czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 9


Postanowiłam dzisiaj dać notkę, bo szczerze mówiąc nie wiem czy w sobotę dam radę. A teraz parę spraw organizacyjnych lub dotyczących opowiadania.
1. Trochę mi przykro, że zamiast komentarzy z każdym kolejnym rozdziałem przybywać, to ich ilość spada. Nie wiem, czy piszę coraz gorzej, czy może historia was nudzi, albo coś... ale... jak mi nie powiecie co jest źle to nie będę o tym wiedzieć. Wciąż się uczę jeśli chodzi o pisanie, więc wiem że idealna nie jestem, ale to jednak trochę przykre... Wiem, że ferie są itd. ale... był aż 3 tygodnie. Myślałam, że przez ten czas komów będzie więcej, ale najwyraźniej się myliłam.
2. Teraz wyjaśnię odnośnie opa. Tak dla ciekawskich (o ile to ktoś przeczyta). Głównie jest to la Desu-chan, bo ta zauważyła coś słusznego. Tak… Chodzi mi o relacje między Ayą i Kinem… Hehe… Bardzo spostrzegawcza jesteś! Otóż… Hm… zastanawiam się czy tak publicznie dać spoilery… Hmm… O! Wiem! Desu-chan! (lub ktoś inny ciekawski) Jak będziesz chciała się jeszcze czegoś, dokładniejszego dowiedzieć, to pisz pocztą, albo podaj GG. No jakoś się ze mną skontaktuj jak chcesz! ^^ Wtedy wyjaśnię ci zależność między tą dwójką :p
3. No! I Również Desu-chan dedykuję ten rozdział! Jak już mówiłam: za twoją spostrzegawczość ^^! No i jeszcze dedyk dla Fadziulki: dalej łączę się z tobą w cierpieniu!
No to tyle! Zapraszam do czytania! 

***

---== Z perspektywy Ayi ==---

-No co za debil… Wrr… Idiota! – jeden kieliszek – Mówiłam mu tyle razy by tak do mnie nie mówił… - drugi kieliszek – Wrr… No jak on mógł?! – trzeci i czwarty kieliszek – Debil… - kolejny kieliszek i kolejny… - Mira! Następny!
Wciąż byłam cała czerwona na twarzy. Ledwo wyszłam od Kin’a, a już wypiłam trochę za dużo. Ale mnie to nie obchodziło. Cóż… Lucy wróciła do glidii, więc z tej okazji zrobili imprezę. O bogowie!
-No nie wiem… wypiłaś już całkiem sporo, a to bardzo mocny trunek.
-Lej nie gadaj! Zremisowałam z Caną! Następny!
-Uhh… No niech ci będzie… Ale to już ostatni!
Nawet nie odpowiadając Strauss wypiłam to co mi nalała i postawiłam szklankę przed nią, aby nalała ponownie. Ta jednak uparcie stała z butelką w ręce, wpatrując się we mnie krytycznym wzrokiem.
-Ne… Miruś!
Białowłosa popatrzyła na mnie zszokowana i kategorycznie odmówiła dalszego podawania mi alkoholu. No, ale czemu no?! Przecież trzeba korzystać z okazji! Cana tez piła ile wlezie!
-Oj! Facet! Prawdziwy mężczyzna…
-Zamknij się Elfman!
-Bo co Natsu?! Prawdziwy…
-Nie przeszkadzaj! Walczę z Grey’em! – jebut „Real Man” z pięści – O! Aya! Co porabiasz? Walcz ze mną! Aż się napaliłem!
-Idioto! My jeszcze nie skończyliśmy!
-Miruś! Następnego no! Nie daj się prosić!
-Aya?
Teraz to nie tylko Mira, ale również Natsu, Grey i jeszcze paru innych magów było w szoku. No bo… no… W sumie, to nigdy tak nie mówiłam do Miry. No, ale mówi się trudno!
-Aya-sama! Znowu pijesz?! I coś ty taka czerwona? Rozchorowałaś się?!
No nie! Znowu się zaczęło! Jęknęłam załamana. Zanuciłam sobie cicho pewną piosenkę, co by się uspokoić. Na moje nieszczęście Mia miała na tyle czuły słuch, że mnie usłyszała. I co? I z gwiazdkami w oczach wgapiała się we mnie. Ta… A jej pisk to normalnie zmarłego by obudził. Machnęłam ręką z zamiarem odgonienia jej, ale moja zacna kończyna wylądowała na… czymś… a raczej na kimś. O kim mowa? Cóż… Blond włosy, duży, umięśniony, poważny, czasem sarkastyczny, z blizną na twarzy. Poziom maga klasy S. Mam wymieniać dalej czy już wiadomo o kogo chodzi? Popatrzyłam z irytacją w tamtą stronę. Laxus również się we mnie wgapiał z lekko uniesioną brwią. Miałam ochotę schlać się tak żeby nic nie pamiętać. Niestety… To i tak było niemożliwe… Wszystko i tak zapamiętam. Na horyzoncie pojawiła się kolejna złota czupryna. Tym razem jednak moje oczy zabłysły niebezpiecznie i już po chwili Kin leżał obok krzesła, na którym siedziałam. Dokładnie – leżał… z twarzą przy podłodze. Jakim cudem? Otóż wiedząc, że wstanie z miejsca mogło się skończyć tragicznie w skutkach, użyłam magii co by tu tego debila ściągnąć.
-Ayuś?
-Kin~!
Tak! Oto wspaniały, słodki i dźwięczny głos Ayi! Złowrogi głos… Już się miałam wydrzeć na tego debila, kiedy w powietrzu obok nas pojawił się płomień. Zielony płomień. A w płomieniu pojawiła się kartka. Materiał opadł na ziemię lekko przypalony, a samo „światełko” zniknęło. Oczy moje i Kin’a rozszerzyły się. Natychmiast wytrzeźwiałam. Natsu już miał chwycić „to coś”, ale uprzedziłam go i z lekko drżącymi rękami rozłożyłam kartkę. List, a raczej wiadomość, przeraził mnie. A raczej jego treść zapisana eleganckim, czarnym atramentem. Z każdym słowem w moich oczach było coraz więcej szoku. Kiedy dotarłam do końca… spuściłam głowę, a grzywka opadła mi na oczy. Kin wyciągnął mi list z ręki i również przeczytał. Jego reakcja była podobna. Dotąd wesoły uśmiech zniknął. Chwyciłam go za rękaw nawet nie podnosząc głowy. Ten popatrzył na mnie zbolałym wzrokiem. Mruknął coś, że musimy na pewien czas wyjść i skierował się do wyjścia. Nie puszczałam go nawet na chwilę. Mia chciała coś zrobić, powiedzieć, ale widząc wzrok blondyna zrezygnowała. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Kin upuścił gdzieś kartkę. Nie martwiłam się o to, bo wiedziałam, że i tak spłonie.

