czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 19

Tak, wiem. macie ochotę mnie zabić, ale nic nie mogłam poradzić na opóźnienie. Wszystko wina tego głupiego internetu, bo prez kilka ostatnich dni, cały czas mi znikał! Na dodatek za każdym razem jak chciałam dodać ten rozdział, robił na złość również komputer i się zawieszał, albo zacinał. Krew mnie prawie zalała i ostatecznie daję posta nie ze swojego kompa. Ale do rzeczy! "
Notkę dedykuję Shiru. Gomen ^^

***


---== Aya ==---

Kiedy natrętny reporter już opuścił naszą gildię zaczęła się impreza. A ja, Levy, Lucy i Juvia byłyśmy już w innym świecie. Innymi słowy, alkohol zrobił swoje. Szkoda tylko, że na mnie najmniej. Miałabym święty spokój, ale nie! Życie musi robić mi na złość. Z racji, że mieliśmy też gości z innych „magicznych stowarzyszeń”, a ważne sprawy zostały już omówione, mogliśmy pozwolić sobie na chwilę rozrywki. I w ten oto sposób, jakiś idiota rzucił pomysł „tańca”. Niestety zyskał on sporą aprobatę. Nie minęła minuta, a obok mnie pojawiła się Tytania. Z dziwnym błyskiem w oku stanęła obok mnie i wbijała w moją osobą spojrzenie swoich brązowych oczu. Rzuciłam jej poirytowane spojrzenie, a ta tylko uśmiechnęła się dziwnie.
-Na co czekasz? – spytała z jakimiś takim ponagleniem w głosie
-Na kolejną dawkę alkoholu. – opowiedziałam z poirytowaniem – Uprzedzając twoje kolejne pytanie: tak, chcę się upić.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że pytanie zadane przez czerwoną było retoryczne. I chodziło jej o to bym poszła wśród tych przepoconych od tańca zwierząt, dołączając do nich. I równie świadome, choć wolałabym nie, ewidentnie okazywałam niechęć wobec jej osoby.
Erza zrobiła dziwną minę, ale jej uwaga została odwrócona, przez przelatującego obok Natsu z podpitym okiem. Dziwne? Może trochę. Bo takie coś, w przypadku Salamandra, kończy się zazwyczaj zupełnie inaczej.
No, ale Scarlet to chyba mało obchodziło. Jak nie trudno zgadnąć, poszła więc „załagodzić spór”. Chyba nie ma konieczności opisywania jej „humanitarnych” sposobów, prawda?
 Skorzystałam więc z okazji i chwyciłam za kolejną szklankę alkoholu. Niestety… nie dane mi było jej wypić. Czyjaś ręka uparcie uniemożliwiła mi to, lądując na moim nadgarstku. Zaraz… Ręka uparcie wylądowała? Ale ręka to nie samolot!
-Jak masz zamiar uczyć się tańczyć będąc pijaną? – zaśmiał się owy osobnik, którym, jak nie trudno zauważyć, okazał się Laxus.
Moja uwaga przeskoczyła z wątku „ręka-samolot” na wnuka mistrza. Jego obecność nie wróżyła niczego dobrego.
-A ty dalej swoje? – jęknęłam
-Owszem. Wstawaj! Kiedyś się nauczyć musisz! – A już myślałam, że odpuści, bądź pomysł nauki tańca wyleciał mu z głowy. Marzenia…
Blondyn pociągnął mnie za nadgarstek, zmuszając do wstania na nogi. Z głupim uśmieszkiem pociągnął mnie na parkiet. Stanęliśmy gdzieś tak z boku, bo ten widząc moją minę jakbym szła na ścięcie, postanowił się zlitować.
-No i co teraz? – spytałam z niechęcią
Laxus zachichotał, na co spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem. W końcu blondyn dał mi jako takie instrukcje i zaczęło się. Parę razy mało go nie podeptałam, a Dreyar miał niezły ubaw.
-Widzisz? Nie jest tak źle. Idzie ci coraz lepiej!
-Ta… coraz lepiej mi idzie deptanie po ludziach. – mruknęłam już całkiem zniechęcona
-Bzdura! Możesz mi wierzyć, lub nie, ale widziałem wiele… naprawdę nieudanych prób tańczenia. Wcale nie idzie ci tak źle.
-Aha… jasne… - sarknęłam
-Jak na osobę nie umiejącą tańczyć, to naprawdę jest dobrze.
-Niech ci będzie. Jestem zbyt podpita żeby się kłócić.
-Podpita? To ja chciałbym wiedzieć jakbyś tańczyła trzeźwa… Musiałoby ci iść jeszcze lepiej!
-Zapewne bym w ogóle nie weszła na parkiet. Byłabym zbyt trzeźwa, żeby dać się w to wrobić. – westchnęłam
-Oj narzekasz.
Laxus posłał mi ciepły uśmiech i z dziwnym błyskiem w oczach wsłuchał się w muzykę. Miałam ochotę szybko się wycofać, ale mój towarzysz chyba to przewidział. Chwycił mnie za nadgarstek i w pasie po czym śmiesznie zmrużył oczy.
-Ten będzie ci lepiej zatańczyć. Poprowadzę cię. Szybko się nauczysz.
Westchnęłam i pokiwałam głową wiedząc, że zaprzeczając i tak nic nie zdziałam. I wiecie, że wcale nie było tak tragicznie jak się spodziewałam?! W końcu jednak zmęczona tańcem, byłam zmuszona odpocząć. Usiedliśmy ponownie przy barze, a Mira podała nam… wodę… No dobra, nie będę się przecież w taki dzień z nią kłócić. Nic więc nie powiedziałam i wlałam w siebie zawartość szklanki.
-Coś słabo z twoją kondycją. – powiedział Laxus
-Nie żeby coś, ale nie uważasz, że wbrew pozorom taniec bardziej męczy niż walka?
-Nie zastanawiałem się nigdy.
-Ta… W sumie nawet nie musisz… Ciekawy trening: taniec.
Siedzący obok mnie blondyn zaśmiał się wesoło, a ja podparłam rękę na dłoni i wpatrywałam się w kombinującego coś Neah. Nie podobało mi się to, ale wolałam nie narażać swojej psychiki. Zwróciłam ponownie spojrzenie na wciąż uśmiechniętego blondyna. I choć miałam wrażenie, że oczy jakoś tak mu dziwnie spoważniały i ściemniały, to wciąż się uśmiechał. Dziwne? A może to tylko moja wyobraźnia?
Zamówiliśmy po drinku i chwilę później już śmialiśmy się w najlepsze, ze sporą ilością alkoholu we krwi. Szybcy jesteśmy, nie ma co.
Taniec – ja naprawdę nie umiem tańczyć. Nie wiem jakim cudem wcześniej udało mi się to jakoś zrobić, ale widocznie wszystko dzięki dobremu partnerowi, który umiał poprowadzić. Cóż… kiedyś Kin starał się mnie nauczyć, ale skończyło się to tym, że wylądował na drugim końcu pomieszczenia, z głową wbitą w ścianę. Jeśli o to chodzi, to bardzo łatwo dawałam za wygraną. A przynajmniej tak mi się zdaje… Neah też kiedyś próbował cos zrobić z moją nieumiejętnością tańca, jednak… cóż… jakoś tak wyszło, że prędko tego zaniechał. Ale lepiej nie wracać, do tych czasów. Na samą myśl, tracę chęci do wszystkiego.
-Coś się stało? – z moich rozmyślań wyrwał mnie Laxus
-Nie, nic. Po prostu przypomniało mi się parę zdarzeń z przeszłości. – machnęłam lekceważąco ręką
-Hmm… a jakież to zdarzenia, że tak cię zajmują? – zaciekawił się
-Między innymi obraz Kina wbitego w ścianę! – zaśmiałam się – Dziwię się, że jeszcze nie ma skręconego karku! No, ale co poradzić? Kin to Kin. Nieważne jak bardzo się starasz pozbyć tego natręta, on i tak wraca.
-Masochista, czy jak? – spytał sam siebie Laxus
-A kto go tam wie? Ale bez niego byłoby nudno. No i kłopotliwie… – westchnęłam – Jak tak o tym pomyślę, to miałam się w swatkę pobawić.
-Oh? A kogo sobie na ofiarę wybrałaś? – zaśmiał się Drayer, na co ja uśmiechnęłam się tylko i wzruszyłam ramionami
-Mira! Następnego!
-No ej! Jak już zaczęłaś to skończ! – oburzył się
-Hehe… Albo Mira daj dwa od razu!
-Już podaję Aya-chan!
-Oi! Aya!
Zaśmiałam się wesoło i wystawiłam język. Coś ostatnio alkohol działa na mnie dziwie rozweselająco. Sam alkohol? na pewno! Cóż by innego? I tak pijąc i sprzeczając się upływał nam czas.

--== Lucy ==---
Ja wiedziałam! Po prostu wiedziałam, że między Ayą, a Laxusem coś się kroi! Ona może udawać, że nic nie widzi, ale w tym tempie, naprawdę nieźle może się wkopać w związek, którego nie będzie w stanie kontrolować. Choć to czy nie widzi, czy nie chce widzieć to już inna sprawa. Nie zmienia to faktu, że inni też tak uważają. No nie mówię tu o takim Natsu, czy Gajeelu, którzy w większości przypadków są ślepi na miłość. Redfox to jeszcze, jeszcze… ale Salamander?! Normalnie szkoda na niego słów! On to nie Laxus, który najwyraźniej wie czego chce. Tak myślę… Bo w sumie nikt nie wie, co wnukowi mistrza po głowie chodzi. Ah! Te sprawy sercowe są takie kłopotliwe! Mężczyźni! Wszyscy są tacy sami! Ślepi na potrzeby kobiet! W różnym znaczeniu tych słów… Może to prawda, że kobiety i mężczyźni należą do dwóch różnych gatunków? Ehh… To wszystko jest naprawdę męczące! Aya! Ma mentorko! Poratuj mnie swoją wiedzą i mądrościami! Zaraz… o kim ja mówię, u licha?! Może i zna się kobieta na rzeczy, jeśli o swataniu mowa, ale sama nie widzi tego co przed nią. Czy kogoś takiego można wziąć na mentorkę? Najwyraźniej można skoro to zrobiłam…
Yyy… Czy ja przypadkiem nie mówię sama do siebie? Nawet jeśli tylko w myślach… Do reszty mi odbiło! To pewnie przez alkohol… Tak! Zdecydowanie za dużo wypiłam! No bo co innego?
-Lucy!
Zawał! Mam zawał! Moje serce! Kto chce mnie kurde zabić?! Yyy… Natsu? A ten co tu robi? I czemu u licha chce mnie zabić?! No… nie bezpośrednio, co prawda… Ale to nie znaczy, że może tak ludzi straszyć! Prawda?
-Lucy! Słuchasz mnie?!
Ups! Odpłynęłam…
-No nie bardzo.
Cóż za szczerość! Wow! Natsu! Gdybyś tylko widział swoją minę… bezcenna! Szkoda, że nie mam aparatu! Gdzie aparat kurde, jak jest potrzebny?! No ja się pytam! Co to ma być?! Strajk aparatów?! Ludzie! Aparaty strajkują!
-Chyba za dużo wypiłaś… Masz minę jakbyś zobaczyła latającego mistrza tańczącego Makrenę w spódniczce.
-A skąd wiesz, że tak nie jest?
Muahahaha! Twoja mina jest boska Natsu! Mfff… Nie wytrzymam… zaraz parsknę śmiechem! Chyba nawet już się trzęsę… Nie chyba, a na pweno!
-Lucy… czy ty się dobrze czujesz? Może za dużo wypiłaś?
-Ależ Natsu! Za dużo? Toż to zdecydowanie za mało w moim beznadziejnym przypadku! – ah, ten mój pijany bełkot i figlarny ton! Za dużo procentów…
-Eee… co? Naprawdę dobrze się czujesz?
-Szczerze, to nie bardzo. Chyba umieram.
-Co?! Co ci?! Masz gorączkę?! Może wezwać lekarza?! Lucy, nie umieraj! Dlaczego?!
-Z twojego powodu.
Czy tylko mi się zdaje, czy jakoś tak poważniej zabrzmiałam? A może wręcz odwrotnie? A kij wie! Ale Natsu jakoś tak zbladł. Bidulek! Chociaż nie. Nie jest mi go szkoda! O! Niech ma nauczkę, za swoją ślepotę i głupotę! Ale trzeba przyznać, że Dragneel rzadko jest… hmm… przerażony? Tak, to chyba dobre określenie.
-C…co? Jak to… przeze mnie? – O! Ręce mu drżą! – Aaaa! Ludzie! Lucy umiera z mojego powodu! Lekarza!
Moje uszy… moje biedne uszy… A ja myślałam, że przywykłam już do tego hałasu. Teraz wiem jak się czuje Aya. Ja nie wiem jakim cudem smoczym zabójcom to nie przeszkadza! Czyżby słuch mieli nawet słabszy niż normalny człowiek? Ała…
-Lulu!
Oro? A cóż tu robi Levuś? I czy nie powinno być „Lu-chan”? Ah! No tak! Pewnie przez alkohol jej się język plącze! Choć powinien robić to wraz z tym Gajeela.
-Co się stało?! Natsu! Co żeś jej zrobił?! Lulu! Co on ci zrobił?!
-Prze-eees-sta-aań… mn-ną-trzą-ąąą-śćć!
Mamo! Niedobrze mi! Help! Mój żołądek się chyba na miejsca zamienił z gardłem! Wody! Powietrza! Pomocy! Uciekajmy! Nuuu… Boli… coś mnie w głowę uderzyło. Ciemność… Widzę ciemność. Ciemność widzę. Ja chcę żyć!
Chociaż… Może jakbym tak sobie zrobiła wieczny odpoczynek, to bym miała spokój od tych wszystkich zmartwień? To całkiem niegłupi pomysł! Mamę bym spotkała, papę… Może nawet poznałabym swoich przodków! Ah! Cóż za wspaniała wizja!
Ale coś mi się zdaje, że jak bym poszła na zawsze spać, to Aya znalazła by sposób, żeby mnie ściągnąć z powrotem, skopać i ponownie wysłać na drugą stronę. Z wielce obolałymi częściami ciała. To może lepiej jednak nie ryzykować i poczekać na swoją kolej? W sumie… Wieczność nie zając, nie ucieknie. Śmierć tak samo.
A więc karta wybrana! Otwieramy oczęta i…! Yy… Róż?! Czemu ja widzę różowe włosy?!
-O! Lucy! Już się obudziłaś?!
No tak… Natsu… To wszystko wyjaśnia. Chociaż nie. Nie wyjaśnia to tego, dlaczego te jego włosy są tak blisko?! Bo do bólu głowy spowodowanego jego krzykami, to już przywykłam. Więc? Ktoś mi odpowie na pytanie?! I… czy mi się zdaje, czy ja latam?
-Yyy… Lucy? Ah! Pewnie się zastanawiasz co się stało! No bo zleciała się Levy, Aya i jeszcze parę osób. I jakoś w wyniku tego chciałaś wstać i straciłaś równowagę. No i uderzyłaś się w głowę. No, a potem coś mamrotałaś wciąż nieprzytomna, że jednak lepiej nie ryzykować i żyć. Nie bardzo wiedzieliśmy o co chodzi, więc doszliśmy do wniosku, że za dużo wypiłaś i trzeba cię zanieść do domu. No to idziemy!
A… No tak… To dlatego „latam”. Natsu mnie niesie… To już wyjaśnia znacznie więcej.
-Ale powiedz… co ja zrobiłem, że umierasz przeze mnie?!
A ten znowu swoje? Jeszcze nie zrozumiał, że się nie dowie?! Tch!
-Dobranoc.
Tym oto sposobem kończę wywód, udając obrażoną na cały świat, pijaną kobietkę. Czas skorzystać z darmowego środka transportu i się zdrzemnąć. Zamykamy oczka i „byebye!”.
-Ej! Lucy!


Cicho siedź. Ja tu śpię. A raczej udaję, że śpię, starając się to zrobić. Yyy… Sama się już gubię. Na dodatek mam wrażenie, że coś jest nie tak. Tylko co u licha? Mniejsza o to! Jestem padnięta i głowa mnie boli! O! To tyle w tym temacie! A teraz ostateczne… dobranoc… 

***


Mam nadzieję, że rozdział się podobał *smile*. Dzisiaj było dużo Lucy tak dla odmiany. Za wszelkie błędy przepraszam, jak zobaczę jeszcze jakieś, to poprawię. Następna notka powinna pojawić się (jeśli net znowu nie zacznie mi wywijać numerów) 31 sierpnia. A teraz bonus: 











Mam nadzieję, że się spodobały ^^. Do następnej notki! 

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 18

Rozdział miał być i jest. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni. Jak już pisałam - jeśli chcecie pod notkę jakieś konkretne obrazki to piszcie. W chwili obecnej kieruje się sondą. 
Notkę dedykuję tym co skomentowali poprzednią notkę. A teraz zapraszam do czytania!

***

---== Mia ==---
Od dłuższego czasu obserwowałam rozmowę sensei z Lucy i Levy, do których po chwili dołączyła Juvia. Z moim doskonałym słuchem, który nawiasem mówiąc ma każdy smoczy zabójca, doskonale słyszałam o czym mówią. I w mojej głowej układał się plan. Dobrze by było zaciągnąć do niego jeszcze Mirę, która mogłaby nieźle pomóc ze swoją magią zmiany postaci. W końcu to mag klasy S! Nie mniej jednak postanowiłam pomóc mojej sensei.
Skoczyłam w stronę Laxusa, ale nie zdążyłam wydobyć z siebie chociaż słowa, bo jakiś debil mi przeszkodził. I to był ten sam debil, który natrętnie napastował moją ukochaną sensei! Jakiś Tichiya, czy jakoś tak. Mało mnie obchodził, więc nie skupiałam na nim swojej uwagi, ale postanowiłam, że pożałuje za to co zrobił sensei. A raczej co chciał zrobić.
-Mmmm! Cóż to za piękna – zaczął swoim irytującym głosem – daaaaamaaaaa~!
Ostatni wyraz trochę „przeciągnął” z moją drobną pomocą. No co? straciłam cierpliwość i przywaliłam mu z pięści. Krzycząc przy okazji „pedofil”. No co ja poradzę, że tak się zachowywał? Obok mnie szybko pojawiła się sensei z mordem w oczach.
-Mia… czy ten mężczyzna coś ci zrobił?
-Nie… ale możliwe, że próbował… dziwny był… - popatrzyłam niepewnie na leżącego NA ŚCIANIE zboczeńca i schowałam się za sensei. – To była samoobrona!
-Yhym… - Aya-sam kiwnęła głową – następnym razem walnij go mocniej. Powinien się nauczyć żeby nie zbliżać się do dzieci z dziwnymi minami.
-Hai sensei! – krzyknęłam i wpatrywałam się w moją mistrzynię z uwielbieniem
Aya-sama odeszła kawałek dalej i wróciła do przerwanej rozmowy, co chwila zerkając złym wzrokiem w kierunku tego pedofila. A może niedoszłego pedofila? Mniejsza o to! Ci mnie on obchodzi? Otóż nic.
-W porządku? – moje rozmyślania przerwał Laxus, który jakby nie patrzeć był chwilę wcześniej moim celem i siedział obok.
-Tak Laxus-sama! Dziękuję za troskę! – na moją buźkę sam wkradł się uśmiech. Laxus tak fajnie pasował do Ayi-sensei! Aż się chciało ich zeswatać! Nim jednak zdążyłam dodać coś więcej, znowu mi ktoś przeszkodził. To już się robiło nudne i irytujące…
-Witam, witam! Coooool~! Czy to nie słynna Tytania?!
Jakiś głośny debil z blond włosami skoczył koło Erzy i zaczął robić jej zdjęcia i zadawać pytania. Ta z jak zwykle obojętną na takie rzeczy miną, odpowiedziała mu parę razy. Ale ja wiedziałam! Po prostu wiedziała, że Scarlett była z tego niezmiernie zadowolona! Duma to aż z niej biła! I jestem pewna, że sensei też to zauważyła! Szkoda tylko, że nikt więcej… Tymczasem gościu skoczył dalej do Natsu, a ten jakoś przez przypadek potraktował go ogniem, krzycząc swoje sławne „ale się napaliłem!”. Osmolony i przypieczony blond debil wrzasnął „coool~!” i zaczął tym razem jemu robić zdjęcia. Znalazły się dwa krzyczące debile i się dogadały… No, ale wróćmy do tego, pożal się boże, mężczyzny. Facio już chciał brnąć dalej, ale jego wzrok padł na mnie. Z błyskiem w oku, niczym pedofil pojawił się obok i zaczął mi robi zdjęcia. Spojrzałam na niego dziwnie, a ten tylko się wydarł.
-Coooool~! Czyż ja widzę nowe twarze?! Coooool~! Nazywam się Jason! Jestem reporterem tygodnika „czarodziej”! Kimże jest ta wspaniała osóbka naprzeciw mnie?!
-Jestem Mia – odpowiedziałam z drobną dozą niepewności i podejrzliwości
-Coool~! Cóż za wspaniałe i cool imię! – Czy jemu się to nie znudzi?
Kiedy ten zaczął się niebezpiecznie zbliżać do mnie z aparatem, który przy każdym zdjęciu oślepiał mnie, a jego właściciel zadawał mnóstwo pytań, pisnęłam i skoczyłam za Laxusa, uparcie wczepiając się w nogawkę jego spodni. Reporter popatrzyła na mnie zdezorientowany, a po chwili wydobył z siebie swoje standardowe powiedzonko. Nim jednak moje uszy i psychika zostały bardziej zranione, do akcji włączył się Pan Iskierka!
-Ej… koleś… nie przesadzasz za bardzo?
Reporter zamilkł na chwilę i spojrzał na Laxusa. Już chciał wykrzyknąć te irytujące dźwięki, ale… jakoś tak nagle pobladł. Spojrzałam na mojego bohatera, a ten miał doprawdy straszną minę! Nie chciałabym być jego przeciwnikiem. Samym spojrzeniem mógłby spowodować u kogoś zatrzymanie akcji serca! Ponownie skierowałam wzrok na blond-natręta z aparatem, a ten… zaczął się wycofywać, ukradkiem robiąc parę zdjęć. Szybko jednak znalazł sobie kolejną ofiarę. A kiedy jako cel obrał sobie sensei… Ta zmroziła go wzrokiem i zgniotła, całkiem przypadkiem, szklankę, którą trzymała w ręce. Włoski jej się troszkę uniosły, a spojrzenie psychopaty zrobiło swoje i natręt szybko zrezygnował. Żeby tak każdy taki natręt rezygnował po takim zabiegu, to sensei z całą pewnością byłaby szczęśliwa! I ja przy okazji też.

---== Narrator ==---
Przy barze, czwórka młodych dziewczyn prowadziła między sobą dość ciekawą konwersację. Co chwila któryś z nikł uśmiechała się złośliwe, gdy inna oblewała się rumieńcem. Po każdej takiej sytuacji, owa czwórka zerkała w stronę osób znajdujących się w gildii. Głównie w stronę chłopców.
W tym właśnie momencie w najlepsze chichotały Lucy, Levy i Aya. Tak… ta ostatnia również. Po niemiłej akcji z Ichiyą, którego Mia – podopieczna Ayi – posłała na ścianę oraz natrętnych zachowaniach młodego reportera, humor dziewczyn w końcu się polepszył. A szczególnie po wypiciu paru drinków. Tymczasem Juvia siedziała ze spuszczoną głową, a włosy zasłaniały jej czerwoną twarz.
-Oh! Przestańcie w końcu! Zresztą… i tak nic się nie da zrobić w tym kierunku – niebieska westchnęła smutno i posłała niewesołe spojrzenie w kierunku Grey’a… przed którego prędko wyszedł Lyon machając do Pani Wody – Ehh… Czasami mam ochotę się poddać.
-A nie zauważyłaś, że Grey robi się zazdrosny, kiedy Lyon się pojawia? – wtrąciła się chichocząca Levy – A tym bardziej gdy to na niego zwracasz uwagę, bądź ten jest blisko ciebie.
-To tylko rywalizacja. Z tego co wiem byli uczniami jednej kobiety. Od zawsze rywalizowali. W tej sytuacji jest tak samo. To nawet widać w ich wypowiedziach. – Lockser znów wyraziła sceptyczną opinię
-I przez to chcesz się poddać? – prychnęła Aya – Nie chcę być niemiła, ale… może… trochę za bardzo się starasz? Wiem, że się zakochałaś, ale… może za bardzo na niego naciskasz?
-Ale jak inaczej mam zwrócić na niego swoją uwagę?!
-Po prostu zachowuj się bardziej naturalnie. Ja wiem, że w obecności osoby, na której ci zależy nie jest to łatwe, ale… bądź w stosunku do niego trochę bardziej jak do innych. Rozumiesz?
-Jakby to było takie łatwe! – Ameonna westchnęła załamana – Zresztą popatrz na siebie! – wycelowała palcem w Panią Cienia
-Ale że co? – Kuroi patrzyła na nią z niezrozumieniem. Zresztą nie tylko ona…
-No mówię o twoich miłosnych rozterkach! Jak to w końcu z tobą jest?! No bo wiem, że ty i Kin to raczej nie takie relacje. Ale co z Neah, który pojawił się jakoś tak nagle? Twoje zachowanie było… dziwne!
-Ah! O tym mówisz… Cóż… Neah i ja… byliśmy kiedyś razem. Zerwaliśmy. To wszystko.
-Zależy ci na nim… - zauważyła Levy
-Owszem… Mimo wszystko jest dla mnie jak przyjaciel. No… Może trochę jak daleka rodzina.
-Nie o takim „zależy” miałam na myśli. – ponownie odezwała się McGarden – Chodziło mi między innymi o twoje rumieńce, przy waszej rozmowie.
-A… to… Jeśli chodzi ci o takie uczucie jakim ty darzysz tego gwałtownego samobójcę, co wszystkich starszy swoim spojrzeniem i piercingiem, – tu Levi się zaczerwieniła jak burak – to wyprowadzę cię z błędu. Nic takiego nie czuje do Neah. Nawet nie wiem, czy kiedyś czułam. Zaskoczył mnie wtedy. Powiedział rzeczy, których dawno nie słyszałam i przypomniały mi się chwile z nim spędzone. Na dodatek byłam trochę zażenowana i zawstydzona sytuacją, w której to powiedział. To tylko dlatego. – powiedziała Aya ze znudzoną i lekko zmęczoną miną
-Doprawdy? – Juvia nie dowierzała
-Daję ci słowo.
-A więc Laxus ma wolne pole. – zachichotała Lucy
-No bardzo śmieszne! – obruszyła się Aya – W ogóle skąd ten pomysł, co? – Dziewczyna zmrużyła oczy i wpatrywała się w zszokowane twarze towarzyszek – No co macie takie miny?
-Ty… Nie mów, że nie zauważyłaś! To nam wskazujesz co i jak, a sama jesteś ślepa na to wszystko?! No niezłą sobie „mentorkę” znalazłyśmy. – westchnęła ze zrezygnowaniem Juvia
-Doprawdy… - zawtórowały jej Levi i Lucy
Tymczasem omawiana z dość sporą irytacją prychnęła i mrucząc pod nosem coś brzmiące jak „no ślepe są po prostu”, wypiła kolejnego drinka. Podparła podbródek na ugiętej dłoni i przymknęła lekko oczy. Gdzieś obok przemknął reporter. Tymczasem pozostała trójka młodych dam, wpatrywała się wyczekująco w młodą Kuroi. W końcu odezwała się Lucy.
-To powiesz nam w końcu?
-Ale co znowu? – fuknęła Aya
-Oj no weź! Na serio tego nie widzisz? – Heartphilia wciąż nie mogła uwierzyć – Ciągnie was do siebie! A skoro ten Neah odpuścił to…
-Nie odpuścił. – przerwała jej omawiana – Powiedziałam, że nic do niego nie czuję i nie ma u mnie szans, ale nic nie wspominałam, że odpuścił. Wręcz przeciwnie. Powiedział, że się nie podda. Co, nawiasem mówiąc, nie jest mi na rękę. Jest wkurzający i kłopotliwy. A nawet powiedziałabym, że gadatliwy. – ostatnie zdanie wręcz wywarczała
-N…nie odpuścił?! – Lucy, Levy i Juvia stworzyły ciekawy chórek
-No niestety nie.
-Hihi… Zależy mu! – zawołała Levy
-Jakby mu zależało to by nie… mniejsza o to! Ty mi lepiej powiedz jak się TOBIE układa panno McGarden? A może niedługo Refox?
Aya uśmiechnęła się złośliwe, a „mól książkowy” był czerwony jak nigdy. Tymczasem pozostała dwójka patrzyła na buraka jak sępy na padlinę. I w tym właśnie momencie między rozmawiające wpadł Gajeel, który dokładniej ujmując wylądował na barze w wyniku kłótni z Natsu. Zaraz jednak zza niego wyskoczył i z mordem w oczach rzucił się w kierunku Drganeel’a. Kuroi zupełnie tym nieprzejęta zwróciła ponownie uwagę towarzyszek na siebie i poprzedni temat, który poruszyła.
-Więc jak? Zaczęliście się już ze sobą tak oficjalnie umawiać? Czujesz się przy nim bezpiecznie? Bo wiesz… ta mina przed chwilą…
-On nie jest taki! – oburzyła się Levy, przerywając natłok pytań ze strony granatowookiej – Oh! Znaczy się… Ja… On… nie poprosił mnie jeszcze o chodzenie… ale… jakoś tak… samo wychodzi… - Mcgarden złączyła wskazujące palce i zaczęły nimi o siebie nerwowo stukać, jednocześnie uciekając wzrokiem na wszystkie strony – My…
-Czyli trzeba wam pomóc. – stwierdziła obojętnie Aya
-Co?! Nie! Nie musisz! – dziewczyna zrobiła się jeszcze bardziej czerwona… o ile to było możliwe – Aya-san! Naprawdę…
-Ne… Levy powiedz… - Pani Cienia wbiła poważne spojrzenie w piwnooką – Zależy ci na nim?
-O…oczywiście, że tak! – zawołała wciąż czerwona „obecna ofiara” natrętnych spojrzeń pozostałej trójki – Przecież… Znaczy… Uh!
-Mam nadzieję, że wam się ułoży. Szczególnie, że chyba jesteście dość blisko, sądząc po ostatniej imprezie. – Aya posłała jej wyjątkowo złośliwy uśmiech
-C…co?! – Levi wydała się niesamowicie zaskoczona i zdezorientowana – Chyba nie bardzo rozumiem…
-No przecież całowaliście się.
-Co?! – Lucy i Juvia nagle przybliżyły zszokowane twarze do niebieskowłosej dziewczyny – Dlaczego nic o tym nie wiemy?! Kiedy?! Jak i gdzie?!
-Ale… skąd ty wiesz?! – omawiana była niemniej zdziwiona
-Wiesz… z punktu widzenia podłogi można wiele ciekawego zobaczyć.
-Ja… my… uh!
-No wiesz ty co, Levy?! Czemu nic mi nie powiedziałaś?! – oburzyła się mag gwiezdnych duchów
-Ty lepiej spójrz na siebie Lu-chan!
-Ale, że co? Wiesz… jeśli mówisz o Lokim, to…
-Nie o niego chodziło Levy-chan, prawda? – uśmiechnęła się tym razem Lockser
-Więc o kogo? Ja tam nie widzę żadnego innego potencjalnego partnera. – westchnęłam Lucy
-A Natsu to co? – ponownie odezwała się Mcgarden
-On?! – prychnęła – Chyba kpisz! Kiedyś myślałam, że wiesz… on coś do mnie czuje, ale zawsze chodziło o jakąś misję, albo coś innego. Często też potrzebował po prostu pożyczyć kasy. To tyle. On jest niezdolny do TAKICH uczuć. – westchnęła – Tak właściwie to z naszej czwórki, to chyba Levy jest w najlepszej sytuacji. Jedynym waszym problemem jest to, że nie potraficie robić tego tak… oficjalnie.
-Muszę się zgodzić z Lucy. Choć przyznaję, że bardzo dobrze zmienia temat. – Aya uśmiechnęła się z teatralnym załamaniem na twarzy
Brązowooka chciała odpowiedź na zaczepkę, jednak na jej głowie wylądowały… spodnie Grey’a. Za co oczywiście oberwał. Od Ayi, Lucy, Erzy i jeszcze paru innych osób. Tak… I nie tylko Fullbaster zdziwił się, że i młoda Heartphilia dołączyła do grona osób siłą tępiących jego przyzwyczajenia. Otóż mało kto pamiętał, by Lucy aż tak działa. Prawda, była temu bardzo nieprzychylna i wiele razy krzyczała na Grey’a, ale nigdy chyba nie potraktowała go z pięści w głowę. Scarlett owszem, Kuroi również, ale nie Lu-chan. I w ten oto sposób magowie zaczęli z uwagą obserwować zachowanie dziewczyny. Które, jakby nie patrzeć, uległo drobnej zmianie po jej dość długiej nieobecności w gildii. W tym czasie podobno załatwiała jakieś sprawy i RÓWNIEŻ trenowała. A kiedy pojawiła się w gildii i poznała Ayę, obie zbliżyły się do siebie, co mało jakiej wróżce się udało. I jakby na to nie spojrzeć, nie było to czymś zwyczajnym. Nawet Kin’a, którego Kuroi znała znacznie dłużej, traktowała na dystans. Fakt – zdarzały się wyjątki, ale były one naprawdę rzadkie. A przynajmniej o innych magowie najbardziej hałaśliwej gildii w Fiore nic nie wiedzieli.
W sumie, to w ogóle mało wiedzieli o tej dziewczynie. A o jej znajomych jeszcze mniej. Pojawiali się i znikali, wcześniej jeszcze nieźle mieszając w życiu niejednej osoby. Na dodatek, z ich zachowania i słów, można było sporo wynieść odnośnie granatowo-włosej wiedźmy. Oczywiście o ile ktoś się dobrze wsłuchał i uważnie patrzył. Co nie wszystkim się udawało.
Wprawne oko, osoby która zna się na ludziach, zauważyłoby jednak, że Aya trzyma wciąż trzyma się na dystans nawet od tych osób, przed którymi się otwiera. A gdy zbytnio się otworzy… W jej oczach można zauważyć pewien strach i niepewność. Można by rzec, że zostaje oblana kubłem lodowatej wody i trzeźwieje. A czasem nawet… roztacza wokół siebie grubszy mur, niż był wcześniej. Jednak mimo iż grubszy, to wcale nie silniejszy. Wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś by się nie poddał… skruszył by ten mur bez problemu. I taką właśnie osobą była Mia. Mała dziewczynka, która w pewien sposób wróciła Pani Cienia chęć do życia i korzystania z niego. A do niej dołączyły Juvia i Lucy, a także Levy. Oprócz tego był przecież jeszcze Laxus – osobą, z którą Aya rozmawiała naprawdę szczerze. I te osoby blokowały ponowną budowę, przez serce niebieskookiej dziewczyny, tego ogromnego muru. I jakby nie patrzeć, były i są to osoby należące właśnie do Fairy Tail. Podobnie jak parę innych osób, których proste uśmiechy czy nawet wygłupy, potrafiły rozgrzać.
Wyszło więc na to, że wcale nie trzeba być jakimś bardzo inteligentnym, by pomóc komuś. Czasami zwykłe, ciepłe i szczere słowa powitania wystarczą, by roztopić lód ludzkiego serca, które dawno zapomniało czym jest uczucie. A przynajmniej to dobre.

**

* Levy i Levi używam wymiennie
Mam nadzieję, że nie zrobiłam jakiś większych błędów (te co zauważyłam, poprawiłam). Kolejna notkę zapewne pojawi się za tydzień, czyli 17 sierpnia. Taka niespodzianka w ramach wakacji ^^.
Byłoby miło, gdyby tym razem było więcej komci. A teraz bonusik w postaci obrazków:















Mam nadzieję, że się podobały. Jeśli chcecie jakieś inne - piszcie. Pozdro i do następnej!