piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 13


Hej! Najmocniej was przepraszam, że notka nie pojawiła się w terminie. Bardzo nie lubię nie dotrzymywać słowa, a w tym przypadku terminu. Pozwólcie więc, że się usprawiedliwię w kilku słowach. Przez ten czas byłam w szpitalu i niestety nie miałam w ogóle dostępu do komputera. O Internecie nie wspomnę. Jedynym moim źródłem z resztą świata była w sumie komórka, ale jakby nie patrzeć… net na komórce działa znacznie wolniej niż normalny. A do notki, którą miałam napisaną na KOMPUTERZE, już kompletnie nie byłam w stanie się dostać. Mam nadzieję, że zrozumiecie i wciąż będziecie śledzić historię, którą piszę.
A teraz dedyk:
·        Shiru – w ramach „wynagrodzenia” i „zadośćuczynienia”, bo widzę że bardzo chciałaś przeczytać ciąg dalszy i nie mogłaś się go doczekać. *smile*
I to by było na tyle, jeśli o dedykacjach mowa. A przynajmniej tym razem. Chciałam też powiedzieć, ze trochę zdziwiła mnie (ZNOWU) ilość komentarzy, która była… nieproporcjonalnie mała w porównaniu z rozdziałem 12. No, ale cóż… mam nadzieję, że ilość komci jednak wciąż będzie przybywać. I przypominam, że jak pojawi się conajmiej 10 to rozdział pojawi się szybciej! Tehe!

---== Aya ==---


Do pokoju gdzie leżał Neah dotarłam dosyć szybko. I szczerze mówiąc nie miałam zbytniej ochoty tam wchodzić. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Drzwi się uchyliły i ujrzałam śpiącego Neah. Uśmiechnęłam się z ulgą i widząc, że nikogo nie ma w pomieszczeniu usiadłam na krześle przy łóżku. Tradycyjnie wyciągnęłam książkę i zaczęłam czytać. Nawet nie zauważyłam jak zrobiło się już baaaardzo późno. Neah poruszył się niespokojnie. Zastanawiało mnie, co on właściwie robił w pobliżu? Albo może nie tyle w pobliżu, tylko go tu siłą zaciągniętą? Obiecałam jednak Kin’owi, że nie będę zadręczać pytaniami tego ciemnowłosego idioty. A skoro już o nim mowa… Dopiero teraz bardziej się mu przyjrzałam. Niewiele się zmienił. Czarne jak smoła, lekko falowane włosy, sporo urosły. Teraz sięgały mu lekko za szyję. Jego włosy były zdecydowanie krótsze niż te Kin’a jednak na tyle długie by Neah spiął je w małego, kucyka. Wyglądało to tak jakby zrobił to na „odczep się”, byleby mu nie leciały na twarz. Oprócz tego przydługa grzywka, która zazwyczaj zasłaniała mu sporą część twarzy. Tym razem jednak opadała na boki ukazując twarz o zaostrzonym rysach i leciutko opaloną cerę. Musiałam przyznać, że był niezwykle przystojny. A tym bardziej gdy spał. Zresztą… Już dawno o tym wiedziałam i co tu dużo mówić… Przyznaję… byliśmy razem i to dosyć długo. Ale to już przeszłość. Chyba… On najwyraźniej tak nie uważa. Niestety… Albo po prostu gra. Ta druga opcja jest bardzo w jego stylu, więc nie zdziwiłabym się gdyby tak właśnie było. Nie jestem jednak pewna czy udałoby mi się nie ulec jego piwnym oczom. A może złotym? Ciężko stwierdzić. Jego oczy były po prostu niesamowite i zawsze przyciągały. A on doskonale o tym wiedział i korzystał z tego.
Ubranie, które miał na sobie nie nadawało się już do użytku. Starałam się wzrokiem znaleźć jego naszyjnik, jednak na próżno. Wiedziałam, że za żadne skarby świata by go nie ściągnął i pilnował jak oka w głowie. Musiał, więc spaść podczas walki, albo zostać mu zabrany. Druga opcja była bardziej prawdopodobna.
Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam jak te niesamowite oczy wpatrują się we mnie z uwagą. Dopiero głos Neah przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Aya...
-O! Obudziłeś się.
-Tak. Emm… Miałbym do ciebie prośbę.
-O co chodzi?
-Znasz może kogoś, kto byłby w stanie zdjąć pieczęć?
-Co? Pieczęć? Hmm… Myślę, że tak, ale o co chodzi?
Brunet nie odpowiedział, tylko podniósł się do siadu i wyciągnął coś z paska. Jakąś małą karteczkę. Rozwinął ją i podał mi. Przyjrzałam się uważniej kawałkowi pergaminu. Widniała na nim dosyć skomplikowana pieczęć. Znałam się na pieczęciach, ale nie umiałam ich zdejmować. Po prostu miałam na ich temat rozległą widzę i z tego co pamiętałam… ta należała do tych trudniejszych.