---== Narrator ==---

Kiedy Kin z Ayą wychodzili z gildii, blondyn upuścił list, który wcześniej oboje czytali. Zanim ten dotknął ziemi, zajął się ogniem zielonym. Jednak Dragneel w porę go ugasił. Niestety… Części nie dało się odratować. Erza wzięła papier do ręki i zmarszczyła brwi.
-Co się stało Erza?
-Dziwne… Nie rozumiem o co tu chodzi. Niektóre zdania, a nawet słowa są bez sensu. A te liczby… zaraz… To może być data!
-Data na końcu listu?
-Hmm… Jeśli iść tym tropem… to nazwa poniżej może być miejscem.
-Miejscem?
-Cóż… Ta dwójka GDZIEŚ poszła, więc… może miejscem spotkania?
-To by miało sens. Tylko oni wiedzieli o co chodzi z tym ogniem, więc list był do nich. A co za tym idzie pewnie oni jako jedyni go rozumieją.
Rozmowa trwała między Greyem a młodą Scarlet. W tym momencie jednak ponownie wtrącił się Natsu.
-Trzeba ich śledzić!
-Wyjątkowo zgodzę się z Natsu. – tak… oto przebiegłość Erzy – Może w ten sposób dowiemy się o nich czegoś.
-Więc chodźmy! Ale się napaliłem!
Kilku magów z Erzą i Natsu na czele nie myśląc dłużej, ruszyło. Jednak dotarło do nich, że nie wiedzą gdzie mają iść. Cofnęli się o mistrza i spytali go o nazwę z kartki.
-Hmm… Nie jestem pewien, ale to chyba gdzieś poza królestwem Fiore. Albo na jego granicach.
-Może pójdźmy do Polyushki? Ona powinna coś o tym wiedzieć… - tak… znowu Grey
-Ah! Już wiem! To miasto morskie na granicy Fiore! Na północ stąd! W sumie… Można tam dojechać w jeden dzień i noc. Z tego co pamiętam to z Jeną przesiadką.
-Dziękujemy mistrzu! Ale się napaliłem!
I już ich nie było. Znowu… Po 10 minutach dotarli na peron. Jednak ich pociąg dopiero odjechał, a następny był o 22. Data wyznaczona w liście to nie dzień następny, a jeszcze kolejny, więc powinni zdążyć. Postanowili jednak nie zwlekać i jakimś cudem udało im się dotrzeć do sąsiedniego miasta gdzie mieli już dwa pociągi. Pierwszy był za 30 minut. Wsiedli do niego i bardzo wczesnym rankiem dnia następnego byli na miejscu przesiadki. Tam wsiedli w kolejny pociąg i na granicę dotarli późnym popołudniem. Później musieli jeszcze podjechał kawałek samochodem/bryczką. Rozglądnęli się. Mała wioska położona na skarpie, nad morzem. Nie widzieli niczego niezwykłego. Już mieli wrócić do miasta obok, kiedy uwagę Happiego przykuło kilkoro ludzi w czarnych płaszczach. Zatrzymali się w jedynym w tym miejscu motelu, więc pobyt tam i wróżek nie zdziwił nikogo. Erza obserwowała tajemniczych gości. Z tego co usłyszała z ich rozmowy z recepcjonistką, mieli zostać tu do jutra do nocy. Wróżki zamówiły sobie pokoje i poszły spać. Z samego rana obudziła ich Scarlet, Wendy, Carla i Lucy. Z tym, że ta ostatnia jakoś tak niechętnie wyruszyła z nimi. Poszli do baru i usiedli tak, by dobrze widzieć drzwi wyjściowe. Przesiedzieli tam śniadanie, obiad i kolacje. Oczywiście posilili się, aby mieć siły na dalsze „szpiegowanie”. Czemu nie poszli szukać Ayi i Kin’a? Mieli jakieś takie przeczucia, że wystarczy jak pójdą za tymi osobami w płaszczach. Tajemnicze osoby pojawiły się dopiero o 21, czyli pół godziny przed zachodem słońca. Wyszli z motelu, a wróżki odczekały chwilę i zrobiły to samo. Zwracali trochę na siebie uwagę, w tak dużej grupie, więc założyli płaszcze, które mieli ze sobą, lub kupili. Nie było im gorąco. Noc zapowiadała się na chłodną i deszczową.
Fairy Tail idąc za nieznajomymi dotarło nad urwisko na obrzeżach wioski. Zaraz obok małego lasu. Tam zobaczyli spora grupkę ludzi ubranych tak samo, w czarne płaszcze. O dziwo – takie same. Nie można było zobaczyć ich twarzy przez kaptury. Nie podchodzili za blisko tylko skryli się między drzewami. Grupka stała tam nad urwiskiem dobrych kilka godzin. Patrzyli jak ognista kula chowa się za horyzontem. Księżyc świecił w nowiu. W końcu zaczęła dochodzić północ. Wśród nieznajomych zapanowało lekkie poruszenie i podeszli bliżej krańca skarpy. Zawiał mocny wiatr i w powietrze uniosło się mnóstwo kwiatów. Kilkoro osobom pospadały kaptury. Magowie rozpoznali wśród nich Kin’a oraz Ayę, która po chwili padła na kolana. Patrzyła jednak w przed siebie jak reszta. Tylko przez wiatr, włosy miała na twarzy. Blondyn podszedł do niej i nie zmieniając „obiektu wzroku” położył jej dłoń na ramieniu. Dopiero po chwili wróżki zorientowały się, że w powietrze uniósł się też pył, który wraz z kwiatami „poleciał” w stronę morza.
