najlepsze. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że coś może ten porządek zaburzyć. I wtem, jak na ironię losu, coś wybuchło niedaleko, a chwilę później równie nieznana rzecz uderzyła w budynek gildii i posypał się tynk. Magowie natychmiast wybiegli przed siedzibę i zastygli w zdziwieniu. Oto ich miasto – Magnolia – było niszczone, wręcz zrównywane z ziemią. Raz, za razem jakiś budynek padał. Na niebie unosił się gigantycznych rozmiarów, magiczny statek, w kolorze zaschniętej krwi. Jego magiczna moc, była tak wielka i przytłaczająca, że nawet ci, którzy nie potrafili normalnie wyczuwać tego, trzęśli się i starali złapać oddech. Mieli wrażenie, że czują wokół siebie odór śmierci, a jakaś lodowata siła, odbiera im siły. Magowie rozpierzchli się i popędzili na pomoc mieszkańcom miasta. Zapanował chaos i panika. Nikt nie wiedział co się tak naprawdę dzieje. Los jakby się na nich uwziął. A może to nie był sam los, a ktoś zupełnie inny, kto maczał w tym palce i pociągał za sznurki z cienia? W końcu trochę za dużo tych zbiegów okoliczności.
Obecnie było jednak wiele innych ważniejszych rzeczy, niż rozwodzenie się nad tym. Ludzi wyciągano z gruzów ich własnych domów, które miały zapewnić im bezpieczeństwo. Wielu magów próbowało walczyć, ale nie wiedzieli z czym dokładnie mają do czynienia. Gdzie mieli skierować swoje ataki?
-Owaaaaa~! Ale się napaliłem! – Dragneel jak zawsze wydarł się na całe gardło i wskoczył na dach, celując w tajemniczy statek.
-Natsu! – ktoś zawołał
-Hm? O co chodzi – odwrócił się i zamarł – Riddle-san?
-Gdzie Aya?! Prędko! – dziewczyna była wyraźniej zaniepokojona
-Yy… Gdzieś tu powinna być. – odpowiedział mało konkretnie i niezbyt inteligentnie
-Ta… Bardzo mi pomogłeś. – prychnęła i pobiegła szukać Kuroi.
Pani Cienia natomiast szukała Mii. Miała niepokojące wrażenie, że coś złego może stać się jej podopiecznej. A takie przeczucia (niestety) zawsze się sprawdzają. Przynajmniej w jej przypadku. I w tym momencie wpadła na pobladłą Wendy.
-Aya-san… Mia… jest nieprzytomna. – wyszeptała
I choć panował spory hałas, to te 3 słowa „Mia jest nieprzytomna”, uderzyły brunetkę z ogromną siłą i dźwiękiem. Wraz z Marvell znalazły się ponownie w Fairy Tail, w lecznicy. Mia leżała na łóżku białą jak kreda. Podłoga wokół była mokra, jakby dziewczynka podświadomie próbowała uleczyć się swoją magią, jednak bez efektu. Obok stała Polyushka, która starała się coś zrobić, jednak i ona nie mogła nic poradzić. Zobaczywszy przybycie opiekunki, pokręciła głową.
-Nie wiem co jej jest, ani czym zostało spowodowane. Może ty wiesz, co mogło być przyczyną tej nagłej utarty przytomności?
-Nie. Może nadmierna utrata magii? – zaprzeczenie – Trucizna? – też nie – Może efekt działania obcej magii?
-Nigdy się z czymś takim nie spotkałam. To wygląda jak zwykła śpiączka, ale nie widzę żadnej przyczyny. Teoretycznie mogłaby być to czyjąś magia, ale czemu zadziałało tylko na nią? Jest tu wielu smoczych zabójców i wielu potężnych magów.
-Może dlatego, że Mia wciąż nie panuje w pełni nad swoją mocą? – wtrąciła się Wendy
-Tą opcję też bym wykluczyła. – ponownie odpowiedziała Polyushka – Jeszcze jakieś pomysły Aya-san?
-Nie. Już nic mi nie przychodzi do głowy.
-Czy aby na pewno? Mam wrażenie, że…
-Wolałabym nie dopuszczać do siebie tej myśli. Bo jeśli okazała by się prawdą… To Mia mogłaby się nigdy nie obudzić, jeśli nie znaleźlibyśmy winnego.
-Co masz na myśli Aya-san? – spytała cicho wychowanka Grandeen
-Nie pytaj Wendy. Lepiej by to nie było prawdą. Pani Polyushko, czy mogłaby się pani zająć Mią? Może jednak uda się pani coś znaleźć odnośnie jej stanu.
-Dobrze. Ten jeden raz. A teraz idźcie już! Przeszkadzacie mi! Jak ja nie lubię ludzi! – wygoniła obie dziewczyny miotłą, którą wzięła niewiadomo skąd i zamknęła za nimi drzwi. Ciche westchnięcie wydobyło się z dwóch gardeł.
