Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie ani nie
wypatroszycie (kto by później przelał na papier moje pomysły?)... Najmocniej
was przepraszam za to opóźnienie, ale s pewnych powodów nie mogłam dodać
wcześniej notki. Nie będę się tłumaczyć, bo nie mam dzisiaj siły, a i wy pewnie
nie macie ochoty na moje trucie.
Krótko więc...
Notkę dedykuję Shiru, Fadziulce i Desu-chan,
które są wciąż ze mną.
A teraz zapraszam do
czytania. Mam nadzieję, że się spodoba.
***
---== Aya ==---
Muszę przyznać, że zbyt duży brak snu,
potrafi przysporzyć człowiekowi naprawdę wiele kłopotów. Od sytuacji z Revisem
minęło już parę dni, aż w końcu upłynął termin, jego pobytu tutaj i chłopak
musiał wracać. Przez ten czas okropnie mało spałam. Z różnych powodów. Zdarzało
się nawet, że nie spałam całą noc, a później pomagałam w gildii. Tak… Oto
dzisiejszego dnia mieliśmy mieć to spotkanie z innymi gildiami. Ostatecznie
przyniosło to dość kiepski efekt dla mojego zdrowia. Patrzyłam nieprzytomnym wzrokiem na
wszystko co działo się wokół mnie i miałam wrażenie, że świat płynie beze mnie.
Że stałam w miejscu, zatrzymałam się w czasie i patrzyłam na to wszystko. Świat
pędził, a moje ruchy były jakby spowolnione. Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie.
Niestety ten właśnie moment wybrał sobie mistrz na wkopanie mnie w jakąś
robotę. Nawet nie dotarło do mnie o co chodziło. Wszystko robiłam
automatycznie. Ale co gorsza, miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Do gildii
weszłam z poczuciem zbliżającej się śmierci. I w tenże oto sposób musiałam
wieszać jakieś dziwne ozdóbki wykonane przez Mirę, przy samym suficie. Ta… A
przed oczami miałam ciemne plamki. W końcu jednak udało mi się uchwycić chwilkę
wolnego czasu i dotrzeć do baru. Wszyscy byli czymś zajęci, więc skorzystałam z
okazji i chciałam na chwilkę wrócić do domu. Niestety… gdy tylko postawiłam
pierwszy krok, straciłam równowagę. Pewnie wylądowałabym na podłodze, gdyby
ktoś się za mną nie znalazł i nie złapał. Również ten ktoś posadził mnie na jakimś
krześle, czy gdzieś i podstawił szklankę wody pod nos. Co prawda przed oczami
miałam ciemno, ale do mojego nosa dotarł zapach charakterystyczne dla pewnej
osoby. Może i nie jestem smoczym zabójcą, ani żadnym zwierzęciem, ale węch mam
bardzo dobry. I od razu wiedziałam, kto mnie poratował przed spotkaniem
trzeciego stopnia z podłogą. Tą osobą był… Laxus. Tak… właśnie Pan Iskierka,
jak to Mia go żartobliwie nazywa. Przechyliłam się lekko w bok i… jak
przypuszczałam natrafiłam na ramię blondyna. Oparłam się delikatnie i wzięłam
głęboki oddech. Powoli, powoli zaczęłam odzyskiwać zdolność widzenia. Nie mniej
jednak, wciąż nie wszystko do mnie docierało. Cóż… Żeby chociaż doprowadzić się
do względnego stanu używalności, musiałabym przespać się co najmniej kilka godzin.
O pełnym wypoczynku nie wspominając. Kiedy w końcu udało mi się doprowadzić mój
organizm do ponownego korzystania z zdolności takich jak świadoma
rozmowa, mruknęłam ciche „dzięki” i usiadłam prosto. A przynajmniej taki miałam
zamiar, bo blondyn ponownie oparł mnie o jego ramię. Lekko się zdziwiłam, więc
spojrzałam na niego pytająco. Na tyle, na ile pozwalał na to mój stan, więc
zapewne wyglądało to dość żałośnie.
