sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 15

No! Oto kolejny rozdział! Powiem krótko i treściwie: Jestem odrobinę zawiedziona... coraz mniej jest komentarzy pod kolejnymi rozdziałami... Chciałabym wiedzieć co robię źle... Dlatego nie pogardzę szczerą, uzasadnioną opinią. A teraz zapraszam do czytania:


***

Do portu w Magnolii dotarliśmy względnie wcześnie. O której dokładnie? Cóż… Było przed 19. Podziękowaliśmy właścicielowi łodzi i ruszyliśmy w stronę gildii. Starałam się iść normalnie i nie załamać się psychicznie, tudzież nie paść ze śmiechu, co było trudne zważywszy na sytuację. O czym mówię? Co prawda bardziej by tu pasowało określenie „o kim”, ale pozostańmy przy pierwszej wersji. Otóż mowa o Revisie, który kontynuował swój jakże „elegancki” sposób chodzenia i „pilnowania mnie”. Tak… Chyba łatwo się domyślić o czym mówię… W każdym bądź razie oprócz tego cały czas jęczał mi koło ucha, że on nie chce iść do tej gildii, tylko woli pobyć ze mną sam na sam i powspominać stare czasy. Z tym, że pomiędzy kolejnymi seriami narzekań powodował u mnie przymusowe zatrzymanie się przez zachwycanie się byle czym. Dlaczego przymusowe? Bo wciąż był uczepiony mojego ramienia. Teraz było podobnie…
-Aya! Popatrz! Jaki wspaniały kapelusz! Hmm… Ale ten obok bardziej by ci pasował…
-Revis… Rusz się! Zgłodniałem! – teraz Kin dołączył do grona narzekających
-Ale ja nie chcę tam iść! Wcale nie jestem głodny! Ayaaaaaa~! Chodźmy zobaczyć zachód słońca!
W tym właśnie momencie dało się słyszeć głośne burczenie brzucha. Jednak nie była to ani Mia, ani Kin. Dziewczyny i ja również nie… Spojrzałam na lekko zażenowanego Revisa, który jednak nie odkleił się ode mnie. Westchnęłam…
-Tego… Zawsze możemy coś kupić w drodze na plaże, co nie? Nie musimy iść do tej gildii… - Revis niby wciąż upierał się przy swoim, ale miał już mniej pewny ton – To jak będzie Aya-chan?
-Idziemy do gildii. – prosto i dobitnie
Białowłosy zrobił zbolałą i zawiedzioną minę, a z tyłu usłyszałam ciche „w końcu”. Uśmiechnęłam się pod nosem i zmierzwiłam lekko włosy fioletowo-okiego. Mia naburmuszona podeszła z drugiej strony i uczepiła się mojego rękawa. Pokręciłam na to tylko głową i ruszyłam w stronę gildii, ciągnąc za sobą resztę. Jednak coś mi się przypomniało…
-Właśnie! Hagane, Lena… - te popatrzyły na mnie – Tak właściwie to znalazłyście sobie jakieś mieszkanie? – spytałam w stronę dziewczyn, nie przerywając jednak marszu
-No… Całkiem, całkiem… Znaczy… Cena dość wysoka, jak na nasz budżet, ale mieszkanie jest jej warte. – odpowiedziała mi zielonowłosa
-Rozumiem… Skoro o tym mowa… Kin, kiedy się wyprowadzisz ode mnie i przestaniesz być darmozjadem?
-Yyy…
-Mieszkacie razem? – to pytanie padło z ust Revisa, który miał wyjątkowo poważną minę – Kin…
-Yyy…
-Na to wychodzi. – tym razem nie pozwoliłam blondynowi jeszcze bardziej namieszać – Kin stał się darmozjadem i wychodzi na to, że niedługo do mnie i do Mii dołączy kolejny darmozjad o imieniu Neah. No i oczywiście ciebie też trzeba będzie gdzieś ulokować. Tego drugiego darmozjada jakoś się z mieszkania pozbędę, z Kinem będzie gorzej. – rzuciłam złotemu zirytowane spojrzenie – Oczywiście Neah się też łatwo nie odczepi, ale przynajmniej nie będę musiała go utrzymywać. Tobie, Revis nie będę szukać żadnego hotelu. Zamieszkasz przez ten tydzień u nas. Jakoś się zmieścimy. – posłałam mu ciepły uśmiech na co ten się wyszczerzył jak głupi.