-Cóż… Powinnyśmy wrócić do miasta i pomóc. – odezwał się Marvell
-Idź pierwsza. Ja postaram się dowiedzieć o co chodzi z tym statkiem.
-Może powinnam ci pomóc?
-Nie. Będziesz bardziej potrzebna tutaj. Zresztą Natsu już się tam pewnie wybrał, więc nie będę sama. Ale dobrze by było, gdyby ktoś go pilnował, bo nie należy do osób spokojnych i chłodno myślących. Może zrobić jakieś głupstwo.
-Erzy nie ma, więc może Lucy?
-Tak. Jak ją zobaczysz… no… Wierzę, że będziesz wiedziała co jej powiedzieć Wendy.
-Tak. Uważaj na siebie Aya-san.
-Nawzajem.
Wendy pobiegła i szybko zniknęła z oczu Pani Cienia. I w tym momencie brunetkę ktoś złapał za ramię. Aya automatycznie odwróciła się i podcięła tajemniczą osobą. Jakże się zdziwiła, gdy zobaczyła Riddle. Blondynka pomasowała się po obolałych miejscach i posłała przyjaciółce lekko zirytowane i zaniepokojone zarazem spojrzenie.
-Wybacz. Taki odruch. – wyszeptała Kuroi i podała niższej dłoń
-Nie ma sprawy. – skorzystała z pomocy i spojrzała w ciemne oczy wyższej dziewczyny – Jest źle. Porwali Lenę.
-Co?! Jak to?! Kto?! Kiedy?! Przecież dopiero tu była! Chciała szukać ciebie! I gdzieś ty się w ogóle podziewała? – Aya pierwszy raz od dawna spanikowała. Zbyt wiele się na nią zwaliło jak na jeden dzień.
-Zaniepokoił mnie pewna sprawa. Gdy wracałam, zobaczyłam jak ktoś niesie nieprzytomną Lenę. Starałam się coś zrobić, ale udało mi się jedynie zranić jegomościa.
-Nawet z twoją telekinezą i władzą nad metalem? – szok, niedowierzenie i poszukiwania żartu wykwitły na twarzy granatowookiej
-Niestety. Co gorsza… tym kimś okazał się ojciec Oriona. – wyszeptała Hagane i spuściła głową
-Co? – Aya pobladła – Chwila… Przecież… No i… On nie jest tak potężny. - wykrztusiła
-No właśnie. A jednak nie byłam w stanie odbić Leny. Na dodatek, czułam od niego ogromną potęgę. Jednak z całą pewnością nie należała do niego. To wyglądało tak, jakby otrzymał od kogoś moc, czy coś. W każdym bądź razie musimy coś zrobić!
-Tak… Musimy… Ale… Cholera! Nie na wiele się zdamy, nie wiedząc nawet gdzie szukać! Jedyna możliwość to ten statek, ale wątpię by byli w aż tak oczywistym miejscu.
-Może zatem właśnie dlatego tam są? – spytała Hagane, jakby samą siebie
-Najciemniej pod latarnią? To ma senes. Cóż… i tak wybierałam się na ten statek.
-Mam złe przeczucia co do tego wszystkiego. – burknęła niezadowolona Riddle
-Nie ty jedna.
-A gdzie młoda?
-W sensie, że Mia? – potwierdzenie – Nieprzytomna. Zapadła w jakąś śpiączkę czy coś.
-Yy… Ale wyjdzie z tego, co?
Aya posłała jej jedynie łagodny uśmiech i zniknęła w cieniu, pozwalając by jej magia przeniosła ją na „dach” statku. Miała nieodparte wrażenie, że tajemniczy morderca, którego ona i Laxus ostatnio mieli nieprzyjemność poznać, ma z tym jakiś związek. Tak samo oskarżenie Erzy. Tego wszystkiego było po prostu za wiele. I z całą pewnością nie mogły to być same zbiegi okoliczności. To było niemożliwe.
Stojąc na latającej maszynie, spojrzała w dół, na miasto. Całość wyglądała naprawdę źle. Z doły nie widać było, na jaką skalę były ataki i zniszczenia. Teraz to wszystko stanęło przed nią, zamachało i pokazało się w pełnej krasie. Z każdego miejsca w mieście unosił się dym, bądź pył. Wybrzeże i port wyglądały jak po przejściu tornada. Ludzie biegali zrozpaczeni tam i z powrotem. Dzieci płakały, a matki szukały swoich pociech i bliskich, z którymi rozdzieliły się w tym chaosie. Tak nie powinno być. Co gorsza, cały ten obraz przypominał jej „Tragedię Serca” sprzed lat. A to było bardzo, bardzo niepokojące.