-Nie
przejmuj się. Odpocznij jeszcze trochę. Za niedługo nie będziesz miała ku temu
okazji. – odpowiedział, patrząc na mnie z ukosa – Jakim cudem doprowadziłaś się
do takiego stanu?
-Mm…
Za dużo miałam na głowie. – mruknęłam i przymknęłam oczy – Ostatnimi czasu mało
sypiam. Bardzo mało.
-Za
bardzo się przemęczasz.
-Może
trochę.
-„Trochę”
– prychnął – Chyba „śmiertelnie wiele” bierzesz na siebie. Gdybyś ciągnęła to
choćby chwilę dłużej, zapewne skończyłoby się to bardzo źle.
-Mm…
Chyba masz rację. – westchnęłam zrezygnowana
-Pewnie,
że mam. – wbrew pozorom, nie wyczułam w jego głośnie żadnej ironii, pychy, czy
dumy. Bardziej zrezygnowanie.
-Nie
mniej jednak… nic nie mogę na to poradzić. Po prostu te rzeczy, same się na
mnie zwalają. – znowu westchnęłam
-Doprawdy?
– czy ja wyczułam nutkę zirytowania? – Nic nie możesz zrobić? Trzeba było odmówić
choćby pomocy w gildii. Wszyscy by zrozumieli, że nie czujesz się najlepiej.
Na
to stwierdzenie machnęłam tylko ręką. O ile ten jakże żałosny gest można było
tak nazwać. Laxus ponownie prychnął, ale nie odsunął mnie. A ja pozwoliłam
sobie na jeszcze chwilkę relaksu. Ta… szkoda, że dopiero teraz. Usłyszałam za
sobą jakieś szepty i chichoty, ale nie zwracałam na nie uwagi. I domyślałam się
bardzo dobrze, co jest powodem takiego zachowania. Ja i Laxus! Co nie zmienia
faktu, że jakoś mnie to nie ruszało. Na dodatek miałam ochotę porządnie się
spić i mieć wszystko głęboko w dupie. Wolałam jednak tego nie robić.
Szczególnie, że mieliśmy mieć gości. I to dość ważnych. Już wyobrażałam sobie
miny członków gildii, na nasz widok. A szczególnie miny Miry, Erzy, Lu i Mii.
No i Riddle oraz Leny, ale na nie akurat mam haka. Słyszałam też, że i Erza z
kimś kręci. A skoro o niej mowa… Usłyszałam jak staje obok (po dźwięku zbroi),
a później do moiich uszu dotarł jej głos. Ciężko było mi stwierdzić co w nim
zawarła, ale mało mnie to obchodziło. Bardziej zirytowały mnie wypowiedziane
przez nią słowa.
-Coś
ostatnio z wieloma mężczyznami jesteś blisko.
-A
co Erza? Zazdrościsz, że ciebie nie boi się tylko jeden? – nawet nie uchyliłam
oka, a Erza zamilkła i przypuszczałam, że dość mocno się zaczerwieniła.
Usłyszałam jeszcze jak odchodzi szybkim krokiem, po czym westchnęłam – Wybacz,
że ujęłam to w ten sposób.
-Nie
ma sprawy. Erza potrafi być irytująca.
-Zauważyłam.
Zresztą nie tylko irytująca.
-Nie
przepadasz za nią.
-Może…
Ale staram się nie oceniać ludzi zbyt pochopnie.
-Ciekawa
cecha…
-Mmm…
Nie mniej jednak… gdybym miała z nią walczyć… Pewnie miałabym dość spore
problemy. Oczywiście gdyby dała z siebie wszystko. No i raczej wątpię bym z nią
wygrała. Ale jak mówiła pewna osoba… „Jeśli myślisz, że przegrasz walkę,
przegrasz ją jeszcze zanim ją zaczniesz.”
-Mądry
człowiek. Ale wciąż uważasz, że byś przegrała.
-Zapewne.
Największą siłą Erzy, są jej więzi z członkami gildii i ich siła oraz wiara.
-A
ty? Uważasz, że nie masz tych… więzi?
-Ciężko
to porównywać. Erza należy tu od wielu lat, a ja z Mią pojawiłyśmy się dopiero
niedawno.
