sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 34

Kolejny rozdział, który pojawia się wg planu. Nie będę dużo gadała we wstępie, bo to bez sensu. Nie mniej jednak ostatnio mam trochę mało czasu na pisanie za co bardzo przepraszam. Ale obecnie pracuje i jak przychodzę do domu, to po prostu padam ze zmęczenia i na nic nie mam sił.
A tymczasem zapraszam do czytania! Enjoy~!

***

Fairy Tail szykowało się do dalszej walki. Bo wiedzieli, że ta miała nastąpić i to w bardzo krótkim czasie i najmniej spodziewanym momencie. Ranni byli opatrywanie, a zmarli grzebani. Tak – zmarli. Do innego świata odeszła Lisanna oraz Droy. Rodzeństwo Strauss starało się nie rozpaczać, ale nie było to łatwe. Nie po tym, jak już raz ją stracili. A teraz drugi raz nie mogli jej obronić. Natsu też się trochę podłamał. Jakby nie patrzeć, byli przyjaciółmi od zawsze. Znali się od dziecka. Też cierpiał po pierwszej śmierci Lisanny, a druga… cóż… Aya wiedziała, jak to jest stracić kogoś bliskiego dwa razy i nie być w stanie nic zrobić. Kin zresztą też, ale dla niego to było co innego…
-Ludzie rodzą się i umierają. – powiedziała kiedyś Luka – To niezatrzymany cykl życia. Ale gdy odchodzą powinnyśmy czuć radość, że zostali zbawieni od tego piekła, jakim jest życie. A naszym obowiązek jest sprawić, by byli z nas dumni, gdy do nich dołączymy. – były to mocne słowa, ale prawdziwe. I dotarły zarówno do Heart of The Darkness, jak i Fairy Tail.
Natsu chciał porozmawiać z Kinem, ale blondyn skutecznie się migał od tego. Nie chciał chłopakowi kłamać, ale nie mógł mu też zbyt wiele powiedzieć. Starał się więc unikać rozmowy z nim. Czy wiedział, czego oczekiwał od niego Igneel? Tego nikomu nie powiedział, chociaż Luka przypuszczała, że wie więcej niż w ogóle moglibyśmy przypuszczać. Ale nawet ona nie była w stanie  stwierdzić na pewno.
-Tak właściwie – zaczął w pewnym momencie Bixlow, wpatrując się w Lukę – to wychodzi na to, że ten Luc to taki zły brat bliźniak, tak?
-Owszem. Coś w ten deseń. Ale ja i on to nie to samo co z tym waszym Siegrain’em. – odparła popijając świeżo zaparzoną herbatę. Ktoś wziął głęboki oddech, jakby nie był pewien czy ten temat powinno się poruszać. Luka rzuciła w tamtym kierunku przelotne spojrzenie, ale nic nie powiedziała.