***

Mam nadzieję, że się wam podobało. Rozdział wyszedł nawet nieźle (moim zdaniem). Tym razem liczę na trochę więcej komentarzy ;). Bądźcie hojni na święta co? Paluszki was nie rozbolą od napisania kilku słów opinii.
A skoro o świętach mowa… Wszystkiego najlepszego! Tydzień temu odkryłam, że jeszcze pamiętam jak się gra na flecie prostym (w podstawówce się uczyłam i wciąż pamiętam! Ludzie!) I czy tylko ja zamiast kolęd słucham obecnie innej muzyki? Cóż… Nie wiem czy się śmiać, czy załamywać.







Mam nadzieję, że świąteczny bonus wam się podoba. Jak już mówiłam przed rozdziałem, staram się naskrobać jakiś noworoczny przerywnik, ale nic nie obiecuję. Wena mnie trochę opuszcza, ale większym problemem jest moje zmęczenie. Zamiast w święta odpoczywać, mam w cholerę roboty! No dobsz… Nie narzekam już.
Następny rozdział planowany na: 11/25 stycznia 2014 roku. Pomyłki nie ma. Normalnie byłby 18-ego, ale wtedy mam studniówkę, a na 11 nie wiem czy się wyrobię. Pozdrawiam serdecznie wszystkich! Enjoy~!

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 24

A zatem rozdział jest. Nim się zorientowałam, pojawił się termin. Wybaczcie zatem, że notka nie pojawiła się wczoraj, ale straciłam rachubę czasu (należy jeszcze dodać złośliwość losu, czyli brak internetu cały dzień, przez co nawet nie było sensu siedzieć na kompie). Już pominę to, że myślałam, że jest 4-ty grudnia. Aż wstyd się przyznać. W ogóle z przerażającym szokiem, dociera do mnie, że już grudzień. Wciąż mam ochotę wszędzie pisać listopad jako obecny miesiąc. 
Bardzo dziękuję za cierpliwość. Tym razem rozdział jest trochę dłuższy, akcji również więcej… Mam nadzieję, że spodoba wam się.
Co do ilości komentarzy… Cóż... nie jest tak źle, jak poprzednio, ale to wciąż smutne widzieć tak małą ilość. 
No nic! Zapraszam do czytania!

***

---== Narrator ==---
Gdzieś w ciemnym lesie, na kompletnym odludziu, rozniósł się trzask płomieni. Jego źródło znajdowało się w dziwnej grocie, która została rozjaśniona kolorowym ogniem. A dokładniej ujmując zielonym. Jego lekki blask padał na postać siedzącą po turecku kawałek dalej i zwróconą w jego stronę. Była to młoda kobieta o jasnych włosach, które w tej chwili falowały na wietrze. Przez przymknięte powieki nie można było dostrzec koloru oczu. Dłonie położyła na kolanach, wierzchem do dołu. Na ich wewnętrznej stronie widniały dziwne znaki.
Nagle płomienie zmieniły kolor na czarny. Z nich zaczęły kształtować się litery oraz kształty postaci. Kobieta uchyliła lekko oczy i przyjrzała się temu, co pokazał ogień. Ogień zniknął i pozostało tylko żarzące się drewno. Ona natomiast posiedziała jeszcze przez jakiś czas, po czym wstała i dogasiła ognisko. Opuściwszy jaskinię, skierowała się do najbliższego miasta, okrywając się szczelnie płaszczem.
Silny, zimny wiatr wiał z północy jakby obwieszczając nadchodzące nieszczęście. Zwierzęta jakby się pochowały, przeczuwając co ma nadejść. Głucha cisz rozciągała swe ramionami. Od tej chwili nic już nie było takie same. Kolejny akt w historii został rozpoczęty. Kurtyna, która raz uniosła się w górę, nie może już opaść, aż do końca danej sceny.

Natsu zerwał się z łóżka z dziwnym uczuciem niepokoju. Z nieznanych powodów było mu okropnie zimno, co prawie nigdy mu się nie zdarzało. Był środek nocy, więc nie bardzo miał się czym zająć, a i trening odpadał. Postanowił się przejść. Jednakże pierwszy raz od dawna postanowił ubrać jakiś płaszcz, czy coś w tym rodzaju. Niestety tu pojawił się problem. Ponieważ Salamander najzwyczajniej w świecie nie mógł znaleźć nic takiego. A dokładniej nie posiadała takowego. Zirytowany chwycił koc i okrywszy się nim, opuścił swój marny domek. Lodowaty wiatr smagał go po twarzy i wdzierał się pod każdy zakamarek materiału, którego wcale dużo nie było.