Ktoś patrzący z boku mógłby pomyśleć, że jesteśmy parą, ale to błędne myślenie. Revis zawsze był o mnie zazdrosny, ale nie w tym sensie. Zachowywał się bardziej jak młodszy brat zabiegający o uwagę starszej siostry i będący o nią czasami zazdrosnym. Tak… To ja byłam tą starszą… I wychodzi na to, że ten pomimo upływu czasu nic się nie zmienił pod tym względem. To było trochę martwiące. Szczególnie zważywszy na to, jak Erza zareagowała na obecność i zachowanie Kin’a. Uhh… Zapowiadał się ciężki dzień. A raczej jego końcówka i noc. Starałam się jednak to zignorować tak jak robiłam kiedyś z podobnymi sytuacjami i głupimi pomysłami Kin’a. Nie przejmując się więc tą apokalipsą, która miała nadejść znalazłam się pod budynkiem Fairy Tail. Revis zaczął go podziwiać z tym swoim dziwnym, dziecięcym wyrazem twarzy i głośnym „oooo” na co ja tylko westchnęłam. Pociągnęłam go i pchnęłam drzwi wejściowe. Zastał nas tradycyjny gwar i mało kto by nas zauważył, jednak z taką liczną i irytującą grupkę trudno o to.
-Ale tu hałas! Mówiłem, żeby tu nie iść! – tak, tak… dobrze myślicie… to Revis… i w tym momencie wróżki spojrzały na nas jak jeden mąż.
Trzeba przyznać, że cała gama min jakie zrobili spowodowała u mnie załamanie, ale co im się dziwić? Widok mojej osoby tak „obwieszonej” przez dwa irytujące stworzenia ludzkie, raczej do normalnych nie należał. A tym bardziej, że jeden z tych rzepów, był starszym ode mnie chłopakiem, którego ci widzieli pierwszy raz na oczy. Ta… Widok niecodzienny. Co niestety mi nie było na rękę.
-Aya-san? A któż to? Twój znajomy? – jak zawsze Erza była pierwszą, która spytała o zaistniałą sytuację
-Tak… To Revis, a to jest-
-Erza Scarlett, zwana Tytanią. – fioletoowoki wszedł mi w słowo – Wiem dużo na temat waszej gildii. Głośno o was. Chociaż nawiasem mówiąc, to wiem sporo również o innych, mniej znanych gildiach. – tu Revis zamyślił się z dziwną, dziecięcą miną – No, ale to nie ważne! Głodny jestem!
-Hai, hai… Za barem stoi Mira, idź sobie coś zamów i weź ze sobą Mię. Przypilnuj jej. – powiedziałam to lekko zmęczonym tonem, ale on się tym nie przejął. Chwycił tylko młodą i zaciągnął ją do baru. – Padam… zdrzemnęłabym się trochę… - starałam się uniknąć niewygodnych pytań. Na próżno…
-Aya-san – tak, tak… znowu Erza – Mogłybyśmy porozmawiać?
-Nie…
-C…co?
Młoda Scarlett wyglądała na lekko zaskoczoną. Choć słowo „lekko” to mało powiedziane. Ja natomiast z obojętną miną ruszyłam do mistrza. Jeśli wszystko szło by zgodnie z planem to miałam niecałą godzinę na odpoczynek. Westchnęłam zrezygnowana zdając sobie doskonale sprawę z tego, że wcale się na odpoczynek nie zapowiadało. Wręcz przeciwnie! Natrętne spojrzenie Tytani mówiło samo za siebie…
-Aya-san…
-Erza… Nie widzisz, że jestem zmęczona? Wybacz, ale mam jeszcze mnóstwo roboty i potrzebuję odpocząć.
-Mnóstwo roboty? Nie przypominam sobie byś brała jakąś-
-Nie musisz. To nie jest jedyna rzecz, która zajmuje mój czas. – Mój chłodny ton spowodował, że Scarlett trochę pobladła, ale szybko wróciła do normalności. Niestety… - W każdym bądź razie Revis zostanie tu co najmniej tydzień, więc będziesz jeszcze miała okazję do zadawania pytań, choć wątpię by udzielił ci na nie odpowiedzi. A teraz daj mi spokój.
Ostatnie zdanie powiedziałam tak zmęczonym i zbolałym głosem, że dziewczyna odpuściła. Ah! Nie ma to jak wspaniałe umiejętności aktorskie! Choć trzeba przyznać, że dzisiejszy dzień naprawdę mnie zmęczył. Położyłam głowę na stole i… zasnęłam. Tak… zasnęłam mimo niewyobrażalnego hałasu.