Ludzie w płaszczach stali tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu kiedy wiatr zmalał i kaptury ponownie wylądowały na głowach ruszyli w drogę powrotną. Wróżki schowały się bardziej w gęstwinie roślin, aby ich nie zauważyli, co i tak łatwe nie było o tej porze. Po chwili nie było ani śladu po obecności tych ludzi. Wróżki również wróciły do wioski i widząc, że za chwilę mają pociąg postanowili wrócić już do Magnolii. O dziwo nigdzie nie widzieli Ayi. Uznali więc, że spotkają się w gildii. Nie wiedzieli czemu, ale coś im mówiło by już skończyć szukanie młodej brunetki.  Kiedy wrócili, było po południu. Jakimś cudem pociąg na przesiadce pasował im tak, że wrócili trochę szybciej. Pozostali zadawali im pytania, a ci opowiedzieli im wszystko co widzieli. Niestety nowej członkini gildii i jej znajomego wciąż nie było.
Minęły kolejne dwa dni i wróżki zaczęły się martwić. Jednak późnym wieczorem do gildii wpadła Wendy i oznajmiła, że przed chwilą widziała ich jak wracali z peronu. Mistrz postanowił, że na nich poczekają i urządzą imprezę powitalną. Niestety… I tym razem się zawiedli, bo owe osoby nie pojawiły się w gildii. Również dnia następnego. W końcu kiedy wróżki miały po nich wyruszyć, ci jakby nigdy nic weszli do gildii i wzięli jakąś robotę. Mira jednak zatrzymała ich.
-Aya-chan… Możemy porozmawiać?
-Wiesz… Trochę nam się spieszy na pociąg więc…
-Tylko przez chwilę…
-No… dobra! Byle szybko.
-Powiedz… Gdzie byliście tak długo?
Magowie wpatrywali się w nich chamsko jak sępy. Bez wyjątku. „Grupa poszukiwawcza” podeszła bliżej.
-Daleko… Mieliśmy parę spraw do załatwienia.
-Co robiliście na granicy?
Tak… Tylko Tytania była zdolna spytać o coś tak ważnego i delikatnego prosto z mostu. Na dodatek, skąd oni niby mieliby wiedzieć gdzie była ta dwójka? Otóż to…
-Czy to ważne?
Aya milczała, więc odpowiedział blondyn. Nie wyparł się. Kontem oka spojrzał na swoją towarzyszkę. Było z nią kiepsko.
-Aya-chan… czy coś się stało?
I tym razem niebieskooka nie odpowiedziała. Spuściła tylko głowę. Jej przyjaciel westchnął cierpiętniczo i uznał, że w końcu wróżki powinny poznać prawdę. A przynajmniej tą jej część. Należała im się. Martwili się w końcu o nią. 
-Byliśmy… - głos mu lekko przycichł, więc wziął głęboki oddech, a magowie wlepiali w niego swój wzrok. Aya milczała. – Byliśmy na pogrzebie! – tym razem powiedział to głośno, jednak po chwili warknął lekko – Zadowoleni? Teraz wybaczcie, ale spieszymy się…
-Na czyim? – Erza nie okazała ani odrobiny delikatności – To nie wyglądało na pogrzeb.
-Erza! – Natsu właśnie przypomniał czerwono-włosej, że byli tam pod przykrywką.
-I tak wiedzieliśmy. Orion was wyczuł. Nie chcieliśmy jednak przerywać uroczystości i nastroju. A to czyj to był pogrzeb… to już nasza sprawa.
Blondyn już miał wyjść, kiedy ponownie odezwała się Erza.
-To nie wyglądało na pogrzeb. A tym bardziej na uroczystość.
-Nie musisz znać szczegółów Erza. – pierwszy raz jak dotąd odezwała się Aya, a jej głos lekko drżał – My nie pytamy o twoją przeszłość. Ty masz swoją, a my swoją. Tak samo mamy swoje tradycje, a teraz wybaczcie. Kin… Idziesz?
-Hai, hai…
-Sensei?
-O co chodzi Mia?
-Emm… Przepraszamy…
-Nie przejmuj się tym teraz. Porozmawiamy jak wrócę.
To mówiąc wyszła z budynku, a blondyn ruszył za nią. Złotooki doskonale widziała jak jego przyjaciółka ledwo utrzymuje spokój. Ledwo zniknęli za rogiem, Aya skręciła w boczną uliczkę i padła na kolana. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Kin podszedł do niej, ściągnął z siebie czarny płaszcz i zarzucił go na dziewczynę. Pod spodem skrywał równie czarne ubranie. Aya nie zmieniła swojej pozycji. Wciąż siedziała na ziemi i lekko się trzęsła. Na podłogę zaczęły kapać łzy. Bezgłośnie płakała, a słone krople płynęły jej po twarzy. Po prostu wypływały z oczu. Pierwszy raz od ładnych paru lat płakała. Uspokoiła się dopiero po jakichś 15 minutach. Otarła twarz i przywołała na twarz obojętny wyraz. Oddała płaszcz Kinowi i oboje ruszyli na misję. Załatwili to szybko i wrócili do miasta. Jednak nie udali się do budynku gildii, a do mieszkania Ayi i Mii. Jak się okazało w mini salonie siedziała Mia. Kiedy tylko zobaczyła kto przyszedł, wstała i przytuliła się do swojej mistrzyni.
-Sensei…
-Mia… Przepraszam cię za tamto, ale nie czułam się najlepiej. Musiałam sobie wszystko przemyśleć.
-Ie… Nie przejmuj się tym Aya-sama! – dziewczynka uśmiechnęła się wesoło - Może chcesz się czegoś napić? Zrobiłam herbatę! Twoją ulubioną! Napij się a ja przygotuję ci ciepłą kąpiel! Pewnie jesteś zmęczona po podróży!
Brunetka popatrzył zadziwiona na wchodzącą do łazienki podopieczną. Ten uśmiech wszystko jej wynagrodził. Od razu humor jej się polepszył, a jak tylko poczuła zapach ciepłego naparu, który przygotowała Mia, na jej twarz wkradł się uśmiech. Smutny, ale uśmiech. Po wypiciu herbaty weszła do wanny pełnej ciepłej wody. Kiedy wyszła było już naprawdę późno. Mia spała w drugim pokoju, a Kin wyłożył się na łóżku Ayi. Ta jednak zignorowała to i położyła się obok. Mając głęboko gdzieś to, że blondyn zazwyczaj obrywał za takie zachowanie, przykryła się i przytuliła do poduszki. 