Ulice Magnolii były niezwykle puste. Ani jednego żywego ducha. W żadnym oknie nie paliło się światło. Przerażająca cisza roztaczająca się dookoła i tylko głośne wycie wiatru. Sam Dragneel nawet nie zauważył, kiedy dotarł do portu i wpatrywał się w morze. Owinięty w koc miał wrażenie, że ktoś lub coś go obserwuje. Nie tak zwyczajnie, ale jakby z daleka. Jakby ktoś był przy nim cały czas. Jedyne słowo jakie zawitało mu wtedy w głowie to Igneel. Chłopak poczuł chwilowy przypływ nostalgii, co naprawdę rzadko mu się zdarzało. Wspominać – owszem, ale to uczucie spokoju, smutku i czegoś jeszcze było dla niego obce. Miał ochotę krzyczeć, ale nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zaciskał tylko palce na materiale koc, kiedy chłód coraz bardziej wdzierał się pod ubranie. W pewnym momencie najzwyczajniej w świecie kichnął i jakby odzyskał świadomość. Szybkim krokiem wrócił do domu, zawinął się w jeszcze jeden koc i ponownie położył się spać. Następnego ranka nie było nawet śladu po owej nocnej przygodzie. No… pominąwszy owinięcie się dodatkowym materiał, który po przebudzeniu przestał być potrzebnym.
Wszystko było jak zawsze – nieuporządkowane, chaotyczne i oparte na impulsie oraz chwili. Pod wpływem tylko jednej myśli, Natsu złapał Happiego i pognał do gildii, drąc się w niebogłosy, niczym rozszalały dzikus. Po drodze naturalnie stratował jakiegoś sprzedawcę pchającego swój wózek z owocami, pewną staruszkę oraz prawie potrącił psa. Nawiasem mówiąc, przy tym ostatnim Happy bardzo głośno wyraził swoją aprobatę, wobec pędzącego ognistego pociągu, zwanego potocznie Natsu Dragneel.
Jak tylko to szalone coś wpadło do budynku gildii… oberwało krzesłem. Od kogo? O dziwo od wściekłej Lucy, która z psychopatyczną miną wściekała się na biednego, ogłupiałego Gajeela, który chyba nie do końca wiedział co zrobił źle. Grey schował się za barem i pokazywał Mirze na migi by go nie wydała. Najwyraźniej też miał w tym swój udział.
Natsu, jak to Natsu, chciał się wydrzeć, jednak widząc przerażone spojrzenie paru innych osób, ponownie spojrzał na wściekłą blondynkę i doszedł do wniosku, że lepiej siedzieć cicho. Choć raz jego szare komórki podpowiedziały mu coś mądrego.
Tymczasem Heartphilia znęcała się nad Gajeelem, ponieważ powiedział coś Levy, która wybiegła z płaczem z gildii. Jak się okazało podpuścił go Grey, a sam Redfox nie bardzo wiedział, dlaczego dziewczyna tak zareagowała i o co ta cała farsa. Oczywiście żaden ze sprawców nie chciał wyjawić szczegółów wypowiedzi, jednak Lucy najwyraźniej większą część znała i to jej w zupełności wystarczało.
W pewnym momencie zamilkła i zaczęła przeszukiwać pomieszczenie swoim rozszalałym, ognistym wzrokiem. Natsu aż się spiął, kiedy spojrzenie brązowych tęczówek prześlizgiwało się po nim. Aż sam był zdziwiony swoim zachowaniem, ale nie potrafił się odezwać. Bo prostu nie mógł. A gdy takowa chęć pojawiała się w jego głowie, widok blondynki przed nim, skutecznie mu tą chęć zabijał. W końcu jednak rozległ się trzask, gdy Grey został wyciągnięty zza baru, przez przerażająco uśmiechniętą blond-wróżkę. Brunet pobladł i począł przepraszać Lucy. Ta jednak uśmiechała się tylko przerażająco i mruknęła ciche „Takie słowa to nie do mnie powinieneś kierować”.  I tyle tego wszystkiego było, ponieważ pani mag gwiezdnych duchów, postanowiła oszczędzić przerażających widoków reszcie gildii i najzwyczajniej w świecie, wywlekła swoją ofiarę na zewnątrz. Oczywiście mijając przy tym spiętego Natsu, który jakoś tak nie był w stanie wejść głębiej do budynku. Ciekawe dlaczego…
Po dłuższej chwili, która sprowadziła na Fairy Tail głęboką ciszę, Heartphilia powróciła do środka. Jednakże bez Grey’a. Nikt się jednak tym szczególnie nie przejął widząc, że dziewczynie najwyraźniej poprawił się trochę humor. I już po niedługim czasie zapanowała zwyczajna atmosfera. O ile można ją tak nazwać, zważywszy na to, że areszt domowy dla wróżek wciąż trwał. A przynajmniej oficjalnie. Nie trudno jednak zgadnąć, że Aya i Laxus nie trzymali się tej zasady. I najprawdopodobniej nie byli jedyni. Natomiast mistrz martwił się. Uważnie obserwował otoczenie. Miał wrażenie, że coś się stanie. Coś bardzo niedobrego i ta świadomość przygniatała go ogromnym ciężarem. Stał się mniej wesoły, co jednak mógł zauważyć tylko dobry obserwator, i jakby bardziej zmęczony. Zdawał sobie sprawę, że Fairy Tail to gildia, która zawsze pakuje się w kłopoty, ale tym razem szykowało się coś większego. Po prostu czuł to. Ciężko stwierdzić, czy dzięki wrodzonemu przeczuciu, czy może przez doświadczenie oraz upływ lat, bądź też inną niełatwo zauważalną zmianę. Nie zmieniało to jednak faktu, że martwił się niezmiernie o swoje dzieci. Głupiutkie, odważne i nieświadome niebezpieczeństwa dzieci. A przynajmniej według niego wciąż tacy byli. Chciał by wszystko układało się dobrze, a oni mogli być szczęśliwi. Tylko to. Czy prosił o tak wiele? Najwyraźniej tak, skoro los mu nie pomagał.

