wtorek, 25 września 2012

Rozdział 1

-Hmm… Hmm…
Cóż… po dwóch godzinach szukania jakiegoś fajnego miejsca Mia znalazła dosyć… specyficzną restaurację. Z tego co się zorientowałam, prowadzona jest przez mistrza jakieś tam gildii. Dosyć silnej, ale to teraz nieważne. Młoda siedziała właśnie przede mną i kontemplowała wszystkie potrawy jakie są w menu. W końcu załamana jęknęła i uderzyła głową w stół, mrucząc, że nie może się zdecydować. Ehh…
-Jeśli chcesz to zamów wszystko…
-Co?! A-ale ja n-nie mogę! To by było niekulturalne z mojej strony i… - westchnęłam
-Od kiedy ty się takimi rzeczami przejmujesz?
Zielonooka zamilkła poczym uradowana zawołała kelnera. Podszedł do nad jakiś brunet o ciemno niebieskich oczach. Na oko miał z 18 lat. Całkiem przystojny i nawet w moim typie, ale w chwili obecnej nie szukałam faceta.
-Co podać?
Chłopak uśmiechnął się trochę sztucznie. Najwidoczniej nie za bardzo odpowiadało mu to miejsce. Z kolei Mia była w niebie.
-Wszystko poproszę!
Tym razem brunet zrobił zdziwioną minę i już miał odejść kiedy moja podopieczna go zatrzymała. Chłopak znowu przeżył szok.
-Hola, hola panie! Jeszcze chwila… - zrobiła naburmuszoną minę, poczym z uśmiechem zwróciła się do mnie – A ty co zamawiasz?
Westchnęłam. Teraz mina chłopaka wyrażała totalne ogłupienie i mega szok.
-Naleśniki z czekoladą i herbatę owocową.
Mia wyszczerzyła się szeroko i pogoniła kelnera mówiąc, że to wszystko, tylko żeby się pospieszył bo głodne jesteśmy. Ponownie westchnęłam. Normalnie stracę na nią majątek. Żarłok jakich mało. Czasem się zastanawiam czy ona przypadkiem nie ma żołądka bez dna.
Po kilku minutach czekania, na stole znalazły się moje naleśniki i herbata oraz większa część tego co zamówiła brunetka. Dlaczego nie wszystko? Bo się nie zmieściło na stole! Zjadłam spokojnie swoje naleśniki, a Mia? Mia już „wrzuciła” w siebie to, co było na stole i czekała, aż podadzą resztę zamówienia. Cóż… Nie powiem, że nikt tego nie zauważył. Mia wzbudziła niemałą sensację w restauracji. A na dodatek właściciel knajpki był zachwycony i sam podał część dań. O bogowie! Jak ja się cieszę, że nie ściągnęłam kaptura! Normalnie bym się chyba załamała! Dobrze, że jest nawet zimno, bo bym się ugotowała będąc tak ubrana. Cóż… I tu jest kolejna rzecz, która zwracała uwagę ludzi na Mię… Jaka? Otóż moja droga uczennica, pomimo temperatury jaka była na zewnątrz, ubrana była w krótkie, ciemno zielone spodnie sięgające przed kolana i szary podkoszulek z krótkim rękawem. Do tego klapki na nogi i nic więcej. Żadnego swetra, kurtki, płaszcza… Nic! Mia była osobą, której niezależnie od temperatury było zawsze ciepło. Często miałam sytuację, że ludzie (głównie starsze osoby) podchodziły do mnie i wyrzucały mi, że zaniedbuje dziecko itp. Ale kami-sama! Co ja poradzę, że ona nie chce się cieplej ubierać?! Ehh… Mimo tego wszystkiego jakoś nigdy nie mogłam się na nią długo gniewać.
Myślałam tak sobie i myślałam, i najwyraźniej odpłynęłam. Z czego wnioskuję? Gdyż po chwili poczułam jak czyjaś ręka próbuje ściągnąć mi kaptur i marudzi, że jest za niska. Jak się łatwo domyślić była to Mia. Chwyciłam ją z rączkę, posadziłam na jej miejscu i wcisnęłam jej do buzi pączka, którego najwyraźniej zostawiła dla mnie.
