wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 17

Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie ani nie wypatroszycie (kto by później przelał na papier moje pomysły?)... Najmocniej was przepraszam za to opóźnienie, ale s pewnych powodów nie mogłam dodać wcześniej notki. Nie będę się tłumaczyć, bo nie mam dzisiaj siły, a i wy pewnie nie macie ochoty na moje trucie. 
Krótko więc...
Notkę dedykuję Shiru, Fadziulce i Desu-chan, które są wciąż ze mną.
A teraz zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że się spodoba.



***

---== Aya ==---
Muszę przyznać, że zbyt duży brak snu, potrafi przysporzyć człowiekowi naprawdę wiele kłopotów. Od sytuacji z Revisem minęło już parę dni, aż w końcu upłynął termin, jego pobytu tutaj i chłopak musiał wracać. Przez ten czas okropnie mało spałam. Z różnych powodów. Zdarzało się nawet, że nie spałam całą noc, a później pomagałam w gildii. Tak… Oto dzisiejszego dnia mieliśmy mieć to spotkanie z innymi gildiami. Ostatecznie przyniosło to dość kiepski efekt dla mojego zdrowia. Patrzyłam nieprzytomnym wzrokiem na wszystko co działo się wokół mnie i miałam wrażenie, że świat płynie beze mnie. Że stałam w miejscu, zatrzymałam się w czasie i patrzyłam na to wszystko. Świat pędził, a moje ruchy były jakby spowolnione. Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie. Niestety ten właśnie moment wybrał sobie mistrz na wkopanie mnie w jakąś robotę. Nawet nie dotarło do mnie o co chodziło. Wszystko robiłam automatycznie. Ale co gorsza, miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Do gildii weszłam z poczuciem zbliżającej się śmierci. I w tenże oto sposób musiałam wieszać jakieś dziwne ozdóbki wykonane przez Mirę, przy samym suficie. Ta… A przed oczami miałam ciemne plamki. W końcu jednak udało mi się uchwycić chwilkę wolnego czasu i dotrzeć do baru. Wszyscy byli czymś zajęci, więc skorzystałam z okazji i chciałam na chwilkę wrócić do domu. Niestety… gdy tylko postawiłam pierwszy krok, straciłam równowagę. Pewnie wylądowałabym na podłodze, gdyby ktoś się za mną nie znalazł i nie złapał. Również ten ktoś posadził mnie na jakimś krześle, czy gdzieś i podstawił szklankę wody pod nos. Co prawda przed oczami miałam ciemno, ale do mojego nosa dotarł zapach charakterystyczne dla pewnej osoby. Może i nie jestem smoczym zabójcą, ani żadnym zwierzęciem, ale węch mam bardzo dobry. I od razu wiedziałam, kto mnie poratował przed spotkaniem trzeciego stopnia z podłogą. Tą osobą był… Laxus. Tak… właśnie Pan Iskierka, jak to Mia go żartobliwie nazywa. Przechyliłam się lekko w bok i… jak przypuszczałam natrafiłam na ramię blondyna. Oparłam się delikatnie i wzięłam głęboki oddech. Powoli, powoli zaczęłam odzyskiwać zdolność widzenia. Nie mniej jednak, wciąż nie wszystko do mnie docierało. Cóż… Żeby chociaż doprowadzić się do względnego stanu używalności, musiałabym przespać się co najmniej kilka godzin. O pełnym wypoczynku nie wspominając. Kiedy w końcu udało mi się doprowadzić mój organizm do ponownego korzystania z zdolności takich jak świadoma rozmowa, mruknęłam ciche „dzięki” i usiadłam prosto. A przynajmniej taki miałam zamiar, bo blondyn ponownie oparł mnie o jego ramię. Lekko się zdziwiłam, więc spojrzałam na niego pytająco. Na tyle, na ile pozwalał na to mój stan, więc zapewne wyglądało to dość żałośnie.
-Nie przejmuj się. Odpocznij jeszcze trochę. Za niedługo nie będziesz miała ku temu okazji. – odpowiedział, patrząc na mnie z ukosa – Jakim cudem doprowadziłaś się do takiego stanu?
-Mm… Za dużo miałam na głowie. – mruknęłam i przymknęłam oczy – Ostatnimi czasu mało sypiam. Bardzo mało.
-Za bardzo się przemęczasz.
-Może trochę.
-„Trochę” – prychnął – Chyba „śmiertelnie wiele” bierzesz na siebie. Gdybyś ciągnęła to choćby chwilę dłużej, zapewne skończyłoby się to bardzo źle.
-Mm… Chyba masz rację. – westchnęłam zrezygnowana
-Pewnie, że mam. – wbrew pozorom, nie wyczułam w jego głośnie żadnej ironii, pychy, czy dumy. Bardziej zrezygnowanie.
-Nie mniej jednak… nic nie mogę na to poradzić. Po prostu te rzeczy, same się na mnie zwalają. – znowu westchnęłam
-Doprawdy? – czy ja wyczułam nutkę zirytowania? – Nic nie możesz zrobić? Trzeba było odmówić choćby pomocy w gildii. Wszyscy by zrozumieli, że nie czujesz się najlepiej.
Na to stwierdzenie machnęłam tylko ręką. O ile ten jakże żałosny gest można było tak nazwać. Laxus ponownie prychnął, ale nie odsunął mnie. A ja pozwoliłam sobie na jeszcze chwilkę relaksu. Ta… szkoda, że dopiero teraz. Usłyszałam za sobą jakieś szepty i chichoty, ale nie zwracałam na nie uwagi. I domyślałam się bardzo dobrze, co jest powodem takiego zachowania. Ja i Laxus! Co nie zmienia faktu, że jakoś mnie to nie ruszało. Na dodatek miałam ochotę porządnie się spić i mieć wszystko głęboko w dupie. Wolałam jednak tego nie robić. Szczególnie, że mieliśmy mieć gości. I to dość ważnych. Już wyobrażałam sobie miny członków gildii, na nasz widok. A szczególnie miny Miry, Erzy, Lu i Mii. No i Riddle oraz Leny, ale na nie akurat mam haka. Słyszałam też, że i Erza z kimś kręci. A skoro o niej mowa… Usłyszałam jak staje obok (po dźwięku zbroi), a później do moiich uszu dotarł jej głos. Ciężko było mi stwierdzić co w nim zawarła, ale mało mnie to obchodziło. Bardziej zirytowały mnie wypowiedziane przez nią słowa.
-Coś ostatnio z wieloma mężczyznami jesteś blisko.
-A co Erza? Zazdrościsz, że ciebie nie boi się tylko jeden? – nawet nie uchyliłam oka, a Erza zamilkła i przypuszczałam, że dość mocno się zaczerwieniła. Usłyszałam jeszcze jak odchodzi szybkim krokiem, po czym westchnęłam – Wybacz, że ujęłam to w ten sposób.
-Nie ma sprawy. Erza potrafi być irytująca.
-Zauważyłam. Zresztą nie tylko irytująca.
-Nie przepadasz za nią.
-Może… Ale staram się nie oceniać ludzi zbyt pochopnie.
-Ciekawa cecha…
-Mmm… Nie mniej jednak… gdybym miała z nią walczyć… Pewnie miałabym dość spore problemy. Oczywiście gdyby dała z siebie wszystko. No i raczej wątpię bym z nią wygrała. Ale jak mówiła pewna osoba… „Jeśli myślisz, że przegrasz walkę, przegrasz ją jeszcze zanim ją zaczniesz.”
-Mądry człowiek. Ale wciąż uważasz, że byś przegrała.
-Zapewne. Największą siłą Erzy, są jej więzi z członkami gildii i ich siła oraz wiara.
-A ty? Uważasz, że nie masz tych… więzi?
-Ciężko to porównywać. Erza należy tu od wielu lat, a ja z Mią pojawiłyśmy się dopiero niedawno.
-Co nie oznacza, że jesteś przez to gorzej traktowana w gildii.
-Mimo to…
-Ja należę do gildii odkąd byłem dzieckiem. A możesz mi wierzyć lub nie, ale nie byłem jakoś bardzo lubiany. Co najwyżej bali się mnie. Dopiero niedawno… jakoś tak…
-Ciężko mi w to uwierzyć. Nie wyglądasz na złą osobę.
-A jednak.
-Nie mniej jednak… to tylko potwierdza, że mi tym bardziej nie będzie łatwo.
-Ehh… Nie to chciałem powiedzieć.
-Zapewne… - uśmiechnęłam się lekko – A tak właściwie… Kiedy mają pojawić się członkowie innych gildii?
-O ile się nie mylę, to za godzinę.
-Hmm… Krótko…
-Dziadek mówił coś jeszcze o jakiejś imprezie.
-Uhh… Chyba szybko się zmyję.
-Nie lubisz imprez?
-Nie lubię tłumów. Hałasów też, ale… nie mam nic przeciwko dobrej muzyce.
-A tańce? Lubisz tańczyć?
-To… Ym… nie bardzo… - zakłopotałam się lekko i usiadłam prosto, całkiem o własnych siłach
-Hmm… doprawdy? – kątem oka zauważyłam jak chłopak uśmiecha się złośliwie – A z jakiego powodu?
-Tak po prostu… - odwróciłam wzrok, a na moje policzki wstąpił delikatny rumieniec – Bez powodu…
-Nie wierzę ci. – niby proste i bezpośrednie zdanie, aczkolwiek potrafi człowieka zmusić do wyznania prawdy. A tym bardziej gdy jest mówione takim tonem.
-Dobra… Nie umiem tańczyć. Zadowolony? – mruknęłam zniechęcona
-Owszem – blondyn posłał mi zwycięski uśmiech – Ale słyszałem, że nie jest z tobą tak źle.
-Znam jedynie tradycyjne tańce, takie jak „Kagura”. Ale to zupełnie coś innego.
-Nie masz się czym przejmować. Jeszcze całe życie przed tobą.
-Ta…
-Innymi słowy wychodzi na to, że jednak musisz zostać do końca imprezy.
-Niby dlaczego? – oburzyłam się lekko, ale oboje wiedzieliśmy, że daleko mi do prawdziwej „złości”
-Jak to dlaczego? – Laxus znowu uśmiechnął się złośliwe – Musisz się nauczyć tańczyć.
-Odpada… - mruknęłam z załamanie na twarzy i położyłam głowę na, skrzyżowanych na blacie, ramionach
-I tak się nie wywiniesz.
Usłyszałam jeszcze jak wypowiada te słowa dziwnym, trochę źle wróżącym dla mnie, tonem i wstaje. Kiedy tylko oddalił się na wystarczającą odległość, obok mnie pojawił się ktoś inny. Tym kimś okazał się Neah. On również miał specyficzny zapach. I choć znałam go już bardzo długo, za każdym razem nie mogłam określić czym owy zapach jest. Pachniał trochę jak przyjemne w zapachu zioła i morze w jednym. A przynajmniej tak to podobno określiłam kiedyś po pijaku. Wracając jednak do obecnej sytuacji… Domyślając się jaką minę ujrzę, nawet nie podnosiłam głowy.
-Wiesz… jestem trochę zazdrosny. – odezwał się tym swoim irytującym głosem – Miałem nadzieję, że jednak dasz mi drugą szansę.
-Neah… To już koniec. Powiedziałam ci niegdyś, że to nie było to uczucie. Oboje się na to zgodziliśmy, więc nie komplikuj teraz sprawy.
-Zgodziłem się, bo i tak nic bym wtedy nie zdziałał. Pomyślałem, że może teraz… Ja… wciąż coś do ciebie czuję. Powiedziałbym, że nawet więcej niż dawniej.
-Więc jest to tylko jednostronne. – wciąż nawet nie podniosłam głowy – I bardzo cię proszę, nie wyskakuj mi nagle z dziwnymi tekstami, chcąc zobaczyć jak się czerwienię. Oboje wiemy, że to tylko objaw zażenowania i zaskoczenia. Nic do ciebie nie czuję. A przynajmniej nic, co byś chciał abym czuła.
-Ale przecież…
-Dodatkowo – przerwałam mu – kiedy mówisz, te wszystkie dziwne rzeczy… przypomina mi się to wszystko co było kiedyś. Wiesz o mnie więcej niż prawie wszyscy moi znajomi. To jest tego kolejnym powodem. A skoro już o tym mowa… - w końcu podniosłam głowę – Nie waż się mówić KOMUKOLWIEK, a tym bardziej wróżkom niczego, co dotyczy mnie, bądź mojej przeszłości. Nic, rozumiesz? Masz milczeć jak grób.
Wbiłam w niego uparte i poważne spojrzenie. Neah zrobił zawiedzioną minę, po czym westchnął i odwrócił wzrok. Jego spojrzenie zrobiło się takie jakby… pełne nostalgii i odległe. Ponownie westchnął i położył podbródek na złożonej w pięść dłoni, opierając się łokciem o stół. Spojrzał ponownie na mnie takim wzrokiem, jakby widział we mnie kogoś innego. Albo raczej… kogoś kim byłam dawniej.
-Aya… nadal nie możesz mi wybaczyć, tego co zrobiłem, prawda?
-Neah… To nie ma nic do rzeczy…
-Dla mnie ma! Wiesz… zmieniłaś się zdecydowanie na lepsze. I nie myśl, że ot tak oddam cię temu blondynowi bez walki. – wyszczerzył się, a ja… nie załapałam od razu
-Hę?
-Ten Laxus… Nie przegram z nim tak łatwo! – dopiero teraz dotarł do mnie sens jego słów
-Neah!
Chciałam mu przyłożyć, ale ten debil zerwał się z wesołym uśmiechem i wybiegł z budynku z gildii. Ja natomiast po zbyt gwałtownym wstaniu z miejsca, miałam dość mocne zawroty głowy i musiałam się przytrzymać stołu. Ostatecznie usiadłam zrezygnowana i nawet nie zauważyłam kiedy Mira stanęła nade mną ze zmartwiona miną.
-Aya-chan… - aż podskoczyłam na dźwięk jej głosu – Nie wyglądasz najlepiej. Może powinnaś odpocząć?
Spojrzałam jej w oczy. Była wyraźnie zmartwiona i zaniepokojona. Chciałam więc zaprzeczyć, że cokolwiek mi dolega, ale jakoś tak… jej szczerze spojrzenie nie pozwoliło mi skłamać. Westchnęłam, ale nie wiem czy to usłyszała. Dopiero teraz dotarło do mnie jaki hałas panował w gildii. A w głowie irytująco dźwięczały mi wcześniejsze słowa Laxusa. Westchnęłam ponownie…
-Wybacz Mira… nienajlepiej się dzisiaj czuję. Chyba… będziecie się musieli obejść bez mojej pomocy. – posłałam jej ciepły uśmiech – Tylko bym przeszkadzała w takim stanie. Gomen…
-Ah! Nic się nie martw Aya-chan! Najważniejszy byś szybko poczuła się lepiej! Odpoczywaj!
Strauss zawołała wesoło, już w widocznie lepszym humorze i pomknęła gdzieś indziej nucąc sobie pod nosem. Cała Mira! Oczywiście nie omieszkałam skorzystać z okazji na odpoczynek, więc tylko położyłam głowę na stole, tak jak wcześniej i postanowiłam trochę odpłynąć. Tylko odpłynąć, bo na sen to nawet nie mogłam liczyć w takim hałasie…
Po kilku błogich chwilach odpoczynku ktoś dotknął mojego ramienia. Uchyliłam lekko jedno oka i spojrzałam na natręta. Jak się okazało, była to Lucy.
-Wybacz, że cię budzę Aya, ale…za niedługo pojawią się nasi goście.
-Ah tak… - mruknęłam – Rozumiem… I nie przejmuj się, nie spałam.
-Ym… Wyglądasz nienajlepiej. Może… powinnaś wypić coś na wzmocnienie?
-Za alkohol podziękuję.
-Nie o tym mówię. Podczas mojej podróży poznałam dość ciekawy, aczkolwiek prosty sposób na częściowe pozbycie się zmęczenia. No wiesz… takie pobudzenie. Działa trochę jak kofeina, ale jest znacznie smaczniejsze i mniej szkodliwe.
-Więc co to za mikstura? – przyjrzałam jej się uważnie – Coś mi się zdaje, że dość często jej używasz… - zmrużyłam złowrogo oczy
-Aya! – jęknęła – Proszę cię nie wydaj mnie! Zaczną się zamartwiać i w ogóle… - spojrzała na mnie błagalnie
-Ehh… Niech się będzie, ale dobrze ci radze nie przesadzaj z tym środkiem. Wszystko jest zdrowe i dobre, ale z umiarem.
-Dzięki ci! – wypuściła powietrze z ulgą
-To teraz w ramach tej wdzięczności, podziel się w końcu z potrzebującym. – pokazałam jej język, a na moje usta wkradł się psotny uśmieszek
-Ależ proszę cię bardzo!
Blondynka wyjęła z kieszeni mały flakonik z ciemnozieloną cieczą. Chwyciła moją wciąż niepustą szklankę z wodą, po czym odkorkowała miksturę i wlała kilka kropel do mojego picia. Podała mi naczynie z owym napojem i uśmiechnęła się zachęcająco.
-Smacznego Aya! Zaraz poczujesz się lepiej!
-Tsa… No to łykamy! – zawołałam i duszkiem wypiłam zawartość szklanki. Przez chwilę zakręciło mi się w głowie, ale zaraz poczułam się lepiej i wiedziałam, że nie zemdleję nagle na środku sali. Ten płyn… działał cuda! Przynajmniej mogłam w miarę „normalnie” funkcjonować. Posłałam Heartphilii ciepły uśmiech wdzięczności i wstałam z dotychczasowego miejsca. Dosłownie kilka sekund później drzwi do gildii otworzyły się, a do środka paradowali magowie z Blue Pegasus. Czyli ta jakże irytująca czwórka, pożal się boże, mężczyzn. Z których tylko jeden mógłby ewentualnie być określany owym mianem. I chodzi tu bynajmniej o Hibikiego, bo na resztę to szkoda słów.
„Panowie” wparadowali do środka i od razu się zaczęło. Zaczęli te swoje flirty, a Erza jak zwykle padła ofiarą Ichiyi. Niezauważenie przemknęłam się koło Kin’a, który był zdegustowany zachowaniem „lidera grupy”, która przybyła. On! Kin był tym zdegustowany! Przecież to zjawisko niespotykane! Choć prawdą jest, że on woli inaczej czarować dziewczyny. I na pewno nie jest to nawet zbliżone to zachowania maga perfum. I wtedy Mirze się wymsknęło, że w gildii są nowi magowie. I są to dziewczyny. Blue Pegasus się oczy zaświeciły. Oj, to mi się nie spodobało. Kiedy zwierzęce oczy polujących idiotów błądziły po pomieszczeniu, ja jeszcze bardziej schowałam się za Kin’em, ustawiając się bokiem do jego pleców. Ten tylko uśmiechnął się szeroko. I wtedy coś do mnie dotarło! Niestety… było już za późno…
-Ichiya-sama! – zawołał chłopak wyglądających jak dzieciak, Eve – Nowa twarz! Pierwszy raz widzę tego mężczyznę!
-Dobrze prawisz chłopcze! Jednakże osoby, których szukamy to młode, niewinne dziewczęta! Choć wypadałoby się przywitać…
-Ichiya-sama! – wydostała ze swoich gardeł cała trójka
I wtedy przed Kin’em pojawił się ten irytujący mag. Nim jednak zdążył wydostać z siebie kolejny irytujący dźwięk, obok pojawiła się Mira.
-Ichiya-san…
-Ah! Mira! Jak zawsze piękna! – „mężczyzna” zaciągnął się powietrzem
-Ojej… Jak miło. Poznaj proszę Kin’a. Nie dołączył on co prawda do naszej Fairy Tail, ale mamy nadzieję, że to się zmieni. Za to jego przyjaciółka już należy do naszej rodziny.
-Oh! Doprawdy?! – myślałam, że mnie zaraz krew zaleje… irytujący dźwięk i jego właściciel… - Zaraz! A cóż to za zapach?! – Ichiya nachylił się w stronę Kin’a, więc i w moją – Kin-san… czyżby to twoja osoba? Hmm… Nie… to ktoś… niuch… inny!
I wtedy ten idiota wyminął Kin’a i stanął tuż przede mną. Przyglądał się mi z błyszczącymi oczami, a ja wiedziałam, że czeka mnie przez niego „zapowiedź piekła”. Dziwak wydał z siebie dość dziwny dźwięk, przypominający trochę starą lokomotywę pomieszaną z muczeniem krowy i… zaczął mnie obwąchiwać! A raczej zamierzał, jednak w porę skoczyłam do góry i… uwiesiłam się belki na suficie. Z tego powodu, mężczyzna zaliczył bliskie spotkanie z podłogą. Podniósł się i zaczął rozglądać dookoła ze zdezorientowaniem.
-Ichiya-sama!
Obok niego stanął Hibiki i przyłożywszy sobie prawą dłoń do serca pochylił lekko głowę. Ułamek sekundy później pojawili się Eve i Ren, robiąc dokładnie tę samą pozę, po czym cała trójka wykrzyknęła równo „Mistrzu!”. Na tek dźwięk skrzywiłam się lekko i już chciałam się wymknąć (nieważne, że wciąż znajdowałam się nad ich głowami), ale uniemożliwił mi to owy „mistrz”, który znowu zaczął wciągać powietrze. Nagle zadarł głowę z góry z jeszcze większym błyskiem w oczach.
-Cóż za zręczność! Cóż za zapach!
Miałam ochotę zwrócić na niego cały mój dzisiejszy posiłek, który i tak był dość skromny. Ten facet mnie obrzydzał. Jak nikt inny. Na szczęście na ratunek przyszedł mi mój blond wybawiciel – Kin! Zaraz… stop… Żaden „mój blond wybawiciel”! Raczej blond debil jakich mało, który po prostu jest czasami przydatny! Od co! A trójka „uczniów” panikowała nad nieprzytomnym „nauczycielem”.
No, ale do rzeczy… Kin szybkim ruchem ręki pozbawił natręta przytomności (co z tego, że Ichiyę będzie później kark bolał? Mógł nie zaczynać…) i stanął tuż pode mną wystawiając ręce w moją stronę i uśmiechając się zachęcająco. Po co? Tego nie wiedziałam… W końcu i tak zdawałam sobie sprawę, że by mnie złapał gdybym skoczyła. I z tą świadomością puściłam się belki, która uratowała mi życie przed natrętnym debilem z Blue Pegasus. Wypiję za nią następnym razem!
Kiedy tak zlatywałam z tego dość wysokiego sufitu, sznurek związujący mi włosy uległ zniszczeniu, o czym przekonałam się dopiero lądując w ramionach „złotego maga”. Burza włosów opadła jakby okalając nas, ale szybko się uspokoiła. Kin widząc moją minę posłał mi ciepły uśmiech, który szybko zszedł mu z twarzy kiedy dotarło do niego, że po pierwsze: znajdujemy się w budynku gildii Fairy Tail, dwa: to nie są już dawne lata kiedy łapał mnie w podobny sposób, jak nie chciało mi się normalnie schodzić z wysokiego drzewa i trzy, które wywodzi się z dwójki: nie jestem już taka lekka jak dawniej o czym szybko się przekonał. Ale nie dał tego po sobie znać. A przynajmniej się starał… Już chciałam powiedzieć, żeby mnie postawił, kiedy ten przewidując moje słowa, zrobił to pierwszy. A moje włosy uparcie przyciągały spojrzenie Mii. Szybko doskoczyła do mnie i zaczęła jęczeć na wszystkie możliwe sposoby. Nie dałam się jednak! Uzyskałam od Kin’a jakąś wstążkę, którą ten nie wiem skąd wytrzasnął i szybko związałam włosy. Problem w tym, że wstążka to nie sznurek i mogłam jedynie przerzucić włosy z przodu, na prawą stronę i tak je związać. Blond debil miał jakiś taki nostalgiczny wzrok, za co oberwał ode mnie, a Mia usiadła załamana przy barze. A ocalała trójka z Blue Pegasus lamentowała nad nieprzytomny liderem. Kin zaśmiał się nerwowo i szybko czmychnął na zewnątrz. Zaraz po tym, do budynku wkroczyli magowie z Lamia Scale. Z moich danych wynikało, iż wśród nich był Święty mag – Jura, mag lodu – Lyon Bastia, Chelia i Sherry Blendy, Yuka Suzuki i jeszcze jakiś mag, który wyglądał jakby był skrzyżowany z psem. Bodajże Toby, ale pewności nie miałam. Najwidoczniej nie był aż tak warty mojej uwagi. No i oczywiście mistrz owej gildii – Ooba Babasaama. A ocalała trójka z Blue Pegasus lamentowała nad nieprzytomnym liderem.
Nim ktokolwiek zdążył się zorientować Grey i Lyon zaczęli się kłócić. W ruch poszła magia, później krzesła, a nawet stoły. Natsu chciał się włączyć, ale jedyne co mu się udało, to przypalić podłogę. Bójka się rozkręcała, a długie starania wszystkich magów były niszczone przez walczących chłopaków. Wkurzyłam się trochę, bo mało przez te przygotowania nie straciłam przytomności. I w tenże oto sposób Natsu został zakneblowany, a dwójka magów lodu wylądowała na ziemii, przy „drobnej” pomocy moich cieni. Stanęłam nad nimi z miną kata i posłałam spojrzenie bazyliszka. Grey się wdrygnął, Natsu zbladł i tylko Lyon nieświadomy swojej sytuacji i moich zdolności, patrzył to na mnie, to na Dragneel’a i Fullbaster’a ze zdezorientowaniem i chyba trochę… kpiną? Możliwe…
-A teraz panów grzecznie proszę o spokój i naprawienie szkód zanim pojawią się kolejni goście.
-Tak jest! – zawołali równo brunet i różowo-włosy. Tylko Lyon chciał zaoponować, ale jego lodowy przyjaciel go powstrzymał i zasłonił mu usta
-Shh… Ani słowa… Już idziemy! – ostatnie zdanie rzucił do mnie i pociągnął kumpla ze sobą. Pierwszy raz można było zobaczyć Natsu, Lyon’a i Grey’a tak współpracujących ze sobą. Chyba starszy „zamrażalnik” zdał sobie odrobinę sprawę, że chwilowo należy zachować spokój.
Westchnęłam zrezygnowana i poczłapałam w stronę baru. Mia szczerzyła się jak głupia, a wróżki… chwile się na mnie patrzyły, ale szybko powróciły do przerwanych czynności. I wtedy obok mnie pojawił się Jura.
-Więc jesteś nowa w Fairy Tail?
-Owszem.
-Na imię mi Ju…
-Wiem, wiem… Jura Neekis, jeden z 10 świętych magów. Jestem Aya.
Podałam mu rękę, a on odwzajemnił gest. Zamówiłam sobie szklankę czegoś mocniejszego, a mężczyzna obok zaczął rozmowę.
-Masz interesujące zdolności i używasz niezwykłego rodzaj magii.
-Tak… słyszałam już to. Choć ja tak nie uważam.
-Oh doprawdy?
-Tak…
-Cóż… ja wciąż jednak będę się przy tym upierał. A można wiedzieć kto również to zauważył?
-Z tej gildii… Laxus. I możliwe, że Erza. Ostatnio często mi się przygląda. Ale jej nie ma się co dziwić, jest dość uważną i inteligentną osobą.
-Tak, to prawda. A skoro o niej mowa… Powiedziałbym, że ta gildia znalazła taką „drugą Erzę”.
-Serio? Kogo? – zaczęłam się rozglądać, ale szybko przestałam po usłyszeniu słów potężnego maga
-Mam na myśli ciebie. Rzadko kto może sprawić jednym spojrzeniem by Salamander i Grey współpracowali ze sobą.
-To chyba jedyne wspólne cechy moje i Erzy.
-Hmm… Skoro tak uważasz…
Zapanowała chwilowa „cisza”. A przynajmniej między nami, bo wokół było znacznie głośniej niż zazwyczaj i w normalnych okolicznościach. Nie mniej jednak nie dane mi było zaznać chwili „spokoju”, bo zaraz pojawiła się obok mnie Mia z pijanymi Hagane i Leną. Yy... Nie miałam bladego pojęcia jak i kiedy się upiły, ale lepiej było odstawić je bezpiecznie niż pozwolić by były takie przy reporterach. To by mogło im nieźle zaszkodzić. Nie czekając dłużej gwizdnęłam głośno, a do pomieszczenia wparadował Ian – koń Leny. Wróżki był zdezorientowane, ale jaśnie ja nie raczyłam im tego wyjaśnić. Wpakowałam pijane panny na grzbiet zwierzęcia, a ten pohasał sobie w kierunku wyjścia, a później do miejsca ich zamieszkania. Wiedziałam, że sobie poradzi. W końcu to bardzo mądra istota, a znając życie Koshi pewnie czekał przed budynkiem. Razem z Carrickiem. Mruknęłam pod nosem coś o męczących osobach, chodzących po ziemi i zamówiłam kolejnego drinka, nie przejmując się spojrzeniami innych magów.
Huk, hałas, gwar, dyskusje, bójki i inne dźwięki wydawane tradycyjnie przez Fairy Tail powróciły ze zdwojoną siłą. Obok mnie zjawiła się Erza, której chyba się nudziło. Szybko jednak ją zbyłam i wdałam się w rozmowę z Lucy i Levy. Nim się spostrzegałam moje współ-rozmówczynie zeszły na temat chłopaków.
A członkowie Blue Pegasus lamentowali nad swoim „kierownikiem”.

***


Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Rozdział wyszedł mi (chyba) dość długi. Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Jeśli mi je wskażecie, poprawię. Niezmiernie bym się cieszyła, gdyby tym razem pojawiło się ciut więcej komci, ale cóż - nie można mieć wszystkiego. Tym razem nie robię zapowiedzi, bo nie czuję się na siłach (chora jestem), abym dłużej na tym siedziała. Jak się poczuję lepiej może dodam wraz z jakimiś obrazkami... A co do nich - jeśli chcecie jakieś konkretne to piszcie. Może akurat będę miała je na kompie ^^ (a mam sporo). W chwili obecnej kieruje się sondą. Pozdro i do następnej!