JEBUT! Coś z impetem uderzyło mnie w głowę. Hałas ucichł. Otworzyłam zaspana oczy i leniwym ruchem ręki przetarłam je. Rozejrzałam się dokoła i… wszyscy wgapiali się we mnie ze strachem i niepokojem na twarzy. Moje spojrzenie padło na osobą najbardziej zdenerwowaną, którą okazał się Kin. Blondyn uciekał wzrokiem gdzie się da, byleby tylko nie patrzeć w moją stronę.
-Ała… - cóż… trochę opóźniona reakcja, ale usłyszawszy to Kin aż podskoczył i zaczął mnie przepraszać
-Go…gomene… A…aya… bo… tego… ja… oni…
-Kin. Do rzeczy.
-Haiiii! Bo Neah i Revis się zaczęli kłócić, a ja ich chciałem uspokoić, ale miałem w ręce butelkę i mnie któryś popchnął i…! i wypadła mi i… uderzyła w ciebie…
Z każdym wypowiedzianym zdaniem, z każdym słowem mówił coraz ciszej, ale ja i tak wszystko słyszałam. I to nie z powodu mojego wyczulonego słuchu, ale przez to, że w gildii wciąż panowała cisza. Nienaturalna cisza. Westchnęłam i machnięciem ręki spowodowałam, że moje cienie przyciągnęły Revisa w moją stroną tak, że stał tuż obok. Wszyscy w gildii pobledli jeszcze bardziej i zrobili współczujące miny, a Revis się szczerzył. Chwyciłam go za rękaw i szybkim ruchem, posadziłam obok, by następnie oprzeć się o jego ramię. Trwało to ledwo kilka sekund, więc nikt nie zdążył zareagować. I dobrze. Wszyscy zrobili zdziwione miny, a białowłosy najbardziej.
-Aya-chan?
-Robisz za moją poduszkę. Cicho… - powiedziałam te słowa jakby były one najoczywistszą rzeczą na świecie
-Ale Aya-chan…
-Powiedziałam „cicho”. Śpiąca jestem, a poduszki nie gadają.
-Yhym!
Przymknęłam zmęczona oczy i ponownie poszłam spać. Bez żadnej „awantury”. Usłyszałam jeszcze pisk Miry brzmiący trochę jak „kawaii!” i ponownie odpłynęłam.

---== Kin ==---
Kiedy Aya dostała butelką myślałem, że mnie zatłucze na śmierć. Ale nie! Ona… Podniosła leniwie głowę i przetarła zaspane oczy. Nawet przemknęło mi przez myśli, że wyglądała słodko! Jak taka mała, niewinna dziewczynka… Błędne i naiwne myślenie! Szybko jednak odpędziłem te myśli, gdyż mimo wszystko bardziej martwiłem się o swoje zdrowie. Ale dalszy przebieg wydarzeń jeszcze bardziej mnie zaskoczył! To było… Dziwne! I przerażające… Aya z nienaturalnym spokojem wysłuchała mojej wersji, następnie przyciągnęła do siebie Revisa i… położyła się na jego ramieniu. W tamtej chwili bardzo przypominała mi taką „małą, niezdarną siostrzyczkę”. Tak… wyjątkowo to ona „zagrała rolę” młodszej siostry, a nie białowłosy. A potem… zasnęła. Zupełnie jak „Śpiąca Królewna”. Jej twarz była tak spokojna… a sądząc po minach wróżek, pierwszy raz widzieli jej twarz w czasie snu. Taką spokojną i niewinną, przypominającą pięknego anioła o śnieżnobiałej cerze i niezwykłych włosach. Trzeba przyznać, że urody jej nie brakowało, a ja… byłem z niej dumny! Zresztą zapewne nie tylko ja. Z całą swoją pewnością mógłbym stwierdzić, że gdyby ON żył, to pękałby z dumy. Tak… Ona z całą pewnością za NIM tęskniła. Jednak nie tylko ona – mnie również było GO brak. Mimo, iż byłem od niego starszy prawie 2 lata, to… czasami miałem wrażenie, że jest na odwrót. To właśnie ON zachowywał się najbardziej dojrzale. Był niezwykły! Silny, mądry i cholernie przystojny, przez co dziewczyny za nim szalały. Potrafił się z nimi obchodzić. Każdą traktował jak damę, dbał o nie i szanował. Nigdy żadnej nie wykorzystał. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. A w czasie walki… nawet w najgorszej sytuacji myślał trzeźwo. Jeśli coś działo się bliskim mu ludziom, potrafił być bezwzględny i przerażający. Wręcz zimny jak lód, a czasami nawet… wydawało mi się, że wyglądał jak demon. Należeliśmy do tej samej gildii. Do gildii, w której chwilę po jego śmierci pojawiła się mała Aya. Była do niego tak podobna! Nie wszyscy tak uważali, ale ja GO znałem i wiedziałem o nim naprawdę wiele. Wiedziałem też kim była dla NIEGO Aya. 