Uśmiechnęłam się łagodnie do bruneta i wstałam z krzesła. A przynajmniej miałam taki zamiar. Zostało mi to jednak uniemożliwione przez tego idiotę. A mianowicie Neah chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, a następnie pocałował. Byłam na tyle zdziwiona, że nawet nie zareagowałam. W końcu oderwał się swoje usta od moich i odsunął mnie lekko od siebie, uśmiechając się wesoło. Miałam ochotę go zdzielić, ale uznałam, że i tak jest już w nienajlepszym stanie i po prostu wyszłam z pokoju. Na dole było dosyć sporo osób, ale z moimi umiejętnościami nie sprawiło mi to problemów. Niezauważona przeszłam przez nikogo, budynek gildii i ruszyłam do swojego domu. Nie dane mi było tam jednak dotrzeć, bo mój wzrok zatrzymał się na niesamowitym widoku. Całkowicie zapomniałam, że mimo dość niskiej temperatury jak na ten okres, to w końcu była już wiosna, a drzewa… kwitną wspaniale. Z zafascynowanie patrzyłam na ten widok. Lekki wiatr muskał mi policzki i rozwiewał włosy. Kwiaty Sakury i Śliwy mieniły się niezwykłym blaskiem. Wyglądały jak małe kolorowe dusze, śpiewające i kołyszące się w rytm wiatru. Stałam tak i patrzyłam na to jak zahipnotyzowana. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęło zmierzchać. Teraz i niebo przybrało niesamowity kolor.
Otrząsnęłam się z tego dziwnego stanu odrętwienia i ponownie skierowałam się w stronę mojego mieszkania. No... A raczej mojego, Mii, Kin'a i zapewne już niedługo również Neah. Tak… kolejny darmozjad się pojawił i będzie na mnie żerować. A ja? A ja się zapewne dam nabrać na te jego piękne oczy. No, ale cóż poradzić? Otóż nic. Zignorowałam więc to co miało nastąpić i ruszyłam na poszukiwania Levi. Nie było to trudne, bo wiedziałam, że jeśli jest w Magnolii, to znajdę ją tam gdzie Gajeel’a. Nie myliłam się. Kilka metrów przed budynkiem mieszkalnym, w którym wynajmuję mieszkanie, spacerowała wyżej wymieniona dwójka. Nie chciałam im przeszkadzać, ale trochę mi się spieszyło. Nie miałam zamiaru zajmować się tą pieczęcią dłużej niż to konieczne. Podeszłam do nich powoli i chwyciłam Levi za ramię. Ta zareagowała dosyć gwałtownie, czyli piskiem, a Gajeel… przyłożył mi do gardła dłoń zmienioną w miecz. Westchnęłam i odsunęłam od siebie stal lekko zdziwione smoka. Kiedy dotarła do nich cała sytuacja, na policzkach obojga pojawiły się rumieńce. Udałam, że tego nie widziałam i zwróciłam się do dziewczyny.
-Mam pewien problem związany z pieczęciami. Słyszałam, że znasz się na tym.
-No… tak. Rozumiem, że mam na to spojrzeć…
-Hai…
Wyciągnęłam kawałek pergaminu, który dał mi Neah i pokazałam magiczce. Ta zmarszczyła brwi, a po chwili jej oczy wyglądały jak dwa duże spodki. Spojrzałam na mnie zszokowana.
-Aya-san… Ta pieczęć…
-Potrzebuję abyś ją zdjęła.
-Ahh… Rozumiem, tylko że…
-Tylko że co?
-Emm… To dosyć… skomplikowana pieczęć i… no…
-Jeśli zajmie ci to dużo czasu to zaczekam... nie wiem... Tydzień? Chyba, że trzeba dłużej.
-Nie! Tydzień wystarczy, tylko… Zdajesz sobie sprawę, że ta pieczęć…
-Tak Levi… Mam dosyć sporą wiedzę na ten temat. – nie dokończyłam  bo przerwał mi Gajeel
-Nie tylko na ten temat. – prychnął
Zignorowałam to jednak i kontynuowałam.
-Nie zmienia to jednak faktu, że nie potrafię ich zdjąć.
-Rozumiem…
-Mogę na ciebie liczyć?
-Tak! Postaram się jak tylko mogę!
-Cieszę się. – uśmiechnęłam się wesoło i położyłam jej rękę na głowie – powodzenia
-Hę? Ależ nie ma potrzeby! Poradzę z tym sobie i bez dawki szczęścia!
-Ja nie o tym mówiłam. – mrugnęłam w jej kierunku i rzuciłam złośliwe spojrzenie w stronę zabójcy smoków, a następnie odwróciłam się i ruszyłam do siebie. Tam ze złośliwym uśmiechem przywitałam się z Mią i wzięłam krótką kąpiel. Jednak przed opuszczeniem łazienki spięłam sobie włosy, żeby nie doznać od strony mojej małej podopiecznej kolejnego napadu. Zarzuciłam jeszcze na siebie piżamkę, w postaci krótki spodenek i podkoszulkach na ramiączkach, a na to czarny szlafrok. Opuściłam więc to pomieszczenie i ruszyłam do Mii, gdzie usidłam obok niej na łóżku.