Wróżki jakby zapomniały o wszystkich problemach i zdawały się nie zauważać całej sytuacji. A przynajmniej w tej chwili. Skąd ten wniosek? Otóż postanowili odreagować, urządzając sobie mały festiwal w gildii. A jak wiadomo, w tym miejscu, z takich pomysłów, wychodzi i tak huczna, pijacka impreza. Tak – całe Fairy Tail. Pozytywnie nastawione do życia, niezależnie od sytuacji. Niestety owa sielanka nie trwała długo. W drzwiach pojawili się ludzie z rady i wszyscy (a przynajmniej większość) zaprzestali swoich działań. Tymczasem jeden z nowoprzybyłych wyszedł przed resztę i oznajmił szokującą wiadomość.
-Niniejszym członkini Fairy Tail, Erza Scarlett, zostaje aresztowana i zabrana na przesłuchanie. Proszę z nami. – obojętny głos mężczyzny sprawił, że wszyscy zastygli.
-To jakiś żart? – wyszeptał któryś z magów gildii. Nim jednak uzyskał odpowiedź, Dragneel zaczął się wydzierać. Na całe szczęście został jednak skutecznie uciszony, przez główną zainteresowaną.
-O co jestem oskarżona? – spytała
-O morderstwo wielu ludzi. Byłaś widziana na miejscach zbrodni.
-Skąd pewność, że to ją widzieli? Przecież mógł to być ktoś podobny do niej. – wtrąciła odważnie Lucy
-Czerwonowłosa kobieta, zdolna zniszczyć pół wioski nie jest raczej zbyt częstym zjawiskiem. – sparował zimno członek rady i skierował swoje lodowate spojrzenie na młodą Heartphilię
-Erza jest sławna. To oczywiste, że gdyby ktoś widział podobną do niej osobę, mógłby pomyśleć, że to ona. A to, że według nas nie ma wiele osób o takim wyglądzie, nie oznacza, że nie ma ich w ogóle. Poza tym Erza była tutaj praktycznie cały czas z nami.
-Doprawdy? – oskarżyciel wciąż wwiercał spojrzenie w blondynkę – Co nie wyklucza jej z grona podejrzanych, a takich osób mamy mało. A dokładniej ujmując tylko jedną. A także… czy możecie zagwarantować, że była z wami CAŁY czas?
-Była z nami wystarczająco długo by nie móc się nigdzie wybrać.
-A więc jednak nie. – dopowiedział sobie – Zatem aresztujemy panią do czasu wyjaśnienia sprawy. – Tu ponownie zwrócił się do Scarlett. – Proszę z nami. A może będzie pani sprawiała opór? – kpiący uśmiech wkradł się na jego twarz
-Nie. Chodźmy, nie mam nic do ukrycia.
-Chwila! – zawołał obandażowany Grey, który już zdążył wrócić – Może podacie jakieś szczegóły?!
-Dla dobra śledztwa nie możemy niczego ujawniać.
-W ten sposób zawsze można-!
-Grey! – uciszył bruneta mistrz – Uspokój się. Gdzie ją zabieracie?
-Do aresztu w budynku rady. – odpowiedział mężczyzna i razem z pozostałymi wyprowadził Tytanię z budynku.
-Trzeba będzie się dowiedzieć gdzie doszło do tych morderstw i znaleźć prawdziwego winowajcę! – kontynuował niezrażony Fullbaster – Ktoś wrabia Erzę i całkiem nieźle mu to wychodzi. Niech to!