-Kin-chan? Coś się stało? – nawet do mnie nie dotarło, co dokładnie Mira do mnie powiedziała. Wciąż patrzyłem na Ayę z nostalgicznym wyrazem twarzy.
-Tak… Kiedy straciliśmy GO po raz drugi, Aya zmieniła się jeszcze bardziej…
-Co? Kogo?
Mira i wszyscy wydawali się zdziwieni, a ja… nawet się nie zorientowałem, że ostatnią moją myśl powiedziałem na głos. Jakby po części reagując na słowa Miry.
-Hę?! Ale że co?! Yyy… To nic! Zignorujcie mnie! Tak sobie tylko głośno myślałem! Hehehe…
Podrapałem się nerwowo po głowie. Automatycznie też spojrzałem w stronę młodej Kuroi i Revisa. Fiołkowo-oki miał wymalowany na twarzy autentyczny szok i… wydawał się lekko przerażony. Żadne z nas nie przypuszczało, że mógłbym powiedzieć na głos coś takiego. I to bez wiedzy i zgody Ayi. A to przecież dotyczyło głównie jej.
-Kin-san… O czym mówiłeś? Kogo straciliście po raz drugi? Kim ten ktoś był dla Ayi-san? I jak to się zmieniła?
Zostałem zalany masą pytań, przez czerwono-włosą Tytanię. Jednak nie uraczyłem jej najmniejszym spojrzeniem. Wciąż patrzyłem na tą dwójkę. Szybko się opanowałem i wziąłem głęboki oddech.
-Wybacz moją nieuprzejmość Erza-san, ale obawiam się, że nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Nie powinienem był mówić tego głośno. To was nie dotyczy i prosiłbym abyście nie pytali o to Ayi. Nawet o tym nie wspominajcie.
Od dawna nie słyszałem u siebie takiego zimnego i ostrego głosu. Już nawet zapomniałem… Na twarzy Revisa zobaczyłem wyraźną ulgę i ponownie zagościł tam psotny uśmiech. Westchnąłem i tylko zerkając kątem oka na zaskoczone i zdezorientowane miny magów Fairy Tail, ruszyłem w stronę wyjścia z gildii. Mijając bar zauważyłem jeszcze Lenę i Riddle z podobnymi minami pełnymi ulgi. Całkiem zapomniałem o ich obecności. One również niegdyś należały do tej samej gildii co ja. Były najbliższym przyjaciółkami Ayi. I chyba nadal są. Tak, przyjaciółkami. Pewnie ciężko jest uwierzyć, że Kuroi się z kimś przyjaźniła do tego stopnia, ale wbrew pozorom, to naprawdę delikatna osoba. Ona po prostu boi się zawierać przyjaźnie, gdyż nie chce już nigdy czuć bólu straty. Uczucia, którego boi się chyba najbardziej na świecie. Zgadza się… Aya BOI SIĘ tego.
Zanim się spostrzegłem byłem już daleko od gildii. Wszystko przez te moje wspominanie. Za bardzo mnie to wciągnęło. Eh… Już miałem zawrócić, przecież nie chciałem się spóźnić, kiedy coś przykuło moją uwagę. A mianowicie kwiaty! Co w tym takiego niesamowitego? Otóż sprzedawczyni, którą była starsza pani, miała ich przeróżne rodzaje! W tym… róże o niezwykłych kolorach i lotosy. Tak… te dwa kwiaty to były ulubione kwiaty Ayi. Róże czarne i czerwone oraz lotosy. Kupiłem ich kilka tak, że róże stworzyły mały bukiecik, a lotosy… poprosiłem staruszkę, by szybko je zasuszyła. Zapłaciłem i już miałem odchodzić kiedy zobaczyłem jeszcze kilka niebieskich stokrotek. Z tego co się zorientowałem te kwiatki z kolei uwielbiała Mia. Uśmiechnąłem się wesoło i o nie też poprosiłem. Tak, miałem jakieś parę groszy w zanadrzu. Chyba specjalnie na taką okazję, a staruszka i tak sprzedawała tanio. Z wesołym humorem, który wrócił szybciej niż się spodziewałem ruszyłem do miejsca mojej zagłady, którą mogła na mnie dokonać Aya. Ta… Aż sam się zdziwiłem, że mnie wtedy nie zabiła. Szybko dotarłem na miejsce uprzednio sprawdzając port. Co dokładnie mam na myśli? Heh… Chwilowo pozostanie to tajemnicą.