-No to teraz powiedz jak ci idzie nauka, bo ostatnio raczej mało rozmawiamy.
Ta zdziwiła się lekko, ale odpowiedziała.
-Oj tam! Nie przejmuj się! Doskonale rozumiem, że miałaś jakąś tam przeszłość, o której nie lubisz wspominać, a ta jak na złość wraca do ciebie.
-Heh… Jak na swój wiek, jesteś nad wyraz inteligentna i spostrzegawcza.
-Teraz się zorientowałaś?! – Mia udała oburzenie
-No nie, ale teraz mnie w tym upewniłaś jeszcze bardziej.
-A no chyba, że tak! – zielonooka wyszczerzyła się wesoło i zaczęła opowiadać – A więc!
-Zdania nie zaczyna się od „więc”.
-Sza! Mniejsza o to teraz!
-No już, już… opowiadaj.
-A WIĘC! – podkreśliła początek swojej wypowiedzi – Juvia jest naprawdę fajna! I Silna! I zakochana w Grey’u. Z wzajemnością zresztą…
-Oh… Też to zauważyłaś, co?
-Yhym… No i trzeba coś z tym zrobić, bo im samym jakoś to opornie idzie.
-Tak, tak… Ale ja nie mam zamiaru bawić się w swatkę. A przynajmniej nie teraz. Zrseztą… Schodźmy z tematu! Opowiadaj dalej…
-Hai, hai…
No i Mia kontynuowała swoją opowieść. Nawet się nie zorientowałyśmy, kiedy minęła północ. Jednak Mia dalej mówiła. Nie przerywałam jej i z radością patrzyłam na jej rozradowaną twarz. W końcu jednak zaczęła ziewać, więc pogoniłam ją do spania, patrząc ponownie na zegarek. Dochodziła 3 nad ranem! Westchnęłam i sama poszłam położyć się spać.

Rano obudziło mnie szturchanie w ramię. Przed sobą ujrzałam Kin’a z patelnią pełną pysznie pachnącej jajecznicy! Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Potem zobaczyłam jeszcze grzanki na talerzu, na stole, a obok herbatę. Uśmiechnęłam się lekko i szybko zjadłam przygotowane mi śniadanie. Ruszyłam do łazienki uprzednio ostrzegając Kin’a, że jeśli tylko zbliży się do drzwi to gorzko tego pożałuje. Zrobiłam sobie krótki prysznic i ubrałam mój tradycyjny strój – krótkie czarne i obcisłe shorty, podkoszulek tego samego koloru i fasonu, a do tego wysokie buty. Wyszłam z pomieszczenia i kierując się w stronę pokoju Mii założyłam na siebie płaszcz. Otworzyłam drzwi i prawie padłam ze śmiechu. Moja podopieczna leżała na łóżku, na wznak. Nogi zwisały jej i dotykały podłogi. Pościel była poskręcana i pozwijana na wszelkie możliwe sposoby. Prawa ręka wysunięta w bok, położona była na czarnej kotce, która również spała. Na szczęście normalnie.
Pokręciłam głową w geście dezaprobaty i ponownie ruszyłam do łazienki, tym razem jednak po wiadro wody. Z iście diabelskim uśmiechem wróciłam do pokoju Mii i wylałam zawartość wiaderka na tą dwójkę. Mia zerwała się z piskiem a Yoru zaczęła prychać i kichać. Zaśmiałam się.
-Pobudka śpiochy!
-Cholerny gówniarz… - tak… tylko Yoru jest w stanie mnie „obrażać” bez martwienia się o konsekwencje
-Sensei! Nie dało się delikatniej?!
-Dało, ale przecież ty jesteś „wodnym smokiem”. To dla ciebie żaden problem, czyż nie? – powiedziałam ze śmiechem
-Jesteś okrutna sensei…
-Wiem! Zbierajcie się! Zabieram was na wycieczkę!
-Hę?! Wycieczkę?!
Cała trójka wydała z siebie okrzyk zdziwienia, a ja skrzywiłam się lekko. Niestety jeszcze nie przywykłam. Pogoniłam więc dopytujących się magów i nie pisnęłam ani słówkiem. Skierowałam swoje kroki w stronę gildii uśmiechając się wesoło. A dwójka bliskich mi osób szła za mną z dziwnymi minami co chwilę dopytując mnie o tą niespodziankę. Ale ja milczałam jak grób! Najlepsze jednak było kiedy przekroczyliśmy próg gildii. Zaległa głęboka cisza, Mira wypuściła z rąk szklankę, która się rozbiła. Wszyscy wgapiali się w nas jak jacyś idioci. No cóż… Nie często widuje się mnie tak wesołą, a tamtą dwójkę wręcz odwrotnie. Miałam wyśmienity humor! Mia pojękiwała jaka to ja jestem wredna, latając mi pod nogami i szarpiąc za płaszcz. Kin natomiast z niepewną i lekko przestraszoną miną dopytywał się czy przypadkiem nie wpadłam na jakiś szalony pomysł, przez który on znowu będzie cierpieć. Obdarowałam go tylko ciepłym uśmiechem, na który ten pobladł jeszcze bardziej, najwyraźniej odczytując go jako złowrogi omen. Nic na to nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, po czym podeszłam do Mistrza i ustaliłam z nim kilka faktów. Rozmawialiśmy jednak na tyle cicho, by nikt inny nie był w stanie nas usłyszeć. Po skończonej konwersacji odeszłam od Makarova z jeszcze większym bananem na twarzy. Nie czekając aż w budynku ponownie wybuchnie chaos, spowodowany zapewne głównie pytaniami o mój humor i zachowanie, wyszłam ciągnąc za sobą Kin’a i Mię. Nucąc sobie pod nosem dotarliśmy do portu, a ta dwójka która mi towarzyszyła… patrzyła na mnie z przerażeniem.
-No co się tak patrzycie?
-Aya… Ty… nucisz!
-No i?
-Przecież ty NIGDY nie nucisz! Nie publicznie! Ja wiem, że masz świetny głos, ale… Ten twój wspaniały humor i nucenie jest nienormalne!
-Muszę się z nim zgodzić sensei… - Mia potaknęła przerażona, a ja… zaśmiałam się
-Hai, hai… A teraz chodźmy, bo się spóźnimy!
-Co? Gdzie?! Oi! Aya!
Nie czekając na nich ruszyłam w stronę jednej z łodzi. Przywitałam się wesoło z niskim staruszkiem, którego broda sięgała brzucha. Na pokładzie zobaczyłem lekko zszokowaną Lenę i uśmiechniętą Hagane. Pomachałam ponaglająco w stronę dwójki zdezorientowanych magów i wsiadłam na jacht. W końcu jednak i oni znaleźli się na pokładzie i mogliśmy ruszać. Staruszek odcumował i popłynęliśmy. Po drodze każdy miał coś o roboty i zupełnie zapomnieliśmy o moim dziwnym zachowaniu. Tak, jakbym zawsze taka była.
Podczas tej podróży nie mogliśmy przestać podziwiać widoków. A przynajmniej ja nie mogłam. Morze… połyskiwało wesoło w słońcu. Szum fal i zapach słonej bryzy. Wychyliłam się bardziej za burtę, a ciepłe promienie padły mi na twarz. Nie było mi jednak gorący. A wszystko dzięki zbawiennemu działaniu wiatru. Nie miałam teraz wiele do roboty. Taki był plan – oderwać się od świata choć na chwilę. I udało się. Czułam się wolna i taka jakby odciążona… pozbawiona wszelkich zmartwień. Heh… Dawno nie pozwoliłam sobie na taką chwilę „odlotu”. I to nawet bardzo dawno… Tak… Ostatni raz to był‼ wtedy, gdy spotkałam JEGO… gdy okazało się, że przeżył… Westchnęłam…
Oparłam się rękami o burtę o lekko się odepchnęłam. W tym właśnie momencie coś śmignęło mi przed twarzą. Jakby spadało z nieba… dokładnie przez miejsce, w którym przed chwilą znajdowała się moja głowa. Usłyszałam głośny plusk. Rozszerzyłam szeroko oczy i spojrzałam do góry, w miejsce skąd to COŚ przyleciało. Ujrzałam zawieszoną w powietrzu postać, odzianą w ciemny płaszcz. Nie wiedziałam dlaczego, jednak jego magia była podobna do magii osoby, którą znałam. Tajemniczy osobnik wystawił przed siebie dłoń i już miał ponownie zaatakować, kiedy wokół niego oplotły się strumienie wody związując go. Następnie napastnik został ściągnięty na pokład, a obok mnie pojawiła się Mia. Reszta moich towarzyszy wyskoczyła już po chwili ściągnięta hałasem. Podeszłam do nieznajomego i ściągnęłam mu kaptur. Aż zachłysnęłam się powietrzem… Kin, Lena i Riddle pobledli. Jedynie Mia była „nieświadoma”. Prychnęłam…
-Powiedz… Jesteś… spokrewniony z Orionem?
-Tch! Spokrewniony! Też coś! Jestem jego młodszym bratem! Rozumiesz?! Młodszym! A wyglądam jakby był od niego dwa razy starszy! To wszystko wasza wina! Nie… To wszystko… TWOJA wina!
Zmarszczyłam brwi. Nie podobała mi się cała ta sytuacja. I to bardzo…
-Chłopcze… Jak masz na imię? – odezwał się Kin
-Han! Zapamiętajcie to imię, abyście wiedzieli kto was do grobu posłał… - powiedział mężczyzna

---== Mia ==---
Jadłam sobie spokojnie, kiedy nagle wyczułam czyjąś gwałtowną energię obok sensei. Następnie usłyszałam plusk wody. Szybko pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam jakiegoś dziwnego, tajemniczego osobnika, która zamierza zaatakować Aye-sensei. Szybko udało mi się go złapać i ściągnąć na pokład. Sensei zdjęła mu kaptur i zrobiła bardzo dziwną minę. Przyjrzałam się mu… Białe włosy średniej długości, z grzywką opadającą na zielone oczy. Blada cera i wkurzony wyraz twarzy. Wyglądał na dwadzieścia parę lat. No… może trochę więcej. Sensei spytała go czy jest spokrewniony z jakimś Or… Orionem chyba. Ten prychnął i powiedział, że jest jego młodszym bratem. Dodał też, że mimo to wygląda na starszego od niego nawet dwa razy. I jeszcze obrzucił winą Sensei! Noż co za cham! Nikt mu nie kazał o siebie nie dbać! Pewnie często robił wkurzoną minę skoro ma tyle zmarszczek, że wygląda na starszego chodź jest młodszy. Sensei mu kazała? Nie! Wrrr…
-Chłopcze… Jak masz na imię? – usłyszałam gdzieś z tyłu głos tego blond-idioty i mało na zawał nie padłam. Kiedy on się pojawił?! Odwróciłam się do tyłu i ujrzałam również te dwie dziewczyny.
-Han! – odpowiedział dziwak - Zapamiętajcie do imię, abyście wiedzieli kto was do grobu posłał… - Czy on… Właśnie groził sensei? Ja mu zaraz pokażę…
-Nie używaj tekstów, które nie są twoje! Myślisz, że jak zaszpanujesz miną i słownictwem to ktoś się ciebie będzie bał?! Phi! Widziałam lepsze rzeczy! Obleh! Do twojej miny to bardziej pasowałoby uśmiech szaleńca… No, ale jak śmiesz zrzucać winę za swoje niedbalstwo na sensei?!
-Mia… wystarczy. W pewnym, malutkim stopniu ma rację. Jednak…Wkurza mnie.
Sensei pstryknęła palcami i cienie oplotły tego idiotę i wciągnęły go w otchłań. Wszędzie gdzie jest cień, tam nie ma ucieczki od magii sensei. Nawet gdyby zostało jej już naprawdę mało… Bo sensei jest niesamowita! Uratowała mnie! I nie tylko tak… fizycznie, choć to też. Kiedy byłam więziona przez tamtych magów… Sensei mnie uratowała. Podobno miała mały zatarg z tymi ludźmi, a kiedy dowiedziała się, że przetrzymują, torturują małą magiczkę, aby wykorzystać jej magię (mowa o mnie) i prowadzić badania, zdenerwowała się i postanowiła zainterweniować. W czasie walki dowiedziała się też, że nie umiem panować nad swoją mocą i postanowiła się mną zająć. Od tamtego czasu… wiele się zmieniłam. Również na duchu. A wszystko dzięki Ayi-sensei. Jednocześnie obserwowałam ją, poznawałam jej zachowanie, obyczaje, przeszłość. Tak spędziliśmy rok. Chyba… Coś koło tego. Ale nawet po tak długim czasie… Tak mało wiem o mojej opiekunce. Jakby na to nie patrzeć, jeszcze do niedawna nie wiedziałam nawet jakie nazwisko otrzymałam po sensei. Hehe… Ale… Ja nigdy nie wypytywałam sensei o nic. Znaczy… Różnie to było. Na początku, byłam tak psychicznie zniszczona, że praktycznie się nie odzywałam. Chodziłam wiecznie przestraszona, smutna. Mimo iż wiedziałam, że przy sensei jestem bezpieczna, że ona mnie obroni, to… Praktycznie non-stop miałam wrażenie, że CI „LUDZIE” cały czas na mnie polują. Polują, obserwują, wiedzą gdzie jestem i… chcą mnie dorwać. Dopiero po jakimś czasie, poczułam się pewniej. W końcu na wszystko trzeba czasu prawda? Zresztą Aya-sama sama mówiła, że aż dziw bierze, że tak szybko udało mi się doprowadzić do względnej „normalności”. Niestety, mój spokój zburzył ten dwukolorowy mężczyzna, który dotarł za mną aż do Magnolii. Był jednym z NICH. Był „łowcą” wysłanym przez te potwory. Jednak kiedy sensei się pojawi, by mnie uratować i co ważniejsze, zapanować nad moją mocą, zdałam sobie sprawę, że… już nie muszę się tak obawiać. Dotarło do mnie, że sensei mnie nie opuści, a ja już nie jestem tą samą osobą co kiedyś. A wszystko dzięki Niej.
Ale wracając do tematu… kiedy już nabrałam większej pewności, zadawałam sensei wiele pytań, na które ta zawsze odpowiadała. Oczywiście jeśli była w stanie. Jednak kiedy padały pytania o jej przeszłość, rodzinę, przyjaciół… Ona zawsze… milkła, ucinała bądź zmieniała temat, czy kazała mi się zająć czymś innym. Dlatego… Postanowiłam już nigdy o to nie pytać. Wiedziałam, że jeśli Aya-sama uzna, że może mi powiedzieć, że chce… wtedy to zrobi. I rzeczywiście. Raz mi powiedziała coś na temat swojej przeszłości, ale było to tylko kilka słów i już nigdy więcej nie wracała do tego tematu. No, a teraz pojawił się ten Kin, Neah (czy jak mu tam) i te dwie dziewczyny. Zapewne jej przyjaciele. Wiedziałam, że od tej pory sensei nie będzie już patrzyć tylko na mnie. Nie zmartwiło mnie to jednak. Czemu? Bo to, że nie zawsze będę jedyną „ciekawostką” w jej życiu było pewne. Wiedziałam, o tym i zdawałam sobie sprawę, że mimo wszystko Ona i tak mnie nigdy nie zostawi. A ten białowłosy mężczyzna, a raczej idiota… Dotarło do mnie, że kiedy zatrzymałyśmy się w najbardziej „znanej”, hałaśliwej i „buntowniczej” gildii, również i my zaczęłyśmy zwracać na siebie uwagę innych gildii, magów, czy po prostu zwykłych osób zainteresowanych potęgą magiczną. W tym tą „zabójców smoków”. Oczywiście ma w tym swój udział to, że wcześniej cały czas podróżowaliśmy, a teraz się osiadłyśmy, ale… przynależność do takiej gildii i posiadanie dużej, potężnej mocy również robią swoje. Na dodatek… Sensei jest osobą tajemniczą i zwracającą na siebie uwagę przez… w sumie to przez wszystko! Nawet przez swoją postawę… przez postawę, ubiór, zachowanie, słownictwo, wiedzę… Wszystko! Ale to jest właśnie niesamowite! Tak naprawdę to nawet ja nie wiem, jak bardzo silna jest Aya-sama. Nie znam jej ograniczeń, ale bardzo bym chciała. Choć pewnie poznanie jej obecnych  ograniczeń na niewiele mi się zda. Czemu? Cóż… Ona zawsze powtarza, że człowiek uczy się przez całe życie. W tym ona sama, więc… Zapewne jej zdolności dalej się rozwijają. Jednak… od kiedy jestem z nią, nigdy nie widziałam jej ćwiczącej. Czasami się zastanawiam, czy jej nie ograniczam. Ale zaraz odganiam te myśli, bo wiem, że za takie „pomysły” Sensei by się obraziła i nazwała mnie głupią. Heh… to kolejna cecha, którą w niej kocham. Aya-sama może się wydawać zimna, obojętna, niedostępna, ale tak naprawdę… Jest czuła i opiekuńcza. Zawsze się o mnie martwi, uczy mnie na każdym kroku praktycznie wszystkiego: zachowania, życia, przetrwania w tym okrutnym świecie, używania magii, pojmowania wiedzy… Wszystkiego! Jest naprawdę niesamowita! Jest mi jak matka, jak bohaterka, jak wzór, jak starsza siostra i jak przyjaciółka w jednym.
-Mia… - podskoczyłam zaskoczona
-Ha…hai?! O co chodzi sensei?
-Za niedługo dobijamy do brzegu. Ten port jest dosyć tłocznym miejscem, więc trzymaj się blisko mnie, zgoda?
Potaknęłam zdezorientowana głową. Nawet się nie skapnęłam, że… że już dopływamy. No i… Tak właściwie… to co to za niespodzianka-wycieczka?! Sensei miała nam powiedzieć! Znaczy… nie powiedzieć, ale… Mieliśmy zostać wkrótce „oświeceni”, ne? Już miałam ją o to zapytać kiedy ten „Kin-blond-idiota” wziął mnie pod pachę i zeskoczył z pokładu. Pisnęłam myśląc, że spadniemy i się rozbijemy (prawie jak samolotem), ale ten debil gładko wylądował na lekko ugiętych nogach i postawił mnie koło czekających na nas sensei, Leny i tej Hagane. Na dodatek uśmiechając się głupio! Wrr… Już go miałam ochrzanić, kiedy ten zniknął gdzieś wśród straganów. Dopiero teraz zwróciłam na nie uwagę. Wszędzie był gwar. Ludzie biegali tam i z powrotem. Sprzedawcy przekrzykiwali się i nawoływali klientów. Zapachy świeżych owoców, mieszały się z rybami, zapachami nowych tkanin, czy farb. Mój wzrok padł na stragan ze świeżymi, ciepłymi bułeczkami. Oczy zaświeciły mi się wesoło. Już miałam się rzucić w tamtą stronę, kiedy w głowie zadźwięczały mi słowa dopiero co wypowiedziane przez sensei „Ten port jest dosyć tłocznym miejscem, więc trzymaj się blisko mnie, zgoda?”. Chwyciłam więc ją za ramię i pociągnęłam w tamtą stronę. Aya-sama krzyknęła jeszcze do pozostałej dwójki, że spotkamy się w tym miejscu za 2 godziny i pozwoliła się prowadzić do stoiska. Tam zakupiła kilka sporych toreb bułeczek, których zawartość znikała w zastraszającym tempie. A sprzedawczyni… Była wniebowzięta! Wykupiłyśmy wszystkie zrobione do tej pory bułeczki i musiała szybko robić nowe. Co ważniejsze jednak… Zarobiła majątek! Zapowiedziałam jej, że za 2 godziny przyjdę raz jeszcze, po bułeczki dla reszty, a ta obiecała, że będą gotowe świeżutkie. Posłałam jej rozradowany uśmiech i razem z sensei ruszyłyśmy dalej. Po jakiejś godzinie trochę się zmęczyłam, więc ruszyłyśmy w jakąś alejkę, do jakiegoś baru, w którym sensei kiedyś była. Podobno niedawno przed tym jak mnie uratowała.
Kiedy byłyśmy na miejscu trochę się zdziwiłam. Z zewnątrz to miejsce nie przyciągało jakoś specjalnie. Powiedziałabym, że wręcz odwrotnie. Drzwi były obdrapane, a szyld zwisał na ukos, trzymając się tylko na jednym gwoździu. Tynk schodził ze ścian. W ogóle nie pasował do tego wesołego „życia” jakie toczyło się zaraz za zakrętem. Aya-sama zdawała się jednak nie zwracać na to uwagi. Przez myśli przeszły mi kolejne jej słowa „Nie należy oceniać książki po okładce. Czasem nawet ta najbardziej zniszczona może mieć wspaniałą zawartość. A czasem po prostu… autor mógł chcieć by była przeznaczona tylko dla wybranych oczu.” Czyli chyba o taką „pseudo iluzję” jej chodziło, ale to miejsce… Automatycznie skrzywiłam się i zamknęłam oczy, oczekując uderzenia dymu papierosowego, kiedy sensei otworzyła drzwi. Jednak to nie miało miejsca. Uchyliłam powieki i zdziwiłam się. Nie! To za mało powiedziane… Byłam zszokowana! Moim oczom ukazał się niesamowity widok. Przyjemny zapach, delikatna muzyka, kolory i oświetlenie łagodne, ale „barowe”. Ogólnie panowała tam bardzo miła atmosfera. Sensei stała w drzwiach i patrzyła na mnie ponaglająco. W końcu wzrok wszystkich „barowych gości” padł na nas. Sensei skrzywiła się lekko, jakby właśnie tego chciała uniknąć. Naciągnęła sobie na głowę kaptur, chwyciłam mnie za rękę i wciągnęła do pomieszczenia. Nie oglądając się na nikogo podeszła do barmana i położyła na stole jakąś kartkę. Tak… kartkę, nie pieniądze. Barman rzucił sensei jakieś dziwne, niepewne spojrzenie. Był dosyć młody. Włosy kolory ciemnego blond, sięgającego za ramiona i związane żeby mu w pracy nie przeszkadzały. Oczy koloru zielonego przesłonione grzywką. Strój typowy, dla jego fachu. Chciałam mu wygarnąć, ale miałam wrażenie, że… nie powinnam się odzywać. A sensei... Miała niezmienny wyraz twarzy. Choć raczej ciężko było to dostrzec spod materiału kaptura. Jednak barman jakby czując na sobie jej spojrzenie, przełknął nerwowo ślinę i skierował się na zaplecze. Po chwili pojawił się ponownie i z niepewną miną kiwnął w naszą stronę. Aya-sama ruszyła w jego stronę, a ja za nią. Znaleźliśmy się w dość wąskim korytarzu, w kolorystyce pasującej do sali „głównej”, gdzie znajdowali się klienci. Stamtąd mężczyzna poprowadził nas do innego pokoju. W środku… Był zupełnie inny styl! Bardziej… taki… egzotyczny? W pomieszczeniu, na samym środku, znajdował się sporych rozmiarów niski stolik, a dokoła niego maty tatami. Na jednej siedział mężczyzna ubrany w lekkie, ciemne kimono. Ale to nie on zwrócił moją uwagę. Ściana po lewej została zastąpione papierowymi, przesuwanymi drzwiami, które odgradzały to pomieszczenie od innych. Przyszło mi nawet na myśl, że pierwotnie było to jedno, wielkie pomieszczenie, które zostało podzielone i tak chyba było. Resztę ścian można by nazwać zwykła, jednak na ich powierzchni znajdowały się niesamowite wzory. Najbardziej w oczy rzucały się gałązki drzewa wiśni, które były ledwo początkiem całego arcydzieła. Gałązki z kwitnącymi i spadającym od wiatru kwitami były na jednej ścianie, a na pozostałych (również tych, gdzie były drzwi wejściowe) ciągnęło się całe drzewo i jego druga strona. W kontach stały dwa drzewka. Jedno małe, trochę dziwne i ustawione na malutkim stoliczku. Drugie było zdecydowanie większe. Wyglądało trochę jak… bamus? Wszystko wyglądało niesamowicie! Był to ewidentnie pokój dzienny, gościnny. Błądziłam oczami po pomieszczeniu. Błądziłam oczami po każdym szczególe i dopiero dziwny ton sensei przerwał to.
-Minęło sporo czasu. – zdjęła kaptur
-Rzeczywiście… Ile to już lat minęło od naszego ostatniego spotkania? 8? – mężczyzna w kimonie uśmiechnął się lekko wypowiadając to zdanie
-Prawie 9… - powiedziała to jakimś takim nieobecnym głosem
-Tak… Rzeczywiście… Prawie nic się nie zmieniałaś.
-Długa historia. Ale… Chyba masz coś, co chciałabym mieć. A raczej odzyskać.
-Tak, tak… trafiło do mnie ledwo rok temu. Pewna osoba pojawiła się u mnie nagle po 7 latach niedawania znaku życia i poprosiła o przysługę. Myślę, że wiesz o kim mówię prawda? – sensei tylko kiwnęła głową – A przysługa… Uznałem, że mogę ją wypełnić. Bo widzisz… Ta osoba przynajmniej wszystko mi wytłumaczyła. A przynajmniej to, co mogła i była w stanie. Cóż… prawdą jest, że zrobienie TEGO zajęło mi sporo czasu, szczególnie jeśli dodać do tego moje obecne obowiązki, ale… jestem z siebie dumny. Nie mniej jednak… - ten dziwak odwrócił głowę w bok, jakby unikając wzroku sensei - Nie mogę zrozumieć… Czemu przez ten rok, nie skontaktowałaś się ze mną? Nie miałem o tobie żadnej informacji, bo ta osoba… nie była w stanie mówić o tym co się z tobą stało. Myślałem, że nie żyjesz, ale… po co wtedy miałbym pomóc TEJ osobie? Nic z tego nie rozumiem… Zawsze ciężko mi było pojąć co tak naprawdę myślisz, ale… Uhh…  Czy… Zerwałaś z nami kontakt?
-Nie… Po prostu…
-Tak więc czemu, nie odezwałaś się ani słowem? – popatrzył na sensei z wyrzutem – Tak ciężko było napisać wiadomość i ją jakoś przekazać?!
Pierwszy raz odkąd tu weszliśmy ktoś podniósł głos… ktoś… ten facet… a ja… nie wiedziałam czemu, ale nie chciałam mu przyłożyć za to, że krzyczy na sensei. W jego oczach widziałam… coś dziwnego. Moje rozmyślania przerwał głos Ayi-samy.
-Przepraszam… - popatrzyłam na nią zdziwiona, ale nim się z orientowałam ona stała już tuż przed tym mężczyzną i… położyła mu rękę na głowie.  – Naprawdę przepraszam. 

***


No i to by było na tyle. Mam nadzieję, że z kolejną notką nie będę miała problemów.

A teraz krótka zapowiedź:


"-Yo! Lao! Dawnośmy się nie widzieli! – za ladą stał około 30 letni mężczyzna o krótko ściętych, czarnych włosach i wąskich, wiecznie zmrużonych oczach. Ubrany był w typowy dla niego strój, który można by zaliczyć do mody chińskiej. Brunet na dźwięk mojego głosu podniósł zdziwioną twarz w moją stronę.
-Kin? C-co ty tutaj…? Nie miałeś przypadkiem…
-To tak się wita znajomego po roku nieobecności?! Phi! Cóż… Przypłynąłem ty z Ayą i…
-Z Ayą?! Jest tutaj i się nie przywitała?! – chłopak przerwał mi
-Pożegnała się z poprzednim życiem… - chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale ponownie mi przerwano
-No nie! A to ona nie wie, że przed przeszłością nie da się uciec i że ta zawsze nas dopadnie?!
-Wie, ale…
-No to co ona wyprawia?!
-Lao, do kurwy nędzy! Daj mi powiedzieć!
Wkurzyłem się nie na żarty. A przyznaję, że nie łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi tak, żebym podniósł głos. Lao jakby zmalał, skurczył się i aż usiadł na stołku.
-Ki-kin?"

"-Mówisz, że ona ma na imię Mia? Czyli tak jak…

-Owszem. Jak Hagane.
-Serio?! – wtrąciła się Mia – Riddle-san naprawdę ma tak na imię?! To czemu nie nazywacie jej tak?!
-Ahh… Nie mówiłam ci? – podrapałam się nerwowo o głowie
-No nie…
-Cóż… "

Mam nadzieję, że narobiłam wam smaka! *evil smile* Jeśli zdrowie mi dopisze, to kolejny rozdział powinien pojawić się 10 maja. Pozdrawiam was bardzo serdecznie! Bye!