Pani Cienia starała się jak mogła, by tylko opóźnić to, co działo się z Mią. Ale jej starania przynosiły raczej niewielkie efekty i tylko osłabiała siebie. Z tego powodu Polyushka kategorycznie zabroniła jej interweniować w sposób, który szkodził by jej samej. A co za tym idzie, nie mogła przebywać w pokoju, gdzie leżała jej uczennica, bo nie potrafiła siedzieć bezczynnie. Lucy i Levy starały się ją jakoś pocieszyć, ale na daremno. Aya była tylko bardziej zirytowana. Do tego stopnia, że Wendy, która w pewnym momencie do niej podeszła, aż bała się odezwać.
-Zimna jak lód. – znikąd pojawił się Neah, a dziewczyna tylko rzuciła mu zirytowane spojrzenie – Nic nie powiesz?
-Odczep się. Nie mam nastroju na słowne przepychanki. – odparła
-Jesteś nieczuła. Nawet nie spytasz jak się czuję. – milczał przez chwilę, po czym uśmiechnął się dziwnie – Ah… No tak. W końcu jesteś bog-
-Neah… jeszcze słowo a cię zabiję.
Nie dane mu było dokończyć. Brunetka przyłożyła ostrze swojego miecz, do krtani Neah. Chłopak był tak zaskoczony tą reakcją, że jedyne co zrobił to rozszerzył oczy i wbił spojrzenie w metal. Na dodatek reakcja Kuroi była niezwykle szybka, jakby wręcz instynktowna. Neah chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Słowa uwięzły mu w gardle. Oblał go zimny pot, a strach zawładnął każdym milimetrem ciała. Znał już to uczucie. Tak samo było, kiedy przez przypadek obraził jej brata. Niby nie chcący, ale Aya wpadła wtedy w prawdziwą furię. Tym razem było prawie identycznie. Czuł od niej przerażającą, mroczną aurę… Aurę mordu i śmierci. Nawet nie patrząc na niej był w stanie stwierdzić jak brunetka przewierca go lodowatym i wściekłym jak nigdy spojrzeniem. Przełknął nerwowo ślinę, wciąż patrząc na katanę przy jego gardle. Przybrał na twarz wyraz irytacji, która dość nieumiejętnie miała przykrywać jego strach. Może i przerażony, ale miał zamiar wygarnąć swojej znajomej to i owo.
-Ha! W końcu ukazałaś swoje prawdziwe oblicze!
Uniósł dumnie głowę i rzucił jej drwiące spojrzenie, co wydawało się trochę nie odpowiednie do sytuacji. Ale nie miał zamiaru się powstrzymywać, czy uspokoić. Nie… Nawet gdyby miał porządnie oberwać. Z kolei Aya pobladła lekko i rozszerzyła odrobinę oczy, ale po chwili wróciła do poprzedniego stanu i jej mina była jeszcze bardziej zimna i złowroga. Mina zabójcy, którego nie rusza śmierć. Neah ponownie przełknął ślinę, gdyż usta i gardło miał dziwnie suche i ponownie się odezwał. A raczej wykrzyknął.
-Twoja natura daję o sobie znać, co? Śmiało! Zabij mnie! Może wtedy wróci Aya, którą znałem. – Tu uspokoił nieco dotąd roztrzęsiony głos i przymknął lekko powieki, odwracając głowę w bok. Wziął głębszy oddech i rozluźnił pięści, które zacisnął nieświadomie. - Dziewczyna, która wie co znaczy słowo „prawdziwa przyjaźń”… – Tu spojrzał na nią butnie i pewnie. – która wie, co znaczy stawić czoło problemom i przeciwnościom losu. Która jak mało kto, nie boi się prawdy! – wykrzyknął.
Oczy Neah miały teraz jakby nostalgiczną nutę, a Aya… cofnęła się o krok opuszczając odrobinę miecz. Jej i tak blada cera, była koloru jak i zmarłego. Jej oczy, od początku tej ostrzejszej „wymiany zdań” były puste. A raczej od momentu wypowiedzenia przez nią groźby, ale teraz… były zdezorientowane. Spuściła głowę, zgarbiła się lekko, a racę zacisnęła w pięści. A raczej tylko jedna rękę, bo w drugiej trzymała miecz. Włosy opadły jej na oczy, całkiem je zasłaniając. Stała tak przez kilka chwil, aż w końcu wyprostowała się i rozluźniła pięści. Głowy jednak nie uniosła. Schowała broń.
-Zamknij się… Nigdy więcej o tym nie wspominaj. – ruszyła wolnym krokiem z miejsca, a mijając Neah dodała jeszcze jedno zdanie nie zatrzymując się nawet. – Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy. To nie twój interes. – następnie wciąż nie podnosząc głowy, opuściła budynek gildii.
Neah zmarszczył brwi, nie odwracając się. Chciał wiedzieć, jaką minę miała Aya, jednak nie był w stanie tego zobaczyć. Nie mógł nic na to poradzić. Obrócił się z zamiarem skierowania się do baru i napicia czegoś na rozluźnienie, ale… kiedy zobaczył wszystkich magów obecnych w gildii wpatrujących się w niego z różnymi minami… zrozumiał, że wszyscy patrzyli na nich i na scenę, która miała miejsce przed chwilą. A skoro Aya już „zniknęła”, tylko on pozostał w centrum uwagi. I właśnie dowiedział się, czemu przez całą ich „rozmowę” było tak cicho i nikt im nie przeszkodził. A tym bardziej żadne z nich niczym nie oberwało. Właśnie dlatego, że wszyscy patrzyli na nich. Dlaczego? Kto wie… z różnych powodów. Jedni zapewne z nudy, inni z ciekawości, inni może lekko zdezorientowani czy przestraszeni takim zwrotem akcji, a jeszcze inni może po prostu chcieli się czegoś dowiedzieć. Jedno było pewne – cała ta sytuacja nie była w żadnym stopniu normalna czy zwyczajna. I z całą pewnością była dość ciekawym widowiskiem.