-Racja! Trzeba ją odbić! – wykrzyknął Natsu
-Uspokoić się oboje! – Aya  straciła cierpliwość – Pochopne i impulsywne działania do niczego nas nie zaprowadzą. I nikogo nie będziemy odbijać! To tylko ściągnie na Erzę więcej kłopotów oraz podejrzeń. – skarciła obu magów
-Mówisz tak, bo za nią nie przepadasz! – Dragneel ponownie wykazał się swoją głupotą i brakiem wyczucia sytuacji. Zapadła ciężka cisza.
-Dobrze wiedzieć, za jaką osobę mnie uważasz. – odparła chłodno – Pozwól zatem, że w czymś cię uświadomię. Faktem jest, że nie darzę Erzy jakąś szczególną sympatią, ale nie jest to powód bym chciała dla niej źle. Staram się patrzeć na to wszystko obiektywnie, abyście i wy nie wyszli na tym źle. Jak jej pomożecie, skoro sami będziecie mieli poważne kłopoty? Mimo mojej relacji wobec Erzy, należy ona do Fairy Tail, więc również chcę jej pomóc.
-Ale-!
-Mój znajomy często mawiał, że obiektywnie wypowiedzieć się możesz tylko na temat rzeczy lub osoby, której nie lubisz. – dodała Mira swoim ciepłym głosem – Myślę, że tu Aya-chan ma rację. A nie możemy nikogo zmuszać, by lubił inną osobę. Co nie zmienia faktu, że należymy do jednej gildii i martwimy się o siebie nawzajem jak rodzina. Czyż nie Natsu?
-No w sumie tak… - chłopak sposępniał i przygasł. Dosłownie. – No, ale w takim razie co możemy zrobić?
-Na razie najlepszym rozwiązaniem będzie czekać. Możliwe, że Erza tylko złoży wyjaśnienia, oni to sprawdzą i ją wypuszczą. Bo skoro tego nie zrobiła, a w to nie wątpię, to nie będą mieli żadnych bezpośrednich dowodów, czy coś. Tylko poszlaki, które równie dobrze mogą wskazywać na kogokolwiek innego, o którym po prostu niewielu słyszało. – tu posłała spojrzenie Lucy – Równie dobrze ktoś się może po prostu pod Erzę podszywać. Są osoby, które mogą przyjąć czyjś wygląd. Ale tylko wygląd. Zatem skoro Erza będzie miała wiarygodnych świadków, jak mieszkańcy Magnolii, to niczego jej nie udowodnią.
-A my? Nasze zdanie się nie liczy? – spytała Levi
-Z racji, że jesteśmy z tej samej gildii możemy nie być dla nich wiarygodni. – pospieszył z wyjaśnieniem Makarov i westchnął.
-Zatem co w końcu zrobimy? – spytał Grey
-Czekamy. – odparła najstarsza Strauss i posłała swoje ciepłe spojrzenie w kierunku Ayi – Cieszę się, że do nas dołączyłaś Aya-chan. Jak mało kto, potrafisz zachować zimną krew w ciężkiej chwili. Jakby nie patrzeć wyróżniasz się na tle gildii sowim opanowaniem. – zachichotała
-Raczej skłaniałabym się do opinii, że po prostu tu nie pasuje. – westchnęła Kuroi – A przynajmniej charakterem. Ale jakoś nie uśmiecha mi się opuszczanie tego miejsca. A tym bardziej Mii. – tu zrobiła sztucznie zbolałą minę i niby z załamaniem podparła głowę na dłoni i zamknęła oczy, wzdychając przy tym głęboko. – Doprawdy… To takie upierdliwe.
Gdzieś z boku ktoś zachichotał. Jak się okazało był to Kin, który po prostu nie mógł się uspokoić. Atmosfera jakoś tak na chwile się rozluźniła. Wszyscy starali się zająć sobą i jakoś wrócić do wcześniej wykonywanych czynności. Oczywiście nie było to łatwe, ale jaka atmosfera nie rozluźniłaby się gdyby taki blond-idiota nieustannie chichotał? Raczej ciężko by ktokolwiek zachował powagę, a tym bardziej był pełnym zmartwień. Naturalnie nikt nie miał zamiaru zapomnieć o sytuacji jaka miała miejsce chwilę wcześniej, ale wiedzieli, że nic na razie nie mogą zrobić.

Powoli zaczęło zmierzchać. Część osób postanowiła zbierać się powoli do swoich mieszkań, czy pojedynczych pokoi. Nikt nie przestał myśleć o Scarlett, ale starali się tym nie załamywać. W końcu nic złego się na razie nie działo.
Drzwi wejściowe do gildii otworzyły się powoli z głośnym skrzypnięciem. Jakieś dziwne uczucie kazało jej członkom uciszyć się i zwrócić w tamtą stronę. Nikogo nie ujrzeli. Lecz w pewnym momencie zauważyli ruch gdzieś na ziemi.
