sobota, 18 maja 2013

Rozdział 14


Mam nadzieję, że nie macie mi jakoś bardzo za złe tego opóźnienia. Z pewnych powodów p prostu nie byłam w stanie. Przyznam się, że trochę mnie zmartwił ponowny spadek ilości komentarzy. No nic... widocznie piszę coraz gorzej... 
A teraz zapraszam do czytania:

***


---== Kin ==---
Heh… Na początku zastanawiałem się gdzie Aya nas zabiera, ale odkąd zorientowałem się gdzie płyniemy, zacząłem się domyślać. Kiedy tylko dobiliśmy do brzegu rozdzieliłem się z resztą. Skoro już tu przypłynęliśmy, to dobrze by było to wykorzystać. Mylę się? Nie! Otóż to! Tak, więc skierowałem się do… pewnego znajomego. Oczywiście wcześniej spotykając parę młodych dam, z którymi zamieniłem kilka słów. W końcu jednak dotarłem na miejsce. A zostało mi niecałe 20 minut do umówionego spotkania. Uhh… Cóż… najwyżej się trochę spóźnię. Z uśmiechem na ustach wszedłem do pewnego sklepu.
-Yo! Lao! Dawnośmy się nie widzieli! – za ladą stał około 30 letni mężczyzna o krótko ściętych, czarnych włosach i wąskich, wiecznie zmrużonych oczach. Ubrany był w typowy dla niego strój, który można by zaliczyć do mody chińskiej. Brunet na dźwięk mojego głosu podniósł zdziwioną twarz w moją stronę.
-Kin? C-co ty tutaj…? Nie miałeś przypadkiem…
-To tak się wita znajomego po roku nieobecności?! Phi! Cóż… Przypłynąłem tu z Ayą i…
-Z Ayą?! Jest tutaj i się nie przywitała?! – chłopak przerwał mi
-Pożegnała się z poprzednim życiem… - chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale ponownie mi przerwano
-No nie! A to ona nie wie, że przed przeszłością nie da się uciec i że ta zawsze nas dopadnie?!
-Wie, ale…
-No to co ona wyprawia?!
-Lao, do kurwy nędzy! Daj mi powiedzieć!
Wkurzyłem się nie na żarty. A przyznaję, że nie łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi tak, żebym podniósł głos. Lao jakby zmalał, skurczył się i aż usiadł na stołku.
-Ki-kin?
-Cicho! Aya ma podopieczną i chce dla niej jak najlepiej! Wrr… Nie zapomniała o nas, czy o kimkolwiek! I wie, że nie ucieknie od tego co było! Ona po prostu chce się przez chwilę poczuć szczęśliwa… - uspokoiłem się – Dla swojej uczennicy nawet dołączyła do gildii. Do Fairy Tail. – Na te słowa Lao pobladł jeszcze bardziej.
-Co? Ona… Naprawdę dołączyła do gildii? Czy… Jest gotowa?
-Nie wiem…
-Ona… Nie poradzi sobie jeśli coś takiego zdarzy się raz jeszcze. A tym bardziej jeśli się do nich zbliży.
-Tak… niestety masz rację… spotkałem ją niedawno. Była na misji. Z pewną dziewczyną. Rozumiesz?! Ona była na misji z kimś! Ona nigdy tego nie robiła! No… prawie nigdy…
-Jestem tak samo zdziwiony jak ty, Kin. Ale… Ostatnio chodzą słuchy, że coś się zaczyna dziać. Uważaj na nią i opiekuj się tą dziewczyną. W końcu jesteś…
-Tak wiem. Nie musisz mi tego mówić. Jednakże Lao…
-O co chodzi?
-Opowiedz mi o tym co słyszałeś.
-Cóż… Jak łatwo ci się domyślić, chodzi o to co miało miejsce prawie 9 lat temu. To całe zniknięcie…
-Rozumiem o czym mówisz, ale możesz dokładniej powiedzieć co słyszałeś?
-Uhh… Aya… Ona… Możliwe, że stała się celem. Chroń ją.
-Zrobię co w mojej mocy.
-Nawet jeśli będziesz musiał ujawnić jej przyjaciołom swoją prawdziwą postać?
-Tak… Dziękuję ci Lao. Odwdzięczę ci się jakoś. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, skontaktuj się ze mną. Ah! I byłbym zapomniał! Szukam czegoś na mały upominek!
-Dla?
-Hehe… Tajemnica! – po długim czasie w końcu uśmiechnąłem się ciepło. Lao odwzajemnił to i ruszyliśmy na poszukiwania czegoś co by się nadawało.

---== Aya ==---
Załatwiłam co miałam załatwić. Choć przyznam, że łatwo nie było. Revis… Nie pojawił się na pogrzebie, więc nie spotkaliśmy się wcześniej, po tej przerwie. Co prawda nie był on jakoś bardzo blisko ze zmarłym, ale przecież ten nie raz uratował mu życie. Dlatego… Wydaje mi się, że on właśnie dlatego nie przyszedł. Czyżby bał się spotkania ze mną? Bał się, że się od nich odwróciłam? Tak… sądząc po jego zachowaniu, to zapewne tak. Cóż… Ja również, trochę obawiałam się tego spotkania. Kiedy położyłam mu rękę na głowie… wszystko potoczyło się bardzo szybko. Cóż… A było to tak…
--- retrospekcja ---
-Naprawdę cie przepraszam… Revis.
Chłopak spojrzał na mnie, a raczej mężczyzna i… po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.
-Aya… - głos mu się załamał – Ja… uhh…
Revis gwałtownie mnie przytulił. Jednak przez to, że on siedział, a ja stałam, ten mógł mnie objąć dopiero w pasie. Pogłaskałam go delikatnie po głowie, a ten jeszcze bardziej się we mnie wcisnął i zaczął szlochać. Rzuciłam pobieżne spojrzenie na pokój. Oprócz nas była w nim tylko Mia. Nawet nie zauważyłam jak ten barman co nas tu przyprowadził, wyszedł. Zapewne miało to miejsce już na początku. To bardzo dobrze… Nie powinien tego słyszeć. Mia stała zdezorientowana, ale nic nie mówiła, a Revis… wciąż nie mógł się uspokoić. Udało mu się to dopiero po jakichś 15 minutach. Odsunął się ode mnie ze spuszczoną głową i zaczerwienioną twarzą. Zaczerwienioną zapewne ze wstydu. Uśmiechnęłam się ciepło i kucnęłam przed nim.
-Revis… wyrosłeś, wymężniałeś… Naprawdę się zmieniłeś, ale… twój stosunek do mojej osoby, nie zmienił się ani odrobinę.
Po tych słowach chłopak podniósł gwałtownie głowę i zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Chciał coś powiedzieć, otworzył usta, ale szybko je zamknął i obrócił głowę schylając ją lekko, ale nie na tyle bym nie widziała jego twarzy. Przyjrzałam się mu uważniej. Niegdyś krótkie (jak na niego) bardzo jasne, blond włosy, wpadające w dziwny niebieskawy odcień, były tym razem spięte w wysokiego kuca i sięgały do tyłka. Kilka kosmyków wydostało się. Grzywka zasłaniała prawą stroną twarzy.  Po lewej stronie głowy miał zaplecionego długiego warkocza z wpiętymi w niego paroma złotymi koralikami. Cóż… Zawsze ciężko było określić jego kolor włosów. Niby były blond, jednak tak jasne, że przy odpowiednim świetle wydawały się wręcz białe. A raczej białe z dziwnym przebłyskiem błękitu i fioletu.. Tak jak teraz. Nie rozumiałam dlaczego tak jest, ale przez to przynajmniej był oryginalny. W fiołkowych oczach kłębiło się mnóstwo uczuć. Przyłożyłam mu do czoła dwa palce i lekko puknęłam. Ten popatrzył na mnie zdezorientowany, jednak natychmiast posmutniał i spuścił głowę jeszcze bardziej.
-Gomene… Nie powinienem był… ja…
-Nic się nie stało. Każdy czasem potrzebuje się wypłakać. Zarówno ty Revis, jak i ktoś inny. Nawet ja.
-Ty? – Revis był zaskoczony – Ale…
-Ja wcale nie jestem taka silna. – uśmiechnęłam się ciepło – Wiesz… Na mnie już pora niestety. – na to stwierdzenie blondyn zmarkotniał – Jednakże, co powiesz na to, żebyś wziął sobie jakiś tydzień wolnego?
-Co? Ale…
-Jestem pewna, że nie pożałujesz. A oni tutaj poradzą sobie jakoś bez ciebie przez ten tydzień. – ostatnie zdanie dodałam widząc, że Revis zmartwił się lekko i chciał coś powiedzieć. Jak widać skutecznie mu to uniemożliwiłam, bo patrzył na mnie z mieszaniną ulgi, zaskoczenia, wdzięczności i jeszcze wielu innych uczuć. – Więc jak będzie? Zrobisz sobie małą wycieczkę?
-Pewnie!
Na jego twarzy ponownie zawitał ten dziwny uśmiech, który niegdyś często widywałam. Wstał, a ja zaraz za nim. Uderzyłam go jeszcze pocieszająco w plecy, ale najwyraźniej trochę za mocno, bo prawie się przewrócił i zaczął kaszleć. Jednak wciąż się uśmiechał. Wtedy dotarło do mnie, że… On był ode mnie wyższy! I to sporo! Popatrzyłam na Mię i postanowiłam w końcu ją przedstawić.
-Revis… Pozwól, że przedstawię ci moja uczennicę. Oto Mia. – zielonooka uśmiechnęła się i kiwnęła głową – Mia, to Revis. Mój przyjaciel.
-Miło mi panienko! – Tak… wrócił Revis, którego znałam – Ale Aya…
-Hmm?
-Mówisz, że ona ma na imię Mia? Czyli tak jak…
-Owszem. Jak Hagane.
-Serio?! – wtrąciła się Mia – Riddle-san naprawdę ma tak na imię?! To czemu nie nazywacie jej tak?!
-Ahh… Nie mówiłam ci? – podrapałam się nerwowo o głowie
-No nie…
-Cóż… Hagane nie lubi swojego imienia.
-Nie lubi to mało powiedziane. Ona nie cierpi kiedy tak się do niej ktoś zwraca! Cóż… Aya-tan* nie przepada za jej nazwiskiem, więc nazywa ją Hagane. To od jej magii. – Revis wykazał się znajomością naszej grupki. - Ale tylko kilka innych osób tak do niej mówi. – na koniec wypowiedzi przekrzywił głowę lekko w bok.
-Rozumiem, ale… sensei…
-Tak?
-Cieszę się, że w końcu poznałam kogoś z twoich przyjaciół! – to mówiąc Mia wręcz promieniowała
-Wow… Ona cię normalnie uwielbia.
-Ta… Na to wychodzi. No nic! Zbieramy się! Revis, załatw co masz załatwić, bo się spóźnimy!
-Hai~!
Blondyn odprowadził nas do drzwi, a następnie ruszył ustalić parę rzeczy. Natomiast ja z Mią, skierowałyśmy się ku głównej sali w tym barze. Wyszłyśmy na zewnątrz lokalu i czekałyśmy. Po kilku minutach zjawił się Revis z torbą na ramieniu i długim, wąskim czymś w ręce, owiniętym materiałem. Następnie przekazał mi to coś z dziwnym błyskiem w oku. Ja wiedząc co otrzymałam, z błogim uśmiechem chwyciłam podłużny przedmiot, zdając sobie sprawę z jego ciężaru i ruszyłam w stronę miejsca spotkania. Wiedziałam, że jesteśmy spóźnieni, ale… o dziwo i tak przyszliśmy pierwsi. Cóż… po drodze zahaczyłam jeszcze o jeden stragan, kiedy Mia rozmawiała z Revis’em. Nie chciałam by widziała, że dokonuję tego zakupu. I udało mi się to. Oczywiście nie zapomnieliśmy też o bułeczkach, które Mia musiała koniecznie kupić
--- teraźniejszość ---
I tak to właśnie było. Wszystko tak naprawdę trwało ledwo 20, może 30 minut. Kin i dziewczyny przyszły chwilę po nas, więc mogliśmy ruszać. Oczywiście każdy był niezwykle zdziwiony obecnością nowej osoby, a tym bardziej… zachowaniem. Jak to pierwsze dało się jeszcze jakoś zignorować, tak to drugie, zdecydowanie nie.
Otóż Revis uczepił się mojego ramienia, a to, że był ode mnie sporo wyższy wcale nie polepszało sytuacji. Na dodatek głowę schylił tak, żeby była mniej, więcej na poziomie mojej i szczerzył się jak idiota. I tak zapewne miało być do końca podróży. Oczywiście jak tylko, na miejscu spotkania pojawił się Kin i Revis go zobaczył, pomachał mu wołając „Ohayo, Kin-chan!” przerażająco debilnym i dziecinnym głosem. Ten mu odpowiedział, ale minę miał dziwną. Nie tylko on…
Starając się więc jakoś przetrwać kolejne chwile, powtarzałam sobie w myślach, że w końcu sama mu to zaproponowałam… i może przeżyję. Westchnęłam cierpiętniczo. Już któryś raz z kolei. Chyba coś koło 30-ego. A nawet nie dotarliśmy z powrotem do Magnolii. To mało powiedziane… My nie byliśmy nawet w POŁOWIE DROGI do portu! A Revis… jak się uczepił, tak się nie puścił. Spojrzałam na niego i dopiero wtedy się zorientowałam, że białowłosy/blondyn… usnął. A ja widząc to, nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Cóż… może i pora była wczesna, bo nawet 17 nie było, ale po wszystkich „wrażeniach” dzisiejszego dnia, nie ma co się biedakowi dziwić. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak pozwolić mu sobie trochę pospać. Nawet nie zauważyłam kiedy położyłam mu dłoń na głowie i zaczekał delikatnie gładzić te niezwykle jasne włosy. Cóż… Przez te kilka lat, ten chłopak wyrósł, zmężniał. Ogólnie bardzo się zmienił. Zapamiętałam go jako piętnastolatka, który jednak wyglądał na najwyżej 13 lat. A teraz dobijał do 24! Był osobą, która wiele przeszła, zresztą jak my wszyscy, ale… była jedna rzecz, która odcisnęła się na nim bardziej niż inne – jego rodzice chcieli go zabić. I choć po jego pojawieniu się u nas, kto inny się nim opiekował, to właśnie we mnie znalazł oparcie. Do tej pory nie wiem czemu. Wtedy… nie byłam osobą, która szukała przyjaciół i okazywała uczucia. A raczej nigdy nie byłam. No… prawie nigdy. Ale to właśnie na mnie Revis się otworzył. Przypuszczałam, że to dlatego, iż jako jedyna nie użalałam, czy litowałam się nad nim. Mówiłam wprost. ONI wypominali mi to… mówili, że z nim trzeba delikatnie postępować, ale… Revis tego nie chciał. Wolał jak traktowano go normalnie. I to był chyba powód, dlaczego był tak we mnie zapatrzony. A dokładniej ujmując jeden z wielu powodów, z tym, że tylko ten był mi znany. Westchnęłam i usłyszałam ciche chrząknięcie zza siebie. Nie przejęłam się tym. Jednak odezwałam się, wciąż patrząc na Revisa.
-O co chodzi, Hagane?
-Skąd wiedziałaś, że to ja?
-Mia by tego nie zrobiła, tylko siedziałaby cicho. A raczej od razu by się schowała, udając tymczasowo, że nic nie widziała. Spytałaby mnie o to dopiero później, jak byśmy były same. Choć nawiasem mówiąc, nie robię przecież nic złego. Lena podobnie by zrobiła, co najwyżej poszłaby sobie i udała, że właśnie przychodzi, a nawet w ogóle jej nie było. No… albo coś w tym stylu. No chyba, że byłaby to ważna sprawa. Kin zaczął by się chichrać i rzucać jakieś teksty. Pozostałaś więc ty. – dopiero teraz spojrzałam na nią – Więc? Co chciałaś?
-Chciałam spytać czy ta podróż… ma jakiś związek z listem, który ci dałam niedługo po moim pojawieniu się?
-Owszem, ma. Wiesz co było w liście? – to było pytanie retoryczne, ale ona i tak pokręciła przecząco głową – Chodzi o coś co kiedyś uległo zniszczeniu. – Chwyciłam owinięty w materiał przedmiot, który dał mi Revis i uniosłam go do góry, tak by Riddle mogła się mu przyjrzeć. – Mam tu na myśli to. Domyślasz się co to jest, prawda?
Blondynka zmarszczyła śmiesznie brwi, ale już po chwili jej twarz wyrażała zdziwienie. Uśmiechnęła się wesoło i zachichotała.
-Twoja broń, co nie? – kiwnęłam głową – Wiesz… zastanawiałam się o co może chodzić, bo… to Lau chciał żebym przekazała ci tę wiadomość, kiedy cię spotkam. Nie sądziłam jednak, że list był autorstwa… JEGO. – tu spojrzała w stronę wciąż śpiącego fioletowookiego - Ale on chyba nie kazał ci przyjeżdżać osobiście.
-Nie… Kto jak kto, ale on nigdy by mnie o to nie poprosił po tym co zrobiłam. A przynajmniej do teraz, kiedy wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Nawaliłam, ale wychodzi na to, że chyba mi wybaczył.
-Aya…
-Ale to chyba normalne u mnie. Zawsze wszystko pieprzę, krzywdzę ludzi, którzy chcą dla mnie dobrze, nie potrafię ich ochronić. Ehh…
-Jeszcze raz tak powiesz, a nogi ci z tyłka powyrywam, cholero jedna!
Hagane wrzasnęła mi tuż nad uchem. Zrobiła to tak nagle, że aż podskoczyłam i przycisnęłam do siebie jedną ręką Revisa, drugą kładąc w miejscu serca. Spojrzała na nią przerażona i zdezorientowana. Riddle naprawdę rzadko podnosiła głos. A w każdym bądź razie nie w poważnym gniewie. Jeśli już krzyczała to zazwyczaj, tylko żartach, wygłupach czy mało ważnych sprzeczkach. Patrząc pod tym kątem to robiła to bardzo często, ale nie w takich sytuacjach. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, ale ona wciąż patrzyła na mnie zła. Brwi miała ściągnięte, nos lekko zmarszczony, a usta zaciśnięte w wąską linię.
-Przepraszam… Ehh… Ja to wam sprawiam normalnie masę kłopotów… - westchnęłam niby cierpiętniczo, niby w żartach, a na moich ustach gościł smutny uśmiech
-Aya! Ja mówię poważnie! Nie sprawiasz nam żadnych kłopotów…! Chociaż nie… sprawiasz… Przez to, że ciągle się obwiniasz! Nawet teraz! Ciągle wszystko bierzesz na siebie, na swoje barki. Obwiniasz się o to co miało miejsce i nie pozwalasz sobie na szczęście, ani na jakieś bliższe relacje z innymi ludźmi. Wyjątkiem jest ta mała, którą przygarnęłaś. Ale to zupełnie inna sprawa! Dopuść wreszcie do siebie ludzi i nie odcinaj się od przeszłości i od NAS! Przestań się bać zaufać i polegać na kimś! Przestań odsuwać się i odtrącać od siebie ludzi tylko dlatego, że boisz się ponownie kogoś stracić! 
Blondynka znowu podniosła głos, a ja patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami. Twarz miała zaczerwienioną i lekko dyszała. Dopiero wtedy dotarło do mnie co chciała mi powiedzieć. Choć powinnam raczej powiedzieć, że dotarło do mnie znacznie więcej.
-Prze… - Chciałam przeprosić, ale zmieniłam zdanie. Uśmiechnęłam się pod nosem w dosyć dziwny sposób i spuściłam lekko głowę. – Arigatou Hagane, honto ni arigatou.* - wzięłam głębszy oddech i tym razem rzuciłam jej figlarne spojrzenie – Ale i tak przepraszam! – widząc jak wyskakują jej żyłki na czole, wystawiłam jej język.
-Zdecydowanie za dużo razy przepraszasz.
Aż podskoczyłyśmy słysząc głos Revisa. Puściłam go i razem z Hagane zabijałyśmy go wzrokiem. Przypominam, że wciąż siedziałam obok niego. Ten zaśmiał się serdecznie i przymknął oczy. Ujmując dokładnie leżał na ziemi, podpierając się na zgiętych łokciach, a na dłoniach oparł brodę. Już pominę to, że nie mam bladego pojęcia, jakim cudem on tak szybko zmienił pozycję. W końcu dopiero co siedział obok, wtulony w moje ramię. A teraz… leżał obok z dziwną minę. Zaśmiał się ponownie, wymachując wesoło nogami i zamiast wiać jak najdalej, objął mnie rękami w pasie, głowę opierając na moim udzie. Wtulił się we mnie tak, że nie widziałam większości jego twarzy. Resztę przysłaniały rozmierzwione włosy. Westchnęłam cierpiętniczo na taką reakcję i niby załamałam ręce. Riddle mrucząc pod nosem „z kim ja się zadaję” odeszła, a ja zauważyłam lekki uśmiech na jej twarzy. Wszyscy jednak wiedzieliśmy, że tak naprawdę to było nam potrzebne. Cała ta sytuacja naprawdę wiele wniosła.

Kilka słów wyjaśnienia:
Aya-tan* - znaczy tyle Aya-san. A przynajmniej ma bardzo podobne znaczenie. No może jest trochę bardziej… hm… pieszczotliwe.
Arigaotu Hagane, honto ni arigatou* - oznacza „Dziękuję ci Hagane, naprawdę dziękuję.” 

***


Dzisiaj jakoś nie mam siły na zapowidź kolejnego rozdziału. Czuję się okropnie i mam ochotę przeleżeć cały dzień w łóżku (złudne nadzieje). No nic! Mam ogromną nadzieję, że tym razem pojawi się więcej komentarzy... a rodział się spodoba. Zapraszam też do zaglądnięcia do linków. Są tam nie tylko blogi o tym temacie (FT). Do tego zakłada "Sondy i Funtesty" również jest warta uwagi. Zawarte w sondach wasze opinie mogą mi pomóc ustalić wiele faktów. 

Ah! Po prawej stronie pojawiła się nowa "ramka" o jakże inteligentnym tytule: "Info". Jak nie trudno się domyślić będę tam informować o pewnych rzeczach. Takich jak data publikacji notki, ewentualne opóźnienie itd. To tyle! Do zobaczenia następnym razem!