-Przesadziłeś Neah. – odezwała się Luka swoim spokojnym i twardym głosem. Widać było jak na dłoni, że w tej wypowiedzi było coś jeszcze. Coś, co tylko sam Neah był w stanie odczytać. I tak się stało. Chociaż nikt prócz tej dwójki tego nie wiedział. Natsu, który zawsze był w gorącej wodzie kąpany (albo nawet i lawie), chciał coś powiedzieć, ale Kin zasłonił mu usta i pokręcił głową. Neah zmierzwił swoje włosy i po krótkim westchnieniu, skutecznie się wycofał.
To skutecznie wyrwało resztę z zawieszenia i zapanował chaos. Każdy był ciekaw o co dokładnie chodziło. Próbowali coś wyciągnąć z Luki, ale jej lodowate spojrzenie skutecznie odsunęło ich na drugi koniec pomieszczenia. Kobieta wstała i swoim majestatycznym krokiem opuściła gildię. Lena i Riddle wymieniły ze sobą spojrzenia i postanowiły zareagować. W całym tym chaosie udało im się również opuścić gildie bez problemu i nikt ich nie zauważył. Zdecydowały znaleźć Ayę. Nie było to trudne zważywszy, że znały się już od dawna. I nawet jeśli w niektórych sprawach dziewczyna wciąż pozostawała tajemnicą dla wielu osób, to jednak one, Kin i jeszcze niewielka liczba osób miały największe szanse na znalezienie jej i „odczytanie”. Hagena użyła swojej telekinezy i przeniosła siebie i Azuri na dach jednego z budynków obok gildii, który jeszcze się ostał. Kuroi rzeczywiście tam była. Siedziała z czołem opartym na zgiętym kolanie, podczas gdy druga noga była wyprostowana i widać była kilka drobniejszych ran, których dziewczyna nie zabandażowała.
-Aya? – odezwała się Lena – Wszystko w porządku?
-A wyglądam jakby było? – prychnęła, po czym westchnęła i spojrzała na nie przepraszająco – Wybaczcie… poniosło mnie.
-Nic nie szkodzi. – Lena uśmiechnęła się lekko, a Hagane rzuciła się obok Ayi i prychnęła
-Właśnie. Neah to dupek. Na twoim miejscu od razu bym go poszatkowała. – powiedziała Riddle
-Myślę, że Lucy już wie. – odezwała się po dłużej chwili Aya
-Kto? Ta blondyna od gwiezdnych duchów? – spytała Riddle ziewając
-Ty też jesteś blondyną. – uśmiechnęła się złośliwie właścicielka chodzącego mini-zoo.
-Czepiasz się trawiasta.
Azuri dostała tiku nerwowego, ale czyjś cichy śmiech sprawił, że się opanowała. I bynajmniej nie był to śmiech Ayi. Trójka dziewczyn obróciła się, by zobaczyć Kina stojącego jakieś 2 metry od nich.
-Nigdy się nie zmienicie. – pokręcił głową i klapnął na tyłek, wpatrując się z błyskiem w oku w tą scenę.
-To kobieca rozmowa, gadzino jedna. Nie wtrącaj się. – powiedziała Riddle, ale kącik jej ust drgnął lekko
-Ależ naturalnie! Będę siedział cicho jak mysz pod miotłą. O! Albo przebiorę się za dziewczynę!
-Oszczędź nam tego widoku! – powiedziały jednocześnie Lena i Hagane.
Cała czwórka zaśmiała się. Brakowało im tej chwili rozluźnienia. Zbyt dużo rzeczy dzieje się na raz. A przeszłość daje o sobie znać w najmniej lubiany i pożądany sposób. Bo to przeszłość. Cienie przeszłości. One nie lubią gdy się o nich zapomina.
-To co? Wracamy? – spytała w pewnym momencie Stalowa Dama – Siedzenie tutaj nic ci nie da.
-Tak, wiem. – odparła z głębokim westchnięciem Aya. Nie uśmiechało jej się schodzenie tam na dół i wysłuchiwanie tych wszystkich pytań, znoszenie dziwnych spojrzeń. I spotkanie Neah. Był dla niej ważne, ale nie tak jak kiedyś i nie tak jakby chciał, ale… jak miała mu teraz spojrzeć w oczy, skoro praktycznie groziła mu śmiercią?
-Należało mu się. – ponownie odezwała się Riddle, jakby czytając jej w myślach. Podniosła się z ziemi i otrzepała. A następnie zeskoczyła z budynku. Aya zdezorientowana została pociągnięta przez Lenę i Kina, przez co całą czwórką stali już na stabilnej powierzchni.
-Zgadzam się Riddle – odezwała się Lena – przesadził. Teraz i dawniej. Powiedział za dużo i… zrobił zbyt wiele.
-Oh, Lena. To co było kiedyś… W sumie nie dziwę mu się. Nigdy nie byłam zbyt towarzyską osobą. A w tamtych czasach to już na pewno.
-To go nie usprawiedliwia! – oburzyła się Hagane – Mógł najpierw skończyć jedno, a dopiero później...! – zasłoniła usta – Wybacz... Uh... Cholerny drań.
-Może wtedy nie byłaś osobą okazującą uczucia, ale to się zmieniło. – wtrącił się Kin – Więc niczym zaskakującym nie jest, że chłopak się stara i zapewne dalej będzie.
-Niech no tylko tknie cię palcem, czy choćby pomyśli o tobie w nieodpowiedni sposób, to mu przywalę. – wykrzyknęła bojowo Riddle
-Ja też! I ani waż się mu wybaczyć tamto zdarzenie! W ogóle to na twoim miejscu poszatkowałabym go już dawno! – Lena również zaczęła się nakręcać
-Przecież wam mówię, że to nie był jego wi-
-Aya! On cię zdradził! – wykrzyknęła Riddle, a Kin odchrząknął. Dopiero teraz zauważyli, że byli już na terenie gildii i wzrok wszystkich spoczął na nich. – E… Za długi język, za długi język… - wymruczała nerwowo Riddle

***

Tak  żeby było wam łatwiej sobie wyobrazić: 
LUC
 KIN
LUKA
 
 ORION
Obrazki znalazłam już jakiś czas temu na necie. Nie są moja. Mam nadzieję, że nikt mnie nie zlinczuje za użycie ich. Kiedy skończę tą historię, wrzucę coś a'la filmik z prezentacją całego Serca Ciemności. Ale to w przyszłości.

Wiem, że trochę krótko, ale ten moment wydał mi się idealny na takie… e… przerwanie. Wiem, jestem wredna. Choć przyznam, że mocno się zastanawiałam nad tym, czy czegoś nie dopisać, ale ostatecznie zrezygnowałam. Tak chyba jest najlepiej. 

Mam nadzieję, że mimo niewielkiej długości jednak się podobało. Czekam na szczere komentarze. 

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 33

Na wstępie chciałabym zauważyć, że rozdział jest w tym późniejszym terminie, ponieważ pojawił się bonus. Chociaż przyznam, że spodziewałam się troszkę większej ilości komentarzy pod tym one-shotem. Szczególnie, że nie trzeba znać fabuły głównego opowiadania, aby go przeczytać i rozumieć, a długi nie był. No cóż… widocznie już nie piszę tak, jak wcześniej.
Ale skończę już takie tematy, bo zaczyna się robi zbyt poważnie i smutno już we wstępach.
Z góry uprzedzam, że dzisiejszy dodatek na dole będzie niewielki.
Dedyk dla Fadziulki, bo chyba nie opuściła jeszcze żadnego posta, jeśli chodzi o komentowanie.
Udało mi się poznać jedną z technicznych możliwości blogosfery i wiem już jak dodawać notki, by były na daną datę, nawet jeśli się wtedy nie ma dostępu do komputera. Wiecie… „automatyczna publikacja”. Tak więc, dzięki temu będę mogła dodawać notki na czas. O ile będą gotowe na tyle wcześniej.
E… Na dole będzie jeszcze kilka słów, więc proszę do nich zaglądnąć. A tymczasem zapraszam do czytania!

***

Po słowach Luki zapadło milczenie. Wszyscy kontemplowali otrzymane informacje i łączyli fakty. Lub tylko starali się to robić z marnym skutkiem. Chociażby taki Natsu. W pewnym momencie poczułam na sobie wzrok kilku osób. Otóż była to Lucy, Mia oraz Levy, której blondynka zapewne powiedziała o swoich wcześniejszych odkryciach, aby ta jej pomogła. Zaraz za tą trójką, powędrował wzrok Laxusa. Nigdy nie sądziłam, że też mógł przypuszczać cos takiego. Moje rozmyślania jednak ponownie przerwała Luka.
-Doprawdy… nigdy nie sądziłam, że ta gildia upadnie tak nisko. Aż mnie coś boli, kiedy patrzę, co wyrosło ze starań Mavis.
-Nie mów tak Luka-sama. Nie jest AŻ TAK źle. – odezwał się białowłosy spokojnym tonem – No i jakby nie patrzeć wciąż mają niewykorzystany potencjał.
-Phi! Gildia pełna głupców!
-Zaraz! Skąd wiesz o pierwszej?! – zawołał Makarov
-W przeciwieństwie do was nie jestem głupia. – odparła wymijającą – Ne… Orion skontaktuj się z „klonami”.
-Tak jest, Luka-sama…
Białowłosy nie zmieniając swojej pozycji użył magii. Bardzo słabo wyczuwalnej, ale jednak. I wtedy znowu coś, a raczej ktoś przerwał moje myśli. I to bardzo głośno, kalecząc przy tym moje uszy.
-Powiedziałaś „Orion”?! Aya, czy ty znasz tych ludzi?! – wykrzyknął Natsu, błyszcząc nagłym przypływem spostrzegawczości
Ups… Luka… Czy ty choć raz nie mogłabyś siedzieć cicho?! O wszelkie smoki… Wzrok wszystkich wróżek spoczął na mnie. Brand uniosła jedną brew do góry, jakby dziwiąc się, smok wie czemu. Nim ktokolwiek zdążył ponownie się odezwać ona ruszyła przed siebie pewnym, szybkim krokiem i już po kilku sekundach przeszła przez „barykadę” ustawioną przez mistrza i pozostałą dwójkę. A mówiąc „przeszła”, zrobiła to tak jakby nie istnieli. Tuż prze nimi zniknęła i pojawiła się za nimi. Zupełnie jakby byli wycięci z rzeczywistości czy w innym wymiarze, a ona najzwyczajniej płynnym ruchem przez mnich przeszłą. Kin nazwał to kiedyś magią czasu i przestrzeni, a jej się spodobało.
-Nie przywitasz się ze mną, Aya? – spytała stojąc przede mną i patrząc na kucającą mnie z góry. Lewą ręką oparła na biodrze, a drugą podała mi. Skorzystałam z pomocy i już po chwili patrzyłyśmy sobie w oczy.
-Dawnośmy się nie widziały Luka-san.
-Heh… Dalej to samo, co? Choć już lepsze „-san” niż „-sama”. Powiedz – pochyliła się lekko – jesteś tu szczęśliwa? W tej gildii?
Uśmiechnęłam się lekko i rozglądnęłam dookoła. Wszyscy patrzyli na nas. Bez wyjątków. Napięcie, niepokój, zdziwienie czy smok jeden wie co jeszcze malowało się na ich twarzach. Przymknęłam lekko oczy, po czym ponownie utkwiłam spojrzenie na czerwonej.
-Owszem. I dlatego cieszyłabym się, gdybyś nie obrażała ich, Luka-san.
-Niech więc tak będzie, jednak nie rozumiem twoich działań. Wróć do nas Aya.
-Nie mogę. Teraz tu jest moje miejsce. – powiedziałam pewnie – Oczywiście nie znaczy to, że skoro już nie należę do GILDII Heart of the Darkness, to o was zapomnę. Wciąż jesteście i będziecie moją rodziną. – to powiedziawszy przechyliłam śmiesznie głową w bok i uśmiechnęłam się ciepło. Zapadła chwilowa cisza, aż Brand westchnęła i wyprostowała się.
-Heh… Cóż… Nie zmienię twojej decyzji, ale wiedz, że u nas zawsze znajdzie się do ciebie miejsce. Możesz w każdej chwili wrócić.
-Wiem, ale wątpię bym opuściła tych ludzi.
-Uśmiechaj się częściej moja droga. – powiedziała ni z tego, ni z owego, czym delikatnie mówiąc, zaskoczyła mnie.
-Orion! Poinformuj resztę! Czas wrócić na swoje stanowisko!
Na ustach chłopaka zagościł lekki uśmiech. Wciąż miał zamknięte oczy, ale uniósł głowę do góry, jakby patrzyła na coś nad nim. Wziął głęboki oddech, po czym odezwał się niezwykłym, jakby zwielokrotnionym głosem.
-Nasza mistrzyni Luka Brand wraca na swoje miejsce w Sercu Ciemności. Niech ta informacja dotrze do wszystkich naszych braci.
Zawiał silny wiatr i zapanowała cisza. A ja nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Ne, Luka-san… dlaczego zniknęłaś?
-A ty? Dlaczego odeszłaś?
-To zupełnie co innego… - pokręciła głową
-Nie powiedziała bym. No nic! Szczerze mówiąc jestem trochę spragniona. Może napijesz się ze mną, Aya-chan? – uśmiechnęła się w ten swój specyficzny sposób
-Może najpierw pozwól doprowadzić się mi i reszcie Fairy Tail do porządku, co? – nic nie mogłam poradzić na cisnący mi się na usta uśmiech.
Wróżki zaczęły się jakoś opatrywać i doprowadzać do stanu używalności, co chwila dziwnie zerkając na Lukę i chyba na mnie również? Czyżby przez mój uśmiech? Yy… Nie bardzo rozumiałam czemu, ale miałam ważniejsze sprawy na głowie. Jak choćby opatrzenie sobie porządnie dziury w brzuchu I zmienienie ubrań. Kiedy już się z tym uporałam zastanawiałam się gdzie są Lena i Riddle. Ta pierwsza z całą pewnością włączyła się do walki nie zważając n swoje rany, a Hagane… martwiło mnie odrobinę, że razem z Etną, Neah i Siergiejem zniknęli. Taka mieszanka nie wróżyła niczego dobrego.
W pewnym momencie usłyszałam jak mistrz (cały w bandażach nawiasem mówiąc) rozmawiał z Mirą na temat Erzy. Teraz powinni móc ją wypuścić, czy coś. A przynajmniej tak im się wydawało. Mi zresztą również, ale mówimy o radzie. Nigdy nie wiadomo co im do łbów wpadnie. Smok jeden wie, co oni teraz robią. Jednak białowłosa Strauss wydawała się myśleć o czymś innym. Wtedy zauważyłam, jak ranny Elfman pochyla się nad czymś lub kimś, a Ever poklepuje go lekko po plecach. On, razem z Lisanną mocno oberwali. Zaraz! Gdzie Lisanna? Czyżby… czyżby ona… nie… jeśli tak się stanie to Mira i Elf się załamią. Już raz ja stracili. Drugi raz może ich do reszty załamać.
Wstałam i skierowałam się w stronę „mężczyzny”.
-Elfman… - zaczęłam, ale nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Nigdy nie byłam dobra w pocieszaniu ludzi i czasami zdarzało mi się, że nie potrafiłam odczytać atmosfery. Zauważyłam, że chłopak Ever trzyma w rękach ciało Lisanny. Nie wiedziałam, czy żyła, ale… nie miałam złudnej nadziei. Gdyby tylko Neah tu był! Choć raz mógłby zrobić coś pożytecznego! Przecież była wciąż szansa!
-Lisanna… - wyszeptał
-Czy ona… nie żyje? – odważyłam się spytać, ale odpowiedziało mi milczenie – Wyczuwasz jej puls? – on tylko pokręcił przecząco głową. Sprawdziłam, ale też nic nie wyczułam. Nie chciałam robić mu nadziei, więc nic nie powiedziałam. Szczególnie, że nie wiedziałam gdzie jest Neah, a nie miałam fiolki z jego krwią. Niech to szlag! Nie żebym jakoś szczególnie lubiła tą dziewczynę, ale dla nich była ważna. A Fairy Tail było ważne dla mnie. Mirze nie pasuje smutek, a Elfmanowi łzy. Fairy Tail nie powinno nigdy być smutne. Powinno zostać takie, jak było gdy je poznałam.
Nie bardzo wiedziałam, co jeszcze mogę zrobić, więc po prostu poklepałam go po ramieniu. Naprawdę nigdy nie byłam dobra w tych rzeczach. Ale wszyscy byli ranni. I nie miałam pewności czy ktoś jeszcze nie stracił życia. Rozejrzałam się dookoła. Natsu wyglądał na przybitego. I to dość mocno. Ale nie wyglądało na to, by powodem tego była czyjaś śmierć. Przypuszcza, że jeszcze nawet nie dotarła do niego ta wiadomość. On i Lisanna byli przyjaciółmi od dziecka. Na pewno byłoby mu ciężko gdyby się dowiedział. Cóż… ukrywać się tego nie da, ale to nie była odpowiednia pora na informowanie go o tym. Walka jeszcze nie dobiegła końca. Niestety… Przypuszczałam, że powodem takiego zachowania u Dragneel’a była wiadomość, że Kin jest smokiem. Myślę, że potrzebował czasu by przetrawić tą informację. Bo to Kin prawdopodobnie był tym smokiem, którego kazał mu spotkać Igneel. Ba! Na pewno! Jest tylko jeden złoty smok. Tylko jeden Kin no Ryuuji. Tylko jeden… i jego straty bym chyba nie przeżyła. Co się z nim teraz stanie? Ludzie go widzieli. Złamał zakaz. Pokazał w pełni swoją prawdziwą postać. Dawniej chodził w postaci pomiędzy. Ludzie nigdy nie powiedzieliby, że jest smokiem. Ale teraz miał inny rodzaj „ograniczenia” niż wtedy i… stało się to, co się stało. Prawda o nim wyszła na jaw. A raczej prawda o tym, kim jest naprawdę. Jest źle… bardzo źle… takiej opcji nie brałam pod uwagę. Dlaczego tego nie przewidziałam? Dlaczego?! I jeszcze Mia… wciąż nie udało mi się jej pomóc. Ten drań wciąż żyje… A skoro o tym mowa…
-Luka-san! Racja! – podbiegłam do kobiety, która ostentacyjnie ignorowała zadawane jej przez wróżki pytania – Kim był ten człowiek? Wiesz może? Wyglądał jak ty… I nawet jego moc… jego zdolności…
-To Luc. – odparła po chwili milczenia, w czasie której patrzyła mi się w oczy. Tak jak kiedyś – Mój brat.
Lekka wrzawa i ruch jaki panował na miejscu walki, całkowicie ustał. Wszyscy jak jeden mąż wpatrywali się w Lukę.
-Jak już pewnie zauważyłaś wyglądamy prawie identycznie. Jesteśmy bliźniakami. Ale Luc zawsze był słabszy i pożądał mocy. Ale nie starał się zdobyć jej tak jak inni. Zdobywał ją sztucznie. To też już pewnie wiesz. Ale taka moc się nie regeneruje. Jak tylko użył ją, tracił jej. Nie chciał trenować tak, jak ja. Wolał iść inną drogą. Ale do tej pory nigdy jeszcze nie posunął się do zabicia kogoś. Cóż… może nie do TEJ PORY, ale do niedawna. Oszalał. Cóż… W pewien sposób jestem odpowiedzialna za to, co się stało, ale nikomu życia nie wrócę. To nie jest możliwe. Nawet dla mnie, choć jestem potężnym magiem. – powiedziała to wszystko bez zająknięcie, jakiegokolwiek grymasu na twarzy czy smutku w oczach. Patrzyła się cały czas na mnie, tak jakby mówiła, że słońce świeci w dzień. To było trochę przerażające, ale… to była Luka. Taka już była
-Luka… to…
-Myślę, że to co się stało 9 lat temu też po części było moją winą. Ale choć nie uda mi się cofnąć czasu, mogę choć trochę naprawić to, co miało miejsce. Nawet mimo moich zdolności.
-Co masz na myśli mówiąc, że nawet mimo twoich zdolności? – zapytał Fried – Czy masz na myśli tą sztuczkę, którą użyłaś wcześniej by podejść do Ayi?
-Sztuczkę? To nie sztuczka. – dopiero teraz spojrzała w jego stronę, zupełnie jakby wcześniej uważała go za nie wartego jej uwagi – Drogi chłopcze… istnieję poza czasem i przestrzenią. Tak mniej więcej. Nie da się tego określić.
-Czy to ma jakiś związek z tym, że znałaś Pierwszą? – zauważył tym razem Laxus, którego najwyraźniej zainteresowała konwersacja
-Dobre spostrzeżenie młodzieńcze. Aczkolwiek raczej moja magia nie ma z tym nic wspólnego. Nie zmienia to jednak faktu, że można to podciągnąć pod „życie poza czasem i przestrzenią”.
-Zatem… żyłaś wtedy kiedy ona, ale nie było to zasługą żadnego czaru? To bez sensu. – prychnął Bixlow, najwyraźniej kompletnie się już gubiąc.
-Luka próbuje powiedzieć, że żyje już tak długo, że najwyraźniej sama już nie wie co mówi. – odezwała się Yoru, która pojawiła się kompletnie z nikąd i ostentacyjnie wpatrywała się w Lukę, złośliwie mrużąc ślepia.
-Nie sądzisz, że po tylu latach powinnaś w końcu udać się do weterynarza? Te pchły szkodzą ci na głowę Yoru. – odparła obojętnie Luka, aczkolwiek oko jej zadrżało. Oj Yoru za bardzo lubi ją drażnić. Zawsze porusza ten temat. Niestety…
-A o co właściwie chodzi z tym wiekiem? Ile ty masz właściwie lat? – do rozmowy wtrącił się mistrz, co było lekkim zaskoczeniem. Ale większym szokiem była reakcja Luki. Spojrzała na niego pogardliwie, niczym na robaka i prychnęła
-Nie przypominam sobie abyśmy przechodzili na „ty” dzieciaku.
-Dzieciaku? – zdziwił się mistrz zupełnie nie wyłapując reszty wypowiedzi
-Owszem. Dzieciaku. Jestem starsza od ciebie. A ile mam lat? Tego nie musisz wiedzieć.
-Bo sama nie wiesz Luka no Baka. – prychnęła Yoru. Ponownie – Masz już tyle lat, że nawet nie pamiętasz ile.
-Skoro znałaś Pierwszą – ponownie odezwał się Laxus, kompletnie ignorując cześć rozmowy i łagodząc w ten sposób konflikt – to oznacza, że musisz mieć ponad 100 lat.
-Słusznie. Spotkałam Mavis, gdy jeszcze nie było tej waszej marnej gildii. Niedługo potem sama zostałam mistrzem Serca. Jednak już wtedy nie pamiętałam mojego dokładnego wieku.
-Ale tak kompletnie? Nic, a nic? Nawet w przybliżeniu? – dociekał Bixlow
-Straciłam rachubę przy 208 latach. – odparła najnormalniej w świecie
-Co?! – rozległo się po prawie wszystkich wróżkach
-Innymi słowy masz ponad 300 lat. – stwierdził trzeźwo Laxus. Za co najwyraźniej zarobił plusa u mojej byłej mistrzyni. Skąd wiem? Znam ją dość dobrze. Ją i ten jej błysk w oku.
-Brawo chłopcze.
-Ale skąd mamy mieć pewność, że mówisz prawdę? – nie sądziłam, że mistrz może być taki podejrzliwy. Ale to raczej nie to. Chyba nadepnęła mu na odcisk, kiedy nazwała go dzieciakiem. Ubodła jego dumę.
-Nikt ci nie każe. Mi to różnicy nie robi. Ale moglibyście okazać choć trochę wdzięczności za uratowanie was. – Luka może i jest spokojna, ale raczej niezbyt cierpliwa. I ta cierpliwość powoli zbliżała się do swoich granic.
-Ma rację. Powinniście jej podziękować. – zupełnie znikąd pojawiła się tym razem… Mavis! Pierwsza mistrzyni gildii osobiście zjawiła się tutaj!
-Pierwsza! – zawołał Makarov, a Luka zmarszczyła brwi. Machnęła ręką, a wtedy… Kin pisnął jak mała dziewczynka
-Duch! – i pierwsze co zrobił to potknął się o własne nogi
-Co?! Zaraz! On ją widzi?! – wykrzyknął Bixlow
-On mnie widzi? – zainteresowała się Mavis, a jej wzrok powędrował na czerwonowłosą – To twoja robota, czyż nie Luka?
-Nie da się zaprzeczyć. – odparła – Dawno się nie widziałyśmy, Mavis.
-W rzeczy samej. Nie spodziewałam się spotkać cię tutaj. Nic się nie zmieniłaś. A przynajmniej nie jeśli chodzi o wiek.
-Nie zmieniam się już od dawien, dawna.
-Ale zaraz, czy to znaczy, że ten Luc, też ma tyle lat? – podłapał Fried
-Tak. Dlatego wie więcej niż nie jeden człowiek. I Umie więcej niż nie jeden mag. Jednak jego oryginalna moc jest niewielka i nie mógłby wykorzystać tego potencjału, nie rozwijając się lub… nie uzyskując mocy z innego źródła. Jest to zakazane, ale możliwe. Ale kiedyś miał inne imię. Ale tylko przez pewien czas.
-Jakie?
-Zess. Nazywał się Zess. Ale wrócił do swojego oryginalnego imienia, tylko nadał mu inne znaczenie. Jego obecne imię „Luc” pochodzi od słowa „Lucyfer”. Tak mi się przynajmniej zdaje. – wyjaśniła cierpliwie
-Ty też miałaś inne imię? – dopytywał zielonowłosy
-Nie za dużo chcesz wiedzieć dziecko? Najpierw powinieneś się zająć wojną, rannymi i swoim stanem. Dopiero później zastanawiaj się nad błahostkami.
-Był pewien okres, kiedy nazywaną ją Kier, lub Szkarłatną Wiedźmą. – wtrąciła się Yoru, ponownie. Czasami zastanawiam się, czy ją to bawi.
-A może idź zapchaj sobie pysk jakimiś myszami, co? Jestem pewna, że tylko czekają aż zjesz je przy butelce sake. – Luka złapała Yoru za kark, nim ta zdążyła uciec i rzuciła nią. Lekko. Ale nawet gdyby było mocno Yoru i tak wylądowała by na 4 łapach. Jak zawsze. Teraz było tak samo.
-Za szybko tracisz cierpliwość głupia. – to powiedziawszy poszła w swoją stronę, zostawiając Luke bez ofiary. I choć głos czerwonej był cały czas prawie bez zmian, to nauczyłam się odczytywać część jej intencji po oczach i drobnych gestach. Jak np. zamiast normalnego trzymania szklanki, trzymanie jej znacznie niżej. Ciężko to opisać i opowiedzieć, ale możliwe jest, że dobry obserwator zauważy czasem różnicę.
-Zaczynam się już w tym wszystkim gubić. – jęknął Bixlow – Za dużo informacji na raz!
-Uprzedzałam. – odparła Luka, a Mavis zachichotała. Właściwie to widziałam ją pierwszy raz. Tak w sensie, że na własne oczy i na… na żywo. No może nie do końca na żywo… Zresztą Kin najwyraźniej miał z tym „nie na żywo” problem, bo dygotał jak galaretka. I choć odrobinę bawił mnie tak paniczna strach Kina przed duchami, to jednak zdecydowałam się doprowadzić go do stanu… e… używalności psychicznej. A wróżki były już kompletnie zdezorientowane, kiedy zaczęłam mu tłumaczyć jak małemu dziecku, że duchy nie są złe. A przynajmniej nie duchy dziewczynek, które należały do Fairy Tail, bo to tak naprawdę takie „dobre wróżki”. I że jakby ta „dobra wróżka” miała złe zamiary, to go obronię przed duchem, który zrobił się be. I jakoś udało mi się sprawić, że przynajmniej mógł się odezwać i chodzić. Choć wciąż się bał. Takie coś nie zniknie szybko. Przypuszczam, że ten lęk będzie go nękał do końca życia. A Luka… Luka wyjaśniła wróżkom, że Kin panicznie boi się duchów. Oczywiście urozmaicając tą wypowiedź w swoją opinię na ten temat i różne epitety.

***

Ha! Dzisiaj trochę dłużej! Rozpisałam się, przyznaję. I jestem z tego powodu niezwykle rada!
A teraz tak:
·        W tej notce pojawiło się więcej humoru niż w ostatnich, więc mam nadzieję, że trochę rozluźniło atmosferę
·        Nowe postacie, które się właśnie pojawiły, choć ważne, raczej nie pojawią się w karcie postaci. Zrobiłam coś a’la filmiko-albumo-podobne coś, które dodam na końcu. Będą tam też mniej znane postacie, które tylko przewinęły się przez historię. Głównie będą tam same nowe postacie (wyjątek będzie na końcu, który można nazwać i nową, i starą-oryginalną postacią)
·        Historia zmierza powoli ku końcowi. Mam już w większości zaplanowaną całą fabułę i epilog, więc nie miejcie złudzeń. Ale możliwe, że w przyszłości będę pisać drugą serię. Tylko możliwe.
·        Nie chcę robić nikomu złudnej nadziei. Na razie mam zamiar skończyć to i pisać AnE, na który mam już chyba z 9 rozdziałów
To tyle na dziś. Mam nadzieję, że się wam podobało. Do następnego~!