Tak, wiem. macie ochotę mnie zabić, ale nic nie mogłam poradzić na opóźnienie. Wszystko wina tego głupiego internetu, bo prez kilka ostatnich dni, cały czas mi znikał! Na dodatek za każdym razem jak chciałam dodać ten rozdział, robił na złość również komputer i się zawieszał, albo zacinał. Krew mnie prawie zalała i ostatecznie daję posta nie ze swojego kompa. Ale do rzeczy! "
Notkę dedykuję Shiru. Gomen ^^
***
***
---== Aya ==---
Kiedy natrętny
reporter już opuścił naszą gildię zaczęła się impreza. A ja, Levy, Lucy i Juvia
byłyśmy już w innym świecie. Innymi słowy, alkohol zrobił swoje. Szkoda tylko,
że na mnie najmniej. Miałabym święty spokój, ale nie! Życie musi robić mi na
złość. Z racji, że mieliśmy też gości z innych „magicznych stowarzyszeń”, a
ważne sprawy zostały już omówione, mogliśmy pozwolić sobie na chwilę rozrywki.
I w ten oto sposób, jakiś idiota rzucił pomysł „tańca”. Niestety zyskał on sporą
aprobatę. Nie minęła minuta, a obok mnie pojawiła się Tytania. Z dziwnym
błyskiem w oku stanęła obok mnie i wbijała w moją osobą spojrzenie swoich
brązowych oczu. Rzuciłam jej poirytowane spojrzenie, a ta tylko uśmiechnęła się
dziwnie.
-Na co czekasz? –
spytała z jakimiś takim ponagleniem w głosie
-Na kolejną dawkę
alkoholu. – opowiedziałam z poirytowaniem – Uprzedzając twoje kolejne pytanie:
tak, chcę się upić.
Doskonale zdawałam
sobie sprawę, że pytanie zadane przez czerwoną było retoryczne. I chodziło jej
o to bym poszła wśród tych przepoconych od tańca zwierząt, dołączając do nich.
I równie świadome, choć wolałabym nie, ewidentnie okazywałam niechęć wobec jej
osoby.
Erza zrobiła
dziwną minę, ale jej uwaga została odwrócona, przez przelatującego obok Natsu z
podpitym okiem. Dziwne? Może trochę. Bo takie coś, w przypadku Salamandra,
kończy się zazwyczaj zupełnie inaczej.
No, ale Scarlet to
chyba mało obchodziło. Jak nie trudno zgadnąć, poszła więc „załagodzić spór”.
Chyba nie ma konieczności opisywania jej „humanitarnych” sposobów, prawda?
Skorzystałam więc z okazji i chwyciłam za
kolejną szklankę alkoholu. Niestety… nie dane mi było jej wypić. Czyjaś ręka
uparcie uniemożliwiła mi to, lądując na moim nadgarstku. Zaraz… Ręka uparcie
wylądowała? Ale ręka to nie samolot!
-Jak masz zamiar
uczyć się tańczyć będąc pijaną? – zaśmiał się owy osobnik, którym, jak nie
trudno zauważyć, okazał się Laxus.
Moja uwaga
przeskoczyła z wątku „ręka-samolot” na wnuka mistrza. Jego obecność nie wróżyła
niczego dobrego.
-A ty dalej swoje?
– jęknęłam
-Owszem. Wstawaj!
Kiedyś się nauczyć musisz! – A już myślałam, że odpuści, bądź pomysł nauki
tańca wyleciał mu z głowy. Marzenia…
Blondyn pociągnął
mnie za nadgarstek, zmuszając do wstania na nogi. Z głupim uśmieszkiem pociągnął
mnie na parkiet. Stanęliśmy gdzieś tak z boku, bo ten widząc moją minę jakbym
szła na ścięcie, postanowił się zlitować.
-No i co teraz? –
spytałam z niechęcią
Laxus zachichotał,
na co spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem. W końcu blondyn dał mi jako takie
instrukcje i zaczęło się. Parę razy mało go nie podeptałam, a Dreyar miał
niezły ubaw.
-Widzisz? Nie jest
tak źle. Idzie ci coraz lepiej!
-Ta… coraz lepiej
mi idzie deptanie po ludziach. – mruknęłam już całkiem zniechęcona
-Bzdura! Możesz mi
wierzyć, lub nie, ale widziałem wiele… naprawdę nieudanych prób tańczenia.
Wcale nie idzie ci tak źle.
-Aha… jasne… -
sarknęłam
-Jak na osobę nie
umiejącą tańczyć, to naprawdę jest dobrze.
-Niech ci będzie.
Jestem zbyt podpita żeby się kłócić.
-Podpita? To ja
chciałbym wiedzieć jakbyś tańczyła trzeźwa… Musiałoby ci iść jeszcze lepiej!
-Zapewne bym w
ogóle nie weszła na parkiet. Byłabym zbyt trzeźwa, żeby dać się w to wrobić. –
westchnęłam
-Oj narzekasz.
Laxus posłał mi
ciepły uśmiech i z dziwnym błyskiem w oczach wsłuchał się w muzykę. Miałam
ochotę szybko się wycofać, ale mój towarzysz chyba to przewidział. Chwycił mnie
za nadgarstek i w pasie po czym śmiesznie zmrużył oczy.
-Ten będzie ci
lepiej zatańczyć. Poprowadzę cię. Szybko się nauczysz.
Westchnęłam i
pokiwałam głową wiedząc, że zaprzeczając i tak nic nie zdziałam. I wiecie, że
wcale nie było tak tragicznie jak się spodziewałam?! W końcu jednak zmęczona
tańcem, byłam zmuszona odpocząć. Usiedliśmy ponownie przy barze, a Mira podała
nam… wodę… No dobra, nie będę się przecież w taki dzień z nią kłócić. Nic więc
nie powiedziałam i wlałam w siebie zawartość szklanki.
-Coś słabo z twoją
kondycją. – powiedział Laxus
-Nie żeby coś, ale
nie uważasz, że wbrew pozorom taniec bardziej męczy niż walka?
-Nie zastanawiałem
się nigdy.
-Ta… W sumie nawet
nie musisz… Ciekawy trening: taniec.
Siedzący obok mnie
blondyn zaśmiał się wesoło, a ja podparłam rękę na dłoni i wpatrywałam się w
kombinującego coś Neah. Nie podobało mi się to, ale wolałam nie narażać swojej
psychiki. Zwróciłam ponownie spojrzenie na wciąż uśmiechniętego blondyna. I
choć miałam wrażenie, że oczy jakoś tak mu dziwnie spoważniały i ściemniały, to
wciąż się uśmiechał. Dziwne? A może to tylko moja wyobraźnia?
Zamówiliśmy po
drinku i chwilę później już śmialiśmy się w najlepsze, ze sporą ilością
alkoholu we krwi. Szybcy jesteśmy, nie ma co.
Taniec – ja
naprawdę nie umiem tańczyć. Nie wiem jakim cudem wcześniej udało mi się to jakoś
zrobić, ale widocznie wszystko dzięki dobremu partnerowi, który umiał poprowadzić.
Cóż… kiedyś Kin starał się mnie nauczyć, ale skończyło się to tym, że wylądował
na drugim końcu pomieszczenia, z głową wbitą w ścianę. Jeśli o to chodzi, to
bardzo łatwo dawałam za wygraną. A przynajmniej tak mi się zdaje… Neah też
kiedyś próbował cos zrobić z moją nieumiejętnością tańca, jednak… cóż… jakoś
tak wyszło, że prędko tego zaniechał. Ale lepiej nie wracać, do tych czasów. Na
samą myśl, tracę chęci do wszystkiego.
-Coś się stało? –
z moich rozmyślań wyrwał mnie Laxus
-Nie, nic. Po prostu
przypomniało mi się parę zdarzeń z przeszłości. – machnęłam lekceważąco ręką
-Hmm… a jakież to
zdarzenia, że tak cię zajmują? – zaciekawił się
-Między innymi
obraz Kina wbitego w ścianę! – zaśmiałam się – Dziwię się, że jeszcze nie ma
skręconego karku! No, ale co poradzić? Kin to Kin. Nieważne jak bardzo się starasz pozbyć tego
natręta, on i tak wraca.
-Masochista, czy
jak? – spytał sam siebie Laxus
-A kto go tam wie?
Ale bez niego byłoby nudno. No i kłopotliwie… – westchnęłam – Jak tak o tym
pomyślę, to miałam się w swatkę pobawić.
-Oh? A kogo sobie
na ofiarę wybrałaś? – zaśmiał się Drayer, na co ja uśmiechnęłam się tylko i
wzruszyłam ramionami
-Mira! Następnego!
-No ej! Jak już
zaczęłaś to skończ! – oburzył się
-Hehe… Albo Mira
daj dwa od razu!
-Już podaję
Aya-chan!
-Oi! Aya!
Zaśmiałam się
wesoło i wystawiłam język. Coś ostatnio alkohol działa na mnie dziwie
rozweselająco. Sam alkohol? na pewno! Cóż by innego? I tak pijąc i sprzeczając się upływał nam czas.
--== Lucy ==---
Ja wiedziałam! Po
prostu wiedziałam, że między Ayą, a Laxusem coś się kroi! Ona może udawać, że
nic nie widzi, ale w tym tempie, naprawdę nieźle może się wkopać w związek, którego
nie będzie w stanie kontrolować. Choć to czy nie widzi, czy nie chce widzieć to
już inna sprawa. Nie zmienia to faktu, że inni też tak uważają. No nie mówię tu
o takim Natsu, czy Gajeelu, którzy w większości przypadków są ślepi na miłość.
Redfox to jeszcze, jeszcze… ale Salamander?! Normalnie szkoda na niego słów! On
to nie Laxus, który najwyraźniej wie czego chce. Tak myślę… Bo w sumie nikt nie
wie, co wnukowi mistrza po głowie chodzi. Ah! Te sprawy sercowe są takie
kłopotliwe! Mężczyźni! Wszyscy są tacy sami! Ślepi na potrzeby kobiet! W różnym
znaczeniu tych słów… Może to prawda, że kobiety i mężczyźni należą do dwóch
różnych gatunków? Ehh… To
wszystko jest naprawdę męczące! Aya! Ma mentorko! Poratuj mnie swoją wiedzą i
mądrościami! Zaraz… o kim ja mówię, u licha?! Może i zna się kobieta na rzeczy,
jeśli o swataniu mowa, ale sama nie widzi tego co przed nią. Czy kogoś takiego
można wziąć na mentorkę? Najwyraźniej można skoro to zrobiłam…
Yyy… Czy ja
przypadkiem nie mówię sama do siebie? Nawet jeśli tylko w myślach… Do reszty mi
odbiło! To pewnie przez alkohol… Tak! Zdecydowanie za dużo wypiłam! No bo co
innego?
-Lucy!
Zawał! Mam zawał!
Moje serce! Kto chce mnie kurde zabić?! Yyy… Natsu? A ten co tu robi? I czemu u
licha chce mnie zabić?! No… nie bezpośrednio, co prawda… Ale to nie znaczy, że
może tak ludzi straszyć! Prawda?
-Lucy! Słuchasz
mnie?!
Ups! Odpłynęłam…
-No nie bardzo.
Cóż za szczerość!
Wow! Natsu! Gdybyś tylko widział swoją minę… bezcenna! Szkoda, że nie mam
aparatu! Gdzie aparat kurde, jak jest potrzebny?! No ja się pytam! Co to ma
być?! Strajk aparatów?! Ludzie! Aparaty strajkują!
-Chyba za dużo
wypiłaś… Masz minę jakbyś zobaczyła latającego mistrza tańczącego Makrenę w
spódniczce.
-A skąd wiesz, że
tak nie jest?
Muahahaha! Twoja
mina jest boska Natsu! Mfff… Nie wytrzymam… zaraz parsknę śmiechem! Chyba nawet
już się trzęsę… Nie chyba, a na pweno!
-Lucy… czy ty się
dobrze czujesz? Może za dużo wypiłaś?
-Ależ Natsu! Za
dużo? Toż to zdecydowanie za mało w moim beznadziejnym przypadku! – ah, ten mój
pijany bełkot i figlarny ton! Za dużo procentów…
-Eee… co? Naprawdę
dobrze się czujesz?
-Szczerze, to nie
bardzo. Chyba umieram.
-Co?! Co ci?! Masz
gorączkę?! Może wezwać lekarza?! Lucy, nie umieraj! Dlaczego?!
-Z twojego powodu.
Czy tylko mi się
zdaje, czy jakoś tak poważniej zabrzmiałam? A może wręcz odwrotnie? A kij wie!
Ale Natsu jakoś tak zbladł. Bidulek! Chociaż nie. Nie jest mi go szkoda! O!
Niech ma nauczkę, za swoją ślepotę i głupotę! Ale trzeba przyznać, że Dragneel
rzadko jest… hmm… przerażony? Tak, to chyba dobre określenie.
-C…co? Jak to…
przeze mnie? – O! Ręce mu drżą! – Aaaa! Ludzie! Lucy umiera z mojego powodu!
Lekarza!
Moje uszy… moje
biedne uszy… A ja myślałam, że przywykłam już do tego hałasu. Teraz wiem jak
się czuje Aya. Ja nie wiem jakim cudem smoczym zabójcom to nie przeszkadza!