***


No! To tyle! Ujawniliśmy trochę innych zachowań Ayi i jej przeszłość. Zresztą nie tylko jej, ale też Kin'a. Dziękuję za uwagę i zapraszam do komentowania! Następny rozdział pojawi się zapewne 9 lub 16 lutego. 

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 8

Dzisiaj nie chciało mi się odpowiadać na komentarze, bo mam okropną migrenę, a notkę obiecałam dodać dzisiaj. A właśnie! Desu-chan... kupię ci kwiatki na grób! *macha białą chusteczką* Smuci mnie jednak również to, iż pod poprzednią notką było tak mało komentarzy... No nic... mam nadzieję, że ta spodoba się wam bardziej ^^. Zapraszam!

***


Otworzyłam powoli oczy i co zobaczyłam? Twarz Kin’a! A myślałam, że nie był tak głupi… Kin przyklejał się do mojej osoby, a rękę trzymał na moim biuście. Oj… Coś mi się zdaje, że mój przyjaciel baaaardzo chciał oberwać raz jeszcze. Wzięłam głęboki oddech, żeby przypadkiem nie rozwalić mieszkania. W moich oczach pojawił się mord. Zamachnęłam się i już miałam go walnąć, kiedy ten przytulił się do mnie mocniej mrucząc pod nosem coś jak: „Wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. Nawet nie myśl o tym, że pozwolę ci się załamywać.” Byłam w szoku. Pomyślałam sobie, że w sumie raz mogę zrobić wyjątek. Westchnęła, i pogłaskałam go po głowie. Wyplątałam się delikatnie z jego ramion i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Po drodze zgarnęłam świeże ubranie. Do pokoju weszłam już ubrana. Czarna bluzka bez ramiączek i czarne shorty. Tego dnia było wyjątkowo ciepło. Popatrzyłam na Kin’a, którego rany zapewne już się podgoiły. Cóż… Ten idiota ma taką przydatną zdolność, że regeneruje się naprawdę szybko. Innymi słowy już wkrótce będzie mógł chodzić normalnie. Jak tak się zastanowić, to on chyba specjalnie mnie prowokował, żeby później wpaść mi na chatę. Ehh… Można się było tego spodziewać. Zignorowałam jednak ten fakt i zrobiłam sobie ciepłą herbatę owocową. Usiadłam przy stole i zaczęłam czytać książkę. Po jakiś 15 minutach usłyszałam szelest i cichy pomruk. Nawet się nie odwracając wiedziałam, że to Kin się obudził. Czytałam jednak dalej, aż do moich uszu nie dotarł huk. Westchnęłam i popatrzyłam na mojego znajomego z lekką irytacją. Jak przypuszczał leżał na ziemi z szokiem na twarzy i zbierając swoją szczękę. Ponownie westchnęłam.