-Wąż! – pisnęła któraś z dziewczyn, jednak nikt się nie ruszył z miejsca, jakby wyczuwając, że coś jest nie tak.
W tym momencie powietrze za zwierzęciem jakoś tak dziwnie się skłębiło. Coś w rodzaju chmury zaczęło wirować, a następnie przybrało bardziej pionowy i podłużny kształt. Nagle całe niesamowite zjawisko atmosferyczne rozwiało się gwałtownie, ukazując postać młodej dziewczyny. Było to o tyle niezwykłe, ponieważ na jej policzkach i szyi widniały dziwne symbole. Puste, zielone oczy, kompletnie pozbawione wyrazu, wpatrywały się w przestrzeń. Dziewczyna schyliła się i chwyciła bladą ręką gada, który owinął się wokół jej ramienia, sycząc przy tym groźnie i podnosząc lekko długi rękaw. Niby zwyczajne zachowanie obu istot, ale śmiało można było w nich wyczuć coś nieludzkiego i niepokojącego. Nieznajoma przesuwała swoim obojętnym wzrokiem po twarzach wróżek, sprawiając tym samym, że ich mięśnie napinały się jakby w lęku. Aż w końcu spojrzenie kobiety zatrzymało się. Na kim?
-Natsu Dragneel. – odezwała się wypranym z wszelakich emocji głosem - Mam dla ciebie wiadomość Salamndrze, synu Igneela. „Znajdź żywe złoto i rozwiń swe umiejętności jeszcze bardziej, nim będzie za późno.” Niech te słowa, JEGO słowa, prowadzą się w odpowiednim kierunku ognisty magu. – to powiedziawszy, odwróciła się zamiarem odejścia.
Jednakże Natsu nie miał zamiaru tak tego zostawić. Ona znała Igneela! Przekazywała mu wiadomość o niego. Zatem musiała wiedzieć gdzie jego ojciec jest! Chłopak zerwał się z miejsca i szybko wybiegł tuż przed nią zagradzając jej drogę.
-Stój! Gdzie jest Igneel?! Ty wiesz!
Dziewczyna zatrzymała się, ale milczała. Jasne włosy poderwały się na chwilę do góry pod wpływem wiatru. Obojętne spojrzenie wywiercało dziurę w zdeterminowanych oczach różowowłosego. Wiedziała, że on nie odpuści. Choć miała nadzieję, że się myli. Rzecz w tym, że w takich przypadkach była nieomylna, więc owa nadzieja była tylko przebłyskiem nieistniejącej iluzji oraz chęci szybszego i bezproblemowego powrotu. Ona milczała, Salamander milczał, wszyscy milczeli.
-Kim jesteś? – wyszeptał chłopak.
W gardle miał gulę, która uniemożliwiała mu mówienie. Uniemożliwiała zadanie pytań, na które tak bardzo chciał znać odpowiedzi. Na dodatek nie wiedział od czego zacząć, które pytanie zadań pierwsza, czy chociażby jak je sformułować. Nie wiedział nawet czy na część z nich chciał znać odpowiedź. Ale tak bardzo pragnął spotkać swojego ojca! Tak bardzo chciał się w końcu czegoś dowiedzieć!
-Nie… to teraz nie ważne. – mruknął odnosząc się do swojej ostatniej wypowiedzi - Powiedz… Proszę powiedz mi coś o nim! Cokolwiek!
Jego głos był wręcz błagalny. Prawie się łamał. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się ten sposób. Prawie… Prócz tego dnia, kiedy zniknął Igneel. Wtedy jednak był bardziej… załamany? Możliwe. Dziewczyna wciąż milczała. Natomiast wróżki widziały Natsu w tym stanie na pewno po raz pierwszy. Fakt – zdarzało się im widywać na jego twarzy furię, panikę, czy nawet przerażenie bądź bezsilność. Ale nigdy nie widzieli u niego takiej mimiki. Tyle przeróżnych, skrajnych emocji przepływało przez niego. Tyle dziecięcej bezradności, smutku i tęsknoty, że nie mogli się wtrącić. Widzieli teraz ich przyjaciela innego niż był. Wyglądał trochę jak dziecko, które oddaliło się w tłumie od rodzica i właśnie zorientował się w sytuacji. I gdy Natsu ponownie miał zamiar się odezwać błagalnym tonem, nieznajoma uprzedziła go.
-Drogi ci smok przekazał mi te słowa, które ci powiedziałam. Zapamiętaj je i „wykonaj”, a znajdziesz odpowiedzi na męczące cię pytania.
Wąż zasyczał niespokojnie, gdy Ognisty Mag już otwierał usta, by ponownie zabrać głos. Dziewczyna ponownie rozpoczęła marsz, lecz zrobiła ledwo kilka kroków, gdy Dragneel chwycił ją za ramię. Słońce wyszło zza chmur, rzucając promienie blasku na stojące w drzwiach owe dwie osoby. Mocny wiatr zawiał bawiąc się ich włosami, gdy Natsu nagle zbladł. Chwytając zielonooką/białowłosą za ramię, zsunął trochę luźny materiał bluzki. Nie byłoby to jednak tak szokujące, gdyby chłopak nie ujrzał na obojczykach oraz do tej pory zasłoniętych częściach barków, łusek. Gadzich łusek. Ich spojrzenia się spotkały i pionowe źrenice, zielonych oczu, wbijały się w te należące do smoczego zabójcy. Nagle niezauważalne, do tej pory przez niego, szczegóły uderzyły w jego myśli. Wydłużone paznokcie, dziwny wąż o ślepiach w tym samym kolorze co jego pani. Natsu wciągnął powietrze i do jego nozdrzy dotarł dziwny zapach, z całą pewnością nienależący do człowieka. Chłopak puścił ją i odsunął się o krok z szokiem. Reszta patrzyła na to w niezrozumieniu.
-Ty… CZYM ty jesteś?
-Zapamiętaj jego słowa Salamandrze. – i wyszła.
Tym razem nikt jej już nie zatrzymał. Zapadło męczące milczenie, którego nikt nie odważył się przerwać. Każdy trawił całą tą sytuację na swój własny sposób. A smoczy zabójcy chłonęli posłyszane informacje, nie mogąc wyjść z szoku i starając się coś wywnioskować. Dopiero głośny trzask zbudził wróżki z tego dziwnego letargu. To Gajeel okazał swoje zirytowanie, uderzając w blat baru, pięścią. Mira wbiła długie, jednoznaczne spojrzenie w pęknięcia, które powstały, bezgłośnie informując, że takie zachowanie jej się nie spodobało.
-Najpierw aresztowanie Erzy, a teraz to. Nie za dużo rzeczy jak jeden dzień? – zmęczone warknięcie wydobyło się z ust Redfox’a.
-Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. – westchnęła Carla – Wendy… nie rób takiej miny. – kotka skarciła swoja przyjaciółkę
-Ale to wszystko… Tak naraz… Jakby nagle wszystko przyspieszyło. I ta kobieta. Była jakaś dziwna… Natsu-san? – Wendy zwróciła się do różowowłosego – Co tam się stało?
-Ona… Wyglądała jak… smok. Ale i nie wyglądała. – zszokowany chłopak nie potrafił wyjaśnić, tego co zobaczył.
-Spokojnie Natsu. Powiedz co DOKŁADNIE widziałeś? – wtrąciła spokojnie Kuroi
-Ona… Miała łuski. Na zasłoniętych częściach ciała. Jej oczy też były dziwne. Takie jak te Igneel’a. Jak te… u smoków. I miała pazury. A ten wąż… miał taki sam kolor oczu, co ona. I nie pachniała jak człowiek. W ogóle coś było z nią nie tak. Niech to szlag! – chłopak zionął ogniem z wściekłości i bezradności.
-Zastanawia mnie jednak o co chodziło z tą wiadomością. – dodała Marvell – Te słowa… „Znajdź żywe złoto i rozwiń swe umiejętności jeszcze bardziej, nim będzie za późno”. Natsu-san, wiesz co to znaczy?
-Argh! Jakbym wiedział, to już byłbym w drodze! Czemu to wszystko musi być takie skomplikowane?!
Nikt mu nie odpowiedział. Reszta wróżek również była tym wszystkim przytłoczona. Za dużo rzeczy na raz. Wiedzieli, że z całą pewnością zbliżające się dni nie będą łatwe. Wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Bardziej lub mniej, ale jednak.

***

Ekhem! Tak – rozdział skończony, kolejny się piszę, a ja zamiast obecnej akcji, mam pomysł na końcówkę. Ehh…
Szczerze powiedziawszy nie jestem w pełni zadowolona z tej notki (jak zawsze), ale niektóre momenty, w mojej opinii, wyszły całkiem dobrze. A wy jak myślicie?
To teraz krótki bonus:












Się podobało, mam nadzieję. Następna notka: 28 grudnia. Mam nadzieję, że do tej pory zobaczę więcej komentarzy przy obecnym rozdziale. A właśnie! Chcecie coś w ramach bonusu z okazji Nowego Roku? Jak tak, to słucham propozycji. 
A właśnie! Jak się podoba nowy szablon? (Sama się z nim męczyłam) A za wsparcie i drobne rady chciałam podziękować w szczególności Desu-chan, która natchnęła mnie i zmotywowała (nie wiem czy świadomie) do "odświeżenia" bloga. No i chyba zauważyliście drobną przebudowę (mam nadzieję). Regulamin jest w osobnej karcie, a informator został zaktualizowany.
To tyle. Enjoy!