Czyżby słuch mieli nawet słabszy niż normalny człowiek? Ała…
-Lulu!
Oro? A cóż tu robi
Levuś? I czy nie powinno być „Lu-chan”? Ah! No tak! Pewnie przez alkohol jej
się język plącze! Choć powinien robić to wraz z tym Gajeela.
-Co się stało?!
Natsu! Co żeś jej zrobił?! Lulu! Co on ci zrobił?!
-Prze-eees-sta-aań…
mn-ną-trzą-ąąą-śćć!
Mamo! Niedobrze mi!
Help! Mój żołądek się chyba na miejsca zamienił z gardłem! Wody! Powietrza!
Pomocy! Uciekajmy! Nuuu… Boli… coś mnie w głowę uderzyło. Ciemność… Widzę
ciemność. Ciemność widzę. Ja chcę żyć!
…
Chociaż… Może
jakbym tak sobie zrobiła wieczny odpoczynek, to bym miała spokój od tych
wszystkich zmartwień? To całkiem niegłupi pomysł! Mamę bym spotkała, papę… Może
nawet poznałabym swoich przodków! Ah! Cóż za wspaniała wizja!
…
Ale coś mi się
zdaje, że jak bym poszła na zawsze spać, to Aya znalazła by sposób, żeby mnie
ściągnąć z powrotem, skopać i ponownie wysłać na drugą stronę. Z wielce
obolałymi częściami ciała. To może lepiej jednak nie ryzykować i poczekać na
swoją kolej? W sumie… Wieczność nie zając, nie ucieknie. Śmierć tak samo.
A więc karta
wybrana! Otwieramy oczęta i…! Yy… Róż?! Czemu ja widzę różowe włosy?!
-O! Lucy! Już się
obudziłaś?!
No tak… Natsu… To
wszystko wyjaśnia. Chociaż nie. Nie wyjaśnia to tego, dlaczego te jego włosy są
tak blisko?! Bo do bólu głowy spowodowanego jego krzykami, to już przywykłam.
Więc? Ktoś mi odpowie na pytanie?! I… czy mi się zdaje, czy ja latam?
-Yyy… Lucy? Ah!
Pewnie się zastanawiasz co się stało! No bo zleciała się Levy, Aya i jeszcze
parę osób. I jakoś w wyniku tego chciałaś wstać i straciłaś równowagę. No i
uderzyłaś się w głowę. No, a potem coś mamrotałaś wciąż nieprzytomna, że jednak
lepiej nie ryzykować i żyć. Nie bardzo wiedzieliśmy o co chodzi, więc doszliśmy
do wniosku, że za dużo wypiłaś i trzeba cię zanieść do domu. No to idziemy!
A… No tak… To
dlatego „latam”. Natsu mnie niesie… To już wyjaśnia znacznie więcej.
-Ale powiedz… co
ja zrobiłem, że umierasz przeze mnie?!
A ten znowu swoje?
Jeszcze nie zrozumiał, że się nie dowie?! Tch!
-Dobranoc.
Tym oto sposobem
kończę wywód, udając obrażoną na cały świat, pijaną kobietkę. Czas skorzystać z
darmowego środka transportu i się zdrzemnąć. Zamykamy oczka i „byebye!”.
-Ej! Lucy!
Cicho siedź. Ja tu
śpię. A raczej udaję, że śpię, starając się to zrobić. Yyy… Sama się już
gubię. Na dodatek mam
wrażenie, że coś jest nie tak. Tylko co u licha? Mniejsza o to! Jestem padnięta
i głowa mnie boli! O! To tyle w tym temacie! A teraz ostateczne… dobranoc…
***
Mam nadzieję, że rozdział się podobał *smile*. Dzisiaj było dużo Lucy tak dla odmiany. Za wszelkie błędy przepraszam, jak zobaczę jeszcze jakieś, to poprawię. Następna notka powinna pojawić się (jeśli net znowu nie zacznie mi wywijać numerów) 31 sierpnia. A teraz bonus:
Mam nadzieję, że się spodobały ^^. Do następnej notki!
***
Mam nadzieję, że rozdział się podobał *smile*. Dzisiaj było dużo Lucy tak dla odmiany. Za wszelkie błędy przepraszam, jak zobaczę jeszcze jakieś, to poprawię. Następna notka powinna pojawić się (jeśli net znowu nie zacznie mi wywijać numerów) 31 sierpnia. A teraz bonus:
Mam nadzieję, że się spodobały ^^. Do następnej notki!