-To jest pierwszy i ostatni raz kiedy tolerują takie twoje zachowanie. Więc nie łudź się zrozumiano?
-Hai…
-Cieszę się, a teraz zdejmij te bandaże i idź się umyć. Nie mam zamiaru udusić się z twojego powodu.
-Hai! Jak sobie jaśnie panienka życzy!
Kin uśmiechnął się szeroko i jednym susem znalazł się w łazience. Po chwili jednak wychylił się zza drzwi, lekko zakłopotany. Normalnie ręce opadają…
-Aya… Mam taką sprawę…
-Co znowu?
-Bo ten… Jak tak szukałem pokoju to mnie taka stara baba trochę pogoniłam, a jak mnie złapała to mi torbę z rzeczami zabrała, zapewne myśląc, że mam tam jakieś niebezpieczne rzeczy czy coś i ten… no… mogłabyś mi coś załatwić?
-A niby co? Mam ci dać moje shorty? Czy spódnicę?!
-Nie o to mi chodzi… no wiesz… Pomyślałem sobie, że może mogłabyś pożyczyć od kogoś, albo mi coś kupić… - widząc moją minę dodał – Pieniądze ci oddam!
-Zobaczę co da się zrobić…
Wstałam i wyszłam z pokoju, zabierając pieniądze. Same problemy z tym idiotą… Skierowałam się do pierwszego sklepu z odzieżą. Wkroczyłam do paszczy lwa, znanego też jako „dział dla mężczyzn”. A jak sama nazwa wskazuje pomijając mnie byli tam sami mężczyźnie, którzy gapili się na mnie. Cóż… Zapomniałam założyć płaszcza. Załatwiłam szybko sprawę z zakupami i wróciłam do siebie. Całe szczęście, że znałam rozmiar Kin’a, bo byłby spory problem. Na szczęście jednak nie raz kupowałam mu rzeczy (za jego forsę oczywiście) lub łaziłam z nim, żeby mu coś doradzić. Ehh…
Kiedy weszłam do pokoju lekko się zdziwiłam. Dlaczego? Cóż… Kin siedział owinięty jednym ręcznikiem na biodrach, a rugi miał zarzucony na głowie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie było tu jeszcze Raijinshuu oraz Erzy, Grey’a, Juvi, Natsu i Happiego. Mia siedziała zdezorientowana. Westchnęłam, czym zwróciłam na siebie uwagę wszystkich zebranych.
-Mogę wiedzieć co tu się dzieje? – Kin zbladł lekko
-Więc… Ktoś zapukał do drzwi to otworzyłem. Myślałem, że to ty. No, ale jak już przyszli to pozwoliłem im wejść. No, a potem przyszła ta tu – wskazał na Mię – i przyprowadziła tych tam. – tym razem wskazał na Bogów Gromów – Ten tego… Przepraszam?
-Ehh… Nic się nie stało. Tylko nie paraduj roznegliżowany w towarzystwie. Tu masz ubrania.
To mówiąc rzuciłam mu torbę z zakupami, którą ten złapał i poszedł do łazienki się ubrać. Poczułam na sobie uparty i ciekawski wzrok wielu osób. Nie miałam jednak zamiaru się tłumaczyć.
-Herbaty?
Nie czekając na odpowiedź ruszyłam zrobić owy napar. Wróciłam po 5 minutach. I się zaczęło… A dokładniej to Erza zaczęła…
-Aya-san…
-Hmm?
-Możesz nam to wytłumaczyć?
-Nie?
-Aya-san…
-W czym problem? Bo nie mam dzisiaj ochoty na zagadki…
-Możesz nam powiedzieć co się tu stało?
-Nie. Nie mogę. Wybacz Erza, ale zarówno ja, jak i Kin jesteśmy dorośli. No prawie… Ale nie musimy się spowiadać z tego co robimy, ani tym bardziej jak robimy. To są nasze prywatne sprawy. Jeśli jednak tak bardzo chcesz wiedzieć, to powtarzam po raz kolejny: Mnie i Kin’a nic nie łączy i nic między nami nie zaszło. A teraz czy moglibyśmy zmienić temat? To się robi nudne…
Tak… To się nazywa irytacja w moim wykonaniu. Zimny i ostry ton, nie znoszący sprzeciwu. Lodowate spojrzenie. Nienaturalny wręcz spokój i bardzo długa, jak na mnie, wypowiedź. No… i jeszcze szczypta bezczelności, ale to można pominąć. Jednak to podziało i Erza się przymknęła lekko zaskoczona i zdezorientowana moimi słowami. Pewnie myślała, że powiem jej wszystko, włącznie z pikantnymi szczegółami, których nie było. Po chwili przed moimi gośćmi wylądowała herbata i ciasto. Tiramisu! Scarlet popatrzyła na krytycznie na słodycz, ale zjadła. O dziwo była nawet zadowolona.
Zostawiając więc wcześniejsze wydarzenia za sobą rozmowa jakoś się rozwinęła. Choć Tytania wciąż mierzyła mnie krytycznym spojrzeniem. Mia wygłupiała się w najlepsze, a Kin ją jeszcze bardziej prowokował. Uśmiechnęłam się z załamaniem. Kto jak kto, ale Kin potrafi się obchodzić z dziećmi.
-Ne! Aya! Nigdy nie sądziłem, że zostaniesz czyimś opiekunem! No kto by pomyślał? Na dodatek dołączyłaś do gildii… To też jest dla mnie lekki szok, ale kiedy się tak głębiej zastanowić… to nigdy nie wiadomo, czego się po tobie spodziewać.
-Nie rozdrapujmy starych ran Kin…
-Starych ran? – chłopak wydał się zdziwiony – Cóż… Skoro tak uważasz…
-Kin~! Chodź! Pobaw się ze mną! – oto Mia wykazała się wspaniałym wyczuciem sytuacji – No chodź!
-Hai, hai…
Młoda pociągnęła blondyna za rękę i po chwili oboje wybyli z mieszkania. Zostałam sama z tymi dzikim zwierzami. Erza ponownie próbowała wrócić do tematu, ale skutecznie ją zbyłam. Ehh… Te sępy poszły sobie dopiero po dwóch godzinach, a ja już wiedziałam, że i tym razem Mira nie da się łatwo zbyć.
O godzinie 15 postanowiłam, że w końcu wybiorę się do gildii. Nawet nie patrząc przed siebie, weszłam do budynku i usiadłam koło Kany z kieliszkiem w ręce.
-Weź mnie poratuj paroma kieliszkami, bo mnie coś zaraz trafi.
-Pewnie!
Alberona nalała mi alkoholu, a po drugiej szklance obok pojawił się uśmiechnięty Kin. Z Mią przyklejoną do nogi.
-Wiesz… Właśnie dowiedziałem się ciekawej rzeczy.
-Jakiej znowu?
Chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej i pokazał zdjęcie z festiwalu, gdzie całowałam Laxusa.
-Nie mówiłaś, że masz faceta!
-Bo nie mam. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Równie dobrze moi dzisiejsi goście mogliby powiedzieć coś podobnego. A chyba tego nie chcesz.
-Ha-hai…
-Ehh… Skoro mam darmozjada na utrzymaniu pasowałoby wziąć jakieś zlecenie.
-Znowu? Przecież dopiero co wróciłaś…
-Zapominasz, że mam cie tymczasowo na utrzymaniu? Weź się chociaż czasami przydaj.
-Ehehehe…
-Cholerny darmozjad!
-Wiesz… W takim razie mogę iść z tobą na tą robotę. Za darmo! Prawie jak za dawnych, dobrych czasów.
-Tch! Rób jak chcesz! Bylebyś mi nie przeszkadzał!
-Hai! Już się nie mogę doczekać! Co bierzemy?!
-Hmm… Może rolę w spektaklu o księżniczce? Potrzebują dwóch aktorek…
-Hai! Zaraz… Aktorek?! Ty to specjalnie robisz! W życiu byś nie zagrała w przedstawieniu! P-prawda?
-Haha! Gdybyś widział swoją minę! Mia! Pilnuj Yoru jak mnie nie będzie! Chodź głupku!
-Ale nie weźmiesz tego zlecenia, z aktorkami ne? Powiedz Aya… Weźmiesz czy nie? Nie zrobisz tego, prawda? – cisza – Aya no!
Zaśmiałam się, wzięłam zlecenie i wyszłam z gildii. A za mną narzekający Kin. Cóż… Blondi nie dowiedział się szybko, jaką robotę mamy. Powiedziałam mu dopiero jak dotarliśmy na miejsce. Mieliśmy robić za ochronę dla jakiegoś bogatego, grubego gościa. O ile dobrze zapamiętałam nazywał się Ian Farjack. O bogowie! Jak on się ślinił na widok każdej kobiety! Co gorsza… Kazał mi założyć jakiś dziwny strój! Jednak kiedy zagroziłam, że wtedy zrezygnuję z pracy, to zmienił zdanie. Na szczęście…
Przez większą część drogi nie było żadnych problemów. Zatrzymaliśmy się w hotelu. My jako ochroniarze musieliśmy być w tym samym pokoju co obiekt naszej misji. Myślałam, że się załamie, jak facet zaczął rzucać podtekstami. Jednak o pierwszej w nocy, kiedy grubas już spał, usłyszeliśmy drobne hałasy za drzwiami. Kin podszedł do drzwi w momencie kiedy te zostały wywarzone. Zrobił unik w ostatniej chwili. Ian obudził się, a ja zasłoniłam go. Co by przypadkiem nie został ranny, ne? W ręce Kin’a pojawił się miecz, którym zamachnął się i odparł skierowany w jego stronę atak. W jednej chwili chwyciłam go moją magią cienia i przyciągnęłam w swoją stronę. A co za tym szło, chłopak nie został oparzony przez ogień. No świetnie… Jeszcze tylko pożaru nam brakowało… Moja magia zdusiła jednak ogień, a my wycofaliśmy się w głąb pokoju. Napastnicy myśląc, że mają już trupy, wpadli do pomieszczenia. Było ich czterech. Popatrzyłam na Kina, a on na mnie. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że ciężko będzie nam walczyć w pomieszczeniu. Jednocześnie uderzyliśmy w ścianę za nami i wyskoczyliśmy na zewnątrz. Razem z klientem zresztą, którego trzymał Kin. Wylądowaliśmy bezpiecznie dzięki mojej magii. W końcu czwarte piętro to nie lada wyczyn.
Będąc już na dole odparliśmy skierowane ku nam ataki. Nie mieliśmy jednak czasu na zabawę. Jednak łatwo nie było.

---==Z perspektywy Kin’a==---

Walka trwała już naprawdę długo. Zarówno my, jak i nasi przeciwnicy byliśmy padnięci. Aya walczyła z dwójką z nich i jednocześnie chroniła klienta. Co było naprawdę trudne i zabierało jej mnóstwo sił. W końcu udało mi się pozbyć jednego z moich przeciwników. Ayi również. Jednak nie była wstanie odeprzeć ataku drugiego z nich. Nie namyślając się nawet przebiłem, drugiego z walczących ze mną magów, na oślep i rzuciłem się na pomoc Ayi. Wiedziałem, że nie będę w stanie sparować ataku. Zasłoniłem więc ją własnym ciałem, w momencie kiedy ostre kamienie praktycznie dotarły do celu. Bronią mogłem tylko zmniejszyć swoje obrażenia. Poczułem ból. Następnie usłyszałem już tylko krzyk tej czarnowłosej cholery i widok wciąganego w otchłań maga ziemi. Potem była tylko ciemność.

Otworzyłem powoli oczy. Światło mnie jednak poraziło i musiałem zasłonić się ręką. Po prawej stronie usłyszałem ruch i ktoś zgasił ową irytującą jasność. Mogłem więc spokojnie zabrać rękę, co zresztą zrobiłem z przyjemnością. Okropnie bolała kiedy ją tak trzymałem zgiętą przed twarzą.
-Jak się czujesz?
Ten łagodny i miły dla ucha głos, wszędzie bym poznał. Spojrzałem z uśmiechem na Ayę. Jej wzrok emanował chęcią mordu, ale ja i tak dostrzegłem w nim troskę. Ona zawsze ukrywała swoje prawdziwe emocje. Po TAMTYM zdarzeniu jeszcze bardziej.
-Jakby mnie podziurawiono jak sito.
Spróbowałem się podnieść, ale poczułem niesamowity ból w brzuchu i klatce piersiowej. Blade dłonie brunetki popchnęły mnie z powrotem na łóżko.
-Leż… Nie powinieneś się jeszcze ruszać. Mimo wszystko żyjesz tylko i wyłącznie dzięki szybkiej reakcji Wendy. Masz szczęście… Kilka minut dłużej, a już nie byłoby ratunku. A Wendy zbierała się na misję. Dużo też zawdzięczasz swojej umiejętności regeneracji. Niebiański zabójca był tym nieźle zdziwiony.
-Ehh… Nie sądziłem nigdy, że tyle ładnych dziewczyn będzie koło mnie skakało, przez kilka drobnych ran. Może powinienem tak częściej obrywać. Co myślisz Aya?
Spojrzałem na nią i lekko się zdziwiłem. W jej oczach teraz widniał nieukrywany nawet smutek. Smutek i jednocześnie ulga. Uśmiechnąłem się lekko i chwyciłem ją za nadgarstek. Przyciągnąłem do siebie i przytuliłem. Nawet się nie opierała… Z westchnieniem pogłaskałem ją po głowie.
-Tak właściwie to ile spałem?
-Dochodzi druga po południu, więc niecałe 12 godzin. Przyniosłam cię tu po drugiej.
-Czyli wychodzi na to, że walczyliśmy…
-Ponad godzinę. Klient bezpiecznie dotarł do domu. Odstawiłam go tam.
-Zaraz! Chwila! Nie mów, że zrobiłaś TO!!!
-Owszem…
-Chcesz się zabić?! To za duża odległość! I jeszcze przeniosłaś nie tylko siebie, ale również mnie i tego gościa! Idiotka!
Tak się wkurzyłem, że nawet nie zauważyłem, kiedy się podniosłem i krzyczałem dziewczynie prosto w twarz. A co za tym szło… Rany mi się otworzyły i z jękiem opadłem na poduszki. Ona tylko pokręciła głową z westchnieniem i odgarnęła kołdrę, którą byłem przykryty. Rozpięła mi koszulę i zmieniła bandaże. A ja… Nawet nie miałem siły, żeby ją wkurzyć jakimś głupim tekstem. Na koniec „Pani ciemności” postanowiła zapiąć mi jeszcze koszulę i w tym momencie do pokoju weszło paru magów Fairy Tail. Cóż… ich miny były boskie. Aya całkowicie to ignorując zapięła ostatnie guziki i poprawiła kołdrę. Normalnie czułem się jak w niebie! W sumie… To mógłbym mieć tak zawsze…
-Przyniosę ci coś do picia… - oto stoicki spokój w wykonaniu Ayi… o bogowie! To mnie przeraża ! – Nie przemęczaj się.
Brunetka wyszła z sali wymijając wróżki. Po chwili usłyszałem jej wrzask.
-O bogowie! Trochę spokoju i prywatności! Czy proszę o tak wiele?!
Heh… Najwyraźniej zaraziłem ją tym powiedzeniem. Popatrzyłem na moich gości i zobaczyłem ich zdziwione spojrzenia. Ups… Chyba to zdanie o powiedzeniu powiedziałem na głos. Postanowiłem więc zmienić temat nim ten się w ogóle zacznie. Zawołałem więc wesoło
-Cóż was do mnie sprowadza?! Mówcie śmiało, czego dusza pragnie!
-Powiedz… Jak długo znacie się z Ayą? – Z tego co zapamiętałem to była to Erza – wyglądacie na starych… „znajomych”.
-Hm? No… Spotkaliśmy się ładnych parę lat temu. Aya jeszcze wtedy była dzieckiem.  Potem jakoś kontakt się urwał i spotkałem ją dopiero co. Zresztą o tym już wiecie. A czemu was to interesuje?
-Nie, nic…
-Powiedz… Emm… Kin… Mogę tak mówić? – spytał staruszek – Jeśli masz coś przeciwko…
-Nie! Skądże! Śmiało! Więc? O co chodzi?
-Czy Aya zawsze się w ten sposób zachowywała?
-W ten sposób, czyli w jaki? Że taka poważna, czy co?
-I poważna i taka… oschła w stosunku do innych… a do ciebie… troskliwa.
-Hmm… W sumie… Cóż… Nigdy łatwo nie ufała ludziom, ale kiedyś była mniej gburowata!
Zaśmiałem się na to stwierdzenie i jak na zawołanie wspomnienia zaczęły przelatywać mi przed oczami. Mała Aya… Wesoły, nieśmiały uśmiech… Kin-sama! Normalnie odleciałem! To były czasy! Niestety… Na ziemię sprowadziło mnie uderzenie w głowę spowodowane przez Ayę.
-To bolało!
-To nie odlatuj…
Ayuś postawiła przede mną szklankę z wodą i usiadła na krześle obok łóżka otwierając książkę. Ehh… Typowe.
-Aya-san…
-Tak mistrzu?
-Powiedz… Jakim cudem dostałaś się przed gildię w ciągu kilku minut z tak daleka?
-Heh…
Szok… Myślałem, że im nigdy nie powie! A przynajmniej tak wywnioskowałem! Jednak… Chyba się nie myliłem. Aya uśmiechnęła się tylko ni to złośliwie, ni to tajemniczo i wróciła do czytania. Uśmiechnąłem się. To było jednak do przewidzenia. Ona nigdy się pod tym względem nie zmieni. W życiu im nie powie tego chyba, że nie będzie miała wyboru.
-Emm… Coś jeszcze chcecie? Chciałbym się położyć, więc…
-Oczywiście! Już wychodzimy! Aya-san… Emm… Nie idziesz?
Brunetka zignorowała ich i czytała dalej. Ci widząc, że nie odnieśli żadnego efektu wyszli. Westchnąłem i postanowiłem z nią poważnie porozmawiać.
-Ayu-tan…
Na tą nazwę niebieskooka zaczerwieniła się jak nigdy wcześniej. Cóż… I o to chodziło… Przynajmniej nie zacznie się wymądrzać i posłucha jak należy.
-Nie powinnaś się tak zachowywać. Masz 17 lat! Rozerwij się jakoś! Baw się! Korzystaj z życia!
-O… oj! U-urusai!
Oho! Czyżby jej słów zabrakło? Tego się nie spodziewałem. Uśmiechnąłem się złośliwie i nim się Aya zorientowała, przyciągnąłem ją do siebie i potargałem jej włosy. Ona tylko zrobiła się jeszcze bardziej czerwona na twarzy. Zaśmiałem się ponownie. Wbrew pozorom ta cholera nic się nie zmieniła. Oparłem brodę na jej głowie i wyszeptałem ciepło. 
-Wiesz… Powinnaś przestać być taka oziębła. Oni naprawdę chcą się z tobą zaprzyjaźnić.
-Ale…
-Żadnego „ale” Ayu-tan! Heh… Ja nie każe ci od razu mówić im wszystkiego. Po prostu otwórz się na nich trochę bardziej. Proszę cię…
-Ymm… Spróbuję…
-No! I to ja rozumiem! A teraz mów co tam czytasz!
Aya przestała się już rumienić i popatrzyła na mnie znudzonym, lekko zirytowanym wzorkiem. Po chwili jednak uśmiechnęła się leciutko i pokazała mi tytuł książki. „Historia Fiore” Heh… Typowe. Westchnąłem cierpiętniczo i nie puszczając brunetki z objęć, zaglądałem jej przez ramię w tekst.  Cóż… niewiele rozumiałem, bo czytałem od momentu gdzie ona przerwała, więc początku nie znałem… Po jakiejś godzinie, może dwóch, do pokoju ktoś zapukał. Mruknąłem ciche „proszę” nie przerywając śledzenia tekstu. Drzwi się otworzył i dało się słyszeć kroki kilku osób. A potem… ciche „co?”… Kątem oka zauważyłem kogoś małego i kogoś z blond włosami. Aya popatrzyła w tamtą stronę z obojętnością na twarzy. W pokoju była teraz Wendy, Mia i jakaś młoda, zgrabna blondynka. Uśmiechnąłem się czarująco, ale zaraz zostałem zdzielony przez niebieskooką. Wstała i biorąc ze sobą Mię, wyszła z pomieszczenia. Za nimi wyszła jeszcze blondynka, więc zostałem sam z niebiańskim zabójcą. Zza drzwi było słychać czyjeś ciche „że co takiego?!”, a potem szybkie kroki i trzaśnięcie drzwiami. Zaraz… Czy ta blondynka to nie była młoda Heartphilia? A to ci numer! Będą miały dużo do obgadania z Ayą. W końcu w pokoju znowu pojawiła się Aya z pozostałą dwójką.
-Kin… Poznaj Lucy Heartphilia. Lucy, to jest Kin.
-Miło mi. Możesz mi mówić Lucy.
-Mi również miło. Emm… Aya…
-O co chodzi Kin?
O_O Przecież… Ona wiedziała, że ja znam Lu-chan, więc czemu… czyżby?! Ehh… Więc postanowiła udawać, że się nie znają. Zrozumiano…
-Nie… Nic takiego! No! Dziękuje ci Wendy-chan!
-Ależ nie ma za co Kin-san! To ja już pójdę! Zdrowiej szybko!
-Hai! Arigatou!
Obdarzyłem młodą magiczkę wesołym uśmiechem, a kiedy wyszła spoważniałem. Mój wzrok padł na blondynkę i brunetkę. Aya odesłała Mię do jakiegoś Laxusa i oparła się o ścianę. Lucy usiadła na krześle i obie wpatrywały się we mnie.
-Aya… Naprawdę chcesz to tak…?
-Owszem… Nikt nie musi wiedzieć. Lucy nie ma nic przeciwko. Już z nią o tym rozmawiałam.
-Ta… Właśnie słyszałem… Coś się młoda Heartphilia zdziwiła troszku…
-Oj… Sarkazm ci nie pasuje.
-Heh… Mówi się trudno… Lu-chan… Jesteś pewna?
-Hai!
-A co jak przyłapią was, kiedy będziecie rozmawiać o czymś, o czym oni nie wiedzą?
-Powiemy im, że po prostu Aya się szybko ze mną zaprzyjaźniła.
-To może się im wydać dziwne. Szczególnie, że jest tu już trochę i powinna się z nimi zaprzyjaźnić, a tu pojawiasz się ty… jedna godzina i już się znacie jak własna kieszeń!
-Bo Lucy jest sympatyczną osobą, której nie da się nie ufać!
Popatrzyłem zaskoczony na Ayę, która wystawiła mi tylko język. Emm… Łoo…
-No co? Sam chciałeś żebym się „otwarła na innych”, więc o co ci chodzi?
-No tak, ale…
-Kin, Kin, Kin…
-Emm…No, ale taka nagła zmiana jest dziwna…
-Trudno…
-Więc będziecie udawać, że się nie znacie co? Ehh… No nic… I tak wiesz co robisz i nic nie powstrzyma cię przed tym. A tym bardziej ja…
-No widzisz…
-Mia wie?
-Nie… I nie musi wiedzieć.
-Czyli jej nie powiesz?
-Może kiedyś…
-Ehh… No nic! Właśnie, Lu-chan!
-Hmm? O co chodzi?
-Aya nie chce im też mówić o wielu innych rzeczach. Jak na razie ukrywa swoją umiejętność „szybkiego pojawiania się w innym miejscu i uciekania”.
-Oh! Czyli, że nikt o tym nie wie?
-Nie… I tak ma zostać. Kin… Prosiłam cię byś tego tak nie nazywał.
-No, ale zazwyczaj tak z tego korzystasz!
-Kin!
-No dobra, dobra… Nie zmienia to faktu, że wróżki nie znają wielu atutów „magii cienia”.
-Po prostu o tym zapomnij.
-Jak sobie życzysz Ayu-tan!
-Ur-urusai!

-Oho! Znowu się rumienisz!
Aya nic nie opowiedziała tylko szybko wyszła. Aha! Lucy pokręciła tylko głową i uśmiechając się ciepło również opuściła pomieszczenie. Zza drzwi usłyszałem jeszcze ciche "zdrowiej szybko". Potem gwar, śmiech i ktoś zaczął śpiewać. Potem znowu hałasy i huki. Aż się budynek zatrząsł. Ehh... Położyłem się w końcu i poszedłem spać.

***

No! mam nadzieję, że się podobało! Teraz może krótka zapowiedź?

"-Miruś! Następnego no! Nie daj się prosić!
-Aya?
Teraz to nie tylko Mira, ale również Natsu, Grey i jeszcze paru innych magów było w szoku. No bo… no… W sumie, to nigdy tak nie mówiłam do Miry. No, ale mówi się trudno!" 

"Już się miałam wydrzeć na tego debila, kiedy w powietrzu obok nas pojawił się płomień. Zielony płomień. A w płomieniu pojawiła się kartka. Materiał opadł na ziemię lekko przypalony, a samo „światełko” zniknęło. Oczy moje i Kin’a rozszerzyły się. Natychmiast wytrzeźwiałam. Natsu już miał chwycić „to coś”, ale uprzedziłam go i z lekko drżącymi rękami rozłożyłam kartkę. List, a raczej wiadomość, przeraził mnie. A raczej jego treść zapisana eleganckim, czarnym atramentem. Z każdym słowem w moich oczach było coraz więcej szoku. Kiedy dotarłam do końca… spuściłam głowę, a grzywka opadła mi na oczy. Kin wyciągnął mi list z ręki i również przeczytał. Jego reakcja była podobna. Dotąd wesoły uśmiech zniknął. Chwyciłam go za rękaw nawet nie podnosząc głowy. Ten popatrzył na mnie zbolałym wzrokiem. Mruknął coś, że musimy na pewien czas wyjść i skierował się do wyjścia."

"-Nie musisz znać szczegółów Erza. – pierwszy raz jak dotąd odezwała się Aya, a jej głos lekko drżał – My nie pytamy o twoją przeszłość. Ty masz swoją, a my swoją. Tak samo mamy swoje tradycje, a teraz wybaczcie. Kin… Idziesz?"
No! Mam nadzieję, że trochę was zachęciłam. 
A tak w prezencie... narysowałam Kin'a. Mam nadzieję, że nie wyszedł bardzo źle ^^"
A teraz UWAGA! Obrazek jest TYLKO i WYŁĄCZNIE mojego autorstwa i proszę go nie kopiować, ani go sobie nie przywłaszczać! Istnieje coś takiego jak Prawo Autorskie, którego nikomu nie użyczyłam. Jeśli znalazłeś ten gdzieś indziej niż na tym blogu, lub na moim dev'ie, to znaczy, że ta osoba jest złodziejem. W takiej sytuacji proszę o poinformowanie mnie o takiej sytuacji i zgłoszenie naruszenia Praw Autorskich. Z góry dziękuję za zastosowanie się do mojej prośby.

To było tak z tych mniej miłych rzeczy, ale koniecznych ^^. Pozdrawiam serdecznie wszystkich komentujących i do następnej notki! (która zapewne pojawi się 26 stycznia)