Już od samego progu gildii zawołałem wesoło.
-Aya~! Zobacz co kupiłem!
-Marnotrawstwo pieniędzy. – usłyszałem od już rozbudzonej brunetki, patrzącej zirytowanym wzrokiem na wszystko i wszystkich.
-Kin~! A dla mnie też kupiłeś? – obok mnie pojawiła się Mia
-Oczywiście! Mam nadzieję, że się spodobają! – to mówiąc podałem jej stokrotki, a ona… pisnęła z zachwytu, podziękowała i poleciała do Ayi.
-A właśnie! Aya! Czy to już nie pora? – ponownie skierowałem się do niebieskookiej
-Racja… Mistrzu?
-Oczywiście! A teraz proszę państwa… Zapraszam ze mną! Wszystkich! – Makarov jak zwykle był pozytywnie nastawiony.
Wszyscy z wesołymi uśmiechami, bądź zaciekawionymi minami ruszyliśmy za staruszkiem. Ja zrównałem krok z dość niepewną Panią Cienia. Jej co chwila zmienny humor i wyraz twarzy lekko mnie martwił.
-Aya… Jesteś pewna? Jeśli nie chcesz to się nie zmuszaj.
-Nie Kin, to jest to co powinnam zrobić.
-Skoro tak uważasz… Jednak… Chociaż postaraj się nie robić takiej dziwnej miny.
-Ta…
-Uh… Weź się w garść! Ja wiem, że z jednej strony nienawidzisz tego dnia, ale z drugiej strony go uwielbiasz, prawda?
-Sama już nie wiem…
-Ekhem! Proszę o uwagę!
Odezwał się mistrz gildii, starając się uspokoić zachwyconych owym widokiem magów. O jakim widoku mówię? Otóż plaża wyglądała niesamowicie! Nie dość, że był zachód słońca, to jeszcze ktoś przyozdobił to miejsce wspaniale! Skromnie, aczkolwiek niesamowicie! A na ogromnym stole był również duży tort, z napisem „Wszystkiego najlepszego Mia!”. Dziewczynka pisnęła zachwycona, już drugi raz w ciągu kilku minut i… spojrzała na Ayę.
-No co tak patrzysz młoda? To dokładnie rok od kiedy się spotkałyśmy. Sama kiedyś powiedziałaś, że to trochę tak jakbyś narodziła się na nowo. Nie udało mi się dowiedzieć, kiedy dokładnie masz urodziny, więc postanowiłem potraktować w ten sposób właśnie ten dzień.
-Sensei… Arigatou!
Młoda rzuciła się w stronę Ayi i przytuliła ją w pasie, na co ta prychnęła. Od chwili rozpoczęcia swojego „monologu” cały czas patrzyła gdzieś w bok z niby lekko zirytowaną miną. Jedną ręką podpierała bok, a drugą trzymała na szyi, pocierając nerwowo kark. „Smok wody” zawołała jeszcze coś jak „jest wspaniale…”. Jednak nie dało się tego stwierdzić jednoznacznie, bo twarz miała wciśniętą w płaszcz Ayi. Zastanawiało mnie tylko gdzie podział się Revis… I wtem, jak na zawołanie, białowłosy pojawił się obok z dziwnym błyskiem w oku.
-A wiesz Mia, że wychodzi na to, iż Aya spotkała cię dokładnie w dniu swoich urodzin? – tak… to powiedział właśnie on
-Co? N… nie wiedziałam… Czy to prawda sensei?
Mia była, delikatnie mówiąc, zaskoczona. Zresztą jak reszta wróżek. Spojrzałem na Ayę, a ona… miała jeszcze bardziej poirytowany, zagubiony, ogłupiały i… zawstydzony (?) wyraz twarzy. A przynajmniej tak mi się wydawało. W każdym bądź razie wróżki krzyknęły jednocześnie „nie wiedzieliśmy”, czy „nie mamy prezentów!” i zaczęły szeptać między sobą. A Kuroi? Zmarszczyła brwi i westchnęła…
-No… na to wychodzi. Ale nie przepadam za moimi urodzinami.