-Co ja mówiłam o ściąganiu kaptura?
-Emm… Gomen… No, ale mówię do ciebie i nic! Macham ci ręką i nic! Podsuwam ci pysznego pączka pod nos i NIC! – o! jaki bulwers – Znowu odpłynęłaś!
-Mia… Bo znowu się zapomnisz…
-Hya! Gomenasai!
Ehh… I znowu jesteśmy w centrum uwagi. Jak ja tego nie cierpię! Tylko, ze teraz to JA było obiektem zainteresowania. Cóż… Od początku siedziałam w kapturze, a zamieszanie jakie wokół nas zrobiła Mia sprawiło, że każdy chyba chciał wiedzieć, kto kryje się pod kapturem. Westchnęłam i oparłam głowę na dłoni już lekko zirytowana. Po chwili do moich uszu dotarło czyjś podniesiony głos.
-Idioto! Przestań jeść zamówienia! W pracy jesteś!
Zwróciłam wzrok w tamtą stronę i moim oczom ukazał się owy brunet, którego wcześniej pogoniła zielonooka. Na dodatek był ostro wkurzony. A ofiarą złości był pewien różowo-włosy chłopak, najprawdopodobniej w tym samym wieku. Podobnie jak Mia był ubrany dosyć luźno, mimo iż miał na sobie coś w rodzaju stroju kelnera. Najwyraźniej jemu również było ciepło. A czym była spowodowana awantura? Jak zapewne łatwo się domyśleć z wypowiedzi bruneta, jego towarzysz zjadał niektóre z zamówionych przez klientów potraw. Kolejny głodomor? Po kilku sekundach na horyzoncie pojawiła się czerwono włosa dziewczyna również ubrana w „mundurek”. Zdzieliła chłopaka po głowie i coś do niego powiedziała. I wtedy do moich uszu dotarło jego imię – Natsu… Popatrzyłam na moją uczennicę, a ona z błyskiem w oku popatrzyła na mnie.
-Mia…
-Sensei, czy ten chłopak to…?
-Tak. To on.
-Wyobrażałam go sobie trochę inaczej.
-Yhym…
-Ne… Czy to prawda, że w TEJ gildii jest dużo smoczych zabójców?
-Owszem. A co? Pewnie chciałabyś ich wszystkich poznać co? – uśmiechnęłam się złośliwie
-Hai!
-Ehh… Możliwe, że będziesz miała ku temu okazje.
-Hai!
Dziewczynka uśmiechała się wesoło i wpatrywała w Salamandra z błyskiem w oku. Czerwono-włosa ponownie się odezwał i wnioskując z wcześniejszej wypowiedzi Natsu miała na imię Erza.
-A ty! – tu spojrzała na bruneta – Miałeś go pilnować Grey!
O! Czyli wiemy jak się nazywa kelnerzyna.
-Ne, ne! Sensei…
-Hmm?
-Ty się orientowałaś w ludziach z TEJ gidii, prawda?
-No tak, a co?
-Jak się ci tam nazywają?
-Cóż… Brunet, który przyjmował zamówienie to, jak już słyszałyśmy, Grey. Z tego co mi wiadomo, to na nazwisko ma Fullbaster. Dziewczyna w czerwonych włosach to Erza Scarlet – Tytania. Obok jest Natsu Dragneel – Salamander. Ale to chyba wiesz.
-Hai… Ale nie sądziłam, że ta pani to słynna Tytania.
-Ta… Pozory mylą.
Wtedy pojawiła się kolejna osoba. Mia też ją rozpoznała. Popatrzyła na mnie pytająco i już miała wstać, ale widząc moje spojrzenie zrezygnowała.
Rozmowa wymienionej wcześniej trójki zeszła powoli na nasz temat. Nowoprzybyła osoba również. Uznałam, że pora się zbierać. Wstałam i pieniądze za posiłek zostawiłam na stole. Brunetka wstała za mną, uprzednio uśmiechając się wesoło do właściciela tej jadłodajni. Wzrok wszystkich wlepiony był w nas, nawet kiedy opuściłyśmy lokal. Zaprzestali gapienia się na nas dopiero, gdy zniknęłyśmy za rogiem. Dopiero teraz się zorientowałam, że powoli zmierzchało. Westchnęłam i skierowałam swoje kroki do pobliskiego hotelu. Tak czy inaczej trochę tu zostaniemy. Czy tego chcemy czy nie.