-Co
nie oznacza, że jesteś przez to gorzej traktowana w gildii.
-Mimo
to…
-Ja
należę do gildii odkąd byłem dzieckiem. A możesz mi wierzyć lub nie, ale nie
byłem jakoś bardzo lubiany. Co najwyżej bali się mnie. Dopiero niedawno… jakoś
tak…
-Ciężko
mi w to uwierzyć. Nie wyglądasz na złą osobę.
-A
jednak.
-Nie
mniej jednak… to tylko potwierdza, że mi tym bardziej nie będzie łatwo.
-Ehh…
Nie to chciałem powiedzieć.
-Zapewne…
- uśmiechnęłam się lekko – A tak właściwie… Kiedy mają pojawić się członkowie
innych gildii?
-O
ile się nie mylę, to za godzinę.
-Hmm…
Krótko…
-Dziadek
mówił coś jeszcze o jakiejś imprezie.
-Uhh…
Chyba szybko się zmyję.
-Nie
lubisz imprez?
-Nie
lubię tłumów. Hałasów też, ale… nie mam nic przeciwko dobrej muzyce.
-A
tańce? Lubisz tańczyć?
-To…
Ym… nie bardzo… - zakłopotałam się lekko i usiadłam prosto, całkiem o własnych
siłach
-Hmm…
doprawdy? – kątem oka zauważyłam jak chłopak uśmiecha się złośliwie – A z
jakiego powodu?
-Tak
po prostu… - odwróciłam wzrok, a na moje policzki wstąpił delikatny rumieniec –
Bez powodu…
-Nie
wierzę ci. – niby proste i bezpośrednie zdanie, aczkolwiek potrafi człowieka
zmusić do wyznania prawdy. A tym bardziej gdy jest mówione takim tonem.
-Dobra…
Nie umiem tańczyć. Zadowolony? – mruknęłam zniechęcona
-Owszem
– blondyn posłał mi zwycięski uśmiech – Ale słyszałem, że nie jest z tobą tak
źle.
-Znam
jedynie tradycyjne tańce, takie jak „Kagura”. Ale to zupełnie coś innego.
-Nie
masz się czym przejmować. Jeszcze całe życie przed tobą.
-Ta…
-Innymi
słowy wychodzi na to, że jednak musisz zostać do końca imprezy.
-Niby
dlaczego? – oburzyłam się lekko, ale oboje wiedzieliśmy, że daleko mi do
prawdziwej „złości”
-Jak
to dlaczego? – Laxus znowu uśmiechnął się złośliwe – Musisz się nauczyć
tańczyć.
-Odpada…
- mruknęłam z załamanie na twarzy i położyłam głowę na, skrzyżowanych na
blacie, ramionach
-I
tak się nie wywiniesz.
Usłyszałam
jeszcze jak wypowiada te słowa dziwnym, trochę źle wróżącym dla mnie, tonem i
wstaje. Kiedy tylko oddalił się na wystarczającą odległość, obok mnie pojawił
się ktoś inny. Tym kimś okazał się Neah. On również miał specyficzny zapach. I
choć znałam go już bardzo długo, za każdym razem nie mogłam określić czym owy
zapach jest. Pachniał trochę jak przyjemne w zapachu zioła i morze w jednym. A
przynajmniej tak to podobno określiłam kiedyś po pijaku. Wracając jednak do
obecnej sytuacji… Domyślając się jaką minę ujrzę, nawet nie podnosiłam głowy.
-Wiesz…
jestem trochę zazdrosny. – odezwał się tym swoim irytującym głosem – Miałem
nadzieję, że jednak dasz mi drugą szansę.
-Neah…
To już koniec. Powiedziałam ci niegdyś, że to nie było to uczucie. Oboje się na
to zgodziliśmy, więc nie komplikuj teraz sprawy.
-Zgodziłem
się, bo i tak nic bym wtedy nie zdziałał. Pomyślałem, że może teraz… Ja… wciąż
coś do ciebie czuję. Powiedziałbym, że nawet więcej niż dawniej.
-Więc
jest to tylko jednostronne. – wciąż nawet nie podniosłam głowy – I bardzo cię
proszę, nie wyskakuj mi nagle z dziwnymi tekstami, chcąc zobaczyć jak się
czerwienię. Oboje wiemy, że to tylko objaw zażenowania i zaskoczenia. Nic do
ciebie nie czuję. A przynajmniej nic, co byś chciał abym czuła.
-Ale
przecież…
-Dodatkowo
– przerwałam mu – kiedy mówisz, te wszystkie dziwne rzeczy… przypomina mi się
to wszystko co było kiedyś. Wiesz o mnie więcej niż prawie wszyscy moi znajomi.
To jest tego kolejnym powodem. A skoro już o tym mowa… - w końcu podniosłam
głowę – Nie waż się mówić KOMUKOLWIEK, a tym bardziej wróżkom niczego,
co dotyczy mnie, bądź mojej przeszłości. Nic, rozumiesz? Masz milczeć jak grób.
Wbiłam
w niego uparte i poważne spojrzenie. Neah zrobił zawiedzioną minę, po czym
westchnął i odwrócił wzrok. Jego spojrzenie zrobiło się takie jakby… pełne nostalgii
i odległe. Ponownie westchnął i położył podbródek na złożonej w pięść dłoni,
opierając się łokciem o stół. Spojrzał ponownie na mnie takim wzrokiem, jakby
widział we mnie kogoś innego. Albo raczej… kogoś kim byłam dawniej.
-Aya…
nadal nie możesz mi wybaczyć, tego co zrobiłem, prawda?
-Neah…
To nie ma nic do rzeczy…
-Dla
mnie ma! Wiesz… zmieniłaś się zdecydowanie na lepsze. I nie myśl, że ot tak
oddam cię temu blondynowi bez walki. – wyszczerzył się, a ja… nie załapałam od
razu
-Hę?
-Ten Laxus… Nie przegram z nim tak łatwo! – dopiero
teraz dotarł do mnie sens jego słów
-Neah!
Chciałam
mu przyłożyć, ale ten debil zerwał się z wesołym uśmiechem i wybiegł z budynku
z gildii. Ja natomiast po zbyt gwałtownym wstaniu z miejsca, miałam dość mocne
zawroty głowy i musiałam się przytrzymać stołu. Ostatecznie usiadłam
zrezygnowana i nawet nie zauważyłam kiedy Mira stanęła nade mną ze zmartwiona
miną.
-Aya-chan…
- aż podskoczyłam na dźwięk jej głosu – Nie wyglądasz najlepiej. Może powinnaś
odpocząć?
Spojrzałam
jej w oczy. Była wyraźnie zmartwiona i zaniepokojona. Chciałam więc zaprzeczyć,
że cokolwiek mi dolega, ale jakoś tak… jej szczerze spojrzenie nie pozwoliło mi
skłamać. Westchnęłam, ale nie wiem czy to usłyszała. Dopiero teraz dotarło do
mnie jaki hałas panował w gildii. A w głowie irytująco dźwięczały mi
wcześniejsze słowa Laxusa. Westchnęłam ponownie…
-Wybacz
Mira… nienajlepiej się dzisiaj czuję. Chyba… będziecie się musieli obejść bez
mojej pomocy. – posłałam jej ciepły uśmiech – Tylko bym przeszkadzała w takim
stanie. Gomen…
-Ah!
Nic się nie martw Aya-chan! Najważniejszy byś szybko poczuła się lepiej!
Odpoczywaj!
Strauss
zawołała wesoło, już w widocznie lepszym humorze i pomknęła gdzieś indziej
nucąc sobie pod nosem. Cała Mira! Oczywiście nie omieszkałam skorzystać z
okazji na odpoczynek, więc tylko położyłam głowę na stole, tak jak wcześniej i
postanowiłam trochę odpłynąć. Tylko odpłynąć, bo na sen to nawet nie mogłam
liczyć w takim hałasie…
Po
kilku błogich chwilach odpoczynku ktoś dotknął mojego ramienia. Uchyliłam lekko
jedno oka i spojrzałam na natręta. Jak się okazało, była to Lucy.
-Wybacz,
że cię budzę Aya, ale…za niedługo pojawią się nasi goście.
-Ah
tak… - mruknęłam – Rozumiem… I nie przejmuj się, nie spałam.
-Ym…
Wyglądasz nienajlepiej. Może… powinnaś wypić coś na wzmocnienie?
-Za
alkohol podziękuję.
-Nie
o tym mówię. Podczas mojej podróży poznałam dość ciekawy, aczkolwiek prosty
sposób na częściowe pozbycie się zmęczenia. No wiesz… takie pobudzenie. Działa
trochę jak kofeina, ale jest znacznie smaczniejsze i mniej szkodliwe.
-Więc
co to za mikstura? – przyjrzałam jej się uważnie – Coś mi się zdaje, że dość
często jej używasz… - zmrużyłam złowrogo oczy
-Aya!
– jęknęła – Proszę cię nie wydaj mnie! Zaczną się zamartwiać i w ogóle… -
spojrzała na mnie błagalnie
-Ehh…
Niech się będzie, ale dobrze ci radze nie przesadzaj z tym środkiem. Wszystko
jest zdrowe i dobre, ale z umiarem.
-Dzięki
ci! – wypuściła powietrze z ulgą
-To
teraz w ramach tej wdzięczności, podziel się w końcu z potrzebującym. – pokazałam
jej język, a na moje usta wkradł się psotny uśmieszek
-Ależ
proszę cię bardzo!
Blondynka
wyjęła z kieszeni mały flakonik z ciemnozieloną cieczą. Chwyciła moją wciąż
niepustą szklankę z wodą, po czym odkorkowała miksturę i wlała kilka kropel do
mojego picia. Podała mi naczynie z owym napojem i uśmiechnęła się zachęcająco.
-Smacznego
Aya! Zaraz poczujesz się lepiej!
-Tsa…
No to łykamy! – zawołałam i duszkiem wypiłam zawartość szklanki. Przez chwilę
zakręciło mi się w głowie, ale zaraz poczułam się lepiej i wiedziałam, że nie
zemdleję nagle na środku sali. Ten płyn… działał cuda! Przynajmniej mogłam w
miarę „normalnie” funkcjonować. Posłałam Heartphilii ciepły uśmiech
wdzięczności i wstałam z dotychczasowego miejsca. Dosłownie kilka sekund
później drzwi do gildii otworzyły się, a do środka paradowali magowie z Blue
Pegasus. Czyli ta jakże irytująca czwórka, pożal się boże, mężczyzn. Z których
tylko jeden mógłby ewentualnie być określany owym mianem. I chodzi tu
bynajmniej o Hibikiego, bo na resztę to szkoda słów.
„Panowie” wparadowali do środka i od razu się zaczęło. Zaczęli te swoje flirty, a Erza jak
zwykle padła ofiarą Ichiyi. Niezauważenie przemknęłam się koło Kin’a, który był
zdegustowany zachowaniem „lidera grupy”, która przybyła. On! Kin był tym zdegustowany!
Przecież to zjawisko niespotykane! Choć prawdą jest, że on woli inaczej
czarować dziewczyny. I na pewno nie jest to nawet zbliżone to zachowania maga
perfum. I wtedy Mirze się wymsknęło, że w gildii są nowi magowie. I są to
dziewczyny. Blue Pegasus się oczy zaświeciły. Oj, to mi się nie spodobało.
Kiedy zwierzęce oczy polujących idiotów błądziły po pomieszczeniu, ja
jeszcze bardziej schowałam się za Kin’em, ustawiając się bokiem do jego pleców.
Ten tylko uśmiechnął się szeroko. I wtedy coś do mnie dotarło! Niestety… było
już za późno…
-Ichiya-sama!
– zawołał chłopak wyglądających jak dzieciak, Eve – Nowa twarz! Pierwszy raz
widzę tego mężczyznę!
-Dobrze
prawisz chłopcze! Jednakże osoby, których szukamy to młode, niewinne
dziewczęta! Choć wypadałoby się przywitać…
-Ichiya-sama!
– wydostała ze swoich gardeł cała trójka
I
wtedy przed Kin’em pojawił się ten irytujący mag. Nim jednak zdążył wydostać z
siebie kolejny irytujący dźwięk, obok pojawiła się Mira.
-Ichiya-san…
-Ah! Mira! Jak zawsze piękna! – „mężczyzna”
zaciągnął się powietrzem
-Ojej…
Jak miło. Poznaj proszę Kin’a. Nie dołączył on co prawda do naszej Fairy Tail,
ale mamy nadzieję, że to się zmieni. Za to jego przyjaciółka już należy do
naszej rodziny.
-Oh!
Doprawdy?! – myślałam, że mnie zaraz krew zaleje… irytujący dźwięk i jego
właściciel… - Zaraz! A cóż to za zapach?! – Ichiya nachylił się w stronę Kin’a,
więc i w moją – Kin-san… czyżby to twoja osoba? Hmm… Nie… to ktoś… niuch… inny!
I
wtedy ten idiota wyminął Kin’a i stanął tuż przede mną. Przyglądał się mi z
błyszczącymi oczami, a ja wiedziałam, że czeka mnie przez niego „zapowiedź
piekła”. Dziwak wydał z siebie dość dziwny dźwięk, przypominający trochę starą
lokomotywę pomieszaną z muczeniem krowy i… zaczął mnie obwąchiwać! A raczej
zamierzał, jednak w porę skoczyłam do góry i… uwiesiłam się belki na suficie. Z
tego powodu, mężczyzna zaliczył bliskie spotkanie z podłogą. Podniósł się i
zaczął rozglądać dookoła ze zdezorientowaniem.
-Ichiya-sama!
Obok
niego stanął Hibiki i przyłożywszy sobie prawą dłoń do serca pochylił lekko
głowę. Ułamek sekundy później pojawili się Eve i Ren, robiąc dokładnie tę samą
pozę, po czym cała trójka wykrzyknęła równo „Mistrzu!”. Na tek dźwięk
skrzywiłam się lekko i już chciałam się wymknąć (nieważne, że wciąż znajdowałam
się nad ich głowami), ale uniemożliwił mi to owy „mistrz”, który znowu zaczął
wciągać powietrze. Nagle zadarł głowę z góry z jeszcze większym błyskiem w
oczach.
-Cóż
za zręczność! Cóż za zapach!
Miałam
ochotę zwrócić na niego cały mój dzisiejszy posiłek, który i tak był dość
skromny. Ten facet mnie obrzydzał. Jak nikt inny. Na szczęście na ratunek
przyszedł mi mój blond wybawiciel – Kin! Zaraz… stop… Żaden „mój blond
wybawiciel”! Raczej blond debil jakich mało, który po prostu jest czasami
przydatny! Od co! A trójka „uczniów” panikowała nad nieprzytomnym
„nauczycielem”.
No,
ale do rzeczy… Kin szybkim ruchem ręki pozbawił natręta przytomności (co z
tego, że Ichiyę będzie później kark bolał? Mógł nie zaczynać…) i stanął tuż
pode mną wystawiając ręce w moją stronę i uśmiechając się zachęcająco. Po co?
Tego nie wiedziałam… W końcu i tak zdawałam sobie sprawę, że by mnie złapał
gdybym skoczyła. I z tą świadomością puściłam się belki, która uratowała mi
życie przed natrętnym debilem z Blue Pegasus. Wypiję za nią następnym razem!
Kiedy
tak zlatywałam z tego dość wysokiego sufitu, sznurek związujący mi włosy uległ
zniszczeniu, o czym przekonałam się dopiero lądując w ramionach „złotego maga”.
Burza włosów opadła jakby okalając nas, ale szybko się uspokoiła. Kin widząc
moją minę posłał mi ciepły uśmiech, który szybko zszedł mu z twarzy kiedy
dotarło do niego, że po pierwsze: znajdujemy się w budynku gildii Fairy Tail,
dwa: to nie są już dawne lata kiedy łapał mnie w podobny sposób, jak nie
chciało mi się normalnie schodzić z wysokiego drzewa i trzy, które wywodzi się
z dwójki: nie jestem już taka lekka jak dawniej o czym szybko się przekonał.
Ale nie dał tego po sobie znać. A przynajmniej się starał… Już chciałam
powiedzieć, żeby mnie postawił, kiedy ten przewidując moje słowa, zrobił to
pierwszy. A moje włosy uparcie przyciągały spojrzenie Mii. Szybko doskoczyła do
mnie i zaczęła jęczeć na wszystkie możliwe sposoby. Nie dałam się jednak!
Uzyskałam od Kin’a jakąś wstążkę, którą ten nie wiem skąd wytrzasnął i szybko
związałam włosy. Problem w tym, że wstążka to nie sznurek i mogłam jedynie
przerzucić włosy z przodu, na prawą stronę i tak je związać. Blond debil miał
jakiś taki nostalgiczny wzrok, za co oberwał ode mnie, a Mia usiadła załamana
przy barze. A ocalała trójka z Blue Pegasus lamentowała nad nieprzytomny
liderem. Kin zaśmiał się nerwowo i szybko czmychnął na zewnątrz. Zaraz po tym,
do budynku wkroczyli magowie z Lamia Scale. Z moich danych wynikało, iż wśród
nich był Święty mag – Jura, mag lodu – Lyon Bastia, Chelia i Sherry Blendy,
Yuka Suzuki i jeszcze jakiś mag, który wyglądał jakby był skrzyżowany z psem.
Bodajże Toby, ale pewności nie miałam. Najwidoczniej nie był aż tak warty mojej
uwagi. No i oczywiście mistrz owej gildii – Ooba Babasaama. A ocalała trójka z
Blue Pegasus lamentowała nad nieprzytomnym liderem.
Nim
ktokolwiek zdążył się zorientować Grey i Lyon zaczęli się kłócić. W ruch poszła
magia, później krzesła, a nawet stoły. Natsu chciał się włączyć, ale jedyne co
mu się udało, to przypalić podłogę. Bójka się rozkręcała, a długie starania
wszystkich magów były niszczone przez walczących chłopaków. Wkurzyłam się
trochę, bo mało przez te przygotowania nie straciłam przytomności. I w tenże oto
sposób Natsu został zakneblowany, a dwójka magów lodu wylądowała na ziemii,
przy „drobnej” pomocy moich cieni. Stanęłam nad nimi z miną kata i posłałam
spojrzenie bazyliszka. Grey się wdrygnął, Natsu zbladł i tylko Lyon nieświadomy
swojej sytuacji i moich zdolności, patrzył to na mnie, to na Dragneel’a i
Fullbaster’a ze zdezorientowaniem i chyba trochę… kpiną? Możliwe…
-A
teraz panów grzecznie proszę o spokój i naprawienie szkód zanim pojawią się
kolejni goście.
-Tak
jest! – zawołali równo brunet i różowo-włosy. Tylko Lyon chciał zaoponować, ale
jego lodowy przyjaciel go powstrzymał i zasłonił mu usta
-Shh…
Ani słowa… Już idziemy! – ostatnie zdanie rzucił do mnie i pociągnął kumpla ze
sobą. Pierwszy raz można było zobaczyć Natsu, Lyon’a i Grey’a tak
współpracujących ze sobą. Chyba starszy „zamrażalnik” zdał sobie odrobinę
sprawę, że chwilowo należy zachować spokój.
Westchnęłam
zrezygnowana i poczłapałam w stronę baru. Mia szczerzyła się jak głupia, a
wróżki… chwile się na mnie patrzyły, ale szybko powróciły do przerwanych
czynności. I wtedy obok mnie pojawił się Jura.
-Więc
jesteś nowa w Fairy Tail?
-Owszem.
-Na
imię mi Ju…
-Wiem,
wiem… Jura Neekis, jeden z 10 świętych magów. Jestem Aya.
Podałam
mu rękę, a on odwzajemnił gest. Zamówiłam sobie szklankę czegoś mocniejszego, a
mężczyzna obok zaczął rozmowę.
-Masz
interesujące zdolności i używasz niezwykłego rodzaj magii.
-Tak…
słyszałam już to. Choć ja tak nie uważam.
-Oh
doprawdy?
-Tak…
-Cóż…
ja wciąż jednak będę się przy tym upierał. A można wiedzieć kto również to
zauważył?
-Z
tej gildii… Laxus. I możliwe, że Erza. Ostatnio często mi się przygląda. Ale
jej nie ma się co dziwić, jest dość uważną i inteligentną osobą.
-Tak,
to prawda. A skoro o niej mowa… Powiedziałbym, że ta gildia znalazła taką
„drugą Erzę”.
-Serio?
Kogo? – zaczęłam się rozglądać, ale szybko przestałam po usłyszeniu słów
potężnego maga
-Mam
na myśli ciebie. Rzadko kto może sprawić jednym spojrzeniem by Salamander i
Grey współpracowali ze sobą.
-To
chyba jedyne wspólne cechy moje i Erzy.
-Hmm…
Skoro tak uważasz…
Zapanowała
chwilowa „cisza”. A przynajmniej między nami, bo wokół było znacznie głośniej
niż zazwyczaj i w normalnych okolicznościach. Nie mniej jednak nie dane mi było
zaznać chwili „spokoju”, bo zaraz pojawiła się obok mnie Mia z pijanymi Hagane
i Leną. Yy... Nie miałam bladego
pojęcia jak i kiedy się upiły, ale lepiej było odstawić je bezpiecznie niż
pozwolić by były takie przy reporterach. To by mogło im nieźle zaszkodzić. Nie
czekając dłużej gwizdnęłam głośno, a do pomieszczenia wparadował Ian – koń
Leny. Wróżki był zdezorientowane, ale jaśnie ja nie raczyłam im tego wyjaśnić.
Wpakowałam pijane panny na grzbiet zwierzęcia, a ten pohasał sobie w kierunku
wyjścia, a później do miejsca ich zamieszkania. Wiedziałam, że sobie poradzi. W
końcu to bardzo mądra istota, a znając życie Koshi pewnie czekał przed
budynkiem. Razem z Carrickiem. Mruknęłam pod nosem coś o męczących osobach,
chodzących po ziemi i zamówiłam kolejnego drinka, nie przejmując się
spojrzeniami innych magów.
Huk,
hałas, gwar, dyskusje, bójki i inne dźwięki wydawane tradycyjnie przez Fairy
Tail powróciły ze zdwojoną siłą. Obok mnie zjawiła się Erza, której chyba się
nudziło. Szybko jednak ją zbyłam i wdałam się w rozmowę z Lucy i Levy. Nim się
spostrzegałam moje współ-rozmówczynie zeszły na temat chłopaków.
A
członkowie Blue Pegasus lamentowali nad swoim „kierownikiem”.
***
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Rozdział wyszedł mi (chyba) dość długi. Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Jeśli mi je wskażecie, poprawię. Niezmiernie bym się cieszyła, gdyby tym razem pojawiło się ciut więcej komci, ale cóż - nie można mieć wszystkiego. Tym razem nie robię zapowiedzi, bo nie czuję się na siłach (chora jestem), abym dłużej na tym siedziała. Jak się poczuję lepiej może dodam wraz z jakimiś obrazkami... A co do nich - jeśli chcecie jakieś konkretne to piszcie. Może akurat będę miała je na kompie ^^ (a mam sporo). W chwili obecnej kieruje się sondą. Pozdro i do następnej!
***
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Rozdział wyszedł mi (chyba) dość długi. Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Jeśli mi je wskażecie, poprawię. Niezmiernie bym się cieszyła, gdyby tym razem pojawiło się ciut więcej komci, ale cóż - nie można mieć wszystkiego. Tym razem nie robię zapowiedzi, bo nie czuję się na siłach (chora jestem), abym dłużej na tym siedziała. Jak się poczuję lepiej może dodam wraz z jakimiś obrazkami... A co do nich - jeśli chcecie jakieś konkretne to piszcie. Może akurat będę miała je na kompie ^^ (a mam sporo). W chwili obecnej kieruje się sondą. Pozdro i do następnej!