-Dlaczego?
-Bo dawno temu, w ten dzień, straciłam kogoś mi bliskiego.
-Ale o te kilka lat później znalazłaś mnie… - tu Mia opuściła lekko głowę – Czy…
-I tylko z tego właśnie powodu, nie znienawidziłam tego dnia. W końcu… raz się coś traci, a raz zyskuje, czyż nie?
Pierwszy raz od dawna widziałam Ayę tak szczerze uśmiechniętą. I to w dzień jej urodzin. Jej uczennica zawołała głośne „Hai!” i wszyscy zaczęli świętować. O dziwo Revis nie został zmrożony wściekłym spojrzeniem przez prawdziwą solenizantkę, a większość ubolewała nad tym, że nie wiedzieli i nie mieli możliwości kupić prezentu. Oczywiści ja o tym wiedziałem i kupiłem prezent dla obu dziewczyn. I nie mówię tu o kwiatach. Oczywiście Revis też coś kupił, ale tylko dla Ayi, bo o młodej nie wiedział. I choć mówiłem mu, że broń którą jej dał, wystarczy na prezent, to ten i tak się uparł. Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i podał je brunetce. Ta z mieszanymi uczuciami otworzyła je i co zobaczyła? Naszyjnik z wisiorkiem w kształcie lotosa. Następne były Lena i Riddle, które wręczyły jej po książce. Uśmiechnąłem się wesoło i podałem mojej przyjaciółce mój podarunek. Cóż… ode mnie dostała wspaniałą srebrną bransoletkę wyglądającą jak wijący się dookoła ręki smok o błyszczących granatowych oczach, które zostały zrobione z małych kryształków szafirów. A ja… zostałem obdarowany ciepłym uśmiechem z jej strony. Innymi słowy warto było. Oczywiście kwiaty też wręczyłem, ale nic nie przebiło Mii, która zniknęła na chwilę i wróciła z wiankiem w dłoniach, który kończyła robić, a pod pachą trzymała bukiet zerwanych kwiatów Amarylisu. Poczułem nagle dziwne, niemiłe ukłucie smutku, ale zniknęło ono równie szybko, co się pojawiło.
-Chciałam te czerwone kwiatki dać do wianka, ale nie pasowały! A tak mi się spodobały, że zrobiłam z nich bukiecik! – zawołała wesoło
Zerknąłem na Ayę, która patrzyła na kwiaty dziwnym wzrokiem, po czym uśmiechnęła się szeroko.
-Wiesz Mia… To były ulubione kwiaty dwóch wspaniałych osób. Dziękuję ci. I wiesz co?
-Hm?
-Przypominasz mi ich trochę.
Zarówno ja, jak i Revis zdziwiliśmy się. Czy ona mówiła o NIM i o… Van Hanie? Czyżby? Mia również była lekko zaskoczona, ale po chwili posmutniała.
-Czy to źle?
-Nie… wręcz przeciwnie.
Aya kucnęła przed młodą i przechyliła lekko głowę w bok, a zielonooka rzuciła jej się na szyję z serdecznym śmiechem. I wtedy Aya powiedziała coś, czego bym się w życiu nie spodziewał po niej. A przynajmniej nie w takiej chwili.
-Mia… Chciałabyś trochę o nich usłyszeć? O… mojej przeszłości?
-Na… naprawdę sensei?
-Tak… więc?
-Bardzo chętnie!
Mia usiadła grzecznie na ziemi, obok swojej nauczycielki, podobnie jak my. Kątem oka zarejestrowałem, że magowie Fairy Tail, robią podobnie. A przynajmniej większość.
-Wiesz… Kiedyś należałam do pewnej gildii. Znalazłam się w niej po… pewnym zdarzeniu. Tam spotkałam wielu przeróżnych ludzi. Wspaniałych, pod różnymi względami, ale również i takich, którzy niedoceniali życia. Wtedy… nie zauważałam tych wspaniałych cech. Byłam trochę… zaślepiona.
-Czym? – przerwała jej Mia
-Różnymi rzeczami. Można by rzecz, że przez te rzeczy… byłam jakby pozbawiona wszystkich emocji. Po jakimś czasie trochę się otworzyłam, ale jedyne emocje jakie ukazywałam, to były głównie te złe i negatywne. A przynajmniej tak mi się zdaję.
-Czy Kin i Revis też należeli do tej gildii?