Ostatecznie wynajęłyśmy pokój dla dwóch osób na tydzień. Teoretycznie rzecz biorąc, to mogłyśmy być tu do 3 dni, ale ostatecznie Mia ubłagała mnie, że chce zostać na festiwal, który ma się odbyć za kilka dni. No, a ja biedna cóż mogę poradzić przeciw jej błagającemu spojrzeniu? Nic… no właśnie… uległam jej i zostajemy na tydzień. Na razie…
Weszłyśmy do pokoju, a młoda od razu rzuciła się na to łóżko, które było bliżej stołu. Westchnęłam i zdjęłam płaszcz ukazując długie, obcisłe, czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę z dość sporym dekoltem i rękawem za łokieć. Do tego również czarne buty na wysokim obcasie sięgające mi do kolan. Z tym, że obcas pomimo swojej wysokości szpilką nie był. Był na tyle szeroki, by dało się w nim biegać i by jednocześnie wyglądał elegancko. Mojej podopiecznej od razu zaświeciły się oczy. Matko jedyna! Z tą dziewczyną jej coś nie tak!
-Aya-sama!
-Co znowu?
-Zrobię ci warkocza!!!!
Rozszerzyłam oczy w szoku. Mia już rzuciła się w moja stronę i po chwili zostałam zaciągnięta na łóżko, gdzie moja uczennica męczyła moje kochane włoski. Moje kochane, długie, proste, czarne włoski sięgające mi sporo za tyłek. No… może nie do końca czarne, bo wpadające lekko w ciemny granat, ale cóż… Mia zawsze się śmieje, że to przez kolor moich oczu… a dokładnie rzecz biorąc ciemno niebieski. Dodajmy do tego moją bardzo bladą karnację i częste złowrogie spojrzenie, a otrzymamy „przerażającego, chodzącego trupa”.
I tak oto po wielu długich minutach moje męczarnie się tymczasowo skończyły. Tymczasowo, bo kto wie co tej dziewczynie znowu strzeli do głowy. A skoro już o niej mowa… Mia podziwiała swoje dzieło z zachwytem. Bogowie… Schowajcie mnie przed tą dziewczyną! Załamana ruszyłam to łazienki. Zielonooka od razu poinformowała mnie, że jak zburzę fryzurę do zrobi ją jeszcze raz… I to zdecydowanie dłużej… Ehh… Zamknęłam się w łazience na pół godziny. Nawet krótko jak na mnie. Wyszłam ubrana w sam szlafrok. Czarny! Mój ulubiony kolor… Z włosów wciąż ściekała mi woda. Mia rzuciła mi gniewne spojrzenie i ledwo usiadłam, a ta już zaczęła mi pleść włosy w warkocza. Wiedząc, że niewiele zdziałam, chwyciłam jakąś książkę i pozwoliłam młodej kontynuować. W końcu pozwoliła mi się ubrać i położyć, a sama poszła wziąć prysznic. Ona również lubi siedzieć w wodzie, więc zdziwiłam się kiedy wyszła po 10 minutach całkiem odświeżona.  Położyła się i od razu zasnęła. Patrzyłam się przez chwilę na jej spokojną twarz i odpłynęłam.
Obudził mnie krzyk i hałas. Mia krzyczała przez sen, a po jej policzkach spływały łzy. Wstałam z łóżka i przytuliłam lekko brunetkę budząc ją. Otworzyła oczy i wtuliła się we mnie. Głaskałam ją uspokajająco. Jedenaście lat, a tak wiele przeszła. Tyle wycierpiała…
-Spokojnie. Jestem tu. Nikomu nie pozwolę cię tknąć…
-Yhym… Ariagotu… Aya-sama…
Westchnęłam i usiadłam na jej łóżku, głaskając uspokajająco moją małą podopieczną. Ta zasnęła prawie od razu. Popatrzyłam na zegarek. Była 3:37… Rany… Co za dziecko! Nawet nie zorientowałam się kiedy oczy same mi się zamknęły.

Tym razem obudziły mnie ciepłe promienie słońca. Mia spała w najlepsze, wtulona we mnie. Uśmiechnęłam się i wyplątałam z jej uścisku. Ubrałam się i przygotowałam do wyjścia. Było jeszcze wcześnie. Chwyciłam jabłko i wyszłam zamykając za sobą drzwi tak cicho, jak tylko mogłam. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku budynku Fairy Tail. O tej porze nie powinno tam być zbyt wiele osób.  Utrzymując moje tępo pod bramą znalazłam się po 20 minutach. Wzięłam głęboki oddech i weszłam na teren gildii. Przeszłam przez coś w rodzaju ogrodu i dotarłam do „świetlicy”. Drzwi do budynku były otwarte. Weszłam cicho i pomimo iż miałam obcasy nikt mnie nie usłyszał i nie zwrócił uwagi na moją osobę. Co zresztą było mi na rękę. Rozglądnęłam się po sali i wyłowiłam wzrokiem poszukiwaną przeze mnie osobę. Wtedy zauważył mnie jakiś blond włosy chłopak. Z tego co się orientuje Laxus z Raijinshuu – wnuczek obecnego mistrza. Zmarszczył brwi wpatrując się w moją osobę. Zignorowałam go. Zresztą i tak mam na sobie płaszcz z kapturem. Po chwili jego spojrzenie zauważyła inna trójka magów. Pozostali „bogowie gromów” podążyli za jego wzrokiem i teraz wpatrywało się we mnie czworo wróżek. Ja jednak dalej patrzyłam na TĄ osobę. Ruszyłam w tamtym kierunku jednak uniemożliwiły mi to latające… lalki? Popatrzyłam na tego, który włada tą magią – Bixlow. Bogowie ruszyli w moim kierunku, a lalki zaskrzeczały do mnie.
-Kim jesteś?!
-Czego chcesz?!
-Po co przyszłaś?!
I w ten oto sposób wszyscy obecni w gildii magowie zamilkli i popatrzyli na mnie, dopiero teraz zdając sobie sprawę z mojej obecności. No zajebiście! Westchnęłam.
-Więc?!
Tym razem odezwał się Natsu. Chociaż słowo odezwał powinnam raczej zastąpić ”wydarł się”. Kami-sama! Nikt tu głuchy nie jest! Jęknęłam cicho i zatkałam sobie uszy mrucząc, coś o zbyt wysokich decybelach jakie wydaje ten chłopak. Tytania zgromiła go wzrokiem, jednak ponownie przeniosła swoje spojrzenie na mnie.
Przede mną pojawił się niski staruszek – mistrz Makarov.
-Kim jesteś i czemu zawdzięczamy twoje przybycie?
Popatrzyłam na niego i westchnęłam, a następnie odpowiedziałam. A raczej mruknęłam na tyle cicho by tylko on usłyszał.
-Proszę się nie przejmować moją obecnością. Ja tylko na chwilę. Chciałam się tylko spotkać z pewną osobą, która należy do tej gildii…
-A któż to taki?
-J… er.
-Kto?
-Nie ważne… Zaraz mnie tu nie będzie.


***

I tym oto sposobem kończymy pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podobało. Za wszelkie błędy przepraszam, a notkę dedykuję Fadziulce oraz Yuuki Shi Kurama. Fadzik za to, że w pewien sposób już od dawna namawiała mnie do założenia bloga i również pisze swojego o FT. Na dodatek jako jedna z dwojga pierwszych osób skomentowała PROLOG. A Yuuki... za to, że również zostawiła po sobie pewien ślad. 

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Pozdrawiam serdecznie i do następnej!

niedziela, 23 września 2012

Prolog

Magnolia. Miasto, w którym znajdują się jedne z najpotężniejszych gildii. Dawno tu nie byłam. Cóż… według moich informacji w tym mieście ma siedzibę Fairy Tail. A tam… obiekt moich poszukiwań. Ciekawe czy mnie jeszcze rozpozna? W końcu minęło tyle lat... A ja naprawdę się zmieniłam. Zarówno z charakteru, jak i z wyglądu. Życie odcisnęło na mojej duszy swoje ślady. Niewidoczne blizny…
-Aya-sama!
Moje rozmyślania przerwała mała jedenastoletnia dziewczynka. Jej nienaturalnie zielone oczy wpatrywały się we mnie z lekkim niepokojem. Mia. Mała, słodka Mia. Moja kochana podopieczna, która zawsze swym uśmiechem potrafiła podnieść mnie na duchu. Uśmiechnęłam się.
-O co chodzi moja droga?
-Idziemy w stronę portu! Gildia jest w drugą stronę! – Dziewczynka zmarszczyła śmiesznie brwi. – Znowu się czymś zamartwiasz i o bożym świecie zapominasz!
-Wybacz, wybacz… Po prostu złapała mnie nutka nostalgii. Nie przejmuj się.
-Powiedzmy, że ci wierzę… Ale jak następnym razem będziesz się zamartwiać, to ja cię już tego oduczę!
Popatrzyłam na nią w lekkim szoku. Jej oczy wyrażały ogromną determinację, a krótko ścięte czarne włosy, sięgające ledwo do połowy szyi z prosto ściętą grzywką, falowały jakby na wietrze. Problem w tym, że wiatr nie wiał. Szybko zorientowałam się co się dzieje.
-Hai, hai… Tylko bardzo cię proszę… Panuj nad swoją magią.
Dziewczyna zaczerwieniła się i zaczęła przepraszać mnie pod nosem. Prawdę powiedziawszy Mia jest naprawdę potężna. Może się wydawać słaba, niegroźna, wręcz nieszkodliwa, ale tak naprawdę to bardzo potężny mag. Niestety nie do końca panuje nad swoje energią magiczną, przez co gdy się zapomina takie są właśnie efekty. A czasami nawet gorsze… Postanowiłam, więc, że mogę zostać jej nauczycielką. A ona? Cóż… Na wszelakie sposoby okazywała mi swoja wdzięczność. I wciąż to robi. Stara się jak może, żeby zadowolić oczekiwania swojego sensei.
Nie chcąc by młoda czarodziejka dalej zamartwiała się swoją nieostrożnością, ruszyłam dalej. Mój czarny długi płaszcz zafalował, a kaptur bardziej nasunął mi się na głowę. Brunetka szybko się opamiętała i ruszyła za mną. Rozglądała się niepewnie i w końcu postanowiła się odezwać.
-Emm… Sensei…
-Tak?
-To my nie idziemy do gildii?
Cóż… Aby iść do gildii powinnyśmy skręcić przed chwilą w lewo, a my szłyśmy prosto. Zaśmiałam się.
-Nie! Najpierw idziemy coś zjeść!
W oczach małej zaświeciły się gwiazdki. Wspominałam już, że to żarłok? Może i jest mała, szczupła, dosyć niska i niepozorna, ale potrafi pochłonąć naprawdę sporą ilość jedzenia.
-To chodźmy szybciej!
Mia pobiegła przodem, a ja westchnęłam cicho. Czas na chwilę odpoczynku w jakiejś fajnej knajpce.

***

Ekhem! Mam nadzieję, że się podobało. To tyle jak na dziś. Wiem, że prolog wyszedł krótki, ale to prolog. Dalsze notki będą dłuższe. A skoro już mowa o kolejnych rozdziałach... to pierwszy powinien się pojawić już wkrótce. Pozdro i do następnej notki!