czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 16

Ekhem! Pewnie dziwicie się czemu notki nie ma w weekend tak jak zawsze. O konkretnym terminie wolę nie wspominać. Już tłumaczę. Postanowiłam poczekać te parę dni o dodać notkę wraz z drobnym bonusem dokładnie dziś, gdyż... no coż... tego dnia wypadają moje urodziny. ^^" 
A teraz krótko i treściwie: Notkę dedykuję: Fadziulce, Shiru oraz Desu-chan. Wasze słowa sprawiają, że aż mi się ciepło na sercu robi ^^. A teraz zapraszam do czytania notki! 

***

---== Riddle ==---
Siedziałam na stole i śmiałam się jak głupia. Przede mną rozciągał się doprawdy komiczny widok. Aya leżała na podłodze, na brzuchu i coś tam mówiła o tym, że jest zmęczona. Obok niej kucał białowłosy Revis, który dźgał ją palcem w bok. Zupełnie jak jakieś małe dziecko! Ta tylko machnęła ręką jakby muchę odganiała, ale nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Revis tylko zwiększył intensywność „dźgnięć na minutę”. Brunetka już nawet na to nie zareagowała. Kawałek dalej upity Kin „śpiewał”, jakąś dziwną piosenkę, której słowa ciężko było rozróżnić w tym pijackim bełkocie. Lena również po sporej dawce alkoholu, co chwila chichotała z tego co powiedział jej jakiś (również) zielonowłosy chłopak. O ile dobrze zapamiętałam, miał na imię Fried. Ta… Nie ma to jak jedna trawa, spotka się z drugą… i wszystko jasne! Uhh... Gdzieś po mojej prawej stronie Natsu był bity przez zirytowaną... Lucy! Serio! Nawet nie wiem za co. A Erza patrzyła na to, będąc równie mocno co inni, w krainie pijackich marzeń. Elfman leżał na kolanach niejakiej Evergreen, a Grey… jak zawsze latał prawie nago. Dopiero niedbale rzucona w jego stronę przez Kuroi butelka po alkoholu, jakoś go uspokoiła. Ale! Niedbale nie znaczy mało celnie i słabo! Wręcz przeciwnie! Aya trafiła w sam środek czoła! Wciąż leżąc na ziemi, z twarzą przy podłodze. Chłopak najpierw się zatoczył, aż w końcu z odpłyniętym hen daleko wzrokiem, ubrał się.
Tak rozmyślając i śmiejąc się z tego co miałam przed sobą, nawet nie zauważyła, kiedy obok mnie ktoś przysiadł. Tym kimś okazał się pewien rudzielec co mnie zaczepił w dniu mojego pojawienia się tutaj. Tak… Loki… Wkurzał mnie! Nie żeby nie był przystojny… I jeszcze te rude włoski! I dzikie spojrzenie! Ekhem! znaczy… i tak mnie irytował! Nawet w tej chwili! Zaczął coś tam gderać do mnie, że niby jest mu przykro i w ogóle, a później zaczął mnie podrywać, ale… skończyło się to tym, że i on dostał butelką w głowę… również od Ayi, która mruknęła tylko „Łapy precz od Hagane, albo ci je powyrywam ty cholerny podrywaczu…” i dalej kontynuowała swoje jakże wspaniałe zajęcie w postaci leżenia plackiem na ziemi. Wciąż bez zmiany pozycji. Już nie wspomnę, że nawet głosu nie podniosła, ale… to tylko wróżyło jeszcze większy gniew, czy irytację. Kiedy Aya jest nazbyt spokojna i obojętna w porównaniu do sytuacji, to… nie wróży niczego dobrego. A obecnie obok niej wciąż kucał Revis, z tym, że w rękach trzymał cały zapas butelek… I uśmiechał się w ten swój irytujący sposób… Wrrr…
Ale wracając do Lokiego… Rudzielec pomasował się tylko w obolałe miejsce na czole i oddalił się na bezpieczną odległość. Pijackim krokiem! Nie żebym ja nie była pijana! Byłam i to bardzo, dlatego właśnie siedziałam na stole, nie chcąc ryzykować bliskiego spotkania z podłogą. Zapewne dosyć twarda podłogą. A spotkanie z nią na pewno miało by miejsce, gdybym chciała w moim stanie zrobić chociaż krok. No, a poza tym… wolałam sobie posiedzieć i pośmiać się z innych i ich prób zachowania równowagi! Rozejrzałam się po pomieszczeniu i mój wzrok padł na jakiś, dobrze osłonięty przed niechcianymi spojrzeniami, kąt. Stał tam Gajeel oraz Levi i… całowali się! No ja nie mogę! Aparat! Gdzie aparat?! Trzeba to przecież uwiecznić!
Nie do końca myśląc, zeskoczyłam ze stołu i skończyło się to tym, czego chciałam uniknąć. Czyli zachwiałam się i wylądowałam na ziemi… Po prostu wspaniale! Podniosłam się z jękiem brzmiącym jak „ale aparat!” i postanowiłam wstać. Nie skończyło się w cale lepiej, bo tym razem zachwiałam się jakby w drugą stronę i przewróciłam się na… Ayę. Kiedy dotarło do mnie, czyj jęk wydostał się spod mojego tyłka… przełknęłam nerwowo ślinę. Pijana Aya, to nie do końca panująca nad sobą Aya… A co za tym idzie – bardzo niebezpieczna Aya! Szybko z niej „zeszłam”, co by nie denerwować Kuroi i ponownie podłam na ziemię. Nie chcąc tracić czasu, poturlałam się na drugi koniec sali i… schowałam po stołem hamując odruch wymiotny po tej „pseudo karuzeli”. Jednak nie udało mi się utrzymać zbyt długo powagi, bo znowu zobaczyłam Gajeel’a i Levi. Nawet nie wiedziałam, że poturlałam się w tą właśnie stronę! Zachichotałam cicho, jednak szybko zasłoniłam sobie usta. Na szczęście mnie nie usłyszeli. Wychyliłam się z drugiej strony stołu i… dostałam w głowę butelką! Popatrzyłam złym wzrokiem w stronę, z której ów przedmiot przyleciał i… tylko jedna osoba mogła to zrobić. Otóż mój wzrok padł na Ayę, która pierwszy raz od dłuższej chwili podniosła głowę i wpatrywała się we mnie upartym wzrokiem. Najwyraźniej chciała mi przekazać bym nie przeszkadzała tamtej dwójce. A co za tym idzie – widziała ich! Na pewno! Czyli owa sytuacja nie pozostanie bez zapamiętania! Będę musiała ją po wytrzeźwieniu pomęczyć! Ale… Czy ja będę jeszcze pamiętać tą sytuację? Hmm… Trzeba będzie się utrzymać, dopóki reszta się nie pobudzi trzeźwym! A przynajmniej ktoś, kto by mi przypomniał, że miałam o to pomęczyć Ayę…
Szybko jednak usunęłam się z „butelkowego pola rażenia” i usiadłam… gdzieś… Mój wzrok powędrował na… Trójkę zwierzęcych przyjaciół Leny, którzy… dziobali, gryźli i trącali, zasłaniającego się Frieda. Nie za bardzo rozumiałam dlaczego, ale kiedy zobaczyłam, jak moja zielona przyjaciółka jest cała czerwona na twarzy… zaczęłam spekulować i snuć pewne przypuszczenia, które znając życie były bardzo trafne. Zachichotałam i ponownie odwróciłam wzrok. Tym razem na… Neah, który stał przed Ayą i próbował zwrócić jej uwagę na siebie. Nie rozumiałam go chyba nigdy! Debil jakich mało! Wkurzający manipulant! Irytujący idiota! Uh… Na dodatek natręt! Aya mu mówi jedno, a on swoje! Wrr…! Znaczy… Nie tylko dlatego mnie wkurza! On jest po prostu cholernie wkurzający i już!
A tak właściwie... to za Chiny nie mogłam sobie przypomnieć pewnej rzeczy. A mianowicie kiedy my się przenieśliśmy z plaży do budynku gildii?! To… dziwne… Postanowiłam więc, że zapytam o to Ayi, ale… jak tylko wstałam na nogi… ktoś akurat na mnie wpadł. Ja próbując utrzymać równowagę (z marnym skutkiem), poleciałam do tyłu i znowu na kimś wylądowałam. Na szczęście nie była to Aya. Więc kto? Spojrzałam w stronę mojej „poduszki”, którą okazał się Loki! To już chyba lepiej by było, gdyby to była Aya… Zaśmiałam się nerwowo, ale kiedy ten wydał z siebie bolesny jęk… miałam ochotę go trochę podręczyć! Udałam, że wstaje, ale ponownie upadłam i rudzielec sobie jeszcze trochę pocierpiał, bo trochę się tak na nim kręciłam. W końcu się zlitowałam i sturlałam się z biedaka. Ten rzucił mi zbolałe spojrzenie i poszedł gdzieś masując sobie plecy. Uśmiechnęłam się tylko szeroko na ten widok i… Ktoś podsunął mi jakiś mocny trunek i film mi się urwał!

„Boli… huczy… ała…”  Pierwsze co chodziło mi po głowie, to były te myśli. Otworzyłam oczy i… zobaczyłam coś irytująco białego. I najwyraźniej w dobrym humorze, bo to COŚ się szczerzyło jak głupie. No nie trudno chyba zgadnąć, że był to Revis, który chyba najmniej wypił. A teraz zaczął chichrać się jak głupi! Warknęłam wkurzona jego zachowaniem i przewróciłam się na drugi bok, strącając z siebie… rękę? Otworzyłam oczy szerzej ze zdziwienia i… zobaczyłam przed sobą rude, potargane włosy. A ich właściciel wtulał się w… moje piersi! Brew mi zadrżała i… z całej siły właściciel rudych kłaków odleciał hen daleko, na drugi koniec sali. Tak… O Lokim mowa. Natomiast ja przynajmniej wiedziałam, z czego ten biały debil tak cieszył twarz… Irytujący! Ale… nie bardziej niż sam Neah! Rzuciłam Revisowi wkurzone spojrzenie bazyliszka i zobaczyłam coś niezwykle rzadkiego. Otóż na ramieniu fioletowookiego opierała się Aya. Jej oczy były zamknięte, a oddech równomierny, więc mogłam przypuszczać że śpi. Problem w tym, że z nią to nigdy nie wiadomo! Wstałam do siadu i dopiero wtedy dotarło do mnie to, jak bardzo boli mnie głowa. Jęknęłam i najwyraźniej miałam halucynacje, bo wydawało mi się, że zobaczyłam współczucie w oczach tego zdziecinniałego „mężczyzny”. Ta… chyba mężczyzny od siedmiu boleści! I znowu zapomniałam o bólu głowy, a moje myśli zaczęły dziwnie krążyć wokół dwójki przede mną. „Ja go nie pojmuję! Ciężko jest zobaczyć u niego coś prócz zawadiackiego, psotnego uśmiechu. W oczach bardzo często ma złośliwość i smutek kiedy nikt nie patrzy. Jakiekolwiek inne uczucia ukazuje tylko Ayi, ale NIGDY nie można u niego przecież zobaczyć współczucia. A przynajmniej nie do takich osób jak ja.”
I wtedy stał cię cud! Nie no żartuję. Po prostu Aya mruknęła coś pod nosem i… zdzieliła Revisa w tył głowy. „Yyy… To było dziwne” Na dodatek nawet nie otworzyła oczu. Sięgnęła ręką gdzieś do tyłu, by następnie podać mi dość sporą butelkę z bladozieloną zawartością. Nie bardzo wiedząc co mam z tym zrobić, spojrzałam na brunetkę pytająco. To uchyliła jedno oko i mruknęła ciche „wypij, a poczujesz się lepiej”. Jakoś tak nie chciało mi się protestować, czy narzekać, że nie lubię rozkazów od kobiet. Powiedzmy, że to nie był rozkaz, a informacja…Tak! Inaczej być nie mogło! Ja nigdy nie słucham rozkazów od kobiet, więc to nie mógł być rozkaz! Wypiłam, więc parę łyków zbawiennego płynu, który powinien mi pomóc na kaca. Jednak butelka została mi brutalnie zabrana przez Revisa. Chciałam zaprotestować, ale ten mi nie pozwolił.
-Zostaw trochę dla innych. Choć i tak dla wszystkich nie starczy…
-Ale!
-Przecież głowa ci już przeszła, ne?
I dopiero wówczas się zorientowałam, że ten napój działa cuda! Byłam tak zaskoczona, lekko mówiąc, że nie zauważyłam jak obok mnie pojawił się obolały i jęczący Loki. I jakoś mnie nie obchodziło z jakiego dokładnie powodu wydawał takie dźwięki.

---== Narrator ==---
Po tych zdarzeniach, zaczęli się budzić kolejni magowie. Jako jedna z pierwszych obudziła się Lucy. Tak! Nie ma pomyłki – Lucy! Oczywiście miało na to wpływ również to, iż dziewczyna mało wypiła. Ale można pominąć ten szczegół, tym bardziej, że również ona miała kaca. Aya podzieliła się z nią tą jakże wspaniałą miksturą, za co brązowooka była jej bardzo wdzięczna. Co do samej Pani Cienia, nie zmieniła ona swojej pozycji i wciąż opierała się o Revis’a. Więc kolejne osoby, bo dojściu do siebie, dziwiły się i to nie mało.
Kiedy Levi otworzyła oczy spłonęła rumieńcem, gdyż na jej kolanach leżał czarnowłosy, smoczy zabójca. Spanikowana zrzuciła go z siebie, przez co i on się obudził. Natsu, który spał na belce pod sufitem, spadł na Grey’a i tradycyjnie wywiązała się miedzy nimi bójka. Uspokoiła ich dopiero skacowana i zła Erza. Elfman i Ever byli w podobnej sytuacji co Mcgarden i Gajeel. Z tym, że Wiecznie zielona obudziła się w tym samym momencie co „facet”. Odskoczyli od siebie mocno czerwoni. Natomiast Lena opierała się o, wciąż śpiącego, Fried’a. A zwierzaki zielonej gdzieś przepadły. Do lodowego słupa został przywiązany Neah, a mistrz Makarov nie miał na sobie górnej części garderoby. Jego wnuk natomiast spał oparty o bar, ale obudził się w wyniku pisku Juvi, widzącej Grey’a całkiem pozbawionego ubrań. Za co mag lodu został potraktowany błyskawicami złego Laxusa. Blondyn warczał na wszystkich, wiec Aya zlitowała się nad nim i poczęstowała go zbawczym płynem. Co nawiasem mówiąc, poratowało od utraty zdrowia kolejnych „niedoszłych samobójców”. Kolejną ofiarą pobudki był Kin, który spał na lampie pod sufitem. Jednak z nim się nie podzielono lekarstwem. Tak samo z Neah. Kiedy w końcu wszyscy, jako tako, się pobudzili i doprowadzili do stanu używalności, na środek wyszedł mistrz gildii i ogłosił informację ważną chyba dla każdego. Przez 3 najbliższe dni, nikt nie mógł brać misji – wszyscy mieli być w gildii, gdyż mieli przybyć przedstawiciele innych gildii oraz dziennikarze. Przybycie innych magów było spowodowane dziwnymi działaniami Mrocznych Gildii. Spotkanie miało się odbyć w Fairy Tail, gdyż była to gildia, która choć robiła dużo zamieszania, to najwięcej osób jej ufało. Na spotkanie miał nawet przybyć chwilowo nieobecny Gildarts. W każdym bądź razie, życie w Fairy Tail powróciło do „normalności”. A przynajmniej tak się zdawało. Wszyscy rozeszli się do domów.

---== Aya ==---
Obudził mnie czyjś paniczny, acz krótki i cichy krzyk. Nim się spostrzegłam do mojego pokoju wpadł Revis (do tej pory spał w pokoju Mii, na materacu) i gwałtownie przytulił się do mnie. Moja koszula nocna zaczęła moknąć, a chłopak uparcie się we mnie wczepił. Kątem oka zauważyłam Yoru, która usiadła w progu i przyglądała się zaistniałej sytuacji. Westchnęłam i zaczęłam delikatnie głaskać fioletowo-okiego po włosach. Zaistniała sytuacja zmartwiła mnie. Dlaczego? Bo takie coś, takie zachowanie, tudzież reakcja, zdarzyła się tylko raz. Jednak teraz nie pytałam co się mu śniło… poprzednia odpowiedź wystarczyła mi aż nadto. Zdecydowanie… To co mi powiedział, że mu się śniło, z całą pewnością nie należało do „normalnych koszmarów”, czy nawet „przerażających koszmarów”. Na dodatek… wbrew pozorom, Revis ma bardzo słabą psychikę. A tym bardziej gdy przychodzi do „wspominania” jego przeszłości. Przycisnęłam go do siebie mocniej i zaczęłam delikatnie kołysać nas, nucąc przy tym cicho jakąś piosenkę.
Przesiedzieliśmy tak do rana. Chłopak co prawda przestał płakać, ale wciąż był niespokojny. Nie puścił mnie nawet na chwilę. Z tego też powodu musiałam poprosić Yoru, by zajęła się pobudką Kin’a i Mii. Ci na początku nie bardzo wiedzieli co się dzieje, ale widząc przyklejonego do mnie Revis’a, nic nie powiedzieli. Najgorzej miałam z przebraniem się, bo chłopak za nic w świecie nie chciał mnie puścić. Ostatecznie oboje skończyliśmy w łazience, gdzie on siedział na podłodze, obrócony do mnie tyłem, wciąż jednak trzymając mnie za rękę. Że też ramię go nie bolało. Ja natomiast starałam się jakoś przebrać, co łatwe nie było z jedną ręką częściowo zajętą. Potem jakoś doprowadziłam do porządku „białego”. Ten idiota potrafił nawet w piżamie w misie wyjść na miasto, ale na szczęście dzisiaj spał w dresie, więc nie było najgorzej. Nie chcąc by chłopak się przeziębił, zarzuciłam mu na ramiona bluzę. Następnie wyciągnęłam go z mieszkania i ruszyłam w stronę gildii. Dlaczego tam? Bo to miejsce… jakoś tak samo z siebie sprawia, że człowiek czuję się lepiej. Ludzie tam wspierają się nawzajem i są w stanie oddać wiele dla drugiej osoby. Są jak rodzina. Jedna, wielka rodzina. Na dodatek… przypomina mi trochę moją dawną „wielką rodzinę”. Choć dotarło to do mnie dopiero niedawno. W sumie to chyba w moje urodziny, kiedy wszyscy świętowaliśmy też urodziny Mii. I może to dziwne, ale… otworzyłam na nich swoje serce. Może nie jakoś bardzo, ale sama byłam zdziwiona, jak wiele potrafiłam im powiedzieć. Nawet jeśli mało mogli z tego wyciągnąć, dla mnie każde słowo na temat mojej przeszłości, powodowało ukłucie w sercu.
Ale wróćmy do osoby Revisa. Jak już wspomniałam, ruszyliśmy do gildii, a chłopak wyglądał naprawdę kiepsko. Głowę miał opuszczoną, oczy przekrwione i podkrążone. Zapewne również z powodu nieprzespanej nocy. Włosy udało mi się jakoś wcześniej doprowadzić do ładu, więc nie było najgorzej. Niezdrowo blada cera zwracała uwagę, a w matowych oczach już nie odbijało się słońce. Białowłosy uparcie trzymał mnie za rękę, a dokładniej mówiąc za dłoń. Zapewne wyglądało to dwuznacznie, ale mój znajomy wyglądał naprawdę źle. Zmartwiło mnie to. Szłam z przodu, ciągnąc zmizerniałego chłopaka za sobą.
Nim jednak dotarliśmy pod bramę budynku, spotkaliśmy Levi i Gajeel’a, z wesołymi minami trzymających się za ręce. Na nasz widok oblali się czerwienią, jednak po chwili widać było błysk w ich oczach. Najprawdopodobniej uznali, że ja i Revis jesteśmy w podobnej sytuacji co oni, a biały tylko się wstydzi. Jednak Levi najwidoczniej szybko zrozumiała sytuację, gdyż podeszła do nas ze zmartwioną miną.
-Aya-san… Czy wszystko w porządku? Coś się stało? – posłała znaczące spojrzenie w stronę mojego towarzysza
-Nie martw się Levi. Po prostu miał trudną noc.
-Ahh… Rozumiem…
-Ale jestem naprawdę wdzięczna, że zapytałaś. – uśmiechnęłam się leciutko
-Ym… To… do zobaczenia później.
-Tak, miłej zabawy.
Posłałam jej leciutko złośliwy uśmiech i nie czekając na reakcję, pociągnęłam Revisa dalej. Na miejsce dotarliśmy koło godziny 14. Nie wiem jakim cudem zajęło nam to tyle czasu, ale nie wnikajmy. Weszliśmy do środka, a oczy wielu zwróciły się ku nam. Hagane i Lena miały zdezorientowane miny, a Neah… chyba chciał zrobić zawiedziona minę, ale coś mu nie wyszło. Najwyraźniej trochę się domyślił sytuacji. Jakby nie patrzeć, tylko wróżki nie wiedziały o co chodzi. Choć kilkoro zaczęło chyba snuć domysły, ratując opinię o tym miejscu. Czasami zadaję sobie pytanie: „Gdzie ja dołączyłam?”. Ehh… Spojrzałam niepewnie na tego co mi spać nie dał i posadziłam na krześle przy barze.
-Mira… gorącą czekoladę proszę.
-Już się robi! – zawołała ze swoim firmowym uśmiechem, a po chwili przede mną wylądowała szklanka z ciepłym napojem – Mam nadzieję, że będzie smakować!
-Na pewno…
Obróciłam się w stronę tego upierdliwego rzepa i stuknęłam go lekko szklanką w czoło. Ten podniósł odrobinę głowę, mocno zdziwiony, ale zmęczenie i smutek wciąż nie schodziły mu z twarzy. Wsunęłam mu czekoladę w złączone i oparte na kolanach dłonie.
-Pij…
-Aya…
-Powiedziałam pij. Nie wiesz, że czekolada poprawia humor i daje hormon szczęścia?
-Ymm… Skąd…?
-No co? Kin mi to kiedyś powiedział… - obróciłam głowę lekko zawstydzona
-Ymm… Dzięki… Aya-chan…
Zmarszczyłam brwi i trzepnęłam lekko chłopaka w tył głowy. Kątem oka widziałam, jak moi dawni znajomi kręcą głową. Tak… moje typowe zachowanie. Nie mniej jednak, zazwyczaj przynosiło odpowiedni skutek, więc nie widziałam problemu. Zresztą… cóż poradzić, że taka dziwna jestem i mam równie dziwne sposoby okazywania uczuć? Tych złych i dobrych… Tak jak teraz irytacji… Wróżki jednak wciąż nic nie rozumiały, ale widać było, że zaniepokoił je stan mojego przyjaciela. On natomiast wypił łyka ciepłej cieczy i powrócił do swojego poprzedniego stanu.
-Revis, posłuchaj mnie uważnie. – kucnęłam przed nim i oparłam się lekko o jego kolana, ściskając jego dłonie – Jesteśmy rodziną. Choć to słowo, może mieć dla ciebie inne znaczenie… Ujmę to tak: nie pozwolę, żadne z nas nie pozwoli, by kiedykolwiek ktoś zrobił ci coś podobnego. Nikt cię już nie skrzywdzi. Jestem tu ja i inni. Jesteśmy przy tobie więc nie musisz się o nic obawiać. Wtedy… zniknęłam… wielu zniknęło, ale… wróciłam. Nie od razu, ale jednak. Wcześniej chyba nie byłam gotowa. Więc… Nie ważne co się stanie, nie będziesz sam. Będziemy z tobą. I nie ważne co się stanie… dopóki żyjemy, będziemy się nawzajem wspierać. Nie zostawimy cię. Rozumiesz?
Uparcie wpatrywałam się w niego, a fioletowooki… miał dość dziwną minę. Aż nagle pochylił się i swoje czoło o moje. Ostatecznie wylądował na moim ramieniu, po czym ścisnął mnie mocno szepcząc ciche dziękuję. Po kilku sekundach odsunął się z tym swoim tradycyjnym uśmiechem na twarzy i tylko lekko zaczerwienione oczy oraz ślady na policzkach symbolizowały, że coś się działo. Westchnęłam i wyprostowałam się, po czym zmierzwiłam włosy temu zdziecinniałemu idiocie.
Nagle tuż obok pojawiła się Hagane z butelką alkoholu w ręce i zarzuciła ramię na Revisa, opierając się na nim ze złośliwym uśmieszkiem. Nim ten zdążył zareagować, blondynka dosłownie wlała w niego zawartość butelki. Chłopak aż się zakrztusił, a wszyscy automatycznie uśmiechnęli się. Ofiara Riddle również. Ta… I wszystko byłoby świetnie gdyby Natsu z Grey’em znów nie zaczęli się kłócić. Erzy nie było, więc nie miał kto ich uspokoić. A mnie się nie chciało. Miałam na to zbyt dobry humor i byłam niewyspana. No co? Nawet we mnie może odezwać się leń! Już po chwili gildia znów tętniła życiem i radością. Ostatecznie całe to zajście z Revisem poszło częściowo w niepamięć, ale ja wiedziałam, że to wszystko mocno nas zbliżyło. W końcu… coraz więcej przed nimi ujawnialiśmy. A oni coraz głębiej nas poznawali. Tak… a ja nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęłam dość wesoło rozmawiać z Raijinshuu i jeszcze paroma osobami. A Revis uparcie nie odstępował mnie na krok. Choć był już w znacznie lepszym humorze. Tak… chyba jemu również atmosfera tej gildii pomagała. I w ten oto sposób upłynął kolejny dzień w Fairy Tail. 

***

Mam nadzieję, że się wam podobało i nie macie mi za złe zmiany terminu. Kolejna notka natomiast nie pojawi się na pewno wcześniej niż przed 16-stym lipca.
Martwi mnie jednak coraz mniejsza ilość komów. Zastanawiam się czy ja naprawdę ni piszę coraz gorzej? Ehh... A mawiają, że to początki są trudne. 
A teraz taki drobny bonus i zapowiedź:


Jedna z moich ulubionych fotek tej pary


Jak dla mnie to Lu lepiej wygląda z rozpuszczonymi włosami





Kawai!



 Czyż to nie jest urocze?

Mam nadzieję, że fotki przypadły wam do gustu. Nie trudno zauważyć, że najwięcej jest Gajeel x Levi oraz Grey x Juvia. Jakoś tak wyszło ^^". Osobiście lubię obie pary, a ostatnio po prostu natknęłam się na kilka ciekawych obrazków... 
To teraz zapowiedź:
"I od razu wiedziałam, kto mnie poratował przed spotkaniem trzeciego stopnia z podłogą. Tą osobą był… Laxus. Tak… właśnie Pan Iskierka, jak to Mia go żartobliwie nazywa. Przechyliłam się lekko w bok i… jak przypuszczałam natrafiłam na ramię blondyna. Oparłam się delikatnie i wzięłam głęboki oddech." 

"A ja pozwoliłam sobie na jeszcze chwilkę relaksu. Ta… szkoda, że dopiero teraz. Usłyszałam za sobą jakieś szepty i chichoty, ale nie zwracałam na nie uwagi. I domyślałam się bardzo dobrze, co jest powodem takiego zachowania." 

"-Coś ostatnio z wieloma mężczyznami jesteś blisko.
-A co Erza? Zazdrościsz, że ciebie nie boi się tylko jeden? – nawet nie uchyliłam oka, a Erza zamilkła i przypuszczałam, że dość mocno się zaczerwieniła. Usłyszałam jeszcze jak odchodzi szybkim krokiem, po czym westchnęłam" 

"Neah zrobił zawiedzioną minę, po czym westchnął i odwrócił wzrok. Jego spojrzenie zrobiło się takie jakby… pełne nostalgii i odległe. Ponownie westchnął i położył podbródek na złożonej w pięść dłoni, opierając się łokciem o stół. Spojrzał ponownie na mnie takim wzrokiem, jakby widział we mnie kogoś innego. Albo raczej… kogoś kim byłam dawniej.
-Aya… nadal nie możesz mi wybaczyć, tego co zrobiłem, prawda?
-Neah… To nie ma nic do rzeczy…
-Dla mnie ma! Wiesz… zmieniłaś się zdecydowanie na lepsze. I nie myśl, że ot tak oddam cię temu blondynowi bez walki. "

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 15

No! Oto kolejny rozdział! Powiem krótko i treściwie: Jestem odrobinę zawiedziona... coraz mniej jest komentarzy pod kolejnymi rozdziałami... Chciałabym wiedzieć co robię źle... Dlatego nie pogardzę szczerą, uzasadnioną opinią. A teraz zapraszam do czytania:


***

Do portu w Magnolii dotarliśmy względnie wcześnie. O której dokładnie? Cóż… Było przed 19. Podziękowaliśmy właścicielowi łodzi i ruszyliśmy w stronę gildii. Starałam się iść normalnie i nie załamać się psychicznie, tudzież nie paść ze śmiechu, co było trudne zważywszy na sytuację. O czym mówię? Co prawda bardziej by tu pasowało określenie „o kim”, ale pozostańmy przy pierwszej wersji. Otóż mowa o Revisie, który kontynuował swój jakże „elegancki” sposób chodzenia i „pilnowania mnie”. Tak… Chyba łatwo się domyślić o czym mówię… W każdym bądź razie oprócz tego cały czas jęczał mi koło ucha, że on nie chce iść do tej gildii, tylko woli pobyć ze mną sam na sam i powspominać stare czasy. Z tym, że pomiędzy kolejnymi seriami narzekań powodował u mnie przymusowe zatrzymanie się przez zachwycanie się byle czym. Dlaczego przymusowe? Bo wciąż był uczepiony mojego ramienia. Teraz było podobnie…
-Aya! Popatrz! Jaki wspaniały kapelusz! Hmm… Ale ten obok bardziej by ci pasował…
-Revis… Rusz się! Zgłodniałem! – teraz Kin dołączył do grona narzekających
-Ale ja nie chcę tam iść! Wcale nie jestem głodny! Ayaaaaaa~! Chodźmy zobaczyć zachód słońca!
W tym właśnie momencie dało się słyszeć głośne burczenie brzucha. Jednak nie była to ani Mia, ani Kin. Dziewczyny i ja również nie… Spojrzałam na lekko zażenowanego Revisa, który jednak nie odkleił się ode mnie. Westchnęłam…
-Tego… Zawsze możemy coś kupić w drodze na plaże, co nie? Nie musimy iść do tej gildii… - Revis niby wciąż upierał się przy swoim, ale miał już mniej pewny ton – To jak będzie Aya-chan?
-Idziemy do gildii. – prosto i dobitnie
Białowłosy zrobił zbolałą i zawiedzioną minę, a z tyłu usłyszałam ciche „w końcu”. Uśmiechnęłam się pod nosem i zmierzwiłam lekko włosy fioletowo-okiego. Mia naburmuszona podeszła z drugiej strony i uczepiła się mojego rękawa. Pokręciłam na to tylko głową i ruszyłam w stronę gildii, ciągnąc za sobą resztę. Jednak coś mi się przypomniało…
-Właśnie! Hagane, Lena… - te popatrzyły na mnie – Tak właściwie to znalazłyście sobie jakieś mieszkanie? – spytałam w stronę dziewczyn, nie przerywając jednak marszu
-No… Całkiem, całkiem… Znaczy… Cena dość wysoka, jak na nasz budżet, ale mieszkanie jest jej warte. – odpowiedziała mi zielonowłosa
-Rozumiem… Skoro o tym mowa… Kin, kiedy się wyprowadzisz ode mnie i przestaniesz być darmozjadem?
-Yyy…
-Mieszkacie razem? – to pytanie padło z ust Revisa, który miał wyjątkowo poważną minę – Kin…
-Yyy…
-Na to wychodzi. – tym razem nie pozwoliłam blondynowi jeszcze bardziej namieszać – Kin stał się darmozjadem i wychodzi na to, że niedługo do mnie i do Mii dołączy kolejny darmozjad o imieniu Neah. No i oczywiście ciebie też trzeba będzie gdzieś ulokować. Tego drugiego darmozjada jakoś się z mieszkania pozbędę, z Kinem będzie gorzej. – rzuciłam złotemu zirytowane spojrzenie – Oczywiście Neah się też łatwo nie odczepi, ale przynajmniej nie będę musiała go utrzymywać. Tobie, Revis nie będę szukać żadnego hotelu. Zamieszkasz przez ten tydzień u nas. Jakoś się zmieścimy. – posłałam mu ciepły uśmiech na co ten się wyszczerzył jak głupi.
Ktoś patrzący z boku mógłby pomyśleć, że jesteśmy parą, ale to błędne myślenie. Revis zawsze był o mnie zazdrosny, ale nie w tym sensie. Zachowywał się bardziej jak młodszy brat zabiegający o uwagę starszej siostry i będący o nią czasami zazdrosnym. Tak… To ja byłam tą starszą… I wychodzi na to, że ten pomimo upływu czasu nic się nie zmienił pod tym względem. To było trochę martwiące. Szczególnie zważywszy na to, jak Erza zareagowała na obecność i zachowanie Kin’a. Uhh… Zapowiadał się ciężki dzień. A raczej jego końcówka i noc. Starałam się jednak to zignorować tak jak robiłam kiedyś z podobnymi sytuacjami i głupimi pomysłami Kin’a. Nie przejmując się więc tą apokalipsą, która miała nadejść znalazłam się pod budynkiem Fairy Tail. Revis zaczął go podziwiać z tym swoim dziwnym, dziecięcym wyrazem twarzy i głośnym „oooo” na co ja tylko westchnęłam. Pociągnęłam go i pchnęłam drzwi wejściowe. Zastał nas tradycyjny gwar i mało kto by nas zauważył, jednak z taką liczną i irytującą grupkę trudno o to.
-Ale tu hałas! Mówiłem, żeby tu nie iść! – tak, tak… dobrze myślicie… to Revis… i w tym momencie wróżki spojrzały na nas jak jeden mąż.
Trzeba przyznać, że cała gama min jakie zrobili spowodowała u mnie załamanie, ale co im się dziwić? Widok mojej osoby tak „obwieszonej” przez dwa irytujące stworzenia ludzkie, raczej do normalnych nie należał. A tym bardziej, że jeden z tych rzepów, był starszym ode mnie chłopakiem, którego ci widzieli pierwszy raz na oczy. Ta… Widok niecodzienny. Co niestety mi nie było na rękę.
-Aya-san? A któż to? Twój znajomy? – jak zawsze Erza była pierwszą, która spytała o zaistniałą sytuację
-Tak… To Revis, a to jest-
-Erza Scarlett, zwana Tytanią. – fioletoowoki wszedł mi w słowo – Wiem dużo na temat waszej gildii. Głośno o was. Chociaż nawiasem mówiąc, to wiem sporo również o innych, mniej znanych gildiach. – tu Revis zamyślił się z dziwną, dziecięcą miną – No, ale to nie ważne! Głodny jestem!
-Hai, hai… Za barem stoi Mira, idź sobie coś zamów i weź ze sobą Mię. Przypilnuj jej. – powiedziałam to lekko zmęczonym tonem, ale on się tym nie przejął. Chwycił tylko młodą i zaciągnął ją do baru. – Padam… zdrzemnęłabym się trochę… - starałam się uniknąć niewygodnych pytań. Na próżno…
-Aya-san – tak, tak… znowu Erza – Mogłybyśmy porozmawiać?
-Nie…
-C…co?
Młoda Scarlett wyglądała na lekko zaskoczoną. Choć słowo „lekko” to mało powiedziane. Ja natomiast z obojętną miną ruszyłam do mistrza. Jeśli wszystko szło by zgodnie z planem to miałam niecałą godzinę na odpoczynek. Westchnęłam zrezygnowana zdając sobie doskonale sprawę z tego, że wcale się na odpoczynek nie zapowiadało. Wręcz przeciwnie! Natrętne spojrzenie Tytani mówiło samo za siebie…
-Aya-san…
-Erza… Nie widzisz, że jestem zmęczona? Wybacz, ale mam jeszcze mnóstwo roboty i potrzebuję odpocząć.
-Mnóstwo roboty? Nie przypominam sobie byś brała jakąś-
-Nie musisz. To nie jest jedyna rzecz, która zajmuje mój czas. – Mój chłodny ton spowodował, że Scarlett trochę pobladła, ale szybko wróciła do normalności. Niestety… - W każdym bądź razie Revis zostanie tu co najmniej tydzień, więc będziesz jeszcze miała okazję do zadawania pytań, choć wątpię by udzielił ci na nie odpowiedzi. A teraz daj mi spokój.
Ostatnie zdanie powiedziałam tak zmęczonym i zbolałym głosem, że dziewczyna odpuściła. Ah! Nie ma to jak wspaniałe umiejętności aktorskie! Choć trzeba przyznać, że dzisiejszy dzień naprawdę mnie zmęczył. Położyłam głowę na stole i… zasnęłam. Tak… zasnęłam mimo niewyobrażalnego hałasu.

JEBUT! Coś z impetem uderzyło mnie w głowę. Hałas ucichł. Otworzyłam zaspana oczy i leniwym ruchem ręki przetarłam je. Rozejrzałam się dokoła i… wszyscy wgapiali się we mnie ze strachem i niepokojem na twarzy. Moje spojrzenie padło na osobą najbardziej zdenerwowaną, którą okazał się Kin. Blondyn uciekał wzrokiem gdzie się da, byleby tylko nie patrzeć w moją stronę.
-Ała… - cóż… trochę opóźniona reakcja, ale usłyszawszy to Kin aż podskoczył i zaczął mnie przepraszać
-Go…gomene… A…aya… bo… tego… ja… oni…
-Kin. Do rzeczy.
-Haiiii! Bo Neah i Revis się zaczęli kłócić, a ja ich chciałem uspokoić, ale miałem w ręce butelkę i mnie któryś popchnął i…! i wypadła mi i… uderzyła w ciebie…
Z każdym wypowiedzianym zdaniem, z każdym słowem mówił coraz ciszej, ale ja i tak wszystko słyszałam. I to nie z powodu mojego wyczulonego słuchu, ale przez to, że w gildii wciąż panowała cisza. Nienaturalna cisza. Westchnęłam i machnięciem ręki spowodowałam, że moje cienie przyciągnęły Revisa w moją stroną tak, że stał tuż obok. Wszyscy w gildii pobledli jeszcze bardziej i zrobili współczujące miny, a Revis się szczerzył. Chwyciłam go za rękaw i szybkim ruchem, posadziłam obok, by następnie oprzeć się o jego ramię. Trwało to ledwo kilka sekund, więc nikt nie zdążył zareagować. I dobrze. Wszyscy zrobili zdziwione miny, a białowłosy najbardziej.
-Aya-chan?
-Robisz za moją poduszkę. Cicho… - powiedziałam te słowa jakby były one najoczywistszą rzeczą na świecie
-Ale Aya-chan…
-Powiedziałam „cicho”. Śpiąca jestem, a poduszki nie gadają.
-Yhym!
Przymknęłam zmęczona oczy i ponownie poszłam spać. Bez żadnej „awantury”. Usłyszałam jeszcze pisk Miry brzmiący trochę jak „kawaii!” i ponownie odpłynęłam.

---== Kin ==---
Kiedy Aya dostała butelką myślałem, że mnie zatłucze na śmierć. Ale nie! Ona… Podniosła leniwie głowę i przetarła zaspane oczy. Nawet przemknęło mi przez myśli, że wyglądała słodko! Jak taka mała, niewinna dziewczynka… Błędne i naiwne myślenie! Szybko jednak odpędziłem te myśli, gdyż mimo wszystko bardziej martwiłem się o swoje zdrowie. Ale dalszy przebieg wydarzeń jeszcze bardziej mnie zaskoczył! To było… Dziwne! I przerażające… Aya z nienaturalnym spokojem wysłuchała mojej wersji, następnie przyciągnęła do siebie Revisa i… położyła się na jego ramieniu. W tamtej chwili bardzo przypominała mi taką „małą, niezdarną siostrzyczkę”. Tak… wyjątkowo to ona „zagrała rolę” młodszej siostry, a nie białowłosy. A potem… zasnęła. Zupełnie jak „Śpiąca Królewna”. Jej twarz była tak spokojna… a sądząc po minach wróżek, pierwszy raz widzieli jej twarz w czasie snu. Taką spokojną i niewinną, przypominającą pięknego anioła o śnieżnobiałej cerze i niezwykłych włosach. Trzeba przyznać, że urody jej nie brakowało, a ja… byłem z niej dumny! Zresztą zapewne nie tylko ja. Z całą swoją pewnością mógłbym stwierdzić, że gdyby ON żył, to pękałby z dumy. Tak… Ona z całą pewnością za NIM tęskniła. Jednak nie tylko ona – mnie również było GO brak. Mimo, iż byłem od niego starszy prawie 2 lata, to… czasami miałem wrażenie, że jest na odwrót. To właśnie ON zachowywał się najbardziej dojrzale. Był niezwykły! Silny, mądry i cholernie przystojny, przez co dziewczyny za nim szalały. Potrafił się z nimi obchodzić. Każdą traktował jak damę, dbał o nie i szanował. Nigdy żadnej nie wykorzystał. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. A w czasie walki… nawet w najgorszej sytuacji myślał trzeźwo. Jeśli coś działo się bliskim mu ludziom, potrafił być bezwzględny i przerażający. Wręcz zimny jak lód, a czasami nawet… wydawało mi się, że wyglądał jak demon. Należeliśmy do tej samej gildii. Do gildii, w której chwilę po jego śmierci pojawiła się mała Aya. Była do niego tak podobna! Nie wszyscy tak uważali, ale ja GO znałem i wiedziałem o nim naprawdę wiele. Wiedziałem też kim była dla NIEGO Aya. 
-Kin-chan? Coś się stało? – nawet do mnie nie dotarło, co dokładnie Mira do mnie powiedziała. Wciąż patrzyłem na Ayę z nostalgicznym wyrazem twarzy.
-Tak… Kiedy straciliśmy GO po raz drugi, Aya zmieniła się jeszcze bardziej…
-Co? Kogo?
Mira i wszyscy wydawali się zdziwieni, a ja… nawet się nie zorientowałem, że ostatnią moją myśl powiedziałem na głos. Jakby po części reagując na słowa Miry.
-Hę?! Ale że co?! Yyy… To nic! Zignorujcie mnie! Tak sobie tylko głośno myślałem! Hehehe…
Podrapałem się nerwowo po głowie. Automatycznie też spojrzałem w stronę młodej Kuroi i Revisa. Fiołkowo-oki miał wymalowany na twarzy autentyczny szok i… wydawał się lekko przerażony. Żadne z nas nie przypuszczało, że mógłbym powiedzieć na głos coś takiego. I to bez wiedzy i zgody Ayi. A to przecież dotyczyło głównie jej.
-Kin-san… O czym mówiłeś? Kogo straciliście po raz drugi? Kim ten ktoś był dla Ayi-san? I jak to się zmieniła?
Zostałem zalany masą pytań, przez czerwono-włosą Tytanię. Jednak nie uraczyłem jej najmniejszym spojrzeniem. Wciąż patrzyłem na tą dwójkę. Szybko się opanowałem i wziąłem głęboki oddech.
-Wybacz moją nieuprzejmość Erza-san, ale obawiam się, że nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Nie powinienem był mówić tego głośno. To was nie dotyczy i prosiłbym abyście nie pytali o to Ayi. Nawet o tym nie wspominajcie.
Od dawna nie słyszałem u siebie takiego zimnego i ostrego głosu. Już nawet zapomniałem… Na twarzy Revisa zobaczyłem wyraźną ulgę i ponownie zagościł tam psotny uśmiech. Westchnąłem i tylko zerkając kątem oka na zaskoczone i zdezorientowane miny magów Fairy Tail, ruszyłem w stronę wyjścia z gildii. Mijając bar zauważyłem jeszcze Lenę i Riddle z podobnymi minami pełnymi ulgi. Całkiem zapomniałem o ich obecności. One również niegdyś należały do tej samej gildii co ja. Były najbliższym przyjaciółkami Ayi. I chyba nadal są. Tak, przyjaciółkami. Pewnie ciężko jest uwierzyć, że Kuroi się z kimś przyjaźniła do tego stopnia, ale wbrew pozorom, to naprawdę delikatna osoba. Ona po prostu boi się zawierać przyjaźnie, gdyż nie chce już nigdy czuć bólu straty. Uczucia, którego boi się chyba najbardziej na świecie. Zgadza się… Aya BOI SIĘ tego.
Zanim się spostrzegłem byłem już daleko od gildii. Wszystko przez te moje wspominanie. Za bardzo mnie to wciągnęło. Eh… Już miałem zawrócić, przecież nie chciałem się spóźnić, kiedy coś przykuło moją uwagę. A mianowicie kwiaty! Co w tym takiego niesamowitego? Otóż sprzedawczyni, którą była starsza pani, miała ich przeróżne rodzaje! W tym… róże o niezwykłych kolorach i lotosy. Tak… te dwa kwiaty to były ulubione kwiaty Ayi. Róże czarne i czerwone oraz lotosy. Kupiłem ich kilka tak, że róże stworzyły mały bukiecik, a lotosy… poprosiłem staruszkę, by szybko je zasuszyła. Zapłaciłem i już miałem odchodzić kiedy zobaczyłem jeszcze kilka niebieskich stokrotek. Z tego co się zorientowałem te kwiatki z kolei uwielbiała Mia. Uśmiechnąłem się wesoło i o nie też poprosiłem. Tak, miałem jakieś parę groszy w zanadrzu. Chyba specjalnie na taką okazję, a staruszka i tak sprzedawała tanio. Z wesołym humorem, który wrócił szybciej niż się spodziewałem ruszyłem do miejsca mojej zagłady, którą mogła na mnie dokonać Aya. Ta… Aż sam się zdziwiłem, że mnie wtedy nie zabiła. Szybko dotarłem na miejsce uprzednio sprawdzając port. Co dokładnie mam na myśli? Heh… Chwilowo pozostanie to tajemnicą.
Już od samego progu gildii zawołałem wesoło.
-Aya~! Zobacz co kupiłem!
-Marnotrawstwo pieniędzy. – usłyszałem od już rozbudzonej brunetki, patrzącej zirytowanym wzrokiem na wszystko i wszystkich.
-Kin~! A dla mnie też kupiłeś? – obok mnie pojawiła się Mia
-Oczywiście! Mam nadzieję, że się spodobają! – to mówiąc podałem jej stokrotki, a ona… pisnęła z zachwytu, podziękowała i poleciała do Ayi.
-A właśnie! Aya! Czy to już nie pora? – ponownie skierowałem się do niebieskookiej
-Racja… Mistrzu?
-Oczywiście! A teraz proszę państwa… Zapraszam ze mną! Wszystkich! – Makarov jak zwykle był pozytywnie nastawiony.
Wszyscy z wesołymi uśmiechami, bądź zaciekawionymi minami ruszyliśmy za staruszkiem. Ja zrównałem krok z dość niepewną Panią Cienia. Jej co chwila zmienny humor i wyraz twarzy lekko mnie martwił.
-Aya… Jesteś pewna? Jeśli nie chcesz to się nie zmuszaj.
-Nie Kin, to jest to co powinnam zrobić.
-Skoro tak uważasz… Jednak… Chociaż postaraj się nie robić takiej dziwnej miny.
-Ta…
-Uh… Weź się w garść! Ja wiem, że z jednej strony nienawidzisz tego dnia, ale z drugiej strony go uwielbiasz, prawda?
-Sama już nie wiem…
-Ekhem! Proszę o uwagę!
Odezwał się mistrz gildii, starając się uspokoić zachwyconych owym widokiem magów. O jakim widoku mówię? Otóż plaża wyglądała niesamowicie! Nie dość, że był zachód słońca, to jeszcze ktoś przyozdobił to miejsce wspaniale! Skromnie, aczkolwiek niesamowicie! A na ogromnym stole był również duży tort, z napisem „Wszystkiego najlepszego Mia!”. Dziewczynka pisnęła zachwycona, już drugi raz w ciągu kilku minut i… spojrzała na Ayę.
-No co tak patrzysz młoda? To dokładnie rok od kiedy się spotkałyśmy. Sama kiedyś powiedziałaś, że to trochę tak jakbyś narodziła się na nowo. Nie udało mi się dowiedzieć, kiedy dokładnie masz urodziny, więc postanowiłem potraktować w ten sposób właśnie ten dzień.
-Sensei… Arigatou!
Młoda rzuciła się w stronę Ayi i przytuliła ją w pasie, na co ta prychnęła. Od chwili rozpoczęcia swojego „monologu” cały czas patrzyła gdzieś w bok z niby lekko zirytowaną miną. Jedną ręką podpierała bok, a drugą trzymała na szyi, pocierając nerwowo kark. „Smok wody” zawołała jeszcze coś jak „jest wspaniale…”. Jednak nie dało się tego stwierdzić jednoznacznie, bo twarz miała wciśniętą w płaszcz Ayi. Zastanawiało mnie tylko gdzie podział się Revis… I wtem, jak na zawołanie, białowłosy pojawił się obok z dziwnym błyskiem w oku.
-A wiesz Mia, że wychodzi na to, iż Aya spotkała cię dokładnie w dniu swoich urodzin? – tak… to powiedział właśnie on
-Co? N… nie wiedziałam… Czy to prawda sensei?
Mia była, delikatnie mówiąc, zaskoczona. Zresztą jak reszta wróżek. Spojrzałem na Ayę, a ona… miała jeszcze bardziej poirytowany, zagubiony, ogłupiały i… zawstydzony (?) wyraz twarzy. A przynajmniej tak mi się wydawało. W każdym bądź razie wróżki krzyknęły jednocześnie „nie wiedzieliśmy”, czy „nie mamy prezentów!” i zaczęły szeptać między sobą. A Kuroi? Zmarszczyła brwi i westchnęła…
-No… na to wychodzi. Ale nie przepadam za moimi urodzinami.
-Dlaczego?
-Bo dawno temu, w ten dzień, straciłam kogoś mi bliskiego.
-Ale o te kilka lat później znalazłaś mnie… - tu Mia opuściła lekko głowę – Czy…
-I tylko z tego właśnie powodu, nie znienawidziłam tego dnia. W końcu… raz się coś traci, a raz zyskuje, czyż nie?
Pierwszy raz od dawna widziałam Ayę tak szczerze uśmiechniętą. I to w dzień jej urodzin. Jej uczennica zawołała głośne „Hai!” i wszyscy zaczęli świętować. O dziwo Revis nie został zmrożony wściekłym spojrzeniem przez prawdziwą solenizantkę, a większość ubolewała nad tym, że nie wiedzieli i nie mieli możliwości kupić prezentu. Oczywiści ja o tym wiedziałem i kupiłem prezent dla obu dziewczyn. I nie mówię tu o kwiatach. Oczywiście Revis też coś kupił, ale tylko dla Ayi, bo o młodej nie wiedział. I choć mówiłem mu, że broń którą jej dał, wystarczy na prezent, to ten i tak się uparł. Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i podał je brunetce. Ta z mieszanymi uczuciami otworzyła je i co zobaczyła? Naszyjnik z wisiorkiem w kształcie lotosa. Następne były Lena i Riddle, które wręczyły jej po książce. Uśmiechnąłem się wesoło i podałem mojej przyjaciółce mój podarunek. Cóż… ode mnie dostała wspaniałą srebrną bransoletkę wyglądającą jak wijący się dookoła ręki smok o błyszczących granatowych oczach, które zostały zrobione z małych kryształków szafirów. A ja… zostałem obdarowany ciepłym uśmiechem z jej strony. Innymi słowy warto było. Oczywiście kwiaty też wręczyłem, ale nic nie przebiło Mii, która zniknęła na chwilę i wróciła z wiankiem w dłoniach, który kończyła robić, a pod pachą trzymała bukiet zerwanych kwiatów Amarylisu. Poczułem nagle dziwne, niemiłe ukłucie smutku, ale zniknęło ono równie szybko, co się pojawiło.
-Chciałam te czerwone kwiatki dać do wianka, ale nie pasowały! A tak mi się spodobały, że zrobiłam z nich bukiecik! – zawołała wesoło
Zerknąłem na Ayę, która patrzyła na kwiaty dziwnym wzrokiem, po czym uśmiechnęła się szeroko.
-Wiesz Mia… To były ulubione kwiaty dwóch wspaniałych osób. Dziękuję ci. I wiesz co?
-Hm?
-Przypominasz mi ich trochę.
Zarówno ja, jak i Revis zdziwiliśmy się. Czy ona mówiła o NIM i o… Van Hanie? Czyżby? Mia również była lekko zaskoczona, ale po chwili posmutniała.
-Czy to źle?
-Nie… wręcz przeciwnie.
Aya kucnęła przed młodą i przechyliła lekko głowę w bok, a zielonooka rzuciła jej się na szyję z serdecznym śmiechem. I wtedy Aya powiedziała coś, czego bym się w życiu nie spodziewał po niej. A przynajmniej nie w takiej chwili.
-Mia… Chciałabyś trochę o nich usłyszeć? O… mojej przeszłości?
-Na… naprawdę sensei?
-Tak… więc?
-Bardzo chętnie!
Mia usiadła grzecznie na ziemi, obok swojej nauczycielki, podobnie jak my. Kątem oka zarejestrowałem, że magowie Fairy Tail, robią podobnie. A przynajmniej większość.
-Wiesz… Kiedyś należałam do pewnej gildii. Znalazłam się w niej po… pewnym zdarzeniu. Tam spotkałam wielu przeróżnych ludzi. Wspaniałych, pod różnymi względami, ale również i takich, którzy niedoceniali życia. Wtedy… nie zauważałam tych wspaniałych cech. Byłam trochę… zaślepiona.
-Czym? – przerwała jej Mia
-Różnymi rzeczami. Można by rzecz, że przez te rzeczy… byłam jakby pozbawiona wszystkich emocji. Po jakimś czasie trochę się otworzyłam, ale jedyne emocje jakie ukazywałam, to były głównie te złe i negatywne. A przynajmniej tak mi się zdaję.
-Czy Kin i Revis też należeli do tej gildii?
-Tak… Kin był tam już od paru lat, ale Revis pojawił się później. I możesz mi wierzyć lub nie, ale wtedy był… no… młodszy ode mnie.
-Pod względem psychicznym?
Cała nasza grupka, w tym Revis, parsknęła na słowa Mii.
-Tak… myślę, że można by tak to ująć.
-No to w takim razie, niewiele się zmienił.
Ponownie zachichotaliśmy, NAWET Revis i wróżki, jednak Aya szybko się uspokoiła i kontynuowała dalej swoją opowieść. 
-Do gildii należały też Lena i Riddle. Ale był tam też niejaki Van Han, który był dla mnie jak drugi ojciec. To na jego pogrzebie byłam razem z Kin’em. – Aya lekko posmutniała, ale kontynuowała dalej – Van Han, był człowiekiem, który wiele mnie nauczył.
-Był twoim mistrzem?
-I tak i nie. Zresztą… można by rzecz, że był jednym z moich nauczycieli.
-A ilu ich było?
-To zależy jak na to patrzeć. Hm… Jeśli mam być szczera, to chyba każdy z gildii nauczył mnie czegoś. Nawet jeśli nieświadomie i nawet jeśli było to mało ważne.
-To trochę jak ty mnie… uczysz mnie wszystkiego co umiesz i wiesz.
-Hm… Cóż… Myślę, że możesz to trochę porównać.
-A kto był mistrzem waszej gildii? – dało się słyszeć pytanie którejś z wróżek
Już myślałem, że Aya nie odpowie, że w ogóle nie powie już ani słowa, ale ona… uśmiechnęła się tylko dziwnie i powiedziała, tak by każdy usłyszał.
-Bardzo mądry człowiek.
Z dziwnym poczuciem ulgi wypuściłem powietrze i spojrzałem na chichoczącego Revisa. Nigdy nie byłem w stanie go całkiem zrozumieć. Zresztą nie tylko ja. Chyba tylko Aya była osobą, która go całkowicie rozumiała. A przynajmniej bardziej niż reszta. Nawet Lena i Riddle, również miały takie zdanie o białowłosym i Ayi.
-Opowiedz jeszcze o tym Van Hanie sensei! – Mia wpatrywała się śmiesznym wzrokiem w Ayę, a ta kiwnęła głową i ponownie mówiła
-Sam Van Han, również traktował mnie jak córkę, a ja co prawda okazywałam mu za to wdzięczność, ale większość moich emocji wciąż była zamknięta. Hm… Lubił pomarańcze, wręcz je uwielbiał! Śmialiśmy się, że przez to się wolniej starzeje, bo zawsze wyglądał na młodszego niż był.
-A więc od tej pory będę jadła dużo pomarańczy!
Mia wyskoczyła z tym tekstem tak nagle, że aż podskoczyłem. Aya zrobiła autentycznie zdziwioną minę, ale po chwili na jej usta ponownie wpłynął uśmiech i z tłumionym śmiechem wypuściła powietrze kręcąc głową.
-Ty i tak już wystarczająco ich jesz. A Van Han… miał obsesje na ich punkcie. Tak przynajmniej wielu to określało. Ktoś nawet powiedział, że on ma zamiast mózgu pomarańczę i tylko brakuje tego, by chodził z nimi w kieszeniach, a atakując rzucał nimi we wroga. Z ciast jadł tylko to pomarańczowe, cukierki również o tym smaku. A do herbaty zamiast cytryny dawał pomarańczę!
-To niezły wariat z niego był… znaczy! Tak w pozytywnym sensie! – Mia szybko się poprawiła zdając sobie sprawę, że mówię o osobie bliskiej i ważnej dla Ayi. Ta tylko pokręciła głową.
-Nie przejmuj się, taka prawda! Van Han rzeczywiście był trochę zwariowany, ale i sympatyczny. Jestem pewna, że nie obraził by się za mówieniem o nim prawdy. Sam nawet czasami powtarzał, że nie jest do końca normalny, tak jak inni. Innym razem mówił, że wszyscy są nienormalni na swój własny sposób i dzięki temu jesteśmy wyjątkowi.
-Mądry człowiek z niego był Aya-sama!
-Był, był… A uprzedzając następne pytanie, to nie on był mistrzem gildii. 
Aya zamilkła i rzuciła mi znaczące spojrzenie. Westchnąłem cierpiętniczo, wiedząc o co jej chodziło.
-Van lubił podróżować. – tak… tym razem ja się odezwałem – Kochał morze, a jego życzeniem było, by po śmierci pochować go w dosyć niezwyczajny sposób. Chciał by jego prochy rozsypać w stronę morza. Bardzo zależało mu na tym, by tym miejscem była właśnie ta mała wioska na granicy, gdzie pierwszy raz rozpoczął przygodę z naszą gildią. Podobno spotkał tam wtedy kogoś i to ta osoba przyprowadziła go do gildii. Dlatego chciał zakończyć swój cykl życia w miejscu, gdzie „wszystko się zaczęło”. Był dla wielu młodych jak ojciec, czy brat, albo po prostu bliski przyjaciel, który zawsze służył dobrą radą. Oczywiście nie wszyscy go lubili, bo był taki, a nie inny. Kiedyś go o to zapytałem, a on powiedział „Mi wystarczy, ta grupka ludzi, która akceptuje mnie takiego, jakim jestem.” Czasami zastanawiałem się, czy on specjalnie tego nie robi, ale kto wie…
-A dla ciebie kim był? – ponownie odezwała się Mia
-Hmm… Myślę, że był bardziej jak starszy brat i przyjaciel. Tak… Myślę, że właśnie tak…
-No dobra! Myślę, że już starczy tych opowieści!
Ayuś klasnęła w ręce, z dziwnie złowrogim uśmiechem na twarzy i wstała gwałtownie. Mia zrobiła najpierw lekko zawiedzioną minę, a później wskoczyła na Kuroi wołając coś jak „Dziękuję, że się ze mną podzieliłaś!” i poleciała się bawić. Innymi słowy znalazła się przy stole gdzie wchłaniała jedzenie. Wtedy wszystkim się przypomniało, że to impreza urodzinowa i zaczęło się. Najpierw zdmuchiwanie tortu, później krojenie (Mia i Revis wzięli największe kawałki), aż w końcu szampan. Dla niektórych prawdziwy, a dla innych „bezalkoholowa podróbka”. Impreza rozkręcała się z każdą chwilą, a ja wiedziałem, że jak zwykle tylko Aya będzie wszystko pamiętać. W połowie imprezy pojawił się też Neah z… ogromnym bukietem czarnych i czerwonych róż, który wręczył, już podpitej Ayi. Przy okazji spróbował ją pocałować, ale ta go uderzyła w brzuch i poszła pić z Caną. Ta… normalka… I w ten oto sposób impreza toczyła się dalej swoim rytmem, a ja nie mogłem pojąć, jak szybko ta gildia przekonała do siebie Panią Cienia.