-Tak… Kin był tam już od paru lat, ale Revis pojawił się później. I możesz mi wierzyć lub nie, ale wtedy był… no… młodszy ode mnie.
-Pod względem psychicznym?
Cała nasza grupka, w tym Revis, parsknęła na słowa Mii.
-Tak… myślę, że można by tak to ująć.
-No to w takim razie, niewiele się zmienił.
Ponownie zachichotaliśmy, NAWET Revis i wróżki, jednak Aya szybko się uspokoiła i kontynuowała dalej swoją opowieść. 
-Do gildii należały też Lena i Riddle. Ale był tam też niejaki Van Han, który był dla mnie jak drugi ojciec. To na jego pogrzebie byłam razem z Kin’em. – Aya lekko posmutniała, ale kontynuowała dalej – Van Han, był człowiekiem, który wiele mnie nauczył.
-Był twoim mistrzem?
-I tak i nie. Zresztą… można by rzecz, że był jednym z moich nauczycieli.
-A ilu ich było?
-To zależy jak na to patrzeć. Hm… Jeśli mam być szczera, to chyba każdy z gildii nauczył mnie czegoś. Nawet jeśli nieświadomie i nawet jeśli było to mało ważne.
-To trochę jak ty mnie… uczysz mnie wszystkiego co umiesz i wiesz.
-Hm… Cóż… Myślę, że możesz to trochę porównać.
-A kto był mistrzem waszej gildii? – dało się słyszeć pytanie którejś z wróżek
Już myślałem, że Aya nie odpowie, że w ogóle nie powie już ani słowa, ale ona… uśmiechnęła się tylko dziwnie i powiedziała, tak by każdy usłyszał.
-Bardzo mądry człowiek.
Z dziwnym poczuciem ulgi wypuściłem powietrze i spojrzałem na chichoczącego Revisa. Nigdy nie byłem w stanie go całkiem zrozumieć. Zresztą nie tylko ja. Chyba tylko Aya była osobą, która go całkowicie rozumiała. A przynajmniej bardziej niż reszta. Nawet Lena i Riddle, również miały takie zdanie o białowłosym i Ayi.
-Opowiedz jeszcze o tym Van Hanie sensei! – Mia wpatrywała się śmiesznym wzrokiem w Ayę, a ta kiwnęła głową i ponownie mówiła
-Sam Van Han, również traktował mnie jak córkę, a ja co prawda okazywałam mu za to wdzięczność, ale większość moich emocji wciąż była zamknięta. Hm… Lubił pomarańcze, wręcz je uwielbiał! Śmialiśmy się, że przez to się wolniej starzeje, bo zawsze wyglądał na młodszego niż był.
-A więc od tej pory będę jadła dużo pomarańczy!
Mia wyskoczyła z tym tekstem tak nagle, że aż podskoczyłem. Aya zrobiła autentycznie zdziwioną minę, ale po chwili na jej usta ponownie wpłynął uśmiech i z tłumionym śmiechem wypuściła powietrze kręcąc głową.
-Ty i tak już wystarczająco ich jesz. A Van Han… miał obsesje na ich punkcie. Tak przynajmniej wielu to określało. Ktoś nawet powiedział, że on ma zamiast mózgu pomarańczę i tylko brakuje tego, by chodził z nimi w kieszeniach, a atakując rzucał nimi we wroga. Z ciast jadł tylko to pomarańczowe, cukierki również o tym smaku. A do herbaty zamiast cytryny dawał pomarańczę!
-To niezły wariat z niego był… znaczy! Tak w pozytywnym sensie! – Mia szybko się poprawiła zdając sobie sprawę, że mówię o osobie bliskiej i ważnej dla Ayi. Ta tylko pokręciła głową.
-Nie przejmuj się, taka prawda! Van Han rzeczywiście był trochę zwariowany, ale i sympatyczny. Jestem pewna, że nie obraził by się za mówieniem o nim prawdy. Sam nawet czasami powtarzał, że nie jest do końca normalny, tak jak inni. Innym razem mówił, że wszyscy są nienormalni na swój własny sposób i dzięki temu jesteśmy wyjątkowi.
-Mądry człowiek z niego był Aya-sama!
-Był, był… A uprzedzając następne pytanie, to nie on był mistrzem gildii. 
Aya zamilkła i rzuciła mi znaczące spojrzenie. Westchnąłem cierpiętniczo, wiedząc o co jej chodziło.
-Van lubił podróżować. – tak… tym razem ja się odezwałem – Kochał morze, a jego życzeniem było, by po śmierci pochować go w dosyć niezwyczajny sposób. Chciał by jego prochy rozsypać w stronę morza. Bardzo zależało mu na tym, by tym miejscem była właśnie ta mała wioska na granicy, gdzie pierwszy raz rozpoczął przygodę z naszą gildią. Podobno spotkał tam wtedy kogoś i to ta osoba przyprowadziła go do gildii. Dlatego chciał zakończyć swój cykl życia w miejscu, gdzie „wszystko się zaczęło”. Był dla wielu młodych jak ojciec, czy brat, albo po prostu bliski przyjaciel, który zawsze służył dobrą radą. Oczywiście nie wszyscy go lubili, bo był taki, a nie inny. Kiedyś go o to zapytałem, a on powiedział „Mi wystarczy, ta grupka ludzi, która akceptuje mnie takiego, jakim jestem.” Czasami zastanawiałem się, czy on specjalnie tego nie robi, ale kto wie…
-A dla ciebie kim był? – ponownie odezwała się Mia
-Hmm… Myślę, że był bardziej jak starszy brat i przyjaciel. Tak… Myślę, że właśnie tak…
-No dobra! Myślę, że już starczy tych opowieści!
Ayuś klasnęła w ręce, z dziwnie złowrogim uśmiechem na twarzy i wstała gwałtownie. Mia zrobiła najpierw lekko zawiedzioną minę, a później wskoczyła na Kuroi wołając coś jak „Dziękuję, że się ze mną podzieliłaś!” i poleciała się bawić. Innymi słowy znalazła się przy stole gdzie wchłaniała jedzenie. Wtedy wszystkim się przypomniało, że to impreza urodzinowa i zaczęło się. Najpierw zdmuchiwanie tortu, później krojenie (Mia i Revis wzięli największe kawałki), aż w końcu szampan. Dla niektórych prawdziwy, a dla innych „bezalkoholowa podróbka”. Impreza rozkręcała się z każdą chwilą, a ja wiedziałem, że jak zwykle tylko Aya będzie wszystko pamiętać. W połowie imprezy pojawił się też Neah z… ogromnym bukietem czarnych i czerwonych róż, który wręczył, już podpitej Ayi. Przy okazji spróbował ją pocałować, ale ta go uderzyła w brzuch i poszła pić z Caną. Ta… normalka… I w ten oto sposób impreza toczyła się dalej swoim rytmem, a ja nie mogłem pojąć, jak szybko ta gildia przekonała do siebie Panią Cienia. 

4 komentarze:

  1. Pierwsza! :3
    No to tak, na początek to wyłapałam jeden śmieszny błąd.. Bo Kin powiedział o Ayi "nie grzeszyła urodą" co by oznaczało, że jest brzydka, a chodziło mu raczej, że jest ładna - tak przynajmniej ja sądzę o.o Ale to nic, taki błąd to jak nie błąd :D
    Bardzo spodobał mi się pomysł z "urodzinami" małej Mii, to było takie słodkie *.*. Rozdział jak zwykle genialny, a ta opowieść na końcu o Van Hanie była urzekająca :)
    Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  2. I mam do nadrabiania >.< Sumimasen z całego serca A-chan... Po prostu pisanie i pisanie mnie przytłacza do tego stopnia, ze zapominam o obowiązkach jako komentującego...
    Oczywiście twój Fairy-Tailowski humor nie szwankuje, jak zawsze ^^ Zawsze czytam twoje rozdziały z bananem na ustach. To opowiadanie jest urzekające - hłe, hłe, Decha odkryła nowe słowo~! Dzięki Shiru-san~! Przy muzyczce z FullMetal Alchemist Decha się wyluzowała, lecz przeżywała wszystko z bohaterami... Lubię takie opowiadania jak to, bo styl pisania jest niesamowicie wciągający. Zupełnie zapominam o wszystkim, co mnie otacza i czytam.
    Dzięki ci za takie chwile ^^
    Sayo~!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! "Urodziny" Mii były słodkie! ^^ Nie przejmój się brakiem komentarzy u mnie też jest coraz mniej =_= Opowieść o Van Hanie była bardzo interesująca.Do tego wszystkiego jeszcze muzyczka z FMA. Jednym słowem cudo! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    ciekawy i spokojny rozdział, haha Aya zaskoczyła wszystkich taką spokojna reakcją... Revis został poduszką, a Aya postanowiła opowiedzieć trochę o swojej